Wybuch w zamkniętym pomieszczeniu ogłuszył go niemal zupełnie. Zdawał sobie z tego sprawę, próbował nawet zacisnąć ręce na uszach ale granat rąbnął z siłą wysysającą powietrze z płuc. Pociemniało mu przed oczami. Dzwonienie w uszach było dobrym znakiem, bębenki nie poszły i może za parę godzin słuch wróci do normy. Spojrzał na miejsce wybuchu... On ciągle żył głowa patrzyła z nienawiścią, ale Boone szybko odwrócił wzrok. Trzeba będzie skurwiela spalić. Spopielić, unicestwić raz na zawsze.
- Nic ci nie jest?! – wrzasnął nie kontrolując siły głosu przez dzwonienie w uszach, ale zaraz przypomniał sobie że przecież Sally zniknęła. Kobieta którą pociągnął za sobą kuliła się na ziemi, z uszu wypływała kropka krwi. Patrick wstał i podniósł swoją broń.
Facet, który próbował go ostrzec wcześniej przed mocą jaszczura złapał jakiś metalowy szpikulec z podartej wybuchem blachy i ruszył w jego kierunku. Boone wrzasnął znowu:
- Rzuć to!! Ani kroku, słyszysz!! – zarepetował broń wprowadzając nabój do komory i cofnął się o krok w kierunku ściany.
On wiedział, próbował mu pomóc. Spojrzał w szalone oczy mężczyzny. Zamierzał postrzelił go w ramię z trzymaną bronią, gdyby nie posłuchał i nie zatrzymał się. |