Summers :Wumpscut:-Maiden - YouTube
Wymierzył, ze zdumieniem widząc, jak bardzo drżą mu ręce. Cel – Kishler – otoczony dziwaczną luminacją. Oko, ramię, zwolnił spust w tej samej chwili, kiedy bestia z boku rozwaliła szkło z przyprawiającym o dreszcze łoskotem.
Nie trafił! W ostatniej chwili musiał zadrżeć. A może to pokład jego okrętu, albo tego, na którym stał Niemiec zakołysały się od jakiejś fali. To nie było ważne, bo pocisk nie trafił do celu.
A na poprawkę nie miał już czasu, bo do sterówki wdzierała się już skrzydlata, żądna krwi, bestia.
Summers wymierzył w jej stronę. W ostatniej dosłownie chwili zarepetował broń, kiedy potwór przeciskał się przez rozwalone okno i posłał kulę niemalże z przyłożenia prosto w czaszkę bestii. Trysnęła czarna posoka, a w łbie monstrum pojawiła się potworna dziura.
Jednak nawet z kulą w czaszce potwór nie zaprzestał swoich prób wdarcia się do środka.
Nadszedł czas na plan B. Granat poleciał w stronę potwora, a Summers popędził w dół, drogą, którą tutaj się dostał. Zdążył zsunąć się po drabinie, kiedy nad nim rozległ się potężny huk eksplozji. Luke zachwiał się i poleciał na ścianę. Zderzył się zranionym barkiem z pordzewiałą stalą.. Zabolało, jak cholera i żołnierz na chwile osunął się na podłogę.
Harikawa
Harikawa był wysportowany, a maszt – jak się okazało – dość szeroki. Ale niestety śliski. Porośnięty morskimi glonami i mokry.
Yametsu jednak popędził, rozkładając ręce dla złapania równowagi. Zwinny niczym czarna pantera. I byłoby mu się zapewne udało, bo dystans nie był zbyt oszałamiający, gdyby nie skrzydlate monstrum, które zapikowało z nadzwyczajną sprawnością w jego kierunku.
Aby ratować skórę Harikawa zanurkował, stracił równowagę i poleciał w dół.
W chwilę później zamknęły się nad nim słone, wzburzone wody oceanu.
Po krótkiej chwili konsternacji i paniki żołnierz odzyskał panowanie nad sobą.
Boone
Nieznajomy szaleniec nie posłuchał go. Więc Boone nie miał wyboru. Wystrzelił, trafiając go w ramię. Postrzał odrzucił szaleńca w tył.
Boone uśmiechnął się i wtedy, znienacka poczuł ból w stopie, tak silny, że krzyknął opuszczając broń.
To była pobita kobieta. Wbiła mu kawałek jakiegoś stalowego badziewia prosto w stopę.
Zadziałał instynkt i gniew. Kolbą zdzielił zdradzieckiego babsztyla w głowę. Nie na tyle silnie, by zabić, ale by pozbawić przytomności.
Potem spojrzał w dół, na bucior, z którego wylewała się krew.
- Kurwa mać – zaklął paskudnie dając upust bólowi i wściekłości.
A potem zobaczył, jak drzwi do pomieszczenia, do których wcześniej ktoś łomotał, otwierają się powoli i staje w nich .... „Postman”.
- Kurwa mać – powtórzył Bonne, tym razem z niedowierzaniem.
Noltan, Dempsey, Yoshinobu
Noltan był półprzytomny, kiedy przepoczwarzony Dempsey pochyli się i ujął go pod ramię pół ciągnąc, pół wlokąc w stronę drzwi, które w tym czasie Sakamae otworzyła zdobycznym kluczem.
Noltan otrząsnął się z oszołomienia. Wiedział, czego od niego oczekują.
Wszedł pierwszy.
I ujrzał pomieszczenie w totalnej dewastacji. A w nim ... pulsujący, zmieniający barwę i kształt kryształ ustawiony na kamiennym, wyglądającym na prastarym cokole.
Dopiero po chwili ujrzał nieruchomych Patryka i Annę oraz ... oraz zwiadowcę Boone’a.
I jego cień.
Cień wielki, skłębiony, nieludzki, potworny.
Żywy i dziki.
Dean
- Nie zgadzam się.
Tyle stanowczości w jednym zdaniu. Czy jednak poczwara przejęła się nim? Czy rozumiała Sally Dean? Czy przejmowała się jej zdaniem?
Tyle pytań, lecz żadnej odpowiedzi. Bo odpowiedzi, te szczere i prawdziwe, są darem znanym nielicznym. Czy była ofiara japońskich oprawców miała jakikolwiek głos ? Jakikolwiek wybór?
Liczyła na to, że tak.
Nagle stwór znikł, a na jego miejscu ujrzała japońskiego
dzieciaka, z innym, jeszcze mniejszym i chyba okaleczonym na plecach.
Chłopiec spoglądał w jedną stronę i Dean odruchowo zerknęła w nią również.
To co ujrzała sparaliżowało ją na moment. Widziała potężną eksplozję, tony dymu i pyłu unoszące się w górę w
kształt monstrualnego grzyba.
Zamarła. Widziała burzone podmuchem domy, ginących ludzi, po których pozostawały jedynie ... cienie na ścianach. Widziała innych – poparzonych i konających w męczarniach. Tysiące ludzi zabitych jedną potężną eksplozją.
-
Rozwijacie się – czyżby w „głosie” potwora pojawiła się ironia. –
A teraz? Czy nadal uważasz, że taki gatunek zasługuje na istnienie?