Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2012, 14:55   #168
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zabawnym było słychać jak Ekkehard rozporządza się tym czego nie ma, jak obiecuje to czego dać nie może. Jak karmi pustymi obietnicami, w zamian żądając konkretnych głów.
Giordano uśmiechnął się niemalże szyderczo.- Ach... gładko machacie tym językiem mości Ekkehardzie, ale ja nie chłopiec na posyłki. I na lep gładkich słówek mnie nie złapiecie. Wolę jakiś dowód dobrej woli z waszej strony. Bo nie zwykłem pracować za czczą gadaninę.
- Wiedza, że ojciec twój jeszcze jednego syna miał, jego miano i miejsce przebywania wystarczy? - rzucił lekko Uzurpator.
-Nie słyniecie ze szczerości.- stwierdził krótko Giordano. -Chcę dowodu, a nie słów na wietrze.
Kolejny syn? Zważywszy na wiek starego Zeloty, mógł mieć całe tabuny synów. A wiedza o drugim potomku mogła być zarówno bezcenna jak i bezwartościowa... Mogła też być zwykłym kłamstwem. Bo cóż było dla Tremere na poczekaniu zmyślić tożsamość Hamilkarowego potomka?
- Dowód? Jakiż może być dowód, że prawda opuszcza usta mówiącego? Mówiąc, już oddaję to, co mógłbym sprzedać... Dobrze więc. Oto skrawek prawdy. Syn Hamilkara, o którym mówię, przebywa w okolicach Ferrolu i choćby Mendoza urwała staremu głowę, będzie ciągnął to, co razem czynić zaczęli. Może zresztą nie “choć” lecz “szczególnie”...
-Ot, blotki masz w dłoniach Tremere.- uśmiechnął się ironicznie Giordano.- Chcesz mnie kupić, tym co twoja pobratymczymi może darmo wydusić z Hamilkara, czyż nie? I to nie tylko “darmo” ale i z “przyjemnością” wydusi. Wszak kobiecy ród z mściwości słynie.
Ekkehard ryknął śmiechem. Kraaaa, kraaaa, słyszał Giordano w tym rechocie, kraaaa, kraaaa.
- Krótko lubo wcale żeś znał rodzica swego, skoro twierdzisz, że w sprawie potomstwa swego on komukolwiek języka popuści.
-Zobaczymy.- stwierdził krótko Zelota. Tremere jakoś nie wydawał się kimś wiarygodnym w jego oczach.
Tremere go nie podszedł, jego słowa nie miały wartości dla Giordano. Były puste.
Zemsta? Młody Brujah zastanawiał się jaką ma słodycz... Zemsta była kobiecą domeną, zawsze. On sam po prostu ściąłby “ojcu w ciemności” głowę, a opróżnione z juchy truchło oddał na pożarcie słońcu.
Primogenka Tremere jednak posunie się w swej zemście dalej i uczyni ją okrutniejszą.
Hamilkar będzie cierpiał bardziej niż Giordano mógłby to zaplanować. I Zelota nie widział powodu by jej odbierać tej radości. Chciał wiedzy i tą Graziana z pojmanego wampira wyciśnie.
Bo choć Włoch był wojakiem, to nie miał w sobie zacięcia do katowskiej roboty i nie wiedział jak wycisnąć wiedzę z martwego przecież ciała Hamilkara.

Do zboru Włoch poszedł wraz z Dolores. Cyganka jakimś cudem przekonała go do swego towarzystwa tym wykorzystując swe dyplomatyczne sztuczki i kobiece talenta. Giordano nie był wszak starym wampirem, nie umarły w nim jeszcze odruchy i nawyki żywych.

Gargoyla - ta najpaskudniejsza ze wszystkich, jakie Giordano miał okazję oglądać w tutejszym zborze, warknęła na Dolores. Cyganka stężała i wtuliła się w bok Zeloty, dusiła jego rękę kurczowo i Włoch miał wrażenie, że zaraz z przestrachu wskoczy mu na plecy.
- Ghulica? I pewnie kurwa, wielce z przesłuchaniami obznajomiona? - warknęła gargoyla i skrzywiła się z rozbawieniem. - Coś nie widzi mi się, nie widzi...
I przysunęła się jeszcze bliżej, napawając się strachem, jaki jej morda budziła w dygocącej dziewczynie. Dłoń Giordana spadła na rękojeść miecza. Ledwie próg domu Tremere przestąpił, a już mu w twarz plują.
- Jokasta! - głos jak trzask bicza osadził potwora na miejscu. Manuel de Amaya stał na szczycie schodów, samotny jak latarnia. - Jokasta, na wieżę!
Astrolog zszedł ze schodów, i wtedy gargoyla Graziany nie dość, że nie poszła natychmiast wypełnić rozkazu, to jeszcze kłapnęła w jego kierunku paszczą pełną ostrych jak noże zębów. Giordano zamarł.
Nie zobaczył ciosu. W jednej chwili ręce astrologa spoczywały ukryte w rękawach, a w drugiej już nie. Jokasta tarła gębę, po szarej skórze pociekła wąska stróżka krwi.
- Na wieżę - powtórzył astrolog, cicho już tym razem, bo stał tuż obok i nie musiał podnosić głosu. Odprowadził spojrzeniem oddalającego się potwora i odwrócił się na powrót do primogena Zelotów i jego nieoczekiwanej towarzyszki.
-Dom Tremere wita primogena. - powitał gościa Manuel lekkim skinieniem - Zapytam, czemu obecność tej niespodziewanej osoby ma dziś służyć? Jaki powód, by Dom miał ją do swych spraw dopuścić?
-Niespodziewanej? Moja wizyta powinna być jak najbardziej spodziewana. Przyszedłem na przesłuchanie więźnia, o czym przełożona zboru dobrze wie. Wszak sama mnie zaprosiła...- syknął gniewnie Giordano spoglądając wprost w oczy Manuela. Spoglądał dumnie i gniewnie zarazem.- Pamięć Tremere chyba nie jest tak krótka, że zapominają wydarzenia z wczorajszej nocy i... długi jakie wtedy zaciągnęli?
- Dom Tremere nie zapomina nigdy. - wytrzymał spojrzenie astrolog - Ani zasług, ni przewin. Zapraszaliśmy wszelakoż Ciebie, nie twoją...świtę. O nią pytam.
-To moja ghulica.Nie mów mi, że przy całej tej bandzie latających maszkar Dom Tremere boi się jednej cyganki i będzie o nią raban robił?- spytał Giordano uśmiechając się wręcz... ironicznie.
Dolores po odejściu gargoyli odzyskała rezon i odwagę. Teraz też spojrzała krnąbrnie i wyzywająco na astrologa, wysuwając z lekka obelżywie brodę.
- Bezbronnej niewiasty - uzupełniła i uniosła w górę ręce. Oprócz sprowokowania łoskotu bransolet osuwających się na łokcie gest ten rozchylił spowijającą ją barwną chustę, wystawiając na oczy Manuela niemało ściśniętych gorsem sukni wdzięków. Widok ten robił zapewne piorunujące wrażenie na śmiertelnych, i tam właśnie szukaliby broni. Manuel zaś zyskał pewność, że gdziekolwiek rzekomo bezbronna Cyganka chowa sztylet, nie jest to dekolt jej sukni.
- Strach to nie jest dobre słowo. - odparł uprzejmie Gaudimedeus - Troska. Nie o dłonie tu chodzi, lecz o język.
Pokazał ręką kierunek, w dół schodów.
- Jeśli głowa zboru będzie życzyć sobie jej obecności, może być obecna. Jeśli nie, mamy tu alkierz dla oczekujących i dobre wina. Tymczasem zapraszam do piekieł, będę waszym przewodnikiem. Tędy.
Giordano ruszył ostentacyjnie opierając lewą dłoń na rękojeści miecza. Idąc obserwował Manuela, skupiał wzrok na jego twarzy. Starał się odczytać z jego oblicza emocje gdy mówił cicho, tak by tylko uszy Manuela wychwyciły te słowa.-Błazen. Król. Czarownik. Panna Zdrada. Wierszokleta. Ptasznik. Mówią ci coś te słowa... Astrologu?
- Oczywiście...- cicha odpowiedź była prawie westchnieniem. - Nie...Nie teraz.
Gaudimedeus stawiał ostrożnie stopy na kolejnych kamiennych stopniach.
- Ostrożnie, tu niski strop! - ozwał się trzy razy głośniej, a echo poniosło jego głos po podziemiach. Przeszli pod wiszącymi ostrymi zębami podniesionej kraty i szli niżej. Wilgoć była coraz bardziej odczuwalna. Wreszcie stanęli przed grubymi okutymi żelaznymi sztabami drzwiami. Rozległ się brzęk długich jak noże kluczy, to Manuel wyciągnął zza pazuchy pęk starego żelastwa i wyszukiwał właściwe.
- Pani Graziana przykazuje grzeczność przy przesłuchaniach. - mówił głośno, zgrzytając już kluczami w zamku - Grzeczność i rewerencję. W naszym domu staramy się żyć w blasku tych cnót, od gości wymagamy tegoż samego.
-Grzeczność przy przesłuchaniach?- usta Giordano przybrały ironiczny wyraz.- Przyznaję, nad wyraz ciekawy sposób zmiękczania więźnia. Chętnie zobaczę go w praktyce.
Młody Zelota, choć nie przyznałby się do tego przed Tremere, to jednak nie znał się w ogóle na torturach i wyciąganiu zeznań z żywych istot, a tym bardziej z nieumarłych.
Astrolog obrzucił go wzrokiem, który najłatwiej chyba byłoby określić jako dziwny. Otworzył pchnięciem ciężkie odrzwia, od wewnątrz powiało jeszcze większym chłodem.
- Prosimy. - wykonał gest otwartej dłoni przesuwającej się szerokim łukiem ku czeluści.
I Giordano ruszył do przodu wchodząc do owej “więziennej otchłani”.


Graziana Mendoza zmierzyła Cygankę spojrzeniem od stóp do głów.
- Giordano di Strazza oddał Domowi Tremere wielkie zasługi. Dom Tremere wita w swych progach zarówno Primogena, jak i osobę, którą darzy on zaufaniem.
Ale co Dom Tremere sobie o niej i o nim pomyśli, to jego, przebiegło przez głowę Giordana.
Przebiegło niczym strzała i pomknęło dalej. Pies z kulawą nogą trącał sądy Tremere. Pies ów także sikał na ich antypatie i sympatie. Młody Zelota nie wątpił, że Uzurpatorzy wbiją w jego plecy sztylet, gdy będzie im się to opłacało. I to bez względu na to jakie uczucia żywić będą względem niego. Między nieumarłymi nie uczucia, były ważne a interesy. Uczucia są dobra dla żywych. Truposzom pozostały jedynie wspominki i intrygi.
W piwnicy cuchnęło... Giordano spodziewał się, nie wiedzieć czemu, stęchłego zaduchu zepsutej krwi, jak w domu Rabii. Jednak piwnice Domu Tremere, który z taką rewerencją go gościł, wypełniał inny zapach. Mdły, bo uwięziony w zamkniętych pomieszczeniach zapach morskiej wody.
Hamilkara przykuli do ściany. Nieprzytomny, wisiał wśród grubych łańcuchów z rękoma wykręconymi pod niemożliwym kątem, więc pewnie wyrwanymi ze stawów. Jego twarz skrywały pokryte brudem i zaschłą krwią włosy. Nie poruszał się. To mój ojciec, nagła myśl zakuła serce Giordana. Mimo wszystko, to mój ojciec.
I zabójca brata. I ten który doprowadził do upadku jego rodzinę. I powód jego tułaczki. I obecnych mieszanych uczuć. Ale to wszystko to było marność nad marnościami w obliczu upiornego okrętu.
Słudzy wnieśli za nimi pochodnie, światło pełgało na solnych zaciekach. Wtedy Hamilkar uniósł twarz. Chociaż była opuchnięta, chociaż nawet zęby było mu widać przez rozerwany policzek, spojrzenie nadal miał dumne i harde. Musieli go bić... musieli go tłuc przez resztę poprzedniej nocy, a nie wiadomo, czy i nie przez część dnia. Nie zaleczył się, i Giordano mógł tylko domniemywać, czy to dlatego, że oszczędzał krew, czy dlatego, że chciał... aby Giordano zobaczył, co z nim zrobili.
- Wiedźma - odnotował. - Mały czarownik. I gówniarz, co się dał Labrerze ubrać w buty primogena. A witam. Rozgośćcie się. Wybaczcie, że ręki nie podam - zagrzechotał łańcuchami.
- Gdzie jest Aznar Idoya? - warknęła Graziana.
- Gdzie, gdzie... a pewnie tam, gdzie go zostawiłem. W wąwozach.
- Gdzie?
- Łowisz płotki, wiedźmo, w swojej dłubance z kory. A płynie na ciebie galeon. Nawet jak cię zobaczą z pokładu, sądzisz, że zmienią kurs?
Na twarzy Giordano pojawił się uśmiech.
Hamilkar chciał mu dopiec? Chciał zranić jego dumę? Czym? Przecież młody wampir sam doskonale sobie zdawał sprawę z tego kim jest dla Labrery i że ów tytuł jest nie wart splunięcia.
Stary Zelota nie bardzo się wysilił. Z drugiej strony obecna sytuacja pewnie mu stępiła ostrze złośliwości ukryte w języku.
-Spodziewałem się... więcej po tobie Hamilkarze. Galeon płynie, a wy tu się kąsacie jak szczury zagonione w kąt przez kota. Ostatecznie, co za różnica który szczur zasiądzie na tronie księcia, skoro kot... i tak wszystkie pozabija?- splótł ręce razem spoglądającz góry, dosłownie i w przenośni, na swego ojca w ciemności.
- Nie jesteś stroną w tej... - Hamilkar zakołysał głową, jakby kupował czas potrzebny na namysł, na znalezienie właściwego słowa - ... tej walce.
- Już jestem. Już jestem, bo wiem że ten okręt to plaga i na ludzi i na nas. Dość się nasłuchałem o tym co się działo w Castro los Mauros, by wiedzieć po której stronie stanąć.- rzekł w odpowiedzi Giordano.- Wystarczająco dużo... by wybrać dobrze. Te wasze swary o tron książęcy to dziecięce igraszki, przy intrydze Mehmeda. Jak długo możecie być ślepi, na to co się dzieje dookoła ? Świat nie kończy się na Ferrolu, ale też i dzięki wydarzeniom z Ferrolu skończyć się może.
- Zatem wiesz wystarczająco dużo... by cię odnaleźli, i wyrwali tę wiedzę, razem z życiem. Wiedząc zaś, ciągle kroczysz jak dziecko. Otwórz oczy i rozejrzyj się. A potem mi powiedz, czy tego świata wokół nas nie trzeba zatrzymać. Czy nie trzeba go zniszczyć, by stworzyć na zgliszczach nowy i lepszy.
Graziana milczała. Skubała haft na rękawiczce, i choć oczy nadal miała twarde i złe, coś w skrzywieniu jej ust mówiło, że się waha.
-Malafrena...Celestin Inigo...Mehmed...- wyliczał Giordano na palcach.- Potwory, które nawet nas wampirów przerastają okrucieństwem. Kiepski to wybór demiurgów. Może i ten świat zły, może i trzeba go obrócić w perzynę, ale wierz mi... Oni nie zbudują lepszego, ino gorszy. Ali syn Yosufa to wiedział. I wiesz co... ? Nie ma go z nimi.
Spojrzenie Włocha nie skupiało się na Hamilkarze, ale... na Grazianie właśnie. Bowiem zdawał sobie sprawę, że wyjawił to czego ona zapewne nie wie. I ciekaw był jej reakcji.
Szok odbił się na twarzy możnej Tremere aż nazbyt wyraźnie. Zadziwiające było to, jak szybko się opanowała, wygładziła swą twarz i obróciła się do Giordana. Zadziwiające, jak nagle jeden z przesłuchujących stał się przesłuchiwanym.
- To nie jest możliwe. Skąd to wiesz?
Zanim jednak Giordano zdążył odrzec cokolwiek, w piwnicy rozbrzmiał cichy głos Manuela Amayi.
- Ach, więc to na taki lep dałeś się wziąć, niezłomny Hamilkarze...- ozwał się tymczasem nieoczekiwanie astrolog, przypatrujący się rzeczy spokojnie spod ściany - Rewolucja...Nowy wspaniały świat...Powinieneś słuchać swojego potomka, który mimo że nie ma na karku tylu wieków, już zrozumiał to, czego większość waszego klanu do końca dni zrozumieć nie chce. Rewolucja, jako Saturn, własne dzieci pożera. Każdy nowy świat okazuje się gorszy, jeszcze bardziej krwiożerczy niż stary. W każdej rewolucji znajdą się fanatycy, którzy dadzą się omotać idei, która jest i będzie iluzją jeno. Niczym więcej.

W chwili, gdy to mówił, gdy słowa ciągle płynęły z jego ust, przed oczami Manuela, niechciane i nieproszone, lecz nachalne i niedające się zignorować, stanęło wspomnienie Mewy... “Sokół mówił - jest światło w ciemnościach”. Jak łatwo dajemy się omotać, jakże chętnie. Najlepsze kłamstwo to takie, w którym słuchający widzi własną prawdę. Żyjemy setki lat i tworzone przez nas iluzje płyną w noc, po czym wracają, by parzyć się ze sobą w ciemnościach jak zwierzęta i wydawać na świat swoje dzieci. Potem, gdy lata miną, któż dojdzie, kto i i w czym skłamał po raz pierwszy.
- Jak na razie, jednego mamy tu potwora, i jednego rodzica dzieci, które pożera - wysyczał Hamilkar. - Moje. Dom Tremere jednak idzie z suką z Oka łeb w łeb. To mi chcesz w oczy cisnąć, wiedźmo? Tak chcesz skłonić do rozwarcia gęby? Gadaj, albo zabijemy ci syna?
Graziana wygładziła fałdy sukni, zsunęła rękawiczki z białych dłoni.
- Jak na razie - wskazała zimno - jeden potwór uderzył tu w Dom Tremere i jego członków, jeden potwór trzyma nas w cieniu swojej armii, co lada dzień zacznie nam wyć jak wilcy pod murami. Ty. A co do argumentu potomka... - jej spojrzenie prześlizgnęło się po Giordanie - przeszło mi to przez myśl raz czy dwa...
- Jeden potomek mniej, jeden więcej. Dom Tremere wie o kolejnym twoim potomku Hamilkarze. Tym znajdującym się gdzieś w mieście. Ale chyba... nie cały Dom.- Giordano mówiąc te słowa bezczelnie się uśmiechał do Graziany. Tremere przymrużyła oczy, obróciła się lekko, by jej suknie zasłoniły widok przykutemu do ściany Hamilkarowi, i oszczędnym, dyskretnym gestem wykonała znak cięcia. Nie. Nie ciągnijmy tego. Giordano zmienił temat i zwrócił się wprost do Hamilkara.- A co do Cykady. Spory Gangreli z tutejszymi Brujah, nie są twoim ni moim problemem.
- Czyim w takim razie? I ty się Zelotą nazywasz, niedorobiony fircyku? Ta suka zabiła mego syna... i jak widzę, nie był to jedyny, którego mi zabrała.
- Ona zabiła twego potomka, Zeloci zabili jej...Jedyne co robicie to się zabijacie.- niemalże warknął Giordano pocierając czoło i przymykając oczy. -Ale wiecz co...? Jesteście żałośni w tym całym zaślepieniu. Teraz bowiem dzieją się ważniejsze rzeczy, niż te wasze małostkowe zatargi. Ważniejsze niż twoja, moja czy też jej zemsta. Zniszczcie galeon... zniszczcie te przeklęte plugastwa, zanim one pogrzebią i was i wasze zatargi. A potem... możecie się mścić i mordować nawzajem, ile wam nieżycia starczy. Wiesz czego mnie nauczył pobyt w tym mieście? Że są istotniejsze rzeczy na świecie niż zemsta!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline