Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 21:27   #13
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Pierwsza akcja za nimi, nie było wiele roboty, a sukces spadł na nich równie niespodziewanie co deszcz z błękitnego nieba. Jeśli wszystkie akcje będą takie jak ta, to ich życie będzie prostsze niż formalności w Aviva Commercial Union. Pan Pikuś czułby się zawstydzony.

Szybko marzenia o łatwej kasie zamieniły się w nicość. Teraz przed nimi nowe wyzwania we Francji, jakby we Włoszech było mało roboty? Nikt chyba nie wydawał się zadowolony perspektywą pracy w tym kraju, ale w sumie ważne, żeby robota była dobrze płatna. Póki co mieli kilka dni wolnego, a Tanya zaproponowała wieczorek zapoznawczy. Daniel i Krzysiek odmówili przyjścia, co trochę zasmuciło Anetę. W końcu mogło być zabawnie, a może warto się poznać? Nie miała zamiaru nalegać aby jednak przyszli, sama sprawdzi co to za trójka nowo przybyłych.

Przed takim wieczorkiem trzeba było najpierw skoczyć na zakupy. W pierwszej kolejności tłumik do broni, bo oczywiście zapomniała o nim przy pierwszej wizycie w sklepie. Potem już zakupy typowo kobiece. Nowe perfumy, sukienka na wieczorne spotkanie. Nic ekstrawanckiego, klasyczna mała czarna:

Do tego obowiązkowo torebka. Nie za duża, tyle tylko aby zmieścił się nóż i parę drobiazgów:

Do tego wizyta u fryzjera, tak dla poprawy nastroju, i można było zjawić się w gościach. Gdyby nie pieprzone korki może nawet byłaby na czas, a tak wparowała na miejsce spóźniona.

Wódka na stole, miła atmosfera, wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze. Porozmawiali chwilę, powymieniali wiadomości na swój temat. I czar prysł. Okazało się że Ismael poruszył czuły punkt zarówno Tanyi jak i Johna. Nagle w pokoju zaczęło aż iskrzyć, a Ismael całkiem mądrze stwierdził, że lepiej zrobi jak wyjdzie.
- Szkoda, że tak się rozmowa potoczyła. Dobranoc - rzuciła za wychodzącym mężczyzną.
- Żegnaj... - Tanya wypuściła Ismaela grzecznie, choć dalej była podburzona.
- No, ładną głupotę palnął. A wyglądał na zawodowca - powiedziała, gdy już wyszedł.
Clark westchnął delikatnie.
- Wybaczcie. Prawdopodobnie niepotrzebnie się uniosłem. Niemniej, chłopak mnie zirytował. - wypił następny kieliszek wódki. - Za duża ilość niebezpiecznych ludzi z alkoholem w jednym pomieszczeniu.
Zaśmiała się nawet, mimo niedawnego incydentu.
- Lepiej teraz niż później. Przepraszam liczyłam na to że lepiej się nam to spotkanie ułoży. A co do Ismaela, nie dziwię Ci się John, sama się nieco zagotowałam. Mam nadzieję że nie było bardzo widać?
Prychnął cicho śmiechem.
- Nie, niespecjalnie. A w każdym razie nie bardziej niż to było potrzebne. - westchnął delikatnie - Chłopak narobi sobie wrogów takim zachowaniem w tym zawodzie. Ale, noc ciągle młoda, a my mamy dużo alkoholu. Nie dajmy sobie popsuć nastroju jednym incydentem, hmm?
Tanya nalała do kieliszków tym którzy nie mieli i uniosła swój.
- Oczywiście. Więc jaki toast? - Uśmiechnęła się do jedynego pozostałego u niej mężczyzny, a po chwili i do Anety.
Clark zawahał się przez moment, a następnie uniósł delikatnie kieliszek.
- Za towarzyszy którzy nie dożyli dnia dzisiejszego, za nas, artystów w swoim fachu i za naszych przeciwników, by ich dusze smażyły się w piekle, gdzie poślemy ich osobiśćie.
- Ha! Jak dla mnie to razem trzy powody do toastu, a więc trzy kieliszki! Ale po kolei, najpierw jeden - stuknęła kieliszkiem o inne i posłała jego zawartość prosto do żołądka.
- Zawsze lepiej planować na zapas - uśmiechnął się, również wychylając swój kieliszek jednym haustem.
- Nie wierzę, pijecie prawie jak u nas w Rosji! Chyba was nie doceniłam pod tym względem. - rzekła już po kieliszku.
- O kochana, miałabyś takiego męża jak ja, to też byś tyle piła. Panie świeć nad jego duszą - jej twarz przez chwilę wyrażała uczucie smutku i bólu, ale Neti zaraz ponownie się uśmiechnęła.
- Ah, w końcu nie opowiedziałam Ci o sobie, a chłopakom już mówiłam. - Tu zerknęła w oczy Clarka i zarzuciła elegancko nogę na nogę, by zaraz wrócić spojrzeniem do Polki. - Wiesz już że jestem snajperem, ale z ciekawszych niż większość naszych morderczych umiejętności, jak na przykład mój brak talentu do gotowania, jest to że jestem dobrym pilotem. Mogę latać większością maszyn czy cywilnych czy bojowych, o ile mi zaufacie i dacie jakieś cudeńko w łapki. Znam się też na ratownictwie medycznym, wiele to nie jest, ale lepszy rydz niż nic. Poza tym umiem cały dzień marudzić i robić niezłe dziary. - zagryzła wesoło wargę, uniosła brwi i spojrzała ciekawa reakcji Anety.
- O, spec od pierwszej pomocy bardzo się przyda - uśmiechnęła się do Tanyi, ale nie było widać na jej twarzy zaskoczenia.
- Mam nadzieję że się nie przyda... - szepnęła miękko.
Szkot uśmiechnął się delikatnie.
- Jak zawsze, ludzie dookoła mnie sprawiają niespodzianki. Nie miałem okazji zapytać wcześniej, ale jak udało ci się zaliczyć kurs sterowania śmigłowcem? Nawet jak na specnaz, to dużo specjalizacji.
- Do armii wstąpiłam mając szesnaście lat... - uśmiechnęła się tajemniczo. - Trochę czasu miałam i jakoś nie ukrywam że lubię to robić. Chciałam być nietypowa, wyjątkowa.. parłam na przód pod prąd od początku, tak więc to był pikuś. Nie ukrywam że brak mi pewnych wspomnień jako nastolatka o których mogą pamiętać inne dziewczyny. Mimo to nie oddałabym tego co miałam za nic innego. - Na chwilę uciekła skupionym spojrzeniem, coś wspominając i powiodła dłonią poprawiając włosy.
- Wiele nie straciłaś. Moje wspomnienia z okresu nastoletności wcale nie są jakieś ciekawe. A Ty przynajmniej robiłaś coś pożytecznego.
Clark uśmiechnął się słysząc to.
- Szczerze, sam swoje najlepsze wspomnienia posiadam z jednostki. Wstąpiłem do wojska mając lat 18, wcześniej moje życie było raczej szare. Wyższe wykształcenie również zawdzięczam armii. Kiedy przenieśli mnie do SAS postanowili dać mi stopień oficerski. Bardziej symboliczny, gdyż jednostka którą prowadziłem była mniejsza od plutonu. A, w naszym cywilizowanym świecie, oficerem nie może zostać człowiek bez wyższego wykształcenia. Obojętnie na jakim kierunku. - zachichotał pod nosem. - Więc brytyjska armia ufundowała mi z własnych funduszy studia aktorskie. Kto wie, może kiedyś mi się one przydadzą. Na razie służą tylko do zabawiania pięknych kobiet moimi zdolnościami - rzucił uśmiech w kierunku Rosjanki.
Tanya uchwyciła ten uśmiech i odpowiedziała podobnym tyle że z lekkim rumieńcem.
Aneta spostrzegła te uśmieszki. Czy wszyscy muszą tak patrzeć na Tanyię? Neti sama przecież nie była brzydka, wręcz przeciwnie, każdy facet zawsze był na jej skinienie, a tu wpada jakaś Rosjanka i robi szał. Co ona w sobie ma? Chyba facetów nie da się zrozumieć.
- A właściwie jakie macie wrażenia co do naszej grupy? Można powiedzieć że wy jesteście nową ekipą, a ja Krzysiek i Seraf - starą. Nie przeszkadza wam to?
Mimo że Neti zadała pytanie, ona jeszcze chwilę zerkała na Clarka. Dopiero po chwili po delikatnym trzepocie rzęs spojrzała ku kobiecie i głaszcząc brzeg kieliszka palcem odpowiedziała.
- Mi, ani trochę. W armii, szczególnie w jednostkach specjalnych trzeba było nauczyć się pracować z różnymi ludźmi. Nie ważne czy się ich lubi czy nie, najważniejsze było wykonanie zadania. Wszelkie konflikty trzeba było zostawić na potem. Liczę jednak na to że się dobrze zgramy.
- Rzeczywiście, jesteście profesjonalistami, a ja wyrosłam na podwórkowego zabójcę.
Clark uśmiechnął się pod nosem.
- Różni ludzie, różne poglądy. Na pierwszy rzut oka... - zamilkł na moment - wyglądacie na raczej kompetentną grupę. Troszkę razi mnie masowe wykorzystanie noży, choć to wina mojego wojskowego rodowodu.
- O, a to ciekawe. Czemu nie lubisz noży? Cicha, a zabójcza broń. Dobra na walkę w zwarciu, jak i na niewielki dystans.
- Może źle się wyraziłem. Noże jako takie lubię. Doskonałe uzbrojenie do walki w zwarciu, daje duże możliwości. Chodziło mi bardziej o rzucanie nożami. Jeśli człowiek nie jest naprawdę, naprawdę dobry, rzut śmiertelny nożem do ruchomego przeciwnika to w najlepszym wypadku hazard, w najgorszym głupota. I zdaję sobie sprawę z wartości użycia cichej broni, jestem profesjonalistą. Ale pistolet z tłumikiem nie tylko jest skuteczniejszy, posiadając również większy zasięg, ale przede wszystkim celniejszy. - wzruszył ramionami - A także bezpieczniejszy, biorąć pod uwagę ilość noży które może przenieść jedna osoba. To tylko moja opinia, nie musisz jej rozpowiadać.
- Widać jeszcze nie poznałeś naszych umiejętności. Na przykład gdyby moje życie miało zależeć od tego czy Seraf dobrze rzuci nożem, lub czy wy dobrze strzelicie, na pewno zaufała bym wam w równym stopniu. Ale tak jak mówisz, każdy ma swoje zdanie, każdy ma inne talenty. Ja na ten przykład bym zatańczyła. Co Ty na to? - wstała i podeszła do Johna wyciągając rękę.
Tanya zerknęła to na niego, to na nią po czym zaśmiała się pod nosem podciągając nogi na kanapę i robiąc przejście Clarkowi.
- Śmiało, ja i tak beznadziejnie tańczę. Jeszcze zabiłabym się, albo zadeptała komuś nogi... - rzekła z jakimś oddalonym uśmiechem.
Clark prychnął cicho śmiechem
- Kto to widział by to mnie proponowano o taniec. Ale, nie odmówię. - Przechodząc obok Tanyi nachylił się i powiedział cicho - I mam nadzieję że ty również nie odmówisz. Później.
Skierowali się na środek pokoju, gdzie było trochę więcej wolnego miejsca.
- A co sobie puścimy? Może coś klasycznego, do pobujania się.
Wrzuciła do wieży jakąś płytę i zaraz z głośników poleciała melodia. “Lady in red”, znane i lubiane. Wróciła do swojego towarzysza i skłoniła się teatralnie.
Clark, wdzięczny losowi za lekcje tańca w czasie jego studiów, zbliżył się do kobiety, wziął jej dłoń do swojej, i zaczął tańczyć, prowadząc.
Rosjanka nalała sobie mimo wszystko jeszcze jeden kieliszek, choć czuła się już troszkę “poruszona” alkoholem który wypili. Oparła się bokiem o ramię kanapy tak że licząc to, że miała już na niej nogi, prawie leżała. Z podpartą na dłoni głową przypatrywała się tańczącej parze, podczas gdy paluszek zataczał jej kółeczka dookoła kieliszka. W końcu wypiła szybko, nawet lekko się krzywiąc na koniec i przegłaskała dłonią po włosach. To była jedna z tych rzeczy których zazdrościła innym kobietom, a choć nawet w armii była okazja do tańców ona zaniedbała to wtedy. Później nie naprawiła tego błędu, bo w tym wieku wstydziła się już próbować.
Aneta najpierw starała się utrzymać porządną ramę i nawet dobrze im szło tańczenie. John doskonale prowadził, a lekcje, które dawał jej kiedyś tata, okazały się teraz bardzo pomocne. Po chwili jednak zbliżyła się do niego bardziej i zarzuciła mu ręce na ramiona, kładąc głowę na jego ramieniu. Cieszyła się, że nie był za bardzo wyperfumowany, bo chyba by ją zemdliło od tej mieszanki zapachu i alkoholu. Przyjemnie było tak się kołysać w rytm muzyki, w silnych ramionach kolegi po fachu. Poza tym, jeśli nie miała się za bardzo upić, musi się trochę poruszać.
Clark, w dalszym ciągu w tańcu, westchnął delikatnie.
- Choć miło byłoby tańczyć całą noc, obawiam się że nie mogę rozpuszczać tylko jednej kobiety w towarzystwie, nie sądzisz? - przez moment wydawało się że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, choć mogła to być jedynie gra światła. - Więc... - zwiększył nieco tempo, jednocześnie zbliżając się do kanap. - Sądzę... - tuż przy meblu obrócił Anetą dwa razy, by następnie delikatnie usadzić ją na brzegu. Nie tracąc czasu na wyjście z rytmu, obrócił się, chwycił dłoń Tanyi, i porwał ją do tańca - Że czas na zmianę partnerki. - Ruszył dalej, prowadząc.
Aneta, trochę zaskoczona i wyrwana z błogostanu, klapnęła na sofie. Zaraz sięgnęła po kieliszek i wychyliła go, zagryzając ogórkiem. Chętnie popatrzy jak Tanya radzi sobie w tańcu, choć z takim partnerem nie jest to trudna sztuka.
Rosjanka tylko pokręciła głową przecząco z lekkim uśmiechem, bo przecież wcale nie chciała tańczyć. Jednak gdy złapał ją za dłoń i pociągnął mocno poleciała na niego próbując zachować równowagę i prawie się przewracając.
- *Aah*! - Pisnęła przebierając nogami tak że nadepnęła mu na stopę i złapała mocno by nie polecieć dalej. Gdy trzymał jedną jej dłoń, ona drugą chwyciła się jego ramienia, zachodząc na plecy. Na początku kurczowo nie wiadomo czy bardziej przestraszona perspektywą niechcianego tańca, czy też ewentualnym upadkiem. Nie dość że od stresu nieco zesztywniała, to jeszcze gracji jej ruchów odbierał wypity już alkohol. Uniosła wzrok z jego ramienia, przez brodę na oczy Szkota i z nieco spłoszonym ale i podnieconym sytuacją wzrokiem wpatrzyła się w nie. - Zwariowałeś! - Wyszeptała niby z pretensją, ale i nieśmiałym uśmiechem.
W końcu odzyskała równowagę i nieco odkleiła się od mężczyzny, wciąż go trzymając, w obawie przed jakimiś dziwnymi ruchami w które mógłby ją wprawić choćby obracając. Zerknęła na ich nogi, jakby chciała zapamiętać gdzie nie deptać. Po chwili dając się mu prowadzić, czerwona na twarzy, z uśmiechem pełnym zaskoczenia albo niepewności spojrzała w jego oczy.
- To jest straszne.. Jak ja tańczę! Nie znam żadnych kroków! - cofnęła nieco rękę, kładąc ją miękko na jego ramieniu. - Boże! Wypijmy jeszcze trochę bo nie chcę tego pamiętać! - Pokręciła głową rozbawiona i zachichotała cicho pod nosem.
Szkot uśmiechnął się tylko. Nachylił się delikatnie do kobiety i wyszeptał jej wprost do ucha.
- Uspokój się. Rozluźnij. Zrelaksuj. Daj mi się prowadzić, - odsunął się nieco by spojrzeć jej w oczy - i ciesz się chwilą. A gwarantuję, - znów szeptał jej do uszka - że nie będziesz chciała zapomnieć.
- Dobrze.. jak przy strzelaniu... - Przymknęła na chwilę oczy bo opanować oddech i otworzyła je zaraz z szerokim uśmiechem, a jej ciało nabrało nieco płynniejszych i bardziej subtelnych ruchów. Przez chwilę wypuściła z ust powietrze, rozbawiona czymś. Nie powiedziała tego, ale nie wierzyła że właśnie pozwoliła sobie na taniec z mężczyzną z tej samej popieprzonej branży. Ba, nawet się jej podobało! Przesunęła czule dłonią przez jego ramię i zatrzymała ją delikatnie przy jego karku, sama nieco przybliżając aż lekko na niego naparła.
Jeśli było coś w czym Clark był tak dobry jak w zabijaniu, był to taniec. Już po krótkim momencie udało mu się sprawić że Rosjanka perfekcyjnie podążała za jego krokami. Uśmiechnął się, obrócił ją dookoła własnej osi, następnie, kładąc dłoń na jej plecach, zbliżył ją do siebie, sprawiając iż przyległa do niego całym ciałem.
- Ciągle chcesz zapomnieć? - zapytał cicho, zwiększając nieco tempo tańca, lecz dbając przy nie przekraczało ono możliwości jego partnerki.
Westchnęła cicho gdy przyciągnął ją do siebie. Mimo że uspokoiła się dość znacznie to wciąż to wszystko było dla niej wyjątkowe. Ujarzmiony w skórzanej kurtce biust napierał na jego pierś w niespokojnych oddechach. Ona także czuła każdy jego wdech, choć teraz najbardziej rozpraszała ją dłoń mężczyzny, pewnie trzymająca w talii. Nie była jakaś wyjątkowo na tą okazję ubrana, czy utalentowana, ale jego głos jakoś ją uspokoił. Na tyle że mimo drobnych błędów które dalej popełniała zaczęła się dobrze bawić.
- Nie, chyba nie... - Szepnęła wpierw uciekając od jego spojrzenia, swymi teraz wielkimi, szmaragdowymi oczami. Uśmiechały się one na równi co jej usta, czasem skrywając za kotarą nieśmiało mrugających rzęs.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Jesteś prawdziwie wspaniałą kobietą. - spojrzał jej w oczy - Powinnaś przywyknąć do tego że mężczyźni będą starać się sprawić ci przyjemność. - mrugnął do niej - Następnym razem nauczę cię jak tańczyć tango. To bardzo... - wydawało się że przez moment szuka odpowiedniego słowa - intensywny taniec. Spodoba ci się. - obrócił ją ponownie, tak że tym razem oparła się o niego plecami, sam zaś położył jej jedną dłoń na brzuchu, drugą zaś trzymał jej dłoń. Wyszeptał jej do ucha - Pasuje do ciebie.
