Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 18:38   #11
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Część II

***

Był mglisty poranek, Słońce nie zdążyło jeszcze wznieść się ponad mury miejskie pozostawiając większość miasta pogrążoną w cieniu. Trzech pachołków katowskich spoczywało na pieńkach przy drewnianym szafocie w barakach. Pogrywali w kości czekając na mistrza.

Jak wam się podobało chłostanie tej krawcowej ostatnio? He, he? Dobre cycuchy miała co ni? - rzekł Grzegorz, syn chłopa, który zmarł na jakieś choróbsko osierocając dzieciaka. Mistrz znalazł go we żłobku. Był najmłodszy z nich.

-Ano, latały od lewej do prawej jak w dzwonnicy, atoli ja tam wole elfki. Jędrne ciałka, zgrabne nóżki, jakżem kilka dni temu jedną z nich dorwał w celi, tożem skatował ją batem. Hehe. Poślady jej spuchły, a jęczała tak, że ściany się trzęsły! - oparł Włodek, syn młynarza, co na jego oczach, gdy miał sześć lat ojciec wykrwawił się po stracie ręki w kołowrocie. Liczył teraz siedemnaście wiosen.

-E tam. Ostatnio mistrz pokazywał mi nową torturę. Bierzesz dziewkę za włosy i sadzasz na zaostrzonej piramidzie okrakiem przywiązując do jej kończyn worki z piachem, co by nie mogła się ruszać - odrzekł Joltyn, jednak w jego głosie i pustym wzroku było coś co szybko powstrzymało Grześka od salwy śmiechu.

Toż to chore... – rzekł Włodzimierz jakby w zamyśleniu.

-Chore, ale skuteczne. Dziewczyna piszczała tak jak ten oszust cośmy go za jaja podwieszali. Zresztą podaj no choć jedną torturę, która nie byłaby...

Nieludzka? - odrzekł mistrz pojawiając się jak by znikąd przy palu przeznaczonym do chłosty. - Jesteśmy potworami, bestiami, pomiotami szatana, dokładnie tym o czym gadają ludzie. Im szybciej to zaakceptujecie tym łatwiej wam to przyjdzie. Przekonacie się o tym, gdy sami zostaniecie mistrzami. A teraz czas na kilka głów. - oznajmił donośnie wpatrując się w trójkę skazańców zmierzających na szafot.



***

Dotarł do chaty wieśniaka znacznie szybkiej, niż się tego spodziewał, no i... zdziwiło go wielce, że ten chłystek wciąż siedział na werandzie. Gdyby miał we wsi jakiś przyjaciół pewno dawno by wziął nogi z pas i spieprzył gdzie pieprz rośnie. Zrobiwszy kilka następnych kroków stanął twarzą twarz z miejscowym chłopem.

- Nic nie powiem. Chyba, że sprowadzicie tu mą ukochaną Marikę.

Wyglądał na krzepkiego, morde miał też jakaś tęgą. On zaś nie miał ochoty ryzykować kolejnych siniaków czy spotkania z trzymaną przez niego motyką, przynajmniej do czasu, aż nie będzie odpowiedniej okazji. Nie odpowiadając ni słowem zaczął rozpinać ćwiekowane pasy skrzyżowane na jego piersi. Zaciskając zęby i wykrzywiając twarz w grymasie bólu powoli począł wyciągać z ciała dwustronne stożkowe, stalowe ćwieki o średnicy co najmniej 5 centymetrów. Gdy już uporał się ze zrzuceniem pasów z cielska ów wieśniak był w stanie zobaczyć ogromne dziury, którymi poszatkowana była jego skóra. Wyglądało jakby ktoś później próbował załatać je szwami i po przypalać, co by zatamować krwawienie. Widok był iście bestialski.

- Myślisz, że Marika wciąż będzie tobą zainteresowana, gdy te pasy zmienią właściciela? - odrzekł trzymając je w dłoni patrząc się przy tym wprost w oczy kochasia.

Za młody był, by wiedział on prze to zbyt wiele o miłości. W szczególności cierpieniu za nią. Mistrz znał jednak ten ból na tyle dobrze, że z ogromną przyjemnością udzieliłby mu na ten temat lekcji.

Wieśniak jakby mimo woli oderwał wzrok od pluskających się w wodzie ryb, mocno zaciskając zęby na widok paskudnego cielska przybysza. Po chwili jednak westchnął, głośno, spojrzał na przelatujące nad wsią gołębie i beznamiętnie odrzekł:

- Nie boję się. Nic mi już w życiu nie jest potrzebne. Nic nie jest w stanie mnie poruszyć, uradować lub zasmucić. Możesz i mnie nawet zabić, wyzwolisz mą duszę z tego nędznego wcielenia, ja sam nie mogę odebrać sobie życia. Na zawsze potępiony, mój duch nigdy nie zaznałby spokoju. Wiem, czego chcesz - przeciągając pierwsze słowo cisnął do wody kolejny płaski kamyk - powiem wszystko. Najpierw jednak chce spotkać się z Mariką. Raz jeszcze spojrzeć w te kryształowe oczy, raz jeszcze dotknąć tych miękkich niczym jedwab włosów, raz jeszcze musnąć opuszkami palców tej jej delikatnej skóry... ujrzeć ten przepiękny uśmiech.

Postawa chłopa wzruszyła go niezmiernie. Przysiadł, więc nieopodal niego i rzucił nieco większy kamień zgodnie z nurtem rzeki obserwując przy tym rozchodzące się fale.

- Kiedyś też myślałem, że nie będę w stanie żyć. Możesz mi wierzyć, bądź nie. - oparł jakby zamyślony przypatrując się zrzuconemu żelastwu -Gadaj no lepiej gdzie ta twoja Marika i wtedy zdecyduję czy szybciej złamię twego ducha czy dorwę tą niewiastę. Po pewnym czasie duch wędruję gdzieś daleko, zostaje jedynie ciało, ludzkie ciało, ludzka gęba, kwestia wprawy.

- Ma ukochana Marika jest uwięziona w majątku szlachcica Adana Lorisa, niecały dzień drogi stąd, na północ, głównym traktem. Ojciec jej, nie zrozumiał naszej miłości, uważa, że miast sercem lub kuśką, trza myśleć głową. I znalazł jej ponoć lepszego męża, starego barona, co to zacnymi połaciami ziemi dysponuje. Gruby jak beka, ale równie gruba jest jego sakiewka! Sprowadź mi tu Marikę, a powiem wszystko co wiem!

Chwyciwszy za cęgi znajdujące się w jego worze podszedł do chłopa jak gdyby chciał mu współczuć i położyć rękę na ramieniu, tymczasem zanim ten się zorientował trzasnął go w czerep metalowym narzędziem ogłuszając go do nieprzytomności. Tak spreparowanego wieśniaka złapał za fraki, związał mu ręce i nogi sznurem, po czym zaciągnął do jego chaty zamykając drzwi i zatrzaskując okiennice. Ocucił go uderzeniem dłoni i schyliwszy się nad jego uchem rozpoczął opowieść.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=icNhqk9eHB0&feature=related[/MEDIA]

-Ujrzałem ją. Spoconą, brudną, posiniaczoną, obdartą z odzienia, leżała w celi na skraju wycieńczenia. - rzekł kat wbijając żelazny hak w jedną ze ścian kółkiem takimże wysoko od ziemi półtrzecia łokcia - Jej długie włosy lśniły w pobłyskującym świetle świecy. Nie było Słońca ani Księżyca ani pięknych krajobrazów, jedynie ciemna, mroczna klitka pełna robactwa i szczurów. Mimo to wyglądała równie urodziwie, co gdym ją widział po raz pierwszy, na jarmarku. Chciałem otworzyć metalowe kraty, wyrwać je razem z zawiasami, najlepiej zawalić całe te podziemia, złość była we mnie ogromna, jednak nie chciałem jej także budzić. Spała tak niewinnie, że jedynie usiadłem, jakże ty przed czasy i patrzyłem mając w głowie setki najróżniejszych myśli.- - odrzekł przez zęby sprawdzając czy hak jest zamocowany wystarczająco mocno - Nie czekałem długo. W korytarzu pojawiły się kolejne postaci. Pierwszy kroczył mój mistrz, za nim mężczyzna odziany w złotem zdobiony kubrak, za nim Włodek, jeden z pachołków, zaś na końcu ciągnął się z opuszczonym łbem szedł Grzegorz, drugi pomocnik, który chyżo otworzył żelazne kraty wpuszczając jegomościa do celi. Ten spojrzał wyrafinowanym wzrokiem na mą lubą z spod wielkiego kapelusza z przypiętymi ptasimi piórami. Pysk miał tyż ptasi, obrzydliwy rzekłbym. "Przyszedł czas na karę." zasyczał przez zębiska wodząc dłonią po jej jedwabnych włosach. Jak na skinienie Włodzmierz i Grzegorz chwycili ją za ręce oraz nogi i poczęli nieść ku sali tortur. Czułem się wtedy jak zaczarowany, zaklętym jakąś diabelską magią. Gdy znaleźliśmy się znacznie większym pomieszczeniu pełnym najróżniejszych przedmiotów i urządzeń, z których wszystkie służyły jednemu celowi pachołkowie położyli ją na drewnianym stole. -Tu przerwał historię by przejść na drugą stronę pomieszczenia i wbić hak z kółkiem od pawimentu, około na łokieć. - Bogacz wtedy objął jej kształty swym plugawym wzrokiem i kazał ją obedrzeć z odzienia. Mówię ci, że gotowało się we mnie jak w kotle, stracono jednak by mnie o głowę, gdybym, choć dotknął go palcem. Dziewczyna chwilowo odzyskała przytomność, by potem ulec krzepie dwóch pomocników i ponownie opaść z sił. "Chce, byście zanim zetniecie jej ten zdradliwy łeb wycieli jej sutki."Te słowa wypełzły z plugawej gęby ptasiego łba, zaś on sam wciąż wodził swym wzrokiem po jej nagim ciele, jakby chciał zbadać czy na pewno go to podnieci. Mistrz jedynie skinął głową i klasnął w dłonie. Wszystko działo się jak we śnie, me serce zaczęło bić szybciej, chciałem ich powstrzymać, lecz przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu poczułem silny uścisk kościstej dłoni na szyi. Zostałem pchnięty przez mistrza w kierunku wiszących na ścianie cęg. W nieopisanym strachu przed swym panem posłusznie rozgrzałem je w kominku i zbliżyłem się do leżącej na stole kobiety. "Robiłem to już wiele, wiele razy" szeptałem po cichu do siebie. Pozwalając mistrzowi wykonać zabieg skazywałem mą ukochaną na jeszcze więcej cierpienia, zaś za nieposłuszeństwo podczas tortur mogły spotkać mnie liczne kaźnie. Jej piękna piegowata buźka jednak sprawiała, że drżały mi dłonie, a z mojego ciała strużkami spływał pot. Spróbowałem zamknąć oczy i zmusić się do szybkiego rwania, jednakże czujny mistrz szybko zauważył mą słabość i trzasnął mnie z całej siły przez kark. Upadłem wtenczas na pawiment nie będąc w stanie stawić oporu. Bez wahania rozkazał dwóm innym pachołkom zamknąć mnie w celi, zaś on sam dokończył robotę. Siedząc tuż obok i słysząc jej jęki rosła we mnie nieopanowana złość, która w ogromnym stopniu mieszała się ze strachem. Z jednej strony chciałem rozpruć mistrza i tego grubego wieprza, z drugiej jednak obrazy tego, co może się wydarzyć paraliżowały moje mięśnie. W swej bezsilności pozostawało mi tylko łkać – by rzec to zdanie zniżył się nad związanym chłopem sadzając go na stołku po środku chaty. Chwycił jeden powróz, którym przywiązał nogi do kupy i ruszył do niższego kółka, by przewlec tamtędy sznur. U jego rąk, zaś obwiązał inny postronek, długi, smagły i dobrze łojem dla lekkiego pomykania wysmarowany i przez kółko wyższe pojedynczo przewlókł. Mając sznur przewiązał go kilkukrotnie na dłoni, aby mu się w ciągnieniu nie wymknął. Przy porządziwszy tak więźnia i stanąwszy tuż przy nim na boku, pociągnął lekko postronka do wyprostowania go tylko podług odległości, jak była od rąk winowajcy do kółka, ażeby ani kółko ani postronek nie wisiały, tylko się znajdowały w ciągłości. - Za tą zniewagę mistrz nałożył na mnie pasy, któreś widział wcześniej, by potem rzec coś, co za pieczętowało to czym jestem dzisiaj "Dokonasz na niej swego pierwszego cięcia, bowiem dopóki tego nie zrobisz czekają ją i ciebie nieopisane tortury", pamiętam jego czarne jak smoła ślepia, które sprawiały, że zadrżałem w przerażeniu. Zdałem tegoż dnia sobie sprawę, że cierpienie fizyczne jest jedynie grą wstępną w prawdziwych torturach. Gdybym nie znał anatomii, rzekłbym, że serce rozkrajało mi się na kawałki, ból jednak dochodził dużo, dużo głębiej, przeszywał mięśnie i kości, aż do szpiku. Wiedziałem, iż ten czyn namaluje na mnie piętno sporo większe niż rozległe złamania oraz, iż będzie towarzyszyć mi do końca moich dni. Usłyszawszy dźwięk okutych żelazem podeszw me serce drgnęło w nadziei, jednak on szedł po nią, by pokazać mi, że jego słowa nie są gołosłowne. Nigdy nie były. Jestem taki sam. Jestem panem bólu, potworem, jak mówił mój mistrz: "Nauczysz się zadawać największe z cierpień, dopiero, gdy sam je zniesiesz." Dam ci wybór Arturze. Możesz zacząć mówić teraz, oszczędzając sobie i jej cierpień. Alboż, jeśli zechcesz pierw skatuję twoje ciało, dla zabawy, by potem pójść po nią i schylając się nad twą bezbronną i bezsilną duszą pokazać ci o czym tak na prawdę prawie. - zakończył swą historie tonem tak głębokim, że zamilkły nawet śpiewające ptaszki na około chłopskiego domostwa.

- Strasznym jesteś człowiekiem - zaczął chłop, głos jego był jednak obojętny, czuć w nim było nutkę przerażenia, aczkolwiek zdecydowanie dominowała rezygnacja, poddanie się woli świata, brak przywiązania do życia. Artur nie próbował nawet uwolnić się z krępujących jego ruchy sznurów, przez myśl nie przeszło mu by negocjować z mężczyzną lub by ratować swe życie. Nie zamierzał samemu skazać się na śmierć, atoli nie zamierzał bronić się przed opuszczeniem świata, zakończenia żywota, który i tak dawno stracił dlań sens - Nie zamierzam nic mówić - wybełkotał utkwiwszy wzrok w jednej z desek - Bij mnie, jeśli myślisz że to pomoże lub bij jeśli to dla ciebie przyjemność. Czym jest dla mnie fizyczny ból, skoro co dzień me serce smagają baty najokrutniejszych katów... Raz jeszcze powiem, a powtarzać nie zamierzam. Przyprowadź mi Marikę, a przekażę ci wszystko co wiem.

- Baty? Jak nie będziesz gadał to mam dla ciebie coś specjalnego, przyrząd, przy którym baty to jedynie mała namiastka cierpienia -

Kat silnie pociągnął za sznur, czyli powróz, którego koniec trzymał w ręku, wtenczas ręce więźnia poczęły się wyłamywać ze stawów ramion, podnosić się w górę tyłem głowy i stanęły z nią w równej wysokości wy ciągnione i do haka przywiązane, pozytura zaś więźnia, podając się wyższą częścią ciała za sznurem, pośladkiem znajdowała się na stołku; nogi zaś wisiały jak na powietrzu. Wpatrując się wzrokiem w tak przyrządzonego nieszczęśnika rzekł jeszcze.

-Ciągnąć mogę dwa razy silniej! Naciągnę Cię tak, że dokładnie przyjrzymy się twojemu zasranemu serduszku. A jak to nie pomoże, zmiażdżę Ci stopy, by potem nałożyć za pomocą tych śrub, co żem haki wbijał Oleandryjskie buty. Torturowałem setki podobnych gagatków jak ty, żaden jednak, nawet ten najdzielniejszy nie oparł się tej nakłuwaniu piszczeli za ich pomocą. A gdyby i to zawiodło, w repertuarze mam setki innych zabaw, którymi mogę cię popieścić. Zastanów się dobrze, bo to zabawa na długie tygodnie, a jakżem rzekł, powtórzę, gdy i to zawiedzie wtedy dopiero po męczarniach nieludzkich przyprowadzę twą Marike i kładąc jej obok twego zdeformowanego ciała, którego pewnie nie nawet nie rozpozna zrobię z nią to samo. Choć szczerze wątpię, byś dotrwał, choć do trzewików, bo przeca nikt nie mówi tu o umieraniu. O śmierć będziesz błagał. - to rzekłszy pociągnął jeszcze raz za sznur tym razem mocniej, tak, że Artur wyciągnął się jak struna, ręce wykręciły się tyłem w prostej linii z ciałem nad głową, w piersiach zrobił się dół głęboki, w którym tłoczył się łeb; cały zaś już wisiał w powietrzu, nie dotykając ani nic stołka. Wszystkie żebra, kości, junktury w nim niemal widać było.
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 13-10-2012 o 13:31.
Libertine jest offline