Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-10-2012, 18:38   #11
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Część II

***

Był mglisty poranek, Słońce nie zdążyło jeszcze wznieść się ponad mury miejskie pozostawiając większość miasta pogrążoną w cieniu. Trzech pachołków katowskich spoczywało na pieńkach przy drewnianym szafocie w barakach. Pogrywali w kości czekając na mistrza.

Jak wam się podobało chłostanie tej krawcowej ostatnio? He, he? Dobre cycuchy miała co ni? - rzekł Grzegorz, syn chłopa, który zmarł na jakieś choróbsko osierocając dzieciaka. Mistrz znalazł go we żłobku. Był najmłodszy z nich.

-Ano, latały od lewej do prawej jak w dzwonnicy, atoli ja tam wole elfki. Jędrne ciałka, zgrabne nóżki, jakżem kilka dni temu jedną z nich dorwał w celi, tożem skatował ją batem. Hehe. Poślady jej spuchły, a jęczała tak, że ściany się trzęsły! - oparł Włodek, syn młynarza, co na jego oczach, gdy miał sześć lat ojciec wykrwawił się po stracie ręki w kołowrocie. Liczył teraz siedemnaście wiosen.

-E tam. Ostatnio mistrz pokazywał mi nową torturę. Bierzesz dziewkę za włosy i sadzasz na zaostrzonej piramidzie okrakiem przywiązując do jej kończyn worki z piachem, co by nie mogła się ruszać - odrzekł Joltyn, jednak w jego głosie i pustym wzroku było coś co szybko powstrzymało Grześka od salwy śmiechu.

Toż to chore... – rzekł Włodzimierz jakby w zamyśleniu.

-Chore, ale skuteczne. Dziewczyna piszczała tak jak ten oszust cośmy go za jaja podwieszali. Zresztą podaj no choć jedną torturę, która nie byłaby...

Nieludzka? - odrzekł mistrz pojawiając się jak by znikąd przy palu przeznaczonym do chłosty. - Jesteśmy potworami, bestiami, pomiotami szatana, dokładnie tym o czym gadają ludzie. Im szybciej to zaakceptujecie tym łatwiej wam to przyjdzie. Przekonacie się o tym, gdy sami zostaniecie mistrzami. A teraz czas na kilka głów. - oznajmił donośnie wpatrując się w trójkę skazańców zmierzających na szafot.



***

Dotarł do chaty wieśniaka znacznie szybkiej, niż się tego spodziewał, no i... zdziwiło go wielce, że ten chłystek wciąż siedział na werandzie. Gdyby miał we wsi jakiś przyjaciół pewno dawno by wziął nogi z pas i spieprzył gdzie pieprz rośnie. Zrobiwszy kilka następnych kroków stanął twarzą twarz z miejscowym chłopem.

- Nic nie powiem. Chyba, że sprowadzicie tu mą ukochaną Marikę.

Wyglądał na krzepkiego, morde miał też jakaś tęgą. On zaś nie miał ochoty ryzykować kolejnych siniaków czy spotkania z trzymaną przez niego motyką, przynajmniej do czasu, aż nie będzie odpowiedniej okazji. Nie odpowiadając ni słowem zaczął rozpinać ćwiekowane pasy skrzyżowane na jego piersi. Zaciskając zęby i wykrzywiając twarz w grymasie bólu powoli począł wyciągać z ciała dwustronne stożkowe, stalowe ćwieki o średnicy co najmniej 5 centymetrów. Gdy już uporał się ze zrzuceniem pasów z cielska ów wieśniak był w stanie zobaczyć ogromne dziury, którymi poszatkowana była jego skóra. Wyglądało jakby ktoś później próbował załatać je szwami i po przypalać, co by zatamować krwawienie. Widok był iście bestialski.

- Myślisz, że Marika wciąż będzie tobą zainteresowana, gdy te pasy zmienią właściciela? - odrzekł trzymając je w dłoni patrząc się przy tym wprost w oczy kochasia.

Za młody był, by wiedział on prze to zbyt wiele o miłości. W szczególności cierpieniu za nią. Mistrz znał jednak ten ból na tyle dobrze, że z ogromną przyjemnością udzieliłby mu na ten temat lekcji.

Wieśniak jakby mimo woli oderwał wzrok od pluskających się w wodzie ryb, mocno zaciskając zęby na widok paskudnego cielska przybysza. Po chwili jednak westchnął, głośno, spojrzał na przelatujące nad wsią gołębie i beznamiętnie odrzekł:

- Nie boję się. Nic mi już w życiu nie jest potrzebne. Nic nie jest w stanie mnie poruszyć, uradować lub zasmucić. Możesz i mnie nawet zabić, wyzwolisz mą duszę z tego nędznego wcielenia, ja sam nie mogę odebrać sobie życia. Na zawsze potępiony, mój duch nigdy nie zaznałby spokoju. Wiem, czego chcesz - przeciągając pierwsze słowo cisnął do wody kolejny płaski kamyk - powiem wszystko. Najpierw jednak chce spotkać się z Mariką. Raz jeszcze spojrzeć w te kryształowe oczy, raz jeszcze dotknąć tych miękkich niczym jedwab włosów, raz jeszcze musnąć opuszkami palców tej jej delikatnej skóry... ujrzeć ten przepiękny uśmiech.

Postawa chłopa wzruszyła go niezmiernie. Przysiadł, więc nieopodal niego i rzucił nieco większy kamień zgodnie z nurtem rzeki obserwując przy tym rozchodzące się fale.

- Kiedyś też myślałem, że nie będę w stanie żyć. Możesz mi wierzyć, bądź nie. - oparł jakby zamyślony przypatrując się zrzuconemu żelastwu -Gadaj no lepiej gdzie ta twoja Marika i wtedy zdecyduję czy szybciej złamię twego ducha czy dorwę tą niewiastę. Po pewnym czasie duch wędruję gdzieś daleko, zostaje jedynie ciało, ludzkie ciało, ludzka gęba, kwestia wprawy.

- Ma ukochana Marika jest uwięziona w majątku szlachcica Adana Lorisa, niecały dzień drogi stąd, na północ, głównym traktem. Ojciec jej, nie zrozumiał naszej miłości, uważa, że miast sercem lub kuśką, trza myśleć głową. I znalazł jej ponoć lepszego męża, starego barona, co to zacnymi połaciami ziemi dysponuje. Gruby jak beka, ale równie gruba jest jego sakiewka! Sprowadź mi tu Marikę, a powiem wszystko co wiem!

Chwyciwszy za cęgi znajdujące się w jego worze podszedł do chłopa jak gdyby chciał mu współczuć i położyć rękę na ramieniu, tymczasem zanim ten się zorientował trzasnął go w czerep metalowym narzędziem ogłuszając go do nieprzytomności. Tak spreparowanego wieśniaka złapał za fraki, związał mu ręce i nogi sznurem, po czym zaciągnął do jego chaty zamykając drzwi i zatrzaskując okiennice. Ocucił go uderzeniem dłoni i schyliwszy się nad jego uchem rozpoczął opowieść.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=icNhqk9eHB0&feature=related[/MEDIA]

-Ujrzałem ją. Spoconą, brudną, posiniaczoną, obdartą z odzienia, leżała w celi na skraju wycieńczenia. - rzekł kat wbijając żelazny hak w jedną ze ścian kółkiem takimże wysoko od ziemi półtrzecia łokcia - Jej długie włosy lśniły w pobłyskującym świetle świecy. Nie było Słońca ani Księżyca ani pięknych krajobrazów, jedynie ciemna, mroczna klitka pełna robactwa i szczurów. Mimo to wyglądała równie urodziwie, co gdym ją widział po raz pierwszy, na jarmarku. Chciałem otworzyć metalowe kraty, wyrwać je razem z zawiasami, najlepiej zawalić całe te podziemia, złość była we mnie ogromna, jednak nie chciałem jej także budzić. Spała tak niewinnie, że jedynie usiadłem, jakże ty przed czasy i patrzyłem mając w głowie setki najróżniejszych myśli.- - odrzekł przez zęby sprawdzając czy hak jest zamocowany wystarczająco mocno - Nie czekałem długo. W korytarzu pojawiły się kolejne postaci. Pierwszy kroczył mój mistrz, za nim mężczyzna odziany w złotem zdobiony kubrak, za nim Włodek, jeden z pachołków, zaś na końcu ciągnął się z opuszczonym łbem szedł Grzegorz, drugi pomocnik, który chyżo otworzył żelazne kraty wpuszczając jegomościa do celi. Ten spojrzał wyrafinowanym wzrokiem na mą lubą z spod wielkiego kapelusza z przypiętymi ptasimi piórami. Pysk miał tyż ptasi, obrzydliwy rzekłbym. "Przyszedł czas na karę." zasyczał przez zębiska wodząc dłonią po jej jedwabnych włosach. Jak na skinienie Włodzmierz i Grzegorz chwycili ją za ręce oraz nogi i poczęli nieść ku sali tortur. Czułem się wtedy jak zaczarowany, zaklętym jakąś diabelską magią. Gdy znaleźliśmy się znacznie większym pomieszczeniu pełnym najróżniejszych przedmiotów i urządzeń, z których wszystkie służyły jednemu celowi pachołkowie położyli ją na drewnianym stole. -Tu przerwał historię by przejść na drugą stronę pomieszczenia i wbić hak z kółkiem od pawimentu, około na łokieć. - Bogacz wtedy objął jej kształty swym plugawym wzrokiem i kazał ją obedrzeć z odzienia. Mówię ci, że gotowało się we mnie jak w kotle, stracono jednak by mnie o głowę, gdybym, choć dotknął go palcem. Dziewczyna chwilowo odzyskała przytomność, by potem ulec krzepie dwóch pomocników i ponownie opaść z sił. "Chce, byście zanim zetniecie jej ten zdradliwy łeb wycieli jej sutki."Te słowa wypełzły z plugawej gęby ptasiego łba, zaś on sam wciąż wodził swym wzrokiem po jej nagim ciele, jakby chciał zbadać czy na pewno go to podnieci. Mistrz jedynie skinął głową i klasnął w dłonie. Wszystko działo się jak we śnie, me serce zaczęło bić szybciej, chciałem ich powstrzymać, lecz przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu poczułem silny uścisk kościstej dłoni na szyi. Zostałem pchnięty przez mistrza w kierunku wiszących na ścianie cęg. W nieopisanym strachu przed swym panem posłusznie rozgrzałem je w kominku i zbliżyłem się do leżącej na stole kobiety. "Robiłem to już wiele, wiele razy" szeptałem po cichu do siebie. Pozwalając mistrzowi wykonać zabieg skazywałem mą ukochaną na jeszcze więcej cierpienia, zaś za nieposłuszeństwo podczas tortur mogły spotkać mnie liczne kaźnie. Jej piękna piegowata buźka jednak sprawiała, że drżały mi dłonie, a z mojego ciała strużkami spływał pot. Spróbowałem zamknąć oczy i zmusić się do szybkiego rwania, jednakże czujny mistrz szybko zauważył mą słabość i trzasnął mnie z całej siły przez kark. Upadłem wtenczas na pawiment nie będąc w stanie stawić oporu. Bez wahania rozkazał dwóm innym pachołkom zamknąć mnie w celi, zaś on sam dokończył robotę. Siedząc tuż obok i słysząc jej jęki rosła we mnie nieopanowana złość, która w ogromnym stopniu mieszała się ze strachem. Z jednej strony chciałem rozpruć mistrza i tego grubego wieprza, z drugiej jednak obrazy tego, co może się wydarzyć paraliżowały moje mięśnie. W swej bezsilności pozostawało mi tylko łkać – by rzec to zdanie zniżył się nad związanym chłopem sadzając go na stołku po środku chaty. Chwycił jeden powróz, którym przywiązał nogi do kupy i ruszył do niższego kółka, by przewlec tamtędy sznur. U jego rąk, zaś obwiązał inny postronek, długi, smagły i dobrze łojem dla lekkiego pomykania wysmarowany i przez kółko wyższe pojedynczo przewlókł. Mając sznur przewiązał go kilkukrotnie na dłoni, aby mu się w ciągnieniu nie wymknął. Przy porządziwszy tak więźnia i stanąwszy tuż przy nim na boku, pociągnął lekko postronka do wyprostowania go tylko podług odległości, jak była od rąk winowajcy do kółka, ażeby ani kółko ani postronek nie wisiały, tylko się znajdowały w ciągłości. - Za tą zniewagę mistrz nałożył na mnie pasy, któreś widział wcześniej, by potem rzec coś, co za pieczętowało to czym jestem dzisiaj "Dokonasz na niej swego pierwszego cięcia, bowiem dopóki tego nie zrobisz czekają ją i ciebie nieopisane tortury", pamiętam jego czarne jak smoła ślepia, które sprawiały, że zadrżałem w przerażeniu. Zdałem tegoż dnia sobie sprawę, że cierpienie fizyczne jest jedynie grą wstępną w prawdziwych torturach. Gdybym nie znał anatomii, rzekłbym, że serce rozkrajało mi się na kawałki, ból jednak dochodził dużo, dużo głębiej, przeszywał mięśnie i kości, aż do szpiku. Wiedziałem, iż ten czyn namaluje na mnie piętno sporo większe niż rozległe złamania oraz, iż będzie towarzyszyć mi do końca moich dni. Usłyszawszy dźwięk okutych żelazem podeszw me serce drgnęło w nadziei, jednak on szedł po nią, by pokazać mi, że jego słowa nie są gołosłowne. Nigdy nie były. Jestem taki sam. Jestem panem bólu, potworem, jak mówił mój mistrz: "Nauczysz się zadawać największe z cierpień, dopiero, gdy sam je zniesiesz." Dam ci wybór Arturze. Możesz zacząć mówić teraz, oszczędzając sobie i jej cierpień. Alboż, jeśli zechcesz pierw skatuję twoje ciało, dla zabawy, by potem pójść po nią i schylając się nad twą bezbronną i bezsilną duszą pokazać ci o czym tak na prawdę prawie. - zakończył swą historie tonem tak głębokim, że zamilkły nawet śpiewające ptaszki na około chłopskiego domostwa.

- Strasznym jesteś człowiekiem - zaczął chłop, głos jego był jednak obojętny, czuć w nim było nutkę przerażenia, aczkolwiek zdecydowanie dominowała rezygnacja, poddanie się woli świata, brak przywiązania do życia. Artur nie próbował nawet uwolnić się z krępujących jego ruchy sznurów, przez myśl nie przeszło mu by negocjować z mężczyzną lub by ratować swe życie. Nie zamierzał samemu skazać się na śmierć, atoli nie zamierzał bronić się przed opuszczeniem świata, zakończenia żywota, który i tak dawno stracił dlań sens - Nie zamierzam nic mówić - wybełkotał utkwiwszy wzrok w jednej z desek - Bij mnie, jeśli myślisz że to pomoże lub bij jeśli to dla ciebie przyjemność. Czym jest dla mnie fizyczny ból, skoro co dzień me serce smagają baty najokrutniejszych katów... Raz jeszcze powiem, a powtarzać nie zamierzam. Przyprowadź mi Marikę, a przekażę ci wszystko co wiem.

- Baty? Jak nie będziesz gadał to mam dla ciebie coś specjalnego, przyrząd, przy którym baty to jedynie mała namiastka cierpienia -

Kat silnie pociągnął za sznur, czyli powróz, którego koniec trzymał w ręku, wtenczas ręce więźnia poczęły się wyłamywać ze stawów ramion, podnosić się w górę tyłem głowy i stanęły z nią w równej wysokości wy ciągnione i do haka przywiązane, pozytura zaś więźnia, podając się wyższą częścią ciała za sznurem, pośladkiem znajdowała się na stołku; nogi zaś wisiały jak na powietrzu. Wpatrując się wzrokiem w tak przyrządzonego nieszczęśnika rzekł jeszcze.

-Ciągnąć mogę dwa razy silniej! Naciągnę Cię tak, że dokładnie przyjrzymy się twojemu zasranemu serduszku. A jak to nie pomoże, zmiażdżę Ci stopy, by potem nałożyć za pomocą tych śrub, co żem haki wbijał Oleandryjskie buty. Torturowałem setki podobnych gagatków jak ty, żaden jednak, nawet ten najdzielniejszy nie oparł się tej nakłuwaniu piszczeli za ich pomocą. A gdyby i to zawiodło, w repertuarze mam setki innych zabaw, którymi mogę cię popieścić. Zastanów się dobrze, bo to zabawa na długie tygodnie, a jakżem rzekł, powtórzę, gdy i to zawiedzie wtedy dopiero po męczarniach nieludzkich przyprowadzę twą Marike i kładąc jej obok twego zdeformowanego ciała, którego pewnie nie nawet nie rozpozna zrobię z nią to samo. Choć szczerze wątpię, byś dotrwał, choć do trzewików, bo przeca nikt nie mówi tu o umieraniu. O śmierć będziesz błagał. - to rzekłszy pociągnął jeszcze raz za sznur tym razem mocniej, tak, że Artur wyciągnął się jak struna, ręce wykręciły się tyłem w prostej linii z ciałem nad głową, w piersiach zrobił się dół głęboki, w którym tłoczył się łeb; cały zaś już wisiał w powietrzu, nie dotykając ani nic stołka. Wszystkie żebra, kości, junktury w nim niemal widać było.
 

Ostatnio edytowane przez Libertine : 13-10-2012 o 13:31.
Libertine jest offline  
Stary 11-10-2012, 09:14   #12
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sposób, w jaki proboszcz się przywitał świadczyć mógł, że tak samo jak podobni mu, traktował innych z pogardą i wyniosłością. Imar nie przepadał za takimi. Sami byli trochę wyżej w hierarchii od innych a zachowywali się jakby nie wiadomo, kim byli. Ci na najniższych szczeblach byli najgorsi. Traktowanie ich przez tych wyższym stopniem odbijali z nawiązką na podwładnych lub zwykłych szarych obywatelach kraju.
Szrama jednak swój osąd pozostawił dla siebie. Klecha mógł mieć najzwyczajniej w świecie kaca i wszelakie wizyty były mu nie na rękę.
Okładając na później rozmyślenia na ten temat kapłan zabrał się za realizację celu, przez który tutaj przybył.


- Niech Słońce sprzyja Ci każdego dnia – przywitał się z proboszczem. – Przybyłem tutaj w odpowiedzi na Twą prośbę o pomoc w sprawie jakowejś bestyji. Po drodze dotarło do mych uszu, proszenie o odnalezienie zaginionego kupca. Uznawszy, że obie sprawy są powiązane najlepiej będzie przybyć w Twe skromne progi i mieć nadzieję, że Twa wiedza pozwoli uzyskać odpowiedzi na nurtujące pytania. – mężczyzna mówił wyraźnie i spokojnie, głosem typowym do rozmów z niższymi rangą. – Czy miałbyś coś przeciwko gdybyśmy naszą rozmowę odbyli w pozycji siedzącej z jakimś zacnym trunkiem w pobliżu, by nie zatchnęło nam w gardłach? Najlepiej by trunek ten był mocniejszy. W końcu pamięć po takim ulotna jest a pasowałoby ją oczyścić po tym, co ujrzałem wczoraj w karczmie.

- Proszę wejść - burknął duchowny mierząc wzrokiem swego gościa.

Uchylił przed nim drzwi i wpuścił do środka świątyni. Wewnątrz panował przyjemny chłód, dało się wyczuć delikatną woń kadzidełek. W środku znajdowało się kilka ławek, ołtarz oraz marne pod artystycznym względem kamienne popiersia duchownych z okolicy, którzy wyjątkowo zasłużyli się w głoszeniu Słowa Bożego wśród miejscowych. Gospodarz odpalił świecę o świecę, a mroczne wnętrze wypełniło się nieco światłem.
- Chętnie zaprowadziłbym Cię panie do mej kwatery, atoli bałagan niesamowity panuje w tej izdebce, a nie chcę okryć się i mej parafii hańbą. Natomiast - schylił się i wyciągnął zza ołtarza butelkę bimbru oraz dwa kubeczki - zwilżyć gardziele możemy.

- Wstydu nie życzę, dlatego też nie będę nalegał na posiedzenie w Twojej kwaterze. Tutaj mi w zupełności wystarczy. – odparł kapłan siadając na jednej z ławek. Gdy tylko kubek z trunkiem znalazł się w jego ręku kontynuował – Jak już mówiłem przybyłem po odpowiedzi. Jednakże pytań mam mało. Obca mi tu okolica, obcy ludzi, obce ich sprawy. Jakbyś zechciał opowiedzieć, co wiernych boli. Nie potrzeba mi tu szczegółów jakiś wielkich. Od po prostu, o czym i jak z ludźmi rozmawiać, gdy będzie trzeba. Z kolei kwestie bestyji i zaginionego mógłbyś większym opisem zaszczycić. Chociaż nawet od tego zacząć możesz. Cóż to za stwór nęka spokojne ziemie tejże wsi? Kto go widział? Czy widzenia te prawdziwe, czy spowodowane nadmiernym spoufaleniem się z butelką alkoholu?


Gdy skończył mówić Imar wziął mały łyk z kubka, od taki na spróbowanie.

- Liczne to pytania zadajesz - duchowny zmarszczył czoło i utkwił swój wzrok na jednym z drzeworytów - Atoli nie na wszystkie znam odpowiedzi, a będąc szczery, to w ogóle niewiele jestem w stanie powiedzieć. Czy faktycznie owa bestyja istnieje? Nie ma jednolitej wersji nawet, co do jej wyglądu. Jedni prawią, iż ciało jej pokrywa czarna niczym smoła łuska, inni bajają, że to stwór wężopodobny, inni zaś, że ma macki. Wiem natomiast, że to całe monstrum podkrada zwierzynę chłopom. Jeden z mieszkańców, warto z dziadem poględzić, co to chatę przy rzece posiada, Lemek, stracił już dwie owce i świniaka. Ataków na ludzi jeszcze nie było. Niestety obawiamy się, iż takowe mogą szybko nadejść. Pogadać z chłopami musisz. Atoli, wysłannicy Boży i ich autorytet już do wieśniaków nie przemawiają. Mamona im języki rozwiązuje. Po latach pobożności znów górą jest pogaństwo i odrzucenie wartości głoszonych przez naszych proroków. Popytaj w oberży, tam najczęściej przesiadują plotkarze i ludzie, którzy wiedzą dosłownie wszystko - duchowny wychylił kubek bimbru i westchnął głośno - Co do zaginionego? Ech... Pechowiec to straszny! Taką mieć fortunę, a tak łatwo pożegnać się z życiem. Niestety, obawiam się najgorszego. Pewno go zbiry, jakie dopadły albo owa bestia dorwała go w swe szpony. Szkoda! Kupiec miał złożyć sporą dotację na rzecz naszej wiejskiej świątyni, a tak to, zapewne będziemy musieli pożegnać się z dodatkowymi złociszami...

- W ciężkich czasach wierni z reguły dzielą się dwie grupy. Tych, którzy w wierze szukają wsparcia i siły by przetrwać kolejne dni, oraz tych, dla których wiara jest jeno niepotrzebnym dodatkiem. Ksiądz swymi kazaniami i zachowaniem sprawić powinien by ludzi więcej w pierwszej grupie było.

Imar powstrzymał się od wyrzucenia mężczyźnie, że to od proboszcza zależy czy ludzie w wierze pozostaną, czy też uciekną w stronę pogaństwa i wiar, które im przynoszą pocieszenie. Nie powiedział mu też paru innych rzeczy. Jeszcze nie. Ale gdy wszystko zostanie tutaj załatwione wróci i odbędzie z nim poważną rozmowę na temat zachowań, które przedstawicielowi Boga Słońce powinny być bliskie i tych, które powinny być obce. Sam się nigdy nie uważał za ideał, ale przynajmniej znał umiar we wszystkim. I jeśli coś było z pogranicza przyzwoitości nie robił tego, jako kapłan a przede wszystkim nie robił tego publicznie.


- Zaprawdę zacny trunek – kontynuował swoją wypowiedź po ponownym skosztowaniu bimbru – Z chęcią zostałbym na dłużej by móc bliżej zapoznać się z zawartością butelki, lecz czas nie pozwala. Trzeba wszak obowiązki swe wypełnić - mówiąc to opróżnił kubek z zawartości. – Czy mógłbyś mi wskazać najszybszą drogę do tego Lemeka? Dosłownie od wczorajszego wieczora tutaj goszczę a czasu na skręcanie w złą stronę tracić nie chcę.

- Lemek mieszka przy rzece, gdy tylko opuści się świątynię zauważyć łatwo chałupę ogrodzoną płotem sięgającym pasa i pokrytą strzechą. Lemek postawił w ogrodzie stracha na wróble, łatwo, więc do niego traficie. Pozostaje mi podziękować za wizytę i życzę szczęścia w poszukiwaniach. Gdy tylko czegoś się dowiem, natychmiast dam znać!

- Dziękuję Ci proboszczu – kapłan ukłonił się nisko – Gdyby każdy był tak pomocny jak Ty świat wyglądałby zapewnie inaczej.

Po swych słowach Szrama opuścił kościół i udał się w stronę opisanego domu. Może tym razem będzie miał więcej szczęścia. Bo jak na razie nie dysponował żadnymi ciekawymi informacjami przydatnymi grupie. Jedynie dowiedział się, że dalsza praca oficjalna nie ma już sensu. Dlatego też strój kapłański ponownie został zastąpiony przez płaszcz i schowany w jukach.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 12-10-2012, 17:37   #13
 
Shavitrah's Avatar
 
Reputacja: 1 Shavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwu
Mimo, iż wyglądająca na właścicielkę przybytku kobieta na pierwszy rzut oka nie zamierzała podzielić się wiedzą odnośnie kupca, który niedawno odwiedził zamtuz po chwili zdanie zmieniła, na co wpływ miał zapewne dar Ezechiela.

- Był tu. Płacił dobrze - zaczęła kurtyzana, a barwa jej głosu wydała się przybyszom nieco zdeformowana - Wynajął trzy dziewczynki, zabawił w najdroższej izbie całą noc. Podobno nie mówił nic ciekawego, moje dziewuszki informują mnie o wszystkim. Chwalił się jeno swym bogactwem, rozrzutnie uszczuplając swój mieszek ze złotem, domagając się coraz bardziej wyszukanych udziwnień. Nie wiem dlaczego go szukacie, natomiast chyba nie jestem w stanie wam pomóc. Nie mam też pojęcia gdzie się teraz znajduje, jeśli o to wam chodzi. W każdym razie porusza się ze sporą świtą najemnych zbirów, co to w niemalże tuzin chłopa dwie panienki wynajęli na spółkę.

- Najemnych zbirów? Jaki wygląd? - Myroue zaciekawiona swoim znaleziskiem wyciągnęła z szafki kabaretki i wcisnęła sobie za ubranie. Nie wiedziała co to jest za ciuch, ale było na tyle małe że postanowiła to zwędzić i zbadać. Znalazła też flakonik perfum, zrobiła ciekawskie oczka i... wylała je w szafie. Rozlane perfumy wydawały się nie niszczyć drewna, ale pachniały tak intensywnie że elfka aż nadstawiła nosek i troszkę niczym igrając z ogniem niepewnie je powąchała z bliska. Zapach był dość dziwny, ale wydawał się przyjemny. Sięgnęła więc paluszkiem i musnęła plamę po czym cofnęła go do ust aby posmakować czy nadaje się to do picia. Nie nadawało, a elfka strasznie skrzywiła na twarzy chowając głowę głębiej w szafie i próbując wypluć niesmaczne “coś” co zdawało się siedzieć wciąż na jej języku. Spłoszona nie wzięła nic więcej, wychodząc z szafki jak poparzona. Rozchyliła drzwiczki kolejnej z szafek, a znalazła tam tylko jakiś marny sztylet który szybko oceniła wzrokiem na wystarczająco nieciekawą ludzką robotę by się nią w ogóle nie interesować i książkę. Ta druga była dość gruba, oprawiona skórą. Z jakimiś bazgrołami których elfka nie była w stanie przeczytać i bez obrazków. Księga przychodów i rozchodów znalazła się szybko za płaszczykiem wciąż w rękach Myroue. Miała zamiar pokazać ją tej ludzkiej kobiecie, która może coś z tego zrozumie. Czy ukarany przez bogów elf z karłowatymi uszkami mógł znać ten język? Było to w jakiś sposób prawdopodobne, ale wydawał się zajęty przesłuchaniem więc podeszła do stojącej na czatach Ilsy i wyjęła zza płaszcza księgę, pokazując jej tak by właścicielka domu nie widziała. Nie znała słówka “przydatne” więc po chwili wydukała szeptem.

- Ważne?


Szczęście sprzyjało przybyszom. Przerażone prostytutki pochowały się w izdebkach, w głównej sali pozostała jeno naćpana dziewoja wciąż tańcząca w rytm jedynie sobie słyszalnej muzyki tudzież właścicielka przybytku otumaniona magicznymi sztuczkami Ezechiela. Dlatego też, dla Myroue kradzież księgi, która do niedawna znajdowała się w jednej z szuflad nie stanowiła problemu. Atoli rychło wyszło na jaw, iż poszukiwania kupca w burdelu, a raczej poszlak mających pomóc go odnaleźć są bezcelowe. Gospodyni wciąż zarzekała się, iż nie wie dokąd pojechała karawana oraz że informacji, które mogłyby się przydać nie posiada.

Poza tym, księga którą zwędziła elfka nie była tym czym mogła się z początku wydawać. Gdy Ilsa przerzuciła kilka kartek, rychło zorientowała się, ze trzyma w ręku podręcznik do nauki pisania. Cóż, winniśmy być radzi, że na wsi z analfabetyzmem walczy się nawet w burdelach.
 
Shavitrah jest offline  
Stary 21-10-2012, 18:55   #14
 
Seliar's Avatar
 
Reputacja: 1 Seliar nie jest za bardzo znanySeliar nie jest za bardzo znanySeliar nie jest za bardzo znany
IMAR

Dom, do którego kierował się Imar niczym prawie nie różnił się od pozostałych chałup zamieszkiwanych przez wieśniaków. Posesję otaczał średniej wysokości drewniany płot, wykonany z zaostrzonych drewnianych pali. Gdy tylko von Kloniz zbliżył się do gospodarstwa zza budynku wyskoczył niski, pyzaty chłop odziany w lniane spodnie tudzież koszulę, rozpadające się łapcie oraz słomiany kapelusz, spod którego wystawał przypominający kształtem dorodnego kartofla, czerwony kinol jasno wskazujący, iż gospodarz lubił zajrzeć do kielicha.

- Czego tu? – warknął nieprzyjemnie przecierając spocone czoło i wlepiając w kapłana swe kaprawe oczka. Mocniej zacisnął dłoń na przekrzywionych grabiach i wykrzywił gębę w iście paskudny sposób.

- Ha! Informacji szukacie – cisnął grabiami w krzaki i obrócił się w koło unosząc wzrok ku niebu – To ja owych informacji potrzebuję! Gdzie podziała się moja zwierzyna? Jeśli to ta cała bestia, to sołtys winien mi zapewni c ochronę, przeto monstrum w każdej chwili wrócić może, tym razem zaś zębiska na mojej rzyci zacisnąć. Granda! – chłop wrzasnął tak głośno, że siedzące dotychczas na gałęzi jabłoni wróble wystrzeliły w powietrze – To ja nocami nie śpię, jak głupi czuwam w dłoni widły i młotek dzierżąc, teraz zamiast pracować na chleb, żeby rodzinę utrzymać to szlajam się po wsi, bo ślipia to mi się same zamykają. A dziś wieczór, miast lignąć w izdebce, mleka z miodem się napić, pochędożyć nieco, znów bestyi oczekiwać będę! Ja nawet nie wiem czy ów potwór istnieje! Ba, podejrzenia mam, że to jakiś gnój przeklęty, menda społeczna i truteń niebagatelny moją zwierzynę skradł cichą nocą! Nie łżę, ani trochę, nikt owego stwora nie widział! Choć stwierdzenie zaryzykować mogę, iż jeśli to faktycznie bestia, a nie banda złodziejaszków co to we wsi grasuje być może, to należy za równo trzy dni, w piątkowy wieczór się przy rzece zaczaić. Otóż, w poprzednie dwa piątki monstrum grasowało. Raz moją zwierzynę capnęło , raz ślady przedziwne pozostawiło. Jakie to to łapska musi mieć, zaprawdę powiadam w życiu żem nie widział takich dziur. Jakbyś panie młotem w glebę rąbnął. Atoli mówię, w następnym tygodniu zwierzyna ma zniknęła, co to na wieczór żem ją zostawił. Mam chałupę przy samej rzece, to wieczorem zostawiam otwartą stodołę, tam wyłożyłem dróżkę do rzeki kamieniem, śladów więc nie było. Pewności nie ma, czy to potwór napadł na moje gospodarstwo. Chodź pan – chłop złapał Imara za rękaw i poprowadził go do stodoły. W środku znajdowało się kilkanaście owiec, świniaków i dwie krowy. W powietrzu unosił się odór odchodów oraz paszy. Dwuskrzydłowe drzwi do stodoły rozwarte były na oścież, faktycznie zaś ścieżka do rzeki wyłożona była kamieniem – Patrzcie, tutaj – wskazał tłustym paluchem na róg stodoły niemalże przy samym wejściu – O tutaj, krwi kałuża była, jucha zaś ciurkiem aż do samej wody się ciągnęła. Aha! Powiecie pewno, czemu żem na noc stodoły nie zamknął? Toż tu nigdy takich przypadków nie było, żeby ktoś komuś zwierzynę skradł, ta zaś może jeno o zmroku wody się napoić, przeto nigdzie nie ucieknie. Zawsze tak robiłem i problemów nie było.



ŚCINACZ Z VERLAND


Cóż, wydawało się, iż rozwiązanie zagadki wymagało wyciągnięcia informacji od tajemniczego, ekscentrycznego chłopa całe dnie nad rzeką spędzającego. Atoli, ów mężczyzna zarzekł się opowiedzieć o wszystkim tylko i wyłącznie, uprzednio mogąc nacieszyć się widokiem swej lubej, zamkniętej w majątku bogatego ojca, pana na miejscowych włościach, co to pozwolić sobie nie mógł by córa jego jedyna, łoże dzieliła z byle wieśniakiem, jakich na ziemiach szlachcica było na pęczki.

Artur pokierował Ścinacza jak do rycerskiego domu trafić, atoli zapewne dotarcie tam nie byłoby zbytnio trudne. Gościniec, którym przemieszczał się, dosiadłszy dorodnego wierzchowca mężczyzna oblegany był o tej porze dnia przez setki wieśniaków wiozących swoje towary do miasta, kupców ciągnących na Północ, najemnych zbirów szukających zwady tudzież żołnierzy ostatnimi czasy często patrolujących te tereny, w celu utrzymania społeczeństwa w ryzach i wybicia z narwanych głów pomysłów wszczynania rebelii podobnych do tych, które dotknęły zachodnie rubieże imperium.


Droga przez gęsty las należała jednak do przyjemnych. Gościniec, wyłączywszy niedogodności związane z faktem, iż był dosyć kręty, a czasami przecinały go wystające z gleby korzenie, należał do jednych z najlepiej przystosowanych do podróży w tej okolicy. Dlatego też, Ścinacz nim zdążył zmęczyć rączego rumaka, skręcił już z głównego traktu w boczną aleję prowadzącą bezpośrednio do majątku szlachcica. Po kwadransie jazdy dojechał do wysokiej bramy wbudowanej w palisadę okrążającą cały majątek. Przy wjeździe stało czterech mężczyzn odzianych w skórzane kurtki nabijane ćwiekami dzierżących włócznie oraz okrągłe tarcze.

- Stać! – wrzasnął wąsaty strażnik splunąwszy przyjezdnemu pod kopyta jego wierzchowca – Czego tu szukacie?

ILSA, MYROUE, AESSEHIEL

W burdelu zaginionego kupca nie odnaleźli. Cóż, przynajmniej odwiedzili to miejsce i utwierdzili się w przekonaniu, iż poszukiwania należy kontynuować gdzie indziej. Przybytek opuścili w pokojowej atmosferze, o tej porze dnia w lokalu raczej nie było gości chętnych do bitki lub innych typów spod ciemnej gwiazdy, których zainteresować mogły zgrabne ciała towarzyszek Aessehiela lub możliwość skopania rzyci reprezentantom innej rasy.

Chyżo jednak okazało się, iż dnia przed zachodem słońca chwalić nie można. Gdy tylko opuścili wioskę, w której znajdował się zamtuz ich oczom ukazała się grupka jeźdźców blokujących przejazd. Natychmiast skojarzyli ich twarze z ochotnikami, których pamiętali z nocnego spotkania w izbie przyjaciela zaginionego Vincenta. Herszt bandy z uśmieszkiem pogardy na ustach, ściągnąwszy mocno cugle swego rumaka spojrzał na nadjeżdżających i szepnął coś do swych kamratów.

- Mam dla was garść informacji – rozpoczął mężczyzna wbijając swój przenikliwy wzrok w dekolt Ilsy – Po pierwsze, gadac tu natychmiast, co żeście się dowiedzieli. Po drugie, kobitki zapraszamy z nami – parsknął śmiechem i ukazał elfom szereg żółtych zębów – Panu zaś, podziękujemy – raz jeszcze rzucił swym pobratymcom durny uśmieszek, ich dłonie zaś powędrowały ku rękojeściom szabli.

 

Ostatnio edytowane przez Seliar : 25-10-2012 o 20:48.
Seliar jest offline  
Stary 04-11-2012, 08:42   #15
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Gościniec zalany był czarnymi barwami, osmalonymi pyskami i wszechobecnym odorem wdzierającym się przez nozdrza aż po skórę. Śmierdzało końskim łajnem kończącym pod okutymi żelazem podkowami stępujących koni. Joltyn jechał wolno pchany do przodu przez ciężkiego czarnego ogiera, który niechętnie kiwał swoim spuszonym czarnym łbem w rytm bitych kroków. W oczach znajdujących się na trakcie chłopów widać było przerażenie rysujące się na wychudzonych kościach policzkowych. Rebelia przeciwko Imperium niosła za sobą cierpienie i ból malujący się bliznami na pokiereszowanych twarzach zbójów. Słońce przedzierało się penetrując liście wysokiego drzewa i lądując na jego zalanych potem policzkach. Wyschnięta, zmarszczona skóra i podkrążone oczy spowodowane wspomnieniami wczorajszego dnia wdzierały się niczym miedziane gwoździe dogłebnie do czaszki. Chcąc zdarzyć przed zmorkiem ponaglił konia lekkim uderzeniem łydek schowanych w skórzanych cholewach. Uglę przynósł mu łyk weselnej gorzałki, którą znalazł w piwniczce chłopa znad rzeki. Rozgrzało mu czerep jeszcze bardziej, co sprawiło, że zachwiał się w końskim siodle. Był piekielne ztrudzony robotą, którą wczoraj wykonał, torturowanie tego opentanego miłością oszołoma przyniosło mu nadzwyczajny trud. Płakał, mdlał, modlił się, mdlał, błagał, mdlał. I tak w koło. Być może nic nie wiedzał, a jedynie chciał ukryć prawdę dla własnej korzyści. Przyszło mu za to zapłacić najwyższą cenę. We worze przewiązanym powrozem do siodła leżała gołwa z oczu wyłupiona. Ścięta między drugim a trzecim kręgiem szyjnym zachowana na szczęście, jak mawiał mistrz ponoć Ci, co nie wygadają ni słowa są święci, a takiego warto mieć przy boku.

Stępował po szlaku na rączym rumaku odzianym w ceremoniany kropierz przyglądądając się przy tym stopniowo ciemniejącej zieleni w odcieniach zachodzącego Słońca. Preferował samotność, gardzące spojrzenia na poszyty szwami ryj przyprawiały go o złość. Wygiętę w dziwnych minach pyski, w których dryfowały najróżniejsze emocje i choć przerażenie często wychodziło na wierzch coś jendak jego zakłócało spokój. Zbliżała się noc. Opustoszały gościniec zostawił Joltyna w zadumaniu, kiedy to posłuszny wierzchowiec stawiał kolejne kroki...



***

Deszcz uderzał niemiłosiernie studząc jego burzliwi nastrój. Gdzieś na horyzoncie pojawił się zarys palisady oraz bramy prowadzącej do majątku. Uradowała go idea ciepłego posiłku, badź też wygodnego łoża. Cały dzień w siodle dał mu się we znaki, a w szczególnści ostatni kawałek, kiedy to przedzierał się przez gęstniejący bór, który wyznaczała mała, zalna błotem ścieżka prowadząca do posiadłości.

- Stać! – wrzasnął wąsaty strażnik splunąwszy przyjezdnemu pod kopyta jego wierzchowca – Czego tu szukacie?

Skryty w cieniu jeździec początkowo nie odpowiadał, jakby żując swe słowa, po czym spojrzał na strażnika z góry i rzekł.

-Nie przybyłem katować. - I choć zamysł wypróbowania ogromnego ostrza do posiekania ich włóczni na szczapy wędrował mu po głowie, jednak wykonanie tak lekceważącego zamachu mógłoby skończyć się niechybną śmiercią. Bardziej skutecznym rozwiązaniem byłoby machnięcie mieczem niczym cepem na gardziel, tak, aby rozprute aorty podobnych do siebie wzrostem tarczowników trysneły lepką cieczą. Aby nadać poteżną siłę wielkiem mieczu musiałby nadać prawidłową rotacje z przykurczonych kolan, trzymając prawą dłoń na tylnej części rękojeści, zaś lewą, za pomocą której zręcznie manewrując nadgarstkiem miał zamiar wykreować tempo i zarys cięcia w zabójczy sposób. By sieknąć czterech z półobrotu celując w cztery punkty jednocześnie, wymagało użycia całej siły i katowskiej precyzji, której nauczył się w cechu. Gdyby udało mu się jakoś obniżyć tarcze maruderów miałby znacznie więcej możliwośći. Strach był najskuteczniejszą bronią towrzyszącą katowi. - Waście o chłopie znad rzeki słyszeli? Bestia mu flaki rozpruła nad rzeką, koszmarny widok. Lewa reką wyrwana z barku, prawa zczeroniona od ognia, nogi posiekane wedle lini zostały nabite na wbite obok drewniane pale, a na klatce piersowej znalezionej nieopodal w krzakach wyryte niby litery "Posag Kurwa". Szkoda chłopa. Niechaj, no jeśli łaska, który po imić panicza zajdzie, nie przybyłem na majątek panien chędorzyć, potowora trza mi ze skarbow złupić. - odrzekł, a spod czarnego kaptura zaświeciły puste ślepia komponujące się cierniowym uśmiechem na pokiereszowym ryju.
 
Libertine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172