Atmosfera zaczęła buchać jakimś subtelnym erotyzmem, sprawiała że Tanya jeszcze bardziej się rozkojarzyła. Zastygła tak, w jego objęciach i lekko odwróciła głowę, tylko tyle że widziała kątem oka rysy jego twarzy. Rozchyliła lekko usta i słuchała go oddychając przez nie nieco szybciej niż chciała. Gdy skończył parsknęła cicho.
- Jaaasne... prędzej ja nauczę Cię latać na Sukhoi T-50 z oryginalnym rosyjskim kokpitem. - Wyszeptała, zerkając nieco ciekawiej za siebie.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Kto wie? - kolejny obrót, i znów stali twarzami do siebie. - Jestem zdolnym nauczycielem, jak widać. - Zaśmiał się cicho - Ty zaś wykazujesz niezwykłą chęć i talent do nauki. Kto wie, może ja znajdę też w sobie talent do pilotażu? - rzucił nieco przekornie - Z taką nauczycielką, z pewnością zdołałbym znaleźć odpowiednią motywację.
- Dziękuję za to, i za taniec, choć mogę teraz śmiało stwierdzić że jesteście szaleni. - Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona i rzucając spojrzenie Johnowi minęła go, nachylając się po wódkę i kieliszki, zabierając je do kuchni. - Chyba wystarczy wam już na dziś.
Odstawiła szkło do zlewu, a pustą butelkę wyrzuciła do kosza. Poprawiła włosy by nie wpadały jej do ust i podeszła, miękko podpierając się o kanapę i zerkając na swoich gości. Nie chciała ich trzymać na siłę jeśli byli zmęczeni i chcieli wracać do pokoi.
Clark uśmiechnął się w stronę Rosjanki, i usiadł na kanapie.
- Cóż z tego że jestem szalony? Każdemu przyda się co nieco szaleństwa od czasu. Paradoksalnie - oparł się wygodnie i skrzyżował nogi w kostkach - to właśnie pozwala nam zachować normalność.
- Może rzeczywiście wystarczy na dziś. Dziękuję za wspólny wieczór, miło było was lepiej poznać - uśmiechnęła się, pomachała jeszcze przy drzwiach i wyszła, zostawiając ich samych. I tak już od chwili czuła się jak piąte koło u wozu.
- Dobrej nocy. - Odpowiedziała Tanya.

Aneta wróciła do pokoju i padła na łóżko. Niby nie wypiła dużo, ale i tak te kilka kieliszków sprawiło, że spała jak dziecko.

***

Już we Francji nastroje chyba nie bardzo dopisywały. Mieli tam być nie wiadomo jak długo i nie wiadomo czy w ogóle był sens tam czekać. Te kamienie pewnie zniknęły dawno temu ze swojego miejsca. Chyba jedynie Tanyi i Johnowi było wesoło, ale osobiście trochę to denerwowało Neti. Tanya robiła wrażenie osoby, która musi być najlepsza we wszystkim i nie znosi krytyki. John z kolei w ogóle wydawał się nie pasować do grupy. Był zbyt ułożony, na swój sposób trochę drętwy. Ismael jak już się okazało ma niewyparzony język, ale jeszcze go do końca nie skreślała. Na razie zrobił na niej najlepsze wrażenie z całej tej trójki. Tak czy owak, jak którekolwiek z nich przypadkiem zginie w akcji, nie będzie płakała po nocach.

Poczęstowała się także kawą i usiadła przy oknie. Zboże było wysokie przy parkingu, będzie się mogła świetnie schować i mieć całkiem niezły widok. Pociągnęła łyk ciepłej kawy.
- To może chce mi ktoś rozmasować ramiona? - rzuciła gdzieś w przestrzeń, ciekawa reakcji innych w pokoju. Tanyi robią kawę, a nuż i Anecie coś się skapnie?
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline