Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2012, 09:47   #81
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Kolorowe pioruny biły jeszcze cztery godziny, praktycznie do świtu. Chwilę przed nim ustały. Do faktorii, po burzliwej nocy znowu wróciło życie. Kolejny z mieszkańców faktorii ruszył po pomoc, do tego samego miasta, co wcześniej skryba. Mort z pozostałymi ludźmi ponownie zajęli się umocnieniami. Natomiast bohaterowie, dzięki którym faktoria się ostała postanowili się rozdzielić. Stres spowodowany ostatnią walką oraz ostatnimi wydarzeniami dawał się we znaki. Potrzebowali odpoczynku, potrzebowali luzu i zabawy, chwili odetchnienia, którego niestety nie było. Dziwna noc skończyła się, czy jednak kolejny dzień spokojny będzie? Pewnie nie…

Już pobieżne oględziny okolicy pozwoliły stwierdzić, że kierunek w który udała się horda, a także miejsce w którym była świątynia, były tożsame. W tym momencie Zebedeusz ostatecznie uznał, że idzie w miejsce, w które biły różnokolorowe błyskawice. Teraz nie musiał się udawać sam w tą drogę.

***Magiczny Krąg (Albert, Detlef, Zybert)***

Detlef bez problem znalazł miejsce z którego ochroniarz wskazywał wczoraj położenie kręgu. Następnie odnalazł miejsce z którego postanowili zawrócić. Tym razem udał się dalej. Miał tylko nadzieję, że dobrze spamiętał kierunek, który mu pokazano. Nie znał tych terenów, łatwo mógł zabłądzić.

Przez najbliższą godzinę podążali wąską ścieżką, pośród gęstwiny lasu. Okolica była cicha i spokojna, jakby bez życia. Nawet najmniejszy szelest jego pozostałości, jak trzepot skrzydeł nietoperzy, czy głos zbudzonej ze snu sowy, wydawał się głośny. Jedno było pewne, nic nie zaatakuje ich, nie alarmując wcześniej. A przynajmniej nie powinno…

Wąska ścieżka, była bardzo kręta, często poprzerywana przez młode drzewka, które już zdążyły wyrosnąć pod nieobecność człowieka. W końcu dotarli na miejsce, a przynajmniej tak się mogło wydawać. Znaleźli się na niewielkiej polance, na której było kilka chłodnych głazów, porozrzucanych coś na kształt okręgu.

Detlef zaczął się zastanawiać, czy to nie była tylko strata czasu. Może lepiej było podążyć, by ostrzec kolejne wioski, o których umiejscowieniu rzekł mu Mort. A może lepiej wrócić do kompanów, z którymi bądź co bądź spędził już trochę czasu. Trochę wspólnych lepszych, czy gorszych chwil. Teraz jednak znajdował się na środku spokojnej polanki i miał chwilę by przemyśleć wszystko.

Zybert natomiast czuł, że jest w tym miejscu jakaś moc, czuł że wiatry intensywniej tu krążą, ale na razie nie wiedział, jak mógłby je wykorzystać.

Albert również mógł być rad z otaczającego go spokoju. Żadnych łażących trupów, żadnych nekromantów. Rosłinki, kamyczki, cisza... Aż chciałoby się legnąć i odpocząć...


*** W poszukiwaniu truposzy (Durin, Franc, Keriann, Marko, Zebedusz) ***

Podążanie za śladem nie stanowiło problemu. Tym razem deszcz nie rozmywał tropu, ani nie przeszkadzał w marszu. Grupa za jaką podążali była też większa, niż uprzednio. Poruszali się traktem z Munderdorfu do świątyni. Po paru godzinach dotarli więc, jak przypuszczali w jej okolicę.

Tu każdy krok stawiali już uważniej. Zważali na każdy ruch, jak i również nasłuchiwali każdego. Powoli podeszli do linii lasu, skąd mogli obejrzeć świątynię. Widok, który ujrzeli ich przeraził, a na pewno zachwiał wiarę, którą jeszcze przed momentem, co poniektórzy mieli. Przed samym wejściem do świątyni krążyło około dwudziestu, jak je nazwali wczoraj pogardliwie, czterorękich biedronek. Nie było teraz jednak do śmiechu. W dzień te biedronki wyglądały znaczniej groźniej.


Do tego to już nie była tylko jedna biedronka, tylko cała ich gromadka. Nieumarłym zombiakom, z którymi mieli do czynienia wczoraj, wyrosły dodatkowe kończyny. Niektórym także rogi i dłuższe zęby. Na ich ciałach urosła nienaturalna ilość ogromnych mięśni. Już nie wyglądały, jak bezmózgie słabe istoty. Teraz wyglądały, jak bezmózgie potężne istoty. Zebedeusz zrozumiał, co zaszło ostatniej nocy. Czytał w trakcie swych studiów o potężnych rytuałach, to z pewnością był jeden z nich. W dodatku bardzo plugawy.

Poza tymi dwudziestoma przed świątynią, po całym terenie chadzało ich znacznie więcej. Kilku było w oddali, od strony cmentarza, kilku przy kurniku, a kilku przy mieszkalnych celach. Cała horda rozpierzchła się po terenie, wyraźnie go patrolując. Nigdzie nie dostrzegli nekromanty.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-10-2012 o 09:54.
AJT jest offline  
Stary 05-10-2012, 08:50   #82
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
*W poszukiwaniu truposzy (w rolach głównych: Durin, Franc, Keriann, Marko, Zebedusz)*

Zebedeusz widząc hordy czterorękich umarłych doszedł do wniosku iż sytuacja robi się coraz poważniejsza. Spojrzał na Franca i Boćka i rzekł:
- No chcieliśmy mieć nekromantę to mamy. Sądząc po tym co widzę, mogę założyć że ich Pan jest w środku świątyni.
- Dużo ich.. - rzekł do siebie ponuro.
- Dużo... - przyznał Bociek. - Są większe niż mój szwagier Friedrich i jeszcze brzydsze. Zastanawiam się, czy potrafią działać niezależnie od siebie i niezależnie od czarnoksiężnika, czy może wola przeklętego magusa pcha ich jak jedną wielką kulę śniegową. Ciekawe, co ów teraz porabia? Pewnie śpi zmęczony po czarach, jak gach po wygrzmoceniu tłustej ladacznicy. I jaki będzie jego następny krok? Jedno trzeba przyznać: jest po dwudziestokroć silniejszy od każdej armii, jaką okolica może mu przeciwstawić. Trzeba odkryć jego słaby punkt... oby taki posiadał.
- Nie koniecznie - rzekł smutnym głosem Zeb. - Raczej zakładam, że czegoś tam szuka lub znalazł i do czegoś się przygotowuje - wzruszył ramionami - Ciężko będzie je ominąć.. - rzekł tym razem beznamiętnie
- Ciekawe, czy zdążyliśmy to już wyszabrować. Hehehe - szepnął szlachetnie urodzony bohater do ucha wykształconego.
- Wątpię..chyba że... - nie dokończył bo go olśniło..
- Psst - szepnął znów Bociek. - Masz to obejrzyj.
I tu podał studentowi jakieś zawiniątko.
Żak spojrzał na zawiniątko. Bacznie obejrzał swym “uczonym” wzrokiem. Popukał delikatnie w nie. Podrapał się po brodzie. Spojrzał mądrze na Boćka i rzekł:
- Tak chyba tego szuka. Myślę że to może być coś..cennego i potężnego. Być może to jakiś potężny artefakt magiczny, być może nawet zdolny kontrolować smoki ... Zybert zna się na magii, może on nam więcej powie chyba że... - musiał chwilę pomyśleć
- Zybert by nas zadenuncjował inkwizycji. U was to łowcy czarownic grasują, a ten łysy był jakiś cięty na zbieranie bezpańskich fantów ze świątyni. Patrz, co tu jest, czegoś cię chyba na tym uniwersytecie uczyli.
- No uczyli, uczyli.. Daj mi chwilkę. Odejdę jak wybuchnie to najwyżej tylko mnie pierdolnie. Trzymajcie się z boku i módlcie się do Sigmara.. - Zebedeusz odszedł kilka metrów i zaczął coś tam dłubać przy nim. Strasznie chyba kurwił pod nosem bo kręcił głową jakby ciężko mu to szło, lecz w końcu uśmiechnął się i po chwili spróbował odtworzyć to pudełko licząc że udało się.
- Sigmar wspiera odważnych - powiedział na to giermek znienacka z czcią i przekonaniem.
Trwało to dość długo. Gdy pozostali wpatrywali się w ożywione stwory, Zebedeusz kurwił, sapał, obracał pudełeczko z każdej strony. Pukał je tu i tam, szukał sposobu by je otworzyć. Ołowiany sześcianik się jednak nie poddawał. W końcu młody żak je odstawił, puszczając w jego kierunku solidną wiązankę, połączoną z życzeniem, by pudełko się otworzyło. Czy to któreś z magicznych słów podziałało, czy to boskie wsparcie, tego nie wiedział, ale ku jemu zdziwieniu wieczko się otwarło. W środku znajdował się gładki, metalowy pierścień.
- Hmm..Kurwa mać.. - spojrzał na swoich towarzyszy - No to mamy kurwa problem..Rzekłbym, że ten problem jest większy niż te kurwa zombiaki - widać było że żak traci kontrolę nad sobą
Podszedł do towarzyszy i rzekł:
- Tego szuka nasz nekromanta. Nim wyruszyłem w podróż miałem przyjemność rozmowy i dyskusji z jednym z magistrów. Był to chyba biały czarodziej. Zwykli ludzie mówią na takich Hierofanci. Pokazał nam kilka szkiców przedmiotów zakazanych. Ten pierścień to jeden z nich, ta idealna gładkość, ta idealna powierzchnia. To musi być to. Nie chciał powiedzieć o co chodzi lecz kazał nam wystrzegać się tego. Pamiętam, że rzekł “nie ważcie się zakładać na dłoń chyba że chcecie utracić zmysły a waszą duszę splugawią myśli tak złe i podłe że już nigdy nie poznacie czym jest dobro i uczuciwość”. Co ten pierścień miał dawać nie wyjawił.
- Masz łeb, masz łeb. No, dobra i uczciwości to czarnoksiężnikowi nie odbierze. Ale ty na to mówisz “przedmiot zakazany”, ja to nazywam “wabik” - uśmiech rozpromienił zakazaną gębę Marka.
- Co chcesz z tym zrobić więc? - żak zadał pytanie
- Na razie chcę wybadać przeciwnika. A gdy zaczniemy go łowić, to będzie robak do nanizania na haczyk.
Zebedeusz zamknął pudełko z pierścieniem. Uważał że skoro tam był bezpieczny to bezpieczny tam pozostanie.
- No to badaj. Na razie ja się tym zaopiekuje - zadecydował i schował pudełko do kieszeni płaszcza
- Jesteśmy rozpoznaniem, więc tym się zajmijmy. Poświęćmy trochę czasu, by wypatrzeć ruchy tych czwororękich gór mięsa, trasy ich patroli, to czy zachowują się jak zorganizowani, rozumni żołnierze, czy jak tresowane zwierzęta, czy jak bezmyślne golemy działające według zaplanowanego schematu.
Giermek kontynuował:
- Następnie warto zaryzykować prowokację. Co jeśli ze wschodu nadjedzie samotna elfka zobaczy tę bandę... przerazi się... może wypuści strzałę i ucieknie? Jak zareagują te bydlaki? Czy będą ją gonić? Czy zewrą szeregi? Czy w ich ruchach będzie widoczna dyscyplina, czy instynktowne popędy?

