Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 14:44   #19
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Drzwi się otwarły, a oni przeszli do „innego” świata.
Pojawiły się kolory, a w ruchach Gharsam jakaś kocia gibkość. Z jakiegoś powodu mężczyzna wydawał się tu bardziej pasować. Był wyraźnie podekscytowany tym miejscem. Apatia którą wykazywał w mieście, gdzieś się ulotniła.
Przemykali cicho kanałami rozglądając się dookoła. Gharsam wciąż trzymał w dłoni załadowany rewolwer rozglądając się bacznie ze złowieszczym uśmiechem na twarzy.
Niczym drapieżnik na polowaniu.
Zatrzymanie z powodu „niedyspozycji” Ubuntu wywołało na jego obliczu niechęć. Tym bardziej, że on sam stwierdził, że wszystko z nim jest w porządku.

To co zobaczył Gharsam na powierzchni, lekko go zaskoczyło. Nie tak powinno wyglądać miasto w jego wyobrażeniach. Wędrując zaniepokojonym, ale i pełnym ciekawości spojrzeniem wodził po budynkach porównując je ze wzorcem zachowanym gdzieś głęboko w pamięci.
Podobny widok wywołały cienie ludzi. Zaskoczony i zafascynowany nimi Gharsam czuł, że ich widok wywołuje u niego wspomnie... Nie... To nie było wspomnienie.
Tylko fragment wiersza którego musiał zapewne kiedyś nauczyć się na pamięć.
Szeptał bezwiednie i cicho idąc pomiędzy cieniami istot.
-Onym owcom pokornym podciąłem gardziele,
I krew w ten dół ściekała. Wnet duszyczek wiele
Tam się złazić poczęło z Erebu otchłani.
Młode pary, toż starce latami złamani,
Panieneczki miłością młodocianą strute,
Widma dzielnych witeziów oszczepami skłute,
Pozabijane w boju, w pokrwawionej zbroi.
Cały ten tłum do dołu ciśnie się i roi
Wrzeszcząc tak, że aż przestrach blady mię owionie.
Więc czym prędzej drużynę do pracy nagonię
I każę obie owce, co leżą zarżnięte,
Obłupić, dać na ogień, potem strasznie święte
Moce takoż Hadesa, jak i...

Nie zauważył akcji Caris dopóki nie było za późno, jej akcja wywołała reakcję. Takoż i u Gharsama, który sięgał odruchowo po... szablę. Nie rewolwer, ale szablę wybierając w tym nielogicznym odruchu.
Na szczęście dla wszystkich Samson zareagował pierwszy. I dzięki temu ostrze szabli nie opuściło pochwy.

Zaczęli się oddalać od nich, Gharsam oddalał się wraz z nimi dopóki... nie spostrzegł jej.
Zadrżał na jej widok. Zacisnął odruchowo pięści. Nie wiedział czemu, ale każda jej zła sprawiała mu ból. Nie wiedział czemu, ale nie chciał tego widzieć. Nie chciał widzieć łez tej kobiety, nie chciał widzieć jej smutku. Czuł się... winny.
Nie wiedział jaki grzech popełnił wywołując jej płacz, ale musiała to być ciężka zbrodnia.
Był winny...
Stał więc jak wryty i patrzył na nią, nie mogąc się ruszyć. Sparaliżowany niemal i z bijącym sercem.
Aż znikła w tłumie cieni, a wtedy on odzyskał władzę nad ciałem. I ruszył za towarzyszami.

Rozdzielili się. Samson ruszył odciągnąć resztę widm. Oni nie mogli znieść bezczynności, bowiem szybko podzielili się zadaniami. Poszło to dość szybko i zgodnie.

Gharsam wybrał młyn i ruszył w jego kierunku, trzymając w dłoni rewolwer. Nie czuł strachu, instynktownie czując że to jest jego miejsce. Jego środowisko. Jego czyściec.
Nie dbał tak bardzo o kontakt wzrokowy z fontanną, niespecjalnie go obchodziło też co użytecznego znajdzie w środku. Interesowały go tajemnice młyna oraz powód dla którego ten budynek się tu znalazł. Wszak nie pasował do reszty tego dziwnego miejsca. Mężczyznę interesowały odpowiedzi na temat natury tego świata. I powody dla których tu trafił, zamiast być cieniem podobnym do tych, które goniły Samsona.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline