Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2012, 22:50   #19
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Jeleniogłowy szaman czekał na jakikolwiek znak od swego pana.
Eckhardt zmarszczył brwi słysząc słowo, które budziło niemal tak samą odrazę jak magia. “Łucznicy”. Przeklęci niehonorowi tchórze. Ryzykować głowy szamana nie chciał. Był dla niego zbyt cenny. Schwartzhaut stwierdził, że sam to załatwi. Wyszedł tak samo jak przywódca napotkanych zwierzoludzi przed swoich.
- Tyś tu jest wodzem? - zapytał wskazując na wielkiego zwierzoludzia.
Stwór buchnął parą z nozdrzy, uniósł swój wielki topór, który trzymał jedną ręką i zawył głośno, jakby mobilizując swoje plemię do walki. Stwory zawtórowały bestii i po całym lesie rozległ się donośny ryk...
- Szamanie, przekaż im, że chcę wyzwać go na pojedynek o walkę! Chyba nie rozumie co do niego się gada! Nie podchodź jednak. - rozkazał Eckhardt.
Od czasu do czasu nerwowo zerkał w krzaki gdzie byli widziani łucznicy.
-Rozumie mój panie, doskonale rozumie.- wyjaśnił szaman -W ten sposób podbudowuje swoje plemię, sposobi je do walki.- dodał.
- Wychodzisz do pojedynku o władzę czy nie?! Boisz się, że człeczyna zrobi ci parę nacięć? Stań do walki! - wrzasnął Eckhardt opierając miecz o ramię.
Stwór raz jeszcze uniósł swój topór. Milczał jednak. Jego wzrok skierował się na dwójkę łuczników. Najpierw na jednego, potem drugiego. Następnie złapał broń oburącz i wystąpił przed szereg. Szedł spokojnie jakby był pewny swego. Jego inteligentne spojrzenie wbite było w Eckhardta.
- Ha! Z pomocą tych oszustów łuczników chcesz walczyć? Dobrze, graj muzyko! - powiedział Eckhardt z pogardą.
Następnie uniósł miecz do walki i podszedł bliżej.
- Za Boga Krwi! Graj muzyko! - wrzasnął ruszając z mieczem wprost na gora.
Wódz zwierzoludzi tylko rynął wznosząc topór oburącz. Przygotowany na serię ciosów Eckhardta zwinnie manewrował unikając cięć miecza. Ostrze świsnęło kilka razy nad jego głową i dwa razy niemal zahaczając o ścięgna w nodze. Niestety żaden z ciosów niespowodował ryku bólu, który tak bardzo chciał usłyszeć Schwartzhaut. Ta niecelna próba dosięgnięcia gora przynajmniej zaskutkowała zmęczeniem przeciwnika. Topór uderzył w ziemię wbijając się do połowy.
Ten moment Khornita wykorzystał doskonale. Dwa potężne cięcia trafiły w nogę i głowę zwierzoludzia. Nareszcie polała się krew. Jej widok i zapach wprowadził Eckhardta niemal w ekstazę. Jego oczy otworzyły się szerzej. Schwartzhaut zrobił głośny wdech. Jakby chciał zassać powietrze z krwistymi oparami.
Chwila nieuwagi kosztowała jednak wybrańca Chaosu niewielką dawkę bólu. Gor wyrwał swój oręż z ziemi i uderzył Eckhardta w głowę. Khornita przekręcił głowę na bok i wpadł w szał. Rąbał niemal na oślep nie zwracając uwagi na celność ciosów. Nie minęło dwie sekundy, a fala kilku ciosów została wymierzona w gora. Pierwsze z celnych trafień oskalpowało przeciwnika, który złapał się za wystającą czaszkę. W oczach zwierzoludzia widać było strach, który w tym momencie był pokarmem Khornity. Nie ma litości.
- Krew! Kreeew! Kreeeew! DLA BOGA KRWI! DLA KHORNA! KREEEEEW! - wrzeszczał opętańczo skracając gora o rękę.
Mimo tego, że szok spowodował już śmierć jego przeciwnika Eckhardt ciął dalej. Ostatni cios rozpłatał dawnego wodza zwierzoludzi na pół. Czarna krew trysnęła z wątroby i przyzdobiła zbroję wojownika.
Eckhardt stanął nad rozchlastanym na pół gorem. Chwycił miecz i wbił go w mostek. Trachnięcie kości byłoby okropne dla każdego człowieka. On człowiekiem jednak nie był. Był kimś więcej.
Schwartzhat włożył rękę do klatki piersiowej gora. Chwilę w niej grzebał w końcu sięgając po jeszcze bijące serce. Wyszarpał je wraz z żyłami i odsłaniając swoją twarz powiedział.
- Teraz jam jest waszym wodzem! Na kolana! - rozkazał i wycisnął sobie krew z serca ich dawnego przywódcy prosto do gardła.
Następnie wyszczerzył zęby w krwawym uśmiechu. Zerkając na szamana.
- Teraz możecie iść … negocjować... - powiedział akcentując w śmieszny sposób ostatni wyraz.
 
Aeshadiv jest offline