Franc spoglądał na świątynię drapiąc się po brodzie i od czasu do czasu pociągając z flaszeczki, dla jasności umysłu.
- Dużo ich... - mruknął do siebie pod nosem, po czy dodał głośniej, już do reszty kompani - To dobrze. Wystarczy dla wszystkich hehehehehe eee... -
Żart był z gatunku tych średnich, nawet dla samego autora.
Od tajemniczego przedmiotu, starał się trzymać jak najdalej. Nie jego rzeczą było się na tym znać, ale swoje widział. To był wytwór plugawej, mrocznej magii i należało się do niego trzymać z daleka. Tyle, że oni mieli wyboru...
- Chcieliśmy poznać jego słaby punkt, no to go mamy. To jest to coś. On tego chce a to oznacza, że możemy go zwabić w miejsce, które wybierzemy i przygotować tam dla niego niespodziankę. Choć to szaleństwo, to po mojemu powinniśmy mu dać znać, że to mamy. Może jakaś prowokacja a może blef, że np. chcemy mu to sprzedać? W każdym razie, uprzednio musimy obmyślić, gdzie chcemy go zwabić i jak tam go zatłuc. Musimy tylko zadbać, żeby tego nie dostał, jakby nam się nie udało... Pokazać mu to, a potem ukryć gdzieś, zakopać czy coś. Względnie, podczas gdy reszta zasadzi się na czarnucha, jeden z nas, będzie musiał wziąć konia i popędzić z tym, do jakiś magików czy kapłanów w Nuln, aby coś poradzili. Nawet znam kogoś odpowiedniego, do takiej roboty... -
Franc zamyślił się spoglądając na elfkę.
- Póki co jednak, Bociek ma racje. Niech panienka spróbuje ich wywabić i zobaczymy co się stanie. Jak będzie panienka widziała, że bydlaki konia nie prześcigną, to zatrzymać się raz czy dwa i wpakować takiemu brzechwę w łeb. Zobaczymy ile wytrzymają i przede wszystkim, jak daleka mogą oddalić się od świątyni. -
Franc miał świadomość na jakie narażają elfkę, ale w końcu nie zgarnia puli ten, kto nie ryzykuje prawda? Maurer odwrócił się na powrót do nowej siedziby nekromanty.
- Byłem w wielu przybytkach Morra, odprowadzając kamratów na ostatnią wartę. Kapłani z reguły mają tam tylne wyjście wychodzące na ogród. Ogród Morra, tak to nazywają. Widzieliście tam coś takiego? Choć to jeszcze większe szaleństwo, to w ostateczności można spróbować się tamtędy dostać do środka... W końcu może być osłabiony po nocnych hulankach... -
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 08-10-2012, 06:20   #83
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
***Magiczny Krąg (Albert, Detlef, Zybert)***

- Nie wygląda na to, by często bywali to jacyś goście - powiedział półgłosem Detlef. - Cisza, spokój. Tyle tylko, że nawet zwierzęta omijają tę oazę spokoju. Żadne nawet nie przylazło, by trochę trawy wyskubać.
- Rozumiecie coś z tego? - zwrócił się do Alberta i Zyberta. W końcu chadzali do szkól.
Z pewnym trudem opanował ziewnięcie. Po nieprzespanej nocy i małym spacerku przydałaby się drzemka, a to miejsce jakby było stworzone do takich celów.
W czasie gdy Detlef mówił Zybert zajęty był przyglądaniem się głazom tworzącym krąg. Wyczuł w tym miejscu silną magiczną aurę... Którą prawdopodobnie mógłby wykorzystać również nekromanta. Niedobrze.
Podszedł do jednego z kamieni, by go zbadać i ze zdziwieniem odkrył, że pokrywają go napisy w niezrozumiałym dla niego języku. Chyba elfim.
- To miejsce ma moc - po dłuższej chwili odparł na pytanie Detlefa. - Tyle ci mogę powiedzieć. Elfy musiały tu niegdyś odprawiać swe obrządki, gdyż kamienie pokrywa ich pismo. Niestety, nie jestem w stanie go odczytać.
- No tak... A nasza ewentualna tłumaczka sobie pojechała - mruknął z niezadowoleniem Detlef. - Dowiedzielibyśmy się chociaż, co tu pisze.
- Jest napisane - poprawił towarzysza, po czym pogrążył się w rozmyślaniach. Co jeszcze mogli tutaj zrobić? Raczej nic. Chyba że... Młody czarodziej skupił się, otwierając swój umysł na “szósty zmysł”, chcąc dokładnie dojrzeć zawirowania magii. Następnie pobrał nieco magicznej energii, wymamrotał kilka słów pod nosem, wzniósł w górę swój kostur, który po chwili zalśnił oślepiającym blaskiem.
- Kurwa... - Światło niemal oślepiło Zyberta. - Znaczy... to niezwykłe. Tak... niezwykle... niezwykłe. - Blask zgasł, pozwalając mu otworzyć oczy. - Rzucanie czarów przychodzi tu z niezwykłą łatwością - powiadomił Detlefa i Alberta. - Możemy mieć tylko nadzieję, że nekromanta nie odnajdzie tego miejsca.
Detlef zamrugał, oślepiony niespodziewanym światłem.
- Mogłeś uprzedzić, że będą efekty specjalne - powiedział. - Tego miejsca ze sobą nie zabierzesz - stwierdził. - Możesz to jakoś wykorzystać?
- Moglibyśmy zwabić tutaj nekromantę... ale wtedy ryzykujemy, że on zaczerpnie tej mocy. Nie chciałbyś chyba być ofiarą takiej klątwy jak wczoraj, tylko że dwukrotnie silniejszej? Poza tym, nawet z tą mocą wątpię bym mógł pokonać tego czarnoksiężnika w magicznej walce. To zadanie dla grupy ametystowych czarodziejów, a nie samotnego ucznia.
- Szkoda że nie wiemy, jak to... rozbroić - stwierdził Detlef. - W każdym razie należałoby trzymać nekromantę z dala od tego miejsca, dopóki nie zaprosimy ty grupki twoich magów.
- Tak, zabrońmy mu tu przychodzić - mag odpowiedział żartobliwie, choć minę miał cały czas poważną. - To co teraz robimy? Wracamy do faktorii? Mamy jeszcze sporo czasu, możemy ostrzec pobliskie wioski przed nekromantą...
- Wioski - zadecydował Detlef. - Jeśli nekromanta ruszy na faktorię, to tym razem nie ujdzie nam na sucho. A w takim razie lepiej przed śmiercią robić coś pożytecznego dla świata.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 09-10-2012, 13:18   #84
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Akcja Wąskodupy Kamikaze (Durin, Franc, Keriann, Marko, Zebedusz) ***

Odkryli pierścień, przedmiot którego, w ich mniemaniu, pożądał nekromanta. Mogła być to dla nich karta przetargowa… Pytaniem pozostaje, o co targować się będą…

Obserwując ruchy czterorękich nieumarłych dostrzegli pewien schemat. Część, około dwudziestu, stało przed wejściem do domu Morra i nie zmieniało swej pozycji. Pozostali chodzili jakby bez ładu i składu po okolicy. Swe ruchy kończyli parę metrów od linii lasu. W ten sposób musieli patrolować okolicę i strzec terenu swego pana.

W międzyczasie bohaterowie opracowali plan. Nieco szalony i ryzykowny, jednak mogący zaowocować sukcesem. Dzielna elfia przepatrywaczka, bez dłuższego zastanowienia przystała na niego. Pozostawiła ich w miejscu z którego obserwowali okolicę, a sama wróciła po swojego wierzchowca.

Czas w trakcie którego czekali na towarzyszkę spędzili na dalszym planowaniu, a także obserwacji. Choć dokładniejsze wnioski wyciągną po zwiadzie Keriann. Nagle ją ujrzeli, koń w pełnym galopie minął ostatnie drzewa i wpadł między nieumarłych umiejętnie mijając ich olbrzymie łapska. Elfka popisywała się wysokim kunsztem jeździectwa. W pewnym momencie koń zwolnił, a Keriann pokazała dodatkowe umiejętności, wyciągnęła łuk, napięła cięciwę, a strzała którą wypuściła, wylądował tuż między oczami czterorękiego. Bestia padła martwa. Jak to mówią… Zabita na śmierć. Koń ponownie przyśpieszył. W pewnym momencie uwagę na elfiej kobiecie skupiła większa część armii, tylko dwudziestu przy głównym wejściu zostało na swych pozycjach. Reszta biegała za elfką, jak za królikiem. Bestie jednak były bardzo szybkie, prędkością poruszania przewyższały nawet bieg typowego elfa. Keriann musiał więc zachować szczególną uwagę. Jeden cel spełniła, idealnie skupiła na sobie uwagę wroga…

Przed świątynią zrobił się wielki harmider. Ryczące i sapiące potwory bardzo niezadowolone, że ich posiłek wciąż się rusza, próbowały go złapać. Wiele mięska na nim nie było, ale licząc jeszcze konia, nie było najgorzej. Każdy powinien dostać jakiś kawałek…

Skryci w zaroślach bohaterowie byli bardzo skupieni, czekali na odpowiedni moment, by wcielić w życie resztę planu. Nagle usłyszeli za plecami , jakby któs szedł parę metrów za ich plecami.


*** Akcja Ostrzegawcza (Albert, Detlef, Zybert)*** ***

Niewiele zdołali załatwić przy kręgu. Czarodziej czuł jego moc, ale zbytnio przewyższała ona jego umiejętności, by ją ujarzmić. Po chwili zdecydowali, a właściwie ostatecznie zdecydował szlachcic, że muszą spróbować ocalić pobliskie wioski. Nie wierzyli zbytnio w sukces tej grupki, która wybrała się by upolować nekromantę. Byli realistami… Żyjąc mogą ocalić wiele więcej istnień… Martwi mogą przyczynić się do śmierci kolejnych…

Po drodze, wrócili jeszcze do faktorii, zaopatrzyć się w niezbędne na podróż rzeczy. Tam praca wrzała, nowe umocnienia wciąż powstawały. Mort jeszcze raz wytłumaczył gdzie najlepiej się udać w pierwszej kolejności. Po czym ruszyli.

Hammerdorf, Krompdorf i inne mniejsze skupiska ludzi. Mijali jedno po drugim. Informowali o niebezpieczeństwie, które nadejdzie. Detlef, Zybert, Albert prosili, by opuścić te miejsca, przekonywali tych, którzy nigdy nie oddalili się od swego domostwa. Było ciężko, nie każdego się udawało przekonać, nie każdego dało się uratować. Nie mieli jednak czasu na długie dysputy. Nie mogli też nikogo zmusić. Musieli jechać dalej…

Było już popołudnie, zbliżał się wieczór. Na powrót zaczęło padać. Dotarli właśnie do kolejnej wioski, tak małej że nawet nie posiadała swej nazwy. Nikt nie chciał jej opuścić. Powiedzieli, że obronią się, będą walczyć, ale domów nie opuszcza… To były ich domy! Wskazali im tylko drogę do jeszcze jednego tego dnia miejsca. Było to prowincjonalne miasteczko, Waldikhausen, jakieś parę godzin stąd. Wyruszyli od razu. Deszcz bezczelnie zacinał po twarzach. Warunki pogodowe wciąż pogarszały się. Droga nie była łatwa do przemierzenia. Trakt zaczynał przypominać błotnistą rzeczkę. Raz po raz znajdowały się na nim niegdyś zwalone podmuchem wiatru drzewa. Czasami by je pokonać musieli przedzierać się przez bagnistą gęstwinę lasu. Zbliżała się noc, a nadzieja, że wymęczeni dojdą do mieściny jeszcze przed zmrokiem, szybko malała. Mrok powoli zalewał wszystko, słońce chowało się za jednym ze wzgórz.

Gdy mrok zadomowił się już na dobre, ich oczom ukazały się mury Waldikhausen. Całe miasto było na lekkim wzniesieniu. O dziwo brama była otwarta, do tego nie było przy niej żadnego. W ogóle pierwsze wrażenie było takie, że miasteczko jest opuszczone…

I faktycznie, ku ich zdziwieniu tak było. Wszystkie domy w zasięgu wzroku były otwarte i opustoszałe. Pootwierane były zarówno drzwi, jak i okiennice. Jedyne co w nich gościło to ciemność. Gdzieniegdzie widać było nadpalone, czy nadburzone budowle. Ale to wszystko nie wyglądało, tak, jak choćby po ataku nekromanty. Mury miasteczka były poprzerywane licznymi dziurami, które wyglądały na całkiem świeże.

Byli już zmęczeni i mimo nie zachęcającej do tego okolicy udali się do najbliższego z domów. Po całym dniu musieli odpocząć, nie byli już w stanie wiele dziś zajść, szczególnie w nocy… W chacie znaleźli suche ubrania i koce, mogli się więc spokojnie przebrać i ogrzać. Gdy to zrobili, żaden z nich nie miał ochoty wyściubiać nosa ponownie na zewnątrz. Od tego będą mieli kolejny dzień…
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 09-10-2012 o 13:35.
AJT jest offline  
Stary 11-10-2012, 14:49   #85
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Skryci w zaroślach bohaterowie byli bardzo skupieni, czekali na odpowiedni moment, by wcielić w życie resztę planu. Nagle usłyszeli za plecami , jakby ktoś szedł parę metrów za ich plecami. Zebedeusz momentalnie się odwrócił z mieczem w dłoni i dziwnym uśmiechem na twarzy. Był ciekaw co się do nich zakradło.

Po niedługim czasie wśród drzew dostrzegli wysoką postać lotuloną w białe szaty przyozdobione błękitem, czerwienią i złotem. Spod ciemniejszej kolorem narzuty swobodnie opadały wzdłuż klatki piersiowej złociste włosy. W dłoni trzymał długi, bogato zdobiony kij, a przy pasie znajdował się miecz. Trudno było nie zgadnąć jakiej rasy jest nieznajomy. Elf przystanął, spoglądając na zarośla i kryjące się w nich osoby.
-Bez obaw przyjacielu, nie jestem waszym wrogiem.- odezwał się wręcz idealną mową Imperium widząc ostrze w ręku człowieka. Po tych słowach umilknął najwyraźniej czekając na reakcję grupy.
Żak spojrzał na elfa i pomyślał “tych elfów to jak grzybów po deszczu się robi”. Uśmiechnął się tylko i rzekł:
- Zebedeusz a Ciebie jak zwą - ostrze wylądowało w pochwie
Skupiony na okolicach świątyni krasnolud nawet nie usłyszał niczyich kroków za plecami. Może był lekko głuchy. Dopiero po reakcji kompanów zrozumiał, że coś jest nie tak. Wartko złapał dłonią za rękojeść młota i odwrócił się gotowy do walki. Na szczęście to nie był żaden ożywieniec, a elf. Brodacz uniósł brew i machnął elfowi ręką na powitanie.
Elf spokojnie skłonił lekko głowę i rzekł
-Możecie nazywać mnie Cal, będzie krótko i właściwie.- spojrzał nad ich głowami
-Plugawe wiatry prawdziwej Dhar wieją z tamtej budowli, jako Asur nie mogę przejść obojętnie. Pragnąłbym wspomóc was, gdyż widzę, iż sami macie zamiar położyć temu kres.- odgarnął lśniący kosmyk włosów za długie ucho wracając do nich spojrzeniem.
~~ Ja pierdole, jeszcze jedne w sukience. ~~ pomyślał Franc kwaśno na widok elfa. Choć to zawsze jeden miecz więcej przeciw nekromancie. No kijaszek.
- Dobra, na powitani i pierwsze pocałunki czas przyjdzie później. Teraz jest robota. Spójrzcie tam. - Franc wskazał okolice opuszczoną przez strażników - To nasza szansa. Wchodzimy tylnym wejściem i mordujemy czarnucha i wszystko co po drodze. Elfa zabiał jedną pokrakę strzałą w łeb, więc jakby co to i my musimy tam celować.
- I pamiętać. Jak nas spostrzegą zanim jeszcze wejdziemy do świątyni, to dajemy nogę i spróbujemy innym razem, ale jak już wejdziemy do środka, to co by się nie działo, trzeba chuja zabić. Podpalę cały ten kram jeśli to będzie konieczne. -
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 11-10-2012, 17:49   #86
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Durin nie zabierał głosu w czasie, gdy kompani omawiali strategię działania. Nie miał pojęcia o tego typu podchodach, o obmyślaniu planów ataku i wszystkim co było z tym związane. Brodacz milczał przyglądając się dziwacznym stworom, które bez celowo krążyły wokół budynku świątyni. Próbował jakoś je rozgryźć, jednak na nic zdały się obserwacje, bo jedyną wadą tych bestii zdawała się być totalna głupota. Gdy elfka wkroczyła do akcji odciągając stwory z ich oczu Khazad czuł jak skacze mu adrenalina we krwi. Widząc szybkość tych czterorękich potworów miał świadomość, że walka z nimi byłaby skazana na porażkę.
Kiedy nieopodal ich kryjówki pojawił się nieznajomy elf brodacz powitał go tylko skinieniem głowy. Franc miał rację, na powitania i wyniosłe słowa przyjdzie jeszcze czas, teraz, zaś trza było działać. Durin uniósł młot i tarczę, by nie wadziły mu w czasie biegu i skinął kompanowi głową na znak, że jest gotowy.
-Ruszajmy!- burknął do Franca -Gdyby nas zauważyły, a bylibyśmy już wewnątrz budynku, stanę w drzwiach i postaram się ich zatrzymać jak tylko długo będzie to możliwe.- obiecał na koniec.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-10-2012, 22:09   #87
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na głupotę rady nie było. I nie dało rady zmusić nikogo do posłuchania mądrej rady. Nawet informacja o tym, że wszak nieumarli nie niszczą domów, że po przelaniu się fali ożywionych trupów będzie można wrócić do nienaruszonych gospodarstw, nie podziałała.
Pozostawało tylko wzruszyć ramionami i ruszyć dalej. Do kolejnej miejscowości.

- Na wszystkie demony... - Detlef, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, spoglądał na 'zdewastowane' miasteczko. - Co tu się stało?

Zniszczenia były, owszem, ale nigdzie nie było śladów walki jako takiej. Ani krwi, ani, na przykład, połamanych strzał, ani też - co byłoby najbardziej zrozumiałe - zwłok.

- Wygląda to tak - powiedział, gdy w końcu nie zdołali znaleźć nikogo żywego - jakby ktoś tu przyszedł i zmusił wszystkich mieszkańców do opuszczenia miasta. A gdy ktoś stawał okoniem, to mu podniszczono domek. Całkiem jakby ktoś na większą skalę realizował nasz skromny plan, uniemożliwiający nekromancie na zwiększenie szeregów swej armii.


Nie było sensu ruszać dalej. Trzeba było odpocząć, a lepiej było to zrobić pod solidnym dachem. Ale lepiej, żeby to nie był pierwszy lepszy dach.

- Gdzie się zatrzymuje normalny podróżny? - zadał retoryczne w gruncie rzeczy pytanie. - Koło rynku widziałem gospodę. Chodźmy tam.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-10-2012, 11:38   #88
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Altdorf, jakiś czas wcześniej.

Młody elf z umiłowaniem przyglądał się wschodzącemu nad miastem Słońcu. I choć widok ten nie mógł być w żadnej mierze porównywany do wschodu na Ulthuanie, to jednak było w nim coś urokliwego. Kiedy pierwsze promienie natrafiały na strzeliste wieże ludzkich Kolegiów magii i odbijały się od nich fantazjami barw. Wiatry magii były tutaj dość silne, to pomagało ludzkim adeptom przy splataniu zaklęć. Każde z Kolegiów przyciągało swój wiatr przy pomocy odpowiednich rzeczy i rytuałów. Wiecznie płonące dachy Kolegium ognia były najwidoczniejszym na to dowodem. Ogień przyciągał Aqshy, czerwony wiatr, a przynajmniej tak określali go ludzcy czarodzieje. Po prawdzie każda istota inaczej postrzegała magię. Jej obraz kształtował tylko i wyłącznie umysł, dla jednego mógł więc być to czerwony strumień energii wolno falujący w około skupisk ognia, dla drugiego zaś coś na kształt wulkanicznego pyłu z wolna opadającego w dół. To, że magowie Imperium widzieli wiatry wedle kolorów było dowodem na to jak bardzo ich umysły są podatne na sugestię i przyzwyczajone do utartych schematów w sposób tak mocny, że same zmieniają wizję otaczającego ich świata tylko po to by się w owe schematy wpasować.

Cal wziął głęboki oddech rozkoszując się zapachem kwiatów z ogrodu poniżej balkonu, na którym stał. Był rad, iż smród ludzkiego miasta nie dociera tutaj i nie zakłóca spokoju tej małej enklawy piękna pośrodku brudu i ignorancji. Tęsknił za Ulthuanem, niestety został wybrany na asystenta dyplomaty swojej rodzinnej wyspy. Caldir był silnym magiem, na ludzkie standardy operował mocą wręcz niewyobrażalną, na elfie jeszcze sporo brakowało mu do Mistrzostwa. Jednak szybko piął się w górę, co więcej cechował się wyrozumiałością i zrozumieniem dla rasy ludzkiej zamieszkującej Imperium. Dlatego wysłano go tutaj aby reprezentował interesy Ulthuanu oraz Wieży Hoetha. Choć odwlekło to jego kontynuację nauki w Wieży, nie wydawał się tym zasmucony. Zawsze powtarzał, że na wszystko przyjdzie odpowiedni czas, a wysokie elfy miały go aż nadto. Może dlatego wyznaczono go także na bezpośredniego nauczyciela dla Cal'a? Każdego dnia Cal es Thel starał się zrozumieć nauki i mądrość płynącą ze słów swego mistrza. Jednak mimo pobytu tutaj, nie potrafił pojąć co Caldir widzi w tych istotach. Były zabobonne, często na wskroś głupie i ignoranckie. A może to nie fascynacja, lecz obowiązek opiekowania się nimi przewodził Caldirowi? Tak jak starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym, ta myśl niosła ze sobą wiele sensu.

Złotowłosy elf odwrócił się słysząc kroki. Powitał swojego mistrza ukłonem, a ten spokojnie stanął obok niego spoglądając na Altdorf skąpany w blasku słonecznych promieni.
-Widzę żeś strapiony, dalej zastanawiasz się nad sensem twojego pobytu tutaj?- zapytał.
-Nie ukrywam, że tak. Wiele więcej mógłbym nauczyć się na Ulthuanie, niż tutaj, pośród mieszkańców Imperium.- odparł spoglądając jak kolejni ludzie zaczynają wychodzić z domów rozpoczynając swój dzień. Na twarzy jego nauczyciela pojawił się lekki uśmiech
-Owszem, są pewne rzeczy, których tutaj nie sposób przyswoić, ale na nie przyjdzie jeszcze czas. Jesteś młody, wiele przed tobą.- zrobił krótką przerwę także zawieszając wzrok na budzącym się do życia Altdorfie -Jesteś zdolny, szybko przyswajasz nauki, dlatego cię wybrałem abyś mi towarzyszył. Nauka w tym miejscu nie przyjdzie łatwo, ale jeśli pokonasz stojące na twej drodze przeszkody zdobędziesz wiedzę, którą nie wszyscy nasi bracia i siostry posiedli. Spójrz...- wskazał dłonią dwójkę magów Kolegium Złota idących spokojnie ulicą i żywo rozmawiających na jakiś temat.
-Ludzcy czarodzieje, zdolni władać wyłącznie jednym wiatrem magii, poza ich zasięgiem są rzeczy przeznaczone nam. Mistrzowie ich Kolegiów stawiają się ponad innymi, ale jednocześnie wiedzą jak na prawdę nikłą moc posiadają. A jednak próbują zdobyć to, czego nie powinni, wielu z nich skuszonych zostaje obietnicą potęgi i stara się zapanować nad większą ilością wiatrów magii. Lecz jest to dla nich niemożliwe. Nie dopóki nie zaprzedają swych umysłów mrocznym potęgą.- mówił gestykulując żywo jak to mają w zwyczaju elfy -Dlatego my oraz inni wysłannicy Ulthuanu jesteśmy tutaj. Obserwujemy, wspomagamy radą i czuwamy nad nimi. Minie jeszcze wiele setek lat nim rasa ta zrozumie mądrość płynącą z naszych słów. Może nawet tysięcy lat, ale to nie jest ważne. Chciałbym aby zrozumieli, aby przyswoili tą wiedzę. Nie wiem czy doczekam tego dnia, ale warto spróbować. Musimy odciągać ich od wpływu Chaosu, nakierowywać aby magią nie wyrządzili krzywdy samym sobie. Kontrolować aby nie używali jej do celów niewłaściwych.- spojrzał na swojego ucznia szukając w jego oczach zrozumienia.

Cal zastanowił się dłuższą chwilę spoglądając jak dwójka magów znika za jakąś pozbawioną gracji ludzką budowlą. W końcu wrócił wzrokiem do swego mistrza
-Twe słowa posiadają mądrość, mistrzu lecz to, co ty postrzegasz pozostaje poza zasięgiem mego wzroku. Nie widzę tutaj wiele po za upadkiem, ignorancją i podatnym na zło gruntem w ich sercach.- odparł spokojnym, kalkulującym tonem.
-I widzisz dobrze, w sporej części. Umyka ci jedynie jeden fragment, którego ci jednakże nie zdradzę. Sam będziesz musiał pojąć, dotknąć i poznać.- Cal es Thel spojrzał na niego unosząc brwi w niemym zapytaniu -Doszły mnie pewne niepokojące wieści o użytkownikach Dhar. Jako, że obowiązki, którymi jestem obarczony nie pozwalają mi ingerować, wysyłam ciebie. Wiedz, że robię to z ciężkim sercem, ale najlepszym nauczycielem jest sam los i życie. Podróż będzie niebezpieczna i bardzo prawdopodobne, że z niej nie powrócisz, jeśli jednak uda ci się, zyskasz wiedzę, dzięki której zrozumiesz o czym mówiłem. A wiedza ta pozwoli na właściwy rozwój twojego talentu i poznaniu ścieżek magii nie tylko elfim okiem, ale także tym ludzkim.- wskazał dłonią horyzont -Wyruszysz w drogę po Imperium Ludzi, będziesz obserwował, analizował, ale także działał w moim imieniu. Wiesz wystarczająco wiele aby sobie poradzić. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz i wrócisz abym mógł sprawdzić to czegoś się nauczył.- słowa starszego maga rozbrzmiały niczym kościelne dzwony ludzkich świątyń w głowie Cal'a. Stał tak, skąpany w blasku Słońca zastanawiając się nad tym co właściwie usłyszał. W końcu skinął głową posłusznie i odrzekł -Jak sobie życzysz, wyruszę jak najszybciej.-
-Nadaję ci przydomek "Wędrowiec" na znak pielgrzymki oświecenia, której waśnie się podejmujesz. Niech Asuryan prowadzi cię przez mrok.- pobłogosławił młodego elfa Caldir.

Przygotowania do podróży nie trwały długo. Przyswojenie odpowiednich informacji i przesianie plotek na temat tego co działo się na drodze do Nuln zajęło kilka dni. Gdy był gotowy, wyruszył w podróż. Opuszczając bezpieczną enklawę swojej rasy był jeszcze pełen wątpliwości. Jednakże nie mógł zawieść, a raczej przede wszystkim nie mógł zawieść samego siebie. Porażka nie wchodziła w grę, był przedstawicielem rasy, której historia sięga początków tego świata. Nie może okazać się gorszy od ludzi. Jednak to przeznaczenie pokaże jaki los postanowiło mu przyszykować. Na wszystko przyjdzie czas jak mawiał Caldir.

Obecnie, głusza

Wiele ryzykował wychodząc na przeciw tych osób. Na szczęście ryzyko się opłaciło i nie zabili go na miejscu. Potwierdzili zaś jego przypuszczenia co do świątyni, a także tego, że sami chcą zlikwidować zagrożenie. Słysząc co mówią "towarzysze" odrzekł
-Wesprę was swoją magią jak tylko będę mógł.- asortyment jego zaklęć może nie był w tej chwili zbyt rozległy, ale w jego księdze znajdowało się wiele cennych inkantacji, które z czasem przyswoi. Jakby na znak swojej gotowości położył smukłą dłoń na rękojeści miecza i skinął głową. Czas nauki nadszedł.
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 12-10-2012 o 15:02.
Blackvampire jest offline  
Stary 15-10-2012, 07:08   #89
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
- Gdybyśmy mieli armię to byśmy mogli wykurzyć tak tamtych wieśniaków... - Zybert cały czas przejmował się mieszkańcami wioski, którzy nie chcieli opuścić swojego dobytku. Wątpił by przetrwali najbliższe noce, lecz w żaden sposób nie udało się ich przekonać. - Gdyby chociaż tutaj się przenieśli, wtedy mogliby mieć jakieś szanse... - Uczeń czarodzieja dalej gdybał sobie na głos.

- Niech będzie gospoda - rzekł, a na jego ciągle poważnej twarzy chyba pojawił się na moment uśmiech. - Chętnie prześpię się na czymś innym niż ziemia. - Jednak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął z jego twarzy. - Mogę się założyć, że roi się tam od pcheł.

- Może jutro poszukamy tej "armii"? Razem może moglibyśmy stawić czoło nekromancie. - Nie był wielkim taktykiem, ale armia zawsze się przyda, prawda? Gdyby uderzyli pełnymi siłami w jeden punkt, w którym stał czarnoksiężnik, to może nawet zdołali by go zabić. - Chyba że nasi "przyjaciele" już go zabili.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 15-10-2012, 11:04   #90
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
*** Albert, Detlef, Zybert ***

Wyczerpani, zasnęli szybko. Nie myśleli w tym momencie o wartach. Raz byli zbyt na nie zbyt zmęczeni. Dwa w opustoszałej wiosce chyba zdawało im się, że niebezpieczeństwo nie grozi, nekromanta z pewnością tu nie dojdzie… a przynajmniej nie dojdzie tego wieczora.

Przed zaśnięciem zwrócili uwagę, że również i karczma wyglądała, jakby ktoś ją w wielkim pośpiechu opuszczał. Pokoje były nieposprzątane, wiele rzeczy pozostawionych. Usnęli jednak prędko…

W środku nocy Zyberta zbudziły odgłosy dobiegające z zewnątrz. Obudził prędko pozostałych, pamiętając o tym, że już raz przerwał kompanom błogi sen, za co nieźle mu się oberwało. Tym razem od razu palcem pokazał, żeby siedzieli cicho, nie krzyknęli przypadkiem na niego. Zaczęli nasłuchiwać… Dzięki temu, że to były jedyne odgłosy przerywające nocną ciszę, rozpoznali w nich stukot butów o bruk. Detlef po cichu podszedł do okna, przez które ujrzał trzy osoby przechodzące właśnie obok karczmy. Jeden z mężczyzn trzymał zapaloną pochodnię, dwóch pozostałych trzymało w bojowej gotowości łuki. Zanim cokolwiek zdążyli uczynić, usłyszeli dobiegający z parteru hałas. Odwrócili się… jednak po chwili usłyszeli dochodzący ponownie od strony ulicy hałas… Krzyki… Krzyki przerywane świstem strzał. Chwilę po tym dostrzegli niewyraźne sylwetki rzucające się na ludzi z ulicy.

Odsunęli się od okna. Przez moment zastanowili się, czy ruszyć im na pomoc. Szybko jednak musieli zmienić plany… Stanęli jak wryci… Z sufitu zwisały trzy niewyraźne, cieniste sylwetki… takie same, które zaatakowały ludzi na zewnątrz.

Nim zdążyli cokolwiek zrobić, sylwetki rzuciły się na nich…


*** Durin, Franc, Keriann, Marko, Wędrowiec, Zebedusz ***

Gdy tylko Durin burknął komendę, ruszyli. Jeśli chcieli wykorzystać szansę jaką dała im elfka, to nie było czasu do stracenia. Ruszyli lasem, biegli czym prędzej przedzierając się przez wysokie chaszcze. Z dala dochodziły ich odgłosy, rżenie konia, złowrogie warczenie czterorękich, bojowe odgłosy elfiej wojowniczki. Gdy tylko stracili z oczu nieumarłą grupkę przed głównym wejściem, pobiegli jeszcze prędzej w stronę wschodnich drzwi. Durin sapał już mocno, coraz szybciej. Pozostali musieli czekać nieco, by mógł przebierając swymi krótkimi nóżkami, ubrany w ciężki pancerz, dotrzymywać im kroku.

Pierwszy do świątyni wpadł Cal Es Thel, zaraz po nim pozostali. Szybki rzut okiem i dostrzegł go…

Gdy Durin dobiegał też do świątyni, usłyszał bardzo głośne, rozpaczliwe rżenie konia. Chwilę po tym również przeraźliwy wrzask elfki. Khazad wiedział co się właśnie stało. Przez głowę przeszła go szybka myśl, poświęciła dla nich swe życie…

Wbiegł przez wrota, które od razu za sobą zamknął. Ujrzał to co towarzysze, którzy już działali w tym momencie… W drodze do głównego wyjścia był nekromanta. Właściwie teraz już nie w drodze, tylko odwrócony w ich kierunku. Parszywa, blada, schorowana twarz spozierała na nich złowrogo, zaczynając właśnie poruszać rękami i ustami.


Wędrowiec poczuł, jak wokół czarnoksiężnika zaczynają zbierać się wiatry plugawej magii. Na dodatek w ich kierunku biegł już kompan nekromanty. Wyglądający, jak pozostałe stwory, ale większy… dużo większy. To był ten, którego widzieli dnia poprzedniego. To był ten, który od dłuższego czasu musiał być wiernym pomocnikiem czarnoksiężnika. Jego trzymanym na magicznej smyczy obrońcą. Potężne cielsko zbliżało się w ich kierunku, każde z rąk miało zaciśnięte pięści, każdy mięsień był napięty.


Z pewnością godny przeciwnik dla Franca i jego Scyzoryka. Teraz i Durin musiał ruszyć, rozejrzał się na ruchy wykonywane przez towarzyszy, szybko je skalkulował i wybrał pan dla siebie. Nie mieli czasu by uzgodnić plan… musieli działać instynktownie. Walczyć, bądź uciekać… Czym prędzej uciekać…
 
AJT jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172