Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 00:24   #33
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Przejście od snu do jawy było nie tylko szybkie ale i brutalne. Petru rozluźnił chwyt na rękojeści kukri gdy zorientował się że niebezpieczeństwo faktycznie zagrażało, ale jeszcze nie w tej chwili. Oczyścił zaropiałe od kurzu i snu oczodoły i bez słowa złapał szmatę, przetarł twarz. Milczał dopóki nie otrząsnął się z senności, łapiąc w tym czasie broń. Plecak zostawił, tylko przybornik z bandażem z łyka i drobiazgami wcisnął za pas. Na krótko, z czcią dotknął świętej księgi, “Światła Pelora”. Nie było czasu na poranną modlitwę, poza najkrótszym wyznaniem wiary.
- Deus est primoris inter par, vacuus suus lux lucis nusquam est venio - wyszeptał, spiesząc ku wejściu. - Pelor jest pierwszym wśród równych, bez Jego światła nic nie jest możliwe.


Opowiadał o wyznawcach Ravenmora, spokojnie, jak to miał w zwyczaju, ale czuł jak się w nim gotuje. Nie było czasu tłumaczyć Skuldyjczykom co tak naprawdę budziło jego wściekłość, tym bardziej że wyjaśnienie zahaczałoby o teologię. Nie chodziło li tylko o wspomnienia tego jak kultyści bezlitośnie skazywali ludność na głodową śmierć, również o to że tropiciel został wychowany w szacunku do Ojca Słońce w jego życiodajnym aspekcie. Ta odrobina pożywienia którą ciągle można było zebrać w Naz’Raghul tylko dzięki łasce słonecznego bóstwa powstawała, a czyny wyznawców demona Pustki były istnym policzkiem dla Pelorytów. Ravenmora i jego niewolników Petru nienawidził jedynie odrobinę mniej gorąco niż sługi Sześciorękiego Geryona.

- Coś jak druidzi, ale w drugą stronę… Dobra. Zajmiemy się nimi przy okazji. Skoro sami złożyli nam wizytę…

Tropiciel z uśmiechem skinął głową na słowa Rulfa.
- Co mam robić? - zapytał, przyzwyczajony do współdziałania a nie znając modus operandi żołnierzy ze Skuld. - Może być ich więcej - przypomniał jeszcze, na wszelki wypadek.

Rulf uśmiechnął się lekko.

- Spokojnie, chłopcze. Każdy posterunek lub obozowisko tworzymy gotowi na odwrót, powiązany z niszczeniem wszystkiego za naszymi plecami.- wychylił się lekko i wskazał na plac dookoła którego kręcili się kultyści.- Dookoła głównego podwórza zakopaliśmy proste bombki. Wiesz, gliniany słój, kartacz, a w środku trochę prochu by ładnie szatkowało wrogów. Myk polega jednak na tym by możliwie wielu było ich w zasięgu wybuchu...

Aust także wyjrzał, oceniając teren wzrokiem.

- Lonty były głęboko zakopane, więc ta wczorajsza mżawka raczej ich nie zmoczyła... Tak, to może się udać. No i pozostają wilcze doły w lesie dookoła farmy, oraz drewniane ostrza wewnątrz ruin...

Wrzask który poniósł się po polanie, poprzedzony świstem i stuknięciem oznajmił ukrytej trójce że któryś z kultystów właśnie odkrył brzydką niespodziankę. Rulf wyszczerzył się.

- No i rzecz jasna zostaje stare, dobre rąbanie.

Petru nie do końca rozumiał co zacz te "kartacze" czy "lonty", ale słuchał uważnie. Opisany efekt pasował mu do opowieści zasłyszanych w Palenque o dokonaniach nielicznych czarowników którzy nie zaprzedali się demonom ... czy całkiem licznych którzy jednak wybrali łatwiejszą ścieżkę do potęgi. Oczywiście, ignorując fakt że za wszystko trzeba kiedyś zapłacić.

- Tych "lontów" trzeba jakoś zapalić, tak? - zapytał, zaraz jednak machnął dłonią dając znać że nie chce teraz wyjaśnień. - Mogę spróbować przekraść się tak by zajść ich od tyłu - szepnął - Jednego, może dwóch położyć z łuku i jąć się miecza - odruchowo dotknął ostrza ciężkiej broni. - Ryzykowne, ale przy ataku z dwóch stron mogą się pogubić do reszty.

- Formalnie, to przy ataku z trzech stron. A może i większej...- Aust spokojnie zdjął z pleców kuszę.- Wy dwaj zakradnijcie się w ich stronę. Może na wstępie odpalicie bomby, kto wie, może się uda. A nawet jeśli nie, ja zacznę strzelać do nich stąd, a wy wykorzystując dezorientację tych sukinkotów, zaczniecie ich wybijać. Przy odrobinie szczęścia większość zginie nim dobędzie broni...

Rulf zaś zasępił się, ważąc w dłoniach broń. Przy pasie miał jeszcze kilka mniejszych toporków do rzucania.

- Wolałbym żeby bomby były ostatecznością. Skoro pistolet niesie tu na milę, lepiej będzie nie sprawdzać jak daleko poniesie huk wybuchu...- finalnie spojrzał na Petru.- Ty już miałeś z nimi kontakt. Jest jakiś uniwersalny sposób na kultystów, z którym radzą sobie miejscowi? My do tej pory stosowaliśmy techniki wyuczone pośród harcowników...

Na wzmiankę o "odpalaniu bomb", cokolwiek by to miało nie znaczyć, Petru zakłopotał się. W porządku, to była eksplodująca broń, zapewne bardzo skuteczna, ale i tajemnicza dla niego. Nie wiedział co miałby robić. No i ten huk... Dlatego z ulgą przyjął słowa Rulfa, ostrożniejszego z tej dwójki.
- Gdzie mam się kierować w stronę jakiegoś trudniejszego terenu? Albo w którym kierunku las ciągnie się na tyle daleko bym miał przestrzeń wystarczającą na unikanie takiej gromady? Wyśliznę się i zaatakuję ich z oddali, pociągnę ich za sobą - wy ruszcie za nimi, wykańczajcie rannych i pojedynczych, gdy zmniejszymy ich liczbę spotkamy się i zabijemy resztę - powiedział po krótkim namyśle, w trakcie którego nie spuszczał wzroku z kultystów.

Rulf uśmiechnął się lekko.

- Dobry pomysł chłopcze...

Aust wyjątkowo nie zaczął natomiast zdania od niezadowolonego prychnięcia. Jednocześnie dał tropicielowi okrągły, metalowy przedmiot ze sznurkiem sterczącym z czubka.

- Jeśli dopadną cię przed czasem, albo by odciągnąć ich będziesz musiał aż za nad to się zbliżyć, podpal sznurek i rzuć to pod nogi. Wybuch nie jest groźny ani głośny, tworzy tylko chmurę dymu. W znacznym stopniu ułatwia to ucieczkę...

Tropiciela zaczynało irytować to "chłopcze", ale że dzięki łasce Pelora jego umysł w przeciwieństwie do ciała nie zdradzał oznak wypaczenia teraz jedynie skinął głową. Nie czas był na tłumaczenie kto ile ma lat i czym się bawi. Przyjął przedmiot i wcisnął go za pazuchę.
- Dziękuję. Wrócę za chwilę - szepnął wracając się szybko do plecaka. Porwał z ziemi manierkę i maskę, hubkę i krzesiwo zabrał z plecaka, wrócił do Skuldyjczyków. Już miał wychodzić gdy przypomniał sobie o czymś.
- Pułapki. Oznaczaliście jakoś te miejsca?

Prawdziwą ironią losu byłoby gdyby nadział się na jakiś pal czy wpadł do dołu przygotowanego przez niespodziewanych sojuszników. Wystarczyło że już raz zawisł przez nich na drzewie..

- Wilcze doły są w północnej części lasu otaczającego ruiny.- Rulf wskazał zagajnik po przeciwnej stronie od której przybył Petru.- Są wykopane wzdłuż ścieżki. Po prawej i lewej stronie. Jeśli nie będziesz zbliżał się do ścieżki, nic ci nie będzie.

- Będę pamiętał - młody tropiciel spojrzał we wskazywanym kierunku.
- Niech światło Pelora będzie z wami. Jesteście harcownikami, nie będę wam mówił co macie robić.

Powoli, upewniając się że żaden z kultystów nie dostrzeże ruchu, wyśliznął się z jaskini, rozciągnięty na ziemi i korzystając z każdej możliwej osłony. Niełatwe było to zadanie, bo i miecz i łuk z kołczanem miał przy sobie, co nie dodawało mu gibkości. Tak w ogóle to wolałby walczyć w nocy, ale...

Ale był dzień i nic nie mógł na to poradzić. Dlatego teraz skradał się naprawdę ostrożnie - wyznawcy demonów wyznawcami demonów, ale i oni zwykle dysponowali umiejętnościami umożliwiającymi przeżycie w Naz'Raghul. Wszak nawet oni nie byli samobójcami.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 10-10-2012 o 18:23. Powód: Drobna poprawka i edycja błędów
Romulus jest offline