Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 19:07   #15
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
- Aktorstwo teatralne? Pokaż coś... może być “Być, albo nie być...” - zachichotała i przysiadła się z zaciekawieniem przyglądając coraz ciekawszej sytuacji.
- A to ciekawe, jak zareagujesz na to wyzwanie? - spojrzała wyczekująco na Johna.
Clark zawsze kochał wyzwania. A to że prosiły piękne kobiety, z pewnością pomogło. John milczał przez długą chwilę, wyraźnie zastanawiając się. Po paru minutach uśmiechnął się szeroko.
- Być albo nie być jest, według mojej skromnej opinii, przereklamowane. Ale, jeśli chcecie coś znanego, również pióra mistrza... - odchrząknął delikatnie, powstał i zaczął deklamować.

Once more unto the breach, dear friends, once more;
Or close the wall up with our English dead.
In peace there's nothing so becomes a man
As modest stillness and humility:
But when the blast of war blows in our ears,
Then imitate the action of the tiger;
Stiffen the sinews, summon up the blood,
Disguise fair nature with hard-favour'd rage;
Then lend the eye a terrible aspect;
Let pry through the portage of the head
Like the brass cannon; let the brow o'erwhelm it
As fearfully as doth a galled rock
O'erhang and jutty his confounded base,
Swill'd with the wild and wasteful ocean.
Now set the teeth and stretch the nostril wide,
Hold hard the breath and bend up every spirit

Gdzieś w połowie Ismael zaczął wyglądać na niesłychanie niezadowolonego. Clarka to nie
obchodziło, występ był dla kobiet, nie zaś dla niego.

To his full height. On, on, you noblest English.
Whose blood is fet from fathers of war-proof!
Fathers that, like so many Alexanders,
Have in these parts from morn till even fought
And sheathed their swords for lack of argument:
Dishonour not your mothers; now attest
That those whom you call'd fathers did beget you.
Be copy now to men of grosser blood,
And teach them how to war. And you, good yeoman,
Whose limbs were made in England, show us here
The mettle of your pasture; let us swear
That you are worth your breeding; which I doubt not;
For there is none of you so mean and base,
That hath not noble lustre in your eyes.
I see you stand like greyhounds in the slips,
Straining upon the start. The game's afoot:
Follow your spirit, and upon this charge
Cry 'God for Harry, England, and Saint George!'


Zakończywszy, ukłonił się głęboko i odetchnął.
- Przemowa Henryka V. Mój ulubiony fragment Shakespeare’a. Zabytek z starszych lepszych czasów. Hej, młody. - rzucił do Ismaela - Chcesz wiedzieć czemu nie siedzę we wschodniej Szkocji? Najpierw wstąpiłem do wojska z patriotyzmu. Potem patriotyzm przemienił się w przyjemny obowiązek. Widzisz, starszy doświadczony przez życie człowiek, zdradzi ci pewien sekret. - Uśmiechnął się tak że każdy w pomieszczeniu mógł wręcz wyczuć jego niezadowolenie. - Nie specjalnie dbam o to kim jesteś, ani co robiłeś w przeszłości. Ja jednak jestem snajperem. Jeśli istnieje inna profesja tak zbliżona do mordercy, ja jej nie znam.
- Snajper? Bardziej tchórz niż morderca. Odległość 300 metrów upoważnia go do zabicia każdego, nie musi się martwić brudnymi rączkami, widokiem flaków na wierzchu, wreszcie nie patrzy w oczy ofierze podczas egzekucji. Moim zdaniem to pójście na łatwiznę.
Clarkowi na słowa Ismaela skoczyło ciśnienie. Dzieciak z całą pewnością nie wiedział o czym mówi. Gdyby wiedział, nie odzywałby się bez najmniejszego respektu dla człowieka który mógł go zabić w każdej chwili, bez jego wiedzy.
- Szczeniaku, pamiętam twarz każdego człowieka którego zabiłem. A było ich sporo. Jeśli jednak chcesz wiedzieć, to wyjaśnię ci to niczym kretynowi. Mniej więcej po pierwszych dwóch setkach ludzi zabitych, większość snajperów, tych prawdziwych, przechodzi załamanie. Wychodzi się z niego na dwa sposoby: Albo zostaje się spokojnym normalnym obywatelem, który sadzi kwiatki, ma rodzinę, i tego typu rzeczy. Reszta wychodzi z tego jak ja. - Uśmiech na jego twarzy przybrał bardzo drapieżny wyraz - Nie posiadam żadnej empatii w stosunku do ludzi. Och, lubię ich. Jestem nawet wstanie rozkoszować się wieczorem z pięknymi kobietami - tu z uśmiechem wskazał na żeńską część towarzystwa. - i cieszyć się ich towarzystwem. To nie przeszkadza mi w niczym. Ale, - uśmiech znikł z jego twarzy - obraź mnie jeszcze raz, a rozpruję cię nożem w taki sposób że będziesz umierał przez parę godzin.
- Spokojnie. - Rzekła dość sucho Tanya kładąc dłoń na ramieniu Clarka by go uspokoić.
Co zaskakujące, gest zadziałał. John uspokoił się niemal natychmiast. Sam był tym niezwykle zaskoczony.
Nie odpowiedział, jedynie spoglądał na mężczyznę z jakimś takim nieobecnym usmiechem. Wiedział, że to musiało się stać, zacznie pracować w drużynie, to będzie jego koniec. I koniec się zbliżał wielkimi krokami. Ale on już się postara skończyć z hukiem.
Początkowy uśmiech gdy słuchała Johna zszedł zupełnie gdy usłyszała jak Ismael nazywa ją tchórzem. Odłożyła kieliszek, a jej twarz ostygła do wyrazu bezuczuciowej maski. Jej własny gość, obraża ją w jej “domu”. To było nie do pomyślenia!
- Ja także jestem snajperem, ale nie licząc tego byłam i zwykłym żołnierzem i przeszłam przez taki sam trud jak wszyscy z którymi służyłam w Czeczeni i Gruzji! - Tanya nie mogąc ukryć swego oburzenia stanowczo oparła dłoń na stole. - Nie pozwolę Ci obrażać moich chłopców!
- W takim razie lepiej opuszczę ten pokój, co będzie korzystne dla nas wszystkich - wstał i ukłonił się delikatnie. - Moje uszanowanie, życzę miłego wieczoru. - Wyszedł, nie mając ochoty słuchać dalej tych smętów.
- Szkoda, że tak się rozmowa potoczyła. Dobranoc - rzuciła za wychodzącym mężczyzną.
- Żegnaj... - Tanya wypuściła Ismaela grzecznie, choć dalej była podburzona.
- No, ładną głupotę palnął. A wyglądał na zawodowca - powiedziała, gdy już wyszedł.
Clark westchnął delikatnie.
- Wybaczcie. Prawdopodobnie niepotrzebnie się uniosłem. Niemniej, chłopak mnie zirytował. - wypił następny kieliszek wódki. - Za duża ilość niebezpiecznych ludzi z alkoholem w jednym pomieszczeniu.
Zaśmiała się nawet, mimo niedawnego incydentu.
- Lepiej teraz niż później. Przepraszam liczyłam na to że lepiej się nam to spotkanie ułoży. A co do Ismaela, nie dziwię Ci się John, sama się nieco zagotowałam. Mam nadzieję że nie było bardzo widać?
Prychnął cicho śmiechem.
- Nie, niespecjalnie. A w każdym razie nie bardziej niż to było potrzebne. - westchnął delikatnie - Chłopak narobi sobie wrogów takim zachowaniem w tym zawodzie. Ale, noc ciągle młoda, a my mamy dużo alkoholu. Nie dajmy sobie popsuć nastroju jednym incydentem, hmm?
Tanya nalała do kieliszków tym którzy nie mieli i uniosła swój.
- Oczywiście. Więc jaki toast? - Uśmiechnęła się do jedynego pozostałego u niej mężczyzny, a po chwili i do Anety.
Clark zawahał się przez moment, a następnie uniósł delikatnie kieliszek.
- Za towarzyszy którzy nie dożyli dnia dzisiejszego, za nas, artystów w swoim fachu i za naszych przeciwników, by ich dusze smażyły się w piekle, gdzie poślemy ich osobiśćie.
- Ha! Jak dla mnie to razem trzy powody do toastu, a więc trzy kieliszki! Ale po kolei, najpierw jeden - stuknęła kieliszkiem o inne i posłała jego zawartość prosto do żołądka.
- Zawsze lepiej planować na zapas - uśmiechnął się, również wychylając swój kieliszek jednym haustem.
- Nie wierzę, pijecie prawie jak u nas w Rosji! Chyba was nie doceniłam pod tym względem. - rzekła już po kieliszku.
- O kochana, miałabyś takiego męża jak ja, to też byś tyle piła. Panie świeć nad jego duszą - jej twarz przez chwilę wyrażała uczucie smutku i bólu, ale Neti zaraz ponownie się uśmiechnęła.
- Ah, w końcu nie opowiedziałam Ci o sobie, a chłopakom już mówiłam. - Tu zerknęła w oczy Clarka i zarzuciła elegancko nogę na nogę, by zaraz wrócić spojrzeniem do Polki. - Wiesz już że jestem snajperem, ale z ciekawszych niż większość naszych morderczych umiejętności, jak na przykład mój brak talentu do gotowania, jest to że jestem dobrym pilotem. Mogę latać większością maszyn czy cywilnych czy bojowych, o ile mi zaufacie i dacie jakieś cudeńko w łapki. Znam się też na ratownictwie medycznym, wiele to nie jest, ale lepszy rydz niż nic. Poza tym umiem cały dzień marudzić i robić niezłe dziary. - zagryzła wesoło wargę, uniosła brwi i spojrzała ciekawa reakcji Anety.
- O, spec od pierwszej pomocy bardzo się przyda - uśmiechnęła się do Tanyi, ale nie było widać na jej twarzy zaskoczenia.
- Mam nadzieję że się nie przyda... - szepnęła miękko.
Szkot uśmiechnął się delikatnie.
- Jak zawsze, ludzie dookoła mnie sprawiają niespodzianki. Nie miałem okazji zapytać wcześniej, ale jak udało ci się zaliczyć kurs sterowania śmigłowcem? Nawet jak na specnaz, to dużo specjalizacji.
- Do armii wstąpiłam mając szesnaście lat... - uśmiechnęła się tajemniczo. - Trochę czasu miałam i jakoś nie ukrywam że lubię to robić. Chciałam być nietypowa, wyjątkowa.. parłam na przód pod prąd od początku, tak więc to był pikuś. Nie ukrywam że brak mi pewnych wspomnień jako nastolatka o których mogą pamiętać inne dziewczyny. Mimo to nie oddałabym tego co miałam za nic innego. - Na chwilę uciekła skupionym spojrzeniem, coś wspominając i powiodła dłonią poprawiając włosy.
- Wiele nie straciłaś. Moje wspomnienia z okresu nastoletności wcale nie są jakieś ciekawe. A Ty przynajmniej robiłaś coś pożytecznego.
Clark uśmiechnął się słysząc to.
- Szczerze, sam swoje najlepsze wspomnienia posiadam z jednostki. Wstąpiłem do wojska mając lat 18, wcześniej moje życie było raczej szare. Wyższe wykształcenie również zawdzięczam armii. Kiedy przenieśli mnie do SAS postanowili dać mi stopień oficerski. Bardziej symboliczny, gdyż jednostka którą prowadziłem była mniejsza od plutonu. A, w naszym cywilizowanym świecie, oficerem nie może zostać człowiek bez wyższego wykształcenia. Obojętnie na jakim kierunku. - zachichotał pod nosem. - Więc brytyjska armia ufundowała mi z własnych funduszy studia aktorskie. Kto wie, może kiedyś mi się one przydadzą. Na razie służą tylko do zabawiania pięknych kobiet moimi zdolnościami - rzucił uśmiech w kierunku Rosjanki.
Tanya uchwyciła ten uśmiech i odpowiedziała podobnym tyle że z lekkim rumieńcem.
Aneta spostrzegła te uśmieszki. Czy wszyscy muszą tak patrzeć na Tanyię? Neti sama przecież nie była brzydka, wręcz przeciwnie, każdy facet zawsze był na jej skinienie, a tu wpada jakaś Rosjanka i robi szał. Co ona w sobie ma? Chyba facetów nie da się zrozumieć.
- A właściwie jakie macie wrażenia co do naszej grupy? Można powiedzieć że wy jesteście nową ekipą, a ja Krzysiek i Seraf - starą. Nie przeszkadza wam to?
Mimo że Neti zadała pytanie, ona jeszcze chwilę zerkała na Clarka. Dopiero po chwili po delikatnym trzepocie rzęs spojrzała ku kobiecie i głaszcząc brzeg kieliszka palcem odpowiedziała.
- Mi, ani trochę. W armii, szczególnie w jednostkach specjalnych trzeba było nauczyć się pracować z różnymi ludźmi. Nie ważne czy się ich lubi czy nie, najważniejsze było wykonanie zadania. Wszelkie konflikty trzeba było zostawić na potem. Liczę jednak na to że się dobrze zgramy.
- Rzeczywiście, jesteście profesjonalistami, a ja wyrosłam na podwórkowego zabójcę.
Clark uśmiechnął się pod nosem.
- Różni ludzie, różne poglądy. Na pierwszy rzut oka... - zamilkł na moment - wyglądacie na raczej kompetentną grupę. Troszkę razi mnie masowe wykorzystanie noży, choć to wina mojego wojskowego rodowodu.
- O, a to ciekawe. Czemu nie lubisz noży? Cicha, a zabójcza broń. Dobra na walkę w zwarciu, jak i na niewielki dystans.
- Może źle się wyraziłem. Noże jako takie lubię. Doskonałe uzbrojenie do walki w zwarciu, daje duże możliwości. Chodziło mi bardziej o rzucanie nożami. Jeśli człowiek nie jest naprawdę, naprawdę dobry, rzut śmiertelny nożem do ruchomego przeciwnika to w najlepszym wypadku hazard, w najgorszym głupota. I zdaję sobie sprawę z wartości użycia cichej broni, jestem profesjonalistą. Ale pistolet z tłumikiem nie tylko jest skuteczniejszy, posiadając również większy zasięg, ale przede wszystkim celniejszy. - wzruszył ramionami - A także bezpieczniejszy, biorąć pod uwagę ilość noży które może przenieść jedna osoba. To tylko moja opinia, nie musisz jej rozpowiadać.
- Widać jeszcze nie poznałeś naszych umiejętności. Na przykład gdyby moje życie miało zależeć od tego czy Seraf dobrze rzuci nożem, lub czy wy dobrze strzelicie, na pewno zaufała bym wam w równym stopniu. Ale tak jak mówisz, każdy ma swoje zdanie, każdy ma inne talenty. Ja na ten przykład bym zatańczyła. Co Ty na to? - wstała i podeszła do Johna wyciągając rękę.
Tanya zerknęła to na niego, to na nią po czym zaśmiała się pod nosem podciągając nogi na kanapę i robiąc przejście Clarkowi.
- Śmiało, ja i tak beznadziejnie tańczę. Jeszcze zabiłabym się, albo zadeptała komuś nogi... - rzekła z jakimś oddalonym uśmiechem.
Clark prychnął cicho śmiechem
- Kto to widział by to mnie proponowano o taniec. Ale, nie odmówię. - Przechodząc obok Tanyi nachylił się i powiedział cicho - I mam nadzieję że ty również nie odmówisz. Później.
Skierowali się na środek pokoju, gdzie było trochę więcej wolnego miejsca.
- A co sobie puścimy? Może coś klasycznego, do pobujania się.
Wrzuciła do wieży jakąś płytę i zaraz z głośników poleciała melodia. “Lady in red”, znane i lubiane. Wróciła do swojego towarzysza i skłoniła się teatralnie.
Clark, wdzięczny losowi za lekcje tańca w czasie jego studiów, zbliżył się do kobiety, wziął jej dłoń do swojej, i zaczął tańczyć, prowadząc.
Rosjanka nalała sobie mimo wszystko jeszcze jeden kieliszek, choć czuła się już troszkę “poruszona” alkoholem który wypili. Oparła się bokiem o ramię kanapy tak że licząc to, że miała już na niej nogi, prawie leżała. Z podpartą na dłoni głową przypatrywała się tańczącej parze, podczas gdy paluszek zataczał jej kółeczka dookoła kieliszka. W końcu wypiła szybko, nawet lekko się krzywiąc na koniec i przegłaskała dłonią po włosach. To była jedna z tych rzeczy których zazdrościła innym kobietom, a choć nawet w armii była okazja do tańców ona zaniedbała to wtedy. Później nie naprawiła tego błędu, bo w tym wieku wstydziła się już próbować.
Aneta najpierw starała się utrzymać porządną ramę i nawet dobrze im szło tańczenie. John doskonale prowadził, a lekcje, które dawał jej kiedyś tata, okazały się teraz bardzo pomocne. Po chwili jednak zbliżyła się do niego bardziej i zarzuciła mu ręce na ramiona, kładąc głowę na jego ramieniu. Cieszyła się, że nie był za bardzo wyperfumowany, bo chyba by ją zemdliło od tej mieszanki zapachu i alkoholu. Przyjemnie było tak się kołysać w rytm muzyki, w silnych ramionach kolegi po fachu. Poza tym, jeśli nie miała się za bardzo upić, musi się trochę poruszać.
Clark, w dalszym ciągu w tańcu, westchnął delikatnie.
- Choć miło byłoby tańczyć całą noc, obawiam się że nie mogę rozpuszczać tylko jednej kobiety w towarzystwie, nie sądzisz? - przez moment wydawało się że na jego twarzy pojawił się subtelny uśmiech, choć mogła to być jedynie gra światła. - Więc... - zwiększył nieco tempo, jednocześnie zbliżając się do kanap. - Sądzę... - tuż przy meblu obrócił Anetą dwa razy, by następnie delikatnie usadzić ją na brzegu. Nie tracąc czasu na wyjście z rytmu, obrócił się, chwycił dłoń Tanyi, i porwał ją do tańca - Że czas na zmianę partnerki. - Ruszył dalej, prowadząc.
Aneta, trochę zaskoczona i wyrwana z błogostanu, klapnęła na sofie. Zaraz sięgnęła po kieliszek i wychyliła go, zagryzając ogórkiem. Chętnie popatrzy jak Tanya radzi sobie w tańcu, choć z takim partnerem nie jest to trudna sztuka.
Rosjanka tylko pokręciła głową przecząco z lekkim uśmiechem, bo przecież wcale nie chciała tańczyć. Jednak gdy złapał ją za dłoń i pociągnął mocno poleciała na niego próbując zachować równowagę i prawie się przewracając.
- *Aah*! - Pisnęła przebierając nogami tak że nadepnęła mu na stopę i złapała mocno by nie polecieć dalej. Gdy trzymał jedną jej dłoń, ona drugą chwyciła się jego ramienia, zachodząc na plecy. Na początku kurczowo nie wiadomo czy bardziej przestraszona perspektywą niechcianego tańca, czy też ewentualnym upadkiem. Nie dość że od stresu nieco zesztywniała, to jeszcze gracji jej ruchów odbierał wypity już alkohol. Uniosła wzrok z jego ramienia, przez brodę na oczy Szkota i z nieco spłoszonym ale i podnieconym sytuacją wzrokiem wpatrzyła się w nie. - Zwariowałeś! - Wyszeptała niby z pretensją, ale i nieśmiałym uśmiechem.
W końcu odzyskała równowagę i nieco odkleiła się od mężczyzny, wciąż go trzymając, w obawie przed jakimiś dziwnymi ruchami w które mógłby ją wprawić choćby obracając. Zerknęła na ich nogi, jakby chciała zapamiętać gdzie nie deptać. Po chwili dając się mu prowadzić, czerwona na twarzy, z uśmiechem pełnym zaskoczenia albo niepewności spojrzała w jego oczy.
- To jest straszne.. Jak ja tańczę! Nie znam żadnych kroków! - cofnęła nieco rękę, kładąc ją miękko na jego ramieniu. - Boże! Wypijmy jeszcze trochę bo nie chcę tego pamiętać! - Pokręciła głową rozbawiona i zachichotała cicho pod nosem.
Szkot uśmiechnął się tylko. Nachylił się delikatnie do kobiety i wyszeptał jej wprost do ucha.
- Uspokój się. Rozluźnij. Zrelaksuj. Daj mi się prowadzić, - odsunął się nieco by spojrzeć jej w oczy - i ciesz się chwilą. A gwarantuję, - znów szeptał jej do uszka - że nie będziesz chciała zapomnieć.
- Dobrze.. jak przy strzelaniu... - Przymknęła na chwilę oczy bo opanować oddech i otworzyła je zaraz z szerokim uśmiechem, a jej ciało nabrało nieco płynniejszych i bardziej subtelnych ruchów. Przez chwilę wypuściła z ust powietrze, rozbawiona czymś. Nie powiedziała tego, ale nie wierzyła że właśnie pozwoliła sobie na taniec z mężczyzną z tej samej popieprzonej branży. Ba, nawet się jej podobało! Przesunęła czule dłonią przez jego ramię i zatrzymała ją delikatnie przy jego karku, sama nieco przybliżając aż lekko na niego naparła.
Jeśli było coś w czym Clark był tak dobry jak w zabijaniu, był to taniec. Już po krótkim momencie udało mu się sprawić że Rosjanka perfekcyjnie podążała za jego krokami. Uśmiechnął się, obrócił ją dookoła własnej osi, następnie, kładąc dłoń na jej plecach, zbliżył ją do siebie, sprawiając iż przyległa do niego całym ciałem.
- Ciągle chcesz zapomnieć? - zapytał cicho, zwiększając nieco tempo tańca, lecz dbając przy nie przekraczało ono możliwości jego partnerki.
Westchnęła cicho gdy przyciągnął ją do siebie. Mimo że uspokoiła się dość znacznie to wciąż to wszystko było dla niej wyjątkowe. Ujarzmiony w skórzanej kurtce biust napierał na jego pierś w niespokojnych oddechach. Ona także czuła każdy jego wdech, choć teraz najbardziej rozpraszała ją dłoń mężczyzny, pewnie trzymająca w talii. Nie była jakaś wyjątkowo na tą okazję ubrana, czy utalentowana, ale jego głos jakoś ją uspokoił. Na tyle że mimo drobnych błędów które dalej popełniała zaczęła się dobrze bawić.
- Nie, chyba nie... - Szepnęła wpierw uciekając od jego spojrzenia, swymi teraz wielkimi, szmaragdowymi oczami. Uśmiechały się one na równi co jej usta, czasem skrywając za kotarą nieśmiało mrugających rzęs.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Jesteś prawdziwie wspaniałą kobietą. - spojrzał jej w oczy - Powinnaś przywyknąć do tego że mężczyźni będą starać się sprawić ci przyjemność. - mrugnął do niej - Następnym razem nauczę cię jak tańczyć tango. To bardzo... - wydawało się że przez moment szuka odpowiedniego słowa - intensywny taniec. Spodoba ci się. - obrócił ją ponownie, tak że tym razem oparła się o niego plecami, sam zaś położył jej jedną dłoń na brzuchu, drugą zaś trzymał jej dłoń. Wyszeptał jej do ucha - Pasuje do ciebie.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 12-10-2012 o 21:51.
Darth jest offline