Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 13:18   #84
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Akcja Wąskodupy Kamikaze (Durin, Franc, Keriann, Marko, Zebedusz) ***

Odkryli pierścień, przedmiot którego, w ich mniemaniu, pożądał nekromanta. Mogła być to dla nich karta przetargowa… Pytaniem pozostaje, o co targować się będą…

Obserwując ruchy czterorękich nieumarłych dostrzegli pewien schemat. Część, około dwudziestu, stało przed wejściem do domu Morra i nie zmieniało swej pozycji. Pozostali chodzili jakby bez ładu i składu po okolicy. Swe ruchy kończyli parę metrów od linii lasu. W ten sposób musieli patrolować okolicę i strzec terenu swego pana.

W międzyczasie bohaterowie opracowali plan. Nieco szalony i ryzykowny, jednak mogący zaowocować sukcesem. Dzielna elfia przepatrywaczka, bez dłuższego zastanowienia przystała na niego. Pozostawiła ich w miejscu z którego obserwowali okolicę, a sama wróciła po swojego wierzchowca.

Czas w trakcie którego czekali na towarzyszkę spędzili na dalszym planowaniu, a także obserwacji. Choć dokładniejsze wnioski wyciągną po zwiadzie Keriann. Nagle ją ujrzeli, koń w pełnym galopie minął ostatnie drzewa i wpadł między nieumarłych umiejętnie mijając ich olbrzymie łapska. Elfka popisywała się wysokim kunsztem jeździectwa. W pewnym momencie koń zwolnił, a Keriann pokazała dodatkowe umiejętności, wyciągnęła łuk, napięła cięciwę, a strzała którą wypuściła, wylądował tuż między oczami czterorękiego. Bestia padła martwa. Jak to mówią… Zabita na śmierć. Koń ponownie przyśpieszył. W pewnym momencie uwagę na elfiej kobiecie skupiła większa część armii, tylko dwudziestu przy głównym wejściu zostało na swych pozycjach. Reszta biegała za elfką, jak za królikiem. Bestie jednak były bardzo szybkie, prędkością poruszania przewyższały nawet bieg typowego elfa. Keriann musiał więc zachować szczególną uwagę. Jeden cel spełniła, idealnie skupiła na sobie uwagę wroga…

Przed świątynią zrobił się wielki harmider. Ryczące i sapiące potwory bardzo niezadowolone, że ich posiłek wciąż się rusza, próbowały go złapać. Wiele mięska na nim nie było, ale licząc jeszcze konia, nie było najgorzej. Każdy powinien dostać jakiś kawałek…

Skryci w zaroślach bohaterowie byli bardzo skupieni, czekali na odpowiedni moment, by wcielić w życie resztę planu. Nagle usłyszeli za plecami , jakby któs szedł parę metrów za ich plecami.


*** Akcja Ostrzegawcza (Albert, Detlef, Zybert)*** ***

Niewiele zdołali załatwić przy kręgu. Czarodziej czuł jego moc, ale zbytnio przewyższała ona jego umiejętności, by ją ujarzmić. Po chwili zdecydowali, a właściwie ostatecznie zdecydował szlachcic, że muszą spróbować ocalić pobliskie wioski. Nie wierzyli zbytnio w sukces tej grupki, która wybrała się by upolować nekromantę. Byli realistami… Żyjąc mogą ocalić wiele więcej istnień… Martwi mogą przyczynić się do śmierci kolejnych…

Po drodze, wrócili jeszcze do faktorii, zaopatrzyć się w niezbędne na podróż rzeczy. Tam praca wrzała, nowe umocnienia wciąż powstawały. Mort jeszcze raz wytłumaczył gdzie najlepiej się udać w pierwszej kolejności. Po czym ruszyli.

Hammerdorf, Krompdorf i inne mniejsze skupiska ludzi. Mijali jedno po drugim. Informowali o niebezpieczeństwie, które nadejdzie. Detlef, Zybert, Albert prosili, by opuścić te miejsca, przekonywali tych, którzy nigdy nie oddalili się od swego domostwa. Było ciężko, nie każdego się udawało przekonać, nie każdego dało się uratować. Nie mieli jednak czasu na długie dysputy. Nie mogli też nikogo zmusić. Musieli jechać dalej…

Było już popołudnie, zbliżał się wieczór. Na powrót zaczęło padać. Dotarli właśnie do kolejnej wioski, tak małej że nawet nie posiadała swej nazwy. Nikt nie chciał jej opuścić. Powiedzieli, że obronią się, będą walczyć, ale domów nie opuszcza… To były ich domy! Wskazali im tylko drogę do jeszcze jednego tego dnia miejsca. Było to prowincjonalne miasteczko, Waldikhausen, jakieś parę godzin stąd. Wyruszyli od razu. Deszcz bezczelnie zacinał po twarzach. Warunki pogodowe wciąż pogarszały się. Droga nie była łatwa do przemierzenia. Trakt zaczynał przypominać błotnistą rzeczkę. Raz po raz znajdowały się na nim niegdyś zwalone podmuchem wiatru drzewa. Czasami by je pokonać musieli przedzierać się przez bagnistą gęstwinę lasu. Zbliżała się noc, a nadzieja, że wymęczeni dojdą do mieściny jeszcze przed zmrokiem, szybko malała. Mrok powoli zalewał wszystko, słońce chowało się za jednym ze wzgórz.

Gdy mrok zadomowił się już na dobre, ich oczom ukazały się mury Waldikhausen. Całe miasto było na lekkim wzniesieniu. O dziwo brama była otwarta, do tego nie było przy niej żadnego. W ogóle pierwsze wrażenie było takie, że miasteczko jest opuszczone…

I faktycznie, ku ich zdziwieniu tak było. Wszystkie domy w zasięgu wzroku były otwarte i opustoszałe. Pootwierane były zarówno drzwi, jak i okiennice. Jedyne co w nich gościło to ciemność. Gdzieniegdzie widać było nadpalone, czy nadburzone budowle. Ale to wszystko nie wyglądało, tak, jak choćby po ataku nekromanty. Mury miasteczka były poprzerywane licznymi dziurami, które wyglądały na całkiem świeże.

Byli już zmęczeni i mimo nie zachęcającej do tego okolicy udali się do najbliższego z domów. Po całym dniu musieli odpocząć, nie byli już w stanie wiele dziś zajść, szczególnie w nocy… W chacie znaleźli suche ubrania i koce, mogli się więc spokojnie przebrać i ogrzać. Gdy to zrobili, żaden z nich nie miał ochoty wyściubiać nosa ponownie na zewnątrz. Od tego będą mieli kolejny dzień…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 09-10-2012 o 13:35.
AJT jest offline