Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 22:04   #32
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Wykonała lekki ukłon całym ciałem, nie tylko głową jak to się robiło w tutejszych stronach. I oczywiście spojrzała rozmówcy na twarz, nie obok, nie ponad czy niżej, definitywnie nie w stronę okna.

-Tsuki. I dziękuje.-

Usiadła oczywiście na zaoferowanym krześle, siadając wyprostowanie i z rękoma na swoim kolanach, przy czym same dłonie były skrzyżowane i prawa mogła łatwo sięgnąć do rękojeści jej broni. Taki tylko środek ostrożności.
-Mistrz Zahard wypowiedział się o tobie bardzo przychylnie. Twoje umiejętności walki i szybkość reakcji w przypadku zagrożenia naprawdę zrobiły wrażenie za równo na nim, jak i na Wielkim Mistrzu.- stwierdził lekkim tonem, bardziej zajęty przewracaniem stron księgi, niż zwracaniem uwagi na to co mówi.- Co więcej, utarłaś nosa wszystkim tym co zaczęli marudzić że Zakon nie powinien przyjmować kobiet do ról innych niż szpitalnicy i kapłani. Nie wiedziałaś pewnie że Zahard musiał nieźle się wykłócić z kilkoma ortodoksami, by w ogóle mógł zabrać cię do rezydencji.

Spojrzał krótko na samurajkę, jakby chcąc ocenić jej reakcję na tą nowinę.
-Jeśli ktoś osądza kogoś bez poznania go lub żadnej wiedzy o nim, jest głupcem.-

Odpowiedź była wypowiedziana prostym tonem, bez żadnej specjalnej wymowy czy emocji. Proste stwierdzenie faktu w wykonaniu samurajki, która miała bardziej tolerancyjne poglądy.

-A jeśli któryś z nich uważa, że nie jestem godna noszenia mojej katany, z przyjemnością pokażę mu krawędź ostrza z bliska.-

Carl uśmiechnął się tylko, wodząc palcem po stronach księgi.

-Sądzę że sam twój sukces wystarczy żeby nikt nie wypowiadał już podobnych głupot publicznie. Prawda jest taka, że czego by nie myśleli, od tej chwili nie mogą już traktować cię jako kogoś gorszej kategorii.- nie spuszczając wzroku ze ściany tekstu, sięgnął pod płaszcz i wyjął stamtąd dość znajomo wyglądającą kopertę. Dokładnie tą samą, którą Tsuki odebrała mężczyźnie, który okazał się dość istotną figurą w dzielnicy portowej, Ivo Woodem - Księciem Nabrzeża.

-Dzięki temu drobiazgowi, odkryliśmy że sir Wood zgodził się zatuszować przybycie do Lantis jakiegoś bardzo ważnego statku. Niestety dla wszystkich po za mną, umiejscowienie statku zostało zapisane według startego alfabetu portowego który...- powoli przestał mówić i podniósł wzrok. Przewrócił oczami.- Wybacz, zapomniałem że niektóre moje specjalizacje są dla innych nudne niczym flaki z olejem. Tak czy inaczej, bazując na starych rejestrach dowiedziałem się numeru doku gdzie znajduje się ten statek. I ku naszemu niezmiernemu zadowoleniu, przypłynął on dzisiaj rano.

-A Inkwizycja zamierza wysłać osobę lub grupę osób by sprawdziły ten statek?-

Nikt nie zabraniał jej przypuszczać, no bo czemu nie?

-I ja będę tą osobą lub w tej grupie. Bo innego powodu nie widzę bym była o tym informowana.-

-Formalnie, ty będziesz całą grupą.- Carl uśmiechnął się samymi ustami.- Wysłano tam już na zwiad adepta, ale nie wrócił. Moim zdaniem żółtodziób powinien siedzieć w świątyni, a nie kręcić się po podejrzanych miejscach, ale niestety ani ja, ani Zahard nie mieliśmy wiele w tym wypadku do powiedzenia.

Westchnął, zamykając księgę i kładąc na niej dłonie.

-Niestety, sam statek dokuje obecnie w jednej z prywatnych przystani Rady Kupieckiej, więc statystycznie jest nietykalny. Dlatego wysyłamy tam jedną osobę, ciebie. Nie powinnaś zwrócić uwagi strażników. Masz w sobie coś takiego, że gdy idziesz, nikt nie ma wątpliwości że wiesz co robisz i wolno ci to robić.- zaśmiał się cicho.- Mam rozumieć, że podejmujesz się zadania?

Skinęła głową.

-Czyli podsumowując jeden z członków Rady Kupieckiej, może więcej niż jeden, jest najprawdopodobniej wplątany w przewóz rzeczy, które nie są akceptowane przez i tak mocno tolerancyjne miasto?-

Nie oczekiwała potwierdzenia.

-Jeśli pojawi się możliwość, zatopić statek wraz z towarem?-

-Zależy co będzie tym towarem. I przy okazji rozejrzyj się za pechową osobą którą udała się tam przed tobą. Wstępnie, rekonesans... Ale zakładam że w razie czego podejmiesz odpowiednie kroki.- uśmiechnął się lekko, wyjmując spod biurka mały, zawinięty w materiał przedmiot.- A w razie czego, broń się tym. Jeśli to nie wystarczy, nie wahaj się sięgnąć po miecz.

Kiedy elfka sięgnęła po przedmiot i odwinęła szmatkę, jej oczom ukazał się metalowy krzyż o ramionach połączonych okręgiem. Symbol inkiwzycji Św. Cuthberta.

-To znak szeregowego agenta terenowego. Mało kto osiągnął ten status po tak krótkim pobycie w świątyni. Noś go z dumą, ale nie chwal się nim.

Odebrała znak, z lekkim ukłonem jak przystało na przyjęcie takiego honoru, i zawiesiła znak na rzemyku, ten na jej szyi i pod pancerz. Na szczęście, ustawiony tak by znajdował się na jej sercu.

-Rozumiem. Ruszę niezwłocznie. Głównym priorytetem jest rekonesans, drugorzędne cele to odszukanie zwiadowcy lub jego pozostałości oraz, w przypadku gdy stwierdzę taką potrzebę, zastosowanie koniecznych środków w celu ochrony miasta. Mam pozwolenie na wyruszenie?-

-Otrzymałaś pozwolenie już w chwili wzięcia do ręki medalionu. Formalnie, jesteś wedle hierarchii zakonu wyżej ode mnie, ale jednak dalej będziesz przede mną odpowiadać aż do chwili gdy mistrz inkwizytor Zahard nie wyznaczy do tej roli kogoś innego.

Wstał, poprawiając płowy habitu.

-Kiedy skończysz, wróć do mnie. A jeśli sytuacja będzie poważna, szukaj kogokolwiek z naszego zakonu. Co jak co, ale gdy masz nóż na gardle, pieprz procedury.- uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę wyjścia. Przechodząc obok Tsuki, dał jej mała torbę. Przez skórzany materiał poczuła trzy flakoniki.
- Oby ci się nie przydały.

A Tsuki mogła jedynie skinąć głową.

-Niech bogowie mają litość nad tymi, którzy staną na mojej drodze. Bo ja jej mieć nie będę.-

Z tymi jakże uprzejmymi słowami, obróciła się i spokojnym, miarowym krokiem ruszyła przed siebie, nie czekając na nic. Oczywiście, gdyby szła z grupą, owa grupa musiałaby pewnie przedyskutować co robić. Ona nie musiała, nie musiała też się szykować. Wiele nie miała, a co najważniejsze to ze sobą nosiła ciągle. I jak to dobrze, że zapoznała się z okolicą, bo inaczej szukałaby cały dzień i noc odpowiedniego doku. Całe nabrzeże było jednym, wielkim portem!



Port Kupców, nazywany także Dokami Bogaczy, był najbardziej zadbaną a za razem najlepiej strzeżoną częścią całej Dzielnicy Portowej. Otoczony murem, strzeżony od strony wody strażnikami na łodziach, a od strony lądu dobrze obstawionymi bramami.

Karawany i kupcy czekali w kolejkach, by dostać się do środka. Niektórzy, zbyt biednie wyglądający, nie dostawali się tam. Kiedy Tsuki zbliżyła się, dwóch strażników wyrzucało właśnie stamtąd jakiegoś kupca. Mężczyzna miał na sobie prostą koszulę, spodnie i dobre buty. W ślad za nim, w błoto, pofrunął worek trzepoczących ryb oraz homarów, które zaczęły rozłazić się lub też trzepotać na ulicy.

-Mam glejt!

Strażnik obejrzał się na rybka, cofnął o krok i splunął tuż przed twarzą leżącego mężczyzny.

-Oto co sądzę o glejcie w rękach takich jak ty.

Zatrzymała się jedynie by spojrzeć na ten obraz. I spojrzała na strażnika wzrokiem Nr3 "Ty marna poczwaro, jak śmiesz oddychać tym samym powietrzem co ja? Pełznij do pieczary i zdechnij, robiąc światu przysługę.".

-Jeśli ktoś kto ma pilnować elitarnej dzielnicy zmuszony jest do używania rękoczynów by odmówić wejścia komuś, kto na mocy prawa może, mniemam, że "elitę" uczą jedynie jak walczyć przeciw słabszym, nie wspominając o braku wychowania.-

Cały czas mówiła jak do kogoś, kto był gorszy czy mniej rozgarnięty. Oczywiście nie była to pycha, nawet jeśli każdy prawdziwy samuraj jak ona wywodził się z mniej lub bardziej szlachetnej rodziny, praktycznie postrzeganej na tym samym szczeblu co rodzina cesarska. Ona należała do odpowiednika tutejszej szlachty. I chociaż nie miała trzymetrowego kija tam gdzie światło nie dochodziło, czasami gdy widziała kogoś, kto w jej opinii zasługiwał na pogardę, była w stanie zachować się jak na odpowiednią osobę przystało.

-Odejdź, kobieto. Nie mam czasu na czcze gadanie.- strażnik nawet nie odwrócił się do Tsuki, wracając do bramy.

Poturbowany mężczyzna zaś wstał i zaczął zbierać swoje towary. Zaczął od homarów i krabów. One miały największą szansę na ucieczkę. Następnie spojrzał na elfkę. Był dość młody, a na pewno jak na elfie standardy.

-Nie próbuj się z nimi kłócić, panienko.- powiedział prostując się i ścierając błoto z policzka.- Są na garnuszku Rady Kupieckiej. Mimo że formalnie nie mają żadnych praw, sami sobie takowe przypisują. Ale trzeba przyznać,masz charakter.

Zacisnęła żeby.

-Nawet nie wiesz co uczyniłeś, głupcze.-

Słowa te były skierowane oczywiście do strażnika. Ale Tsuki nie dała mu czasu. Nim ten mógłby się nawet obrócić, ona zaatakowała swoją kataną wciąż nie wyjętą z sai. Pierwsze uderzenie klasycznie, z dołu do góry i po środku torsu. Bolesne uderzenie, krytyczne dla mężczyzn, między nogi. A drugie zdzieleniem po twarz, też przy użyciu tej samej broni.

-Co... ?

Mężczyzna obrócil się i wytrzeszczył oczy, widząc pędzącą w jego stronę elfkę. Był wysoki, co tylko ułatwiło wojowniczce trafienie bronią między jego nogi. Gdy z głośnym stęknięciem opadł na kolana, łapiąc się za krocze, padł drugi cios. Poziomy, który wybił mu kilka zębów i posłał twarzą na ziemię, z komicznie zadartym do góry tyłkiem.

Stojący w kolejce kupcy i tragarze wybuchnęli śmiechem. Rybak zaś spojrzał to na dziewczynę, to na biegnących w jej stronę strażników.

-O w mordę...

-TY MARNA, BEZCZELNA WYŁO...- dryblas z mieczem w dłoni zamarł, kiedy dłoń Tsuki wystrzeliła do góry, zatrzymując się tuż przed jego nosem. Po jego skroni spłynął pot a jego czterej towarzysze cofnęli się, widząc symbol inkwizycji.-...wy... wy... O wybaczenie proszę, ale czemu była pani łaskawa...

-Obraził mnie. Obraził mnie sromotnie i z rozmysłem. A w moim zakonie zniewag nie możemy puścić bez spłacenia ich krwią lub poniżeniem. Jeśli żadnej z nich nie nie uzyskamy, prowadzi to do wendetty, sięgającej do dwudziestego pokolenia.- dopiero wtedy zimno spojrzała na przerażonego gwardzistę.

Strażnik cofnął się i bijąc pokłony, zaczął bełkotać przeprosiny. Jego kamraci natomiast zgarnęli z ziemi ogłuszonego głupca, który jeszcze przed chwilą miał się za władcę bramy i połowy świata.
Ruszyła jedynie dalej, nawet nie oglądając się za siebie. To byłoby bezużyteczne. Ale nie mogła sobie darować powiedzenia czegoś, bez zaszczycenia ich wzrokiem.

-Bądźcie pewni, że przekażę moim przełożonym o braku szacunku jaki straż okazała mieszkańcowi tego miasta. To grzech, grzechy powinny być karane ogniem i kolcami.-

I znów do przodu, wesoła jak gdyby nic, z kataną wesoło przywiązaną do jej boku. A gdyby duchy jej przodków ukazały się jej, mogłaby bez trudu dostrzec, że męska część sama miała nietęgie miny, gdy kobiety okazywałyby jawną aprobatę.

Mężczyźni powinni znać granice. Chyba, że chcieli być ustawieni na swoje miejsce, tuż pod jej butem.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline