Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-12-2006, 17:52   #28
Sir_herrbatka
 
Reputacja: 1 Sir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputację
Poczułem się nagle rozbawiony całą sytuacją. Zacząłem liczyć w myślach starannie kolejne dźwięki a gdy zorientowałem się, że znam już całą melodię uśmiechnąłem się.

Myślałem, że zaraz wybuchnę śmiechem ale to chyba byłoby najgłupsze co mógłbym zrobić.

Zamiast tego cichutko wydobyłem broń. Położyłem długą klingę na ziemi, nie oderwałem jednak dłoni od rękojeści. Poczekałem jeszcze kilka chwil by zorientować się dokładnie skąd wypływa...

Echo w podziemiach bywa zwodnicze.

Gdy już poczułem się pewnym skąd dopływa mnie ta piskliwa muzyka wstałem najciszej jak tylko potrafiłem i ostrożnie ruszyłem, nisko pochylając się do ziemi w kierunku źrudła dźwięku.

Miecz trzymałem ostrzem do tyłu. Aby nie okazać wrogich zamiarów ale przy tym mieć go pod ręką.

Przez głowę przebiegła mi myśl, że to co robię jest równie głupie jak śmiech a ten martwy goblin to potwierdza...

Dźwięki zdawały mi się raczej zwierzęce i jakby przytłumione. Podążałem za ich źródłem zaciekawiony, chociaż w podmroku ciekawość dotycząca zwierząt wydające jakiekolwiek dźwięki bywa zabójcza dla głupców...

Sam nie uważałem się za głupca...

To akurat zrewiduje przyszłość...

Syknąłem cicho uciszając głosy w mojej głowie. Gdy ponownie spojrzałem gdzieś indziej niż tylko wewnątrz siebie stałem już u wylotu korytarza. Wznosił się on w górę i rozszerzał aż zamieniał się w grotę. Starą grotę pełną nacieków i... właśnie uświadomiłem sobie, że wciąż słyszę te piski, wypełniały one grotę echem, zdawały się dochodzić zewsząd.

Całe rzycie spędziłem w podmroku, świecie korytarzy i jaskiń, takich jak te i innych: większych lub mniejszych. Znałem je wszystkie, wiedziałem jak odbija się dźwięk od surowej, szorstkiej skały podobnej do tej a jak od fasady budynku która została oszlifowana i dziwnie zagięta...

Trzy głosiki wirujące w szybkiej melodii, dochodziły zewsząd co oznaczało tylko tyle, że ich źródła znajdują się ponad mną. Zrozumienie tego nie wymagało wysiłku, było to równie naturalne jak to, że płynąca woda żłobi skałę, lub śmierć...

Każdy w końcu umiera...

Stłumiłem słowa w mym umyśle i wzniosłem wzrok ku górze. Nie zobaczyłem tam nic poza większymi i mniejszymi, ciemniejszymi i jaśniejszymi ale wciąż tylko cieniami.

Byłem ciekaw chociaż wielu było ciekawych przed mną a wszyscy są już martwi...

Każdy w końcu umiera...

Szepty... Czemu nawet gdy jestem samotnym nie mogę być sam?

Sięgnąłem po lutnię, bo byłem ciekawy. Powtórzyłem melodię wygrywaną przez głosy bo także byłem ciekawy.

Dziwny, płaczliwo-krzyczący ton lutni jest już chyba moją drugą naturą bo wydaje mi się tak oczywistym, że zaskakuje mnie reakcja moich słuchaczy którzy spotykają się z moją muzyką po raz pierwszy...

Powtórzenie tak długo słuchanej melodii było pewną ulgą. Tak myślałem tylko przez chwilę, później zorientowałem się, że moja ulga jest wynikiem chwili ciszy.

Przez tą krótką chwilę mogłem usłyszeć swoje serce. Ono także zdawało wygrywać jakiś szybki i dziki rytm...

Znowu usłyszałem te głosiki, piski nie układały się już w melodię i rozległy się bliżej. Uniosłem wzrok i zobaczyłem trzy niewielkie sylwetki, podobne nieco do nietoperzy...

Opadały w moim kierunku, a gdy były już blisko mnie dostrzegłem, że nie machają skrzydłami...

...Te istoty nie potrafiły naprawdę latać tak jak nietoperze. Ich skrzydła był tylko płachtą nadającą się do szybowania, rozpiętą na kościanym rusztowaniu. Między parą skrzydeł znajdował się coś co przypominało robaka lub węża.

Popiskiwania dobiegały z ich strony.

Byłem ciągle zafascynowany znaleziskiem, istoty te porozumiewały się za pomocą melodii którą usłyszałem. Jednak chwyciłem Nejovę a lutnię schowałem pośpiesznie do plecaka, byłem gotów do obrony własnego życia.

Z całą pewnością jednak nie przed nimi, stworzonka były niewielkie i zdawały się jedynie zaciekawione.

Rozległ się mocniejszy pisk, a trójka którą już nawet zdążyłem polubić ku mojemu zdumieniu wylewitowała do góry.

W tym samym momencie przypomniałem sobie co to w zasadzie za istoty. Oraz wyciągnąłem z tego wnioski.

Trzy robale to małe złowieszcze głębinowe nietoperze. Sądząc po rozmiarach bardzo młode. Ciekawe czy da się je oswoić? A ten mocniejszy pisk...

Co oznacza że w okolicy musi być osobnik dorosły...

Sam nie uważałem się za głupca...

-Vith! Co ze mnie za cholerny iblith!

Wyszpetałem gniewnie. Byłem głupi, nie pierwszy zresztą raz. Zostawiłem to miejsce w spokoju wracając na szlak. Nikt mnie nie ścigał.

Mimo to nadal zastanawiałem się czy da się udomowić tego potwora... Nawet jeśli nie byłby najrozsądniejszym pupilkiem...

Czas najwyższy odpocząć. To miejsce przy obłej skale zdawało się idealne. Zatrzymalem się tam.
 
__________________
Arriving somewhere but not here
Sir_herrbatka jest offline