Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 19:14   #16
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Atmosfera zaczęła buchać jakimś subtelnym erotyzmem, sprawiała że Tanya jeszcze bardziej się rozkojarzyła. Zastygła tak, w jego objęciach i lekko odwróciła głowę, tylko tyle że widziała kątem oka rysy jego twarzy. Rozchyliła lekko usta i słuchała go oddychając przez nie nieco szybciej niż chciała. Gdy skończył parsknęła cicho.
- Jaaasne... prędzej ja nauczę Cię latać na Sukhoi T-50 z oryginalnym rosyjskim kokpitem. - Wyszeptała, zerkając nieco ciekawiej za siebie.
John uśmiechnął się delikatnie.
- Kto wie? - kolejny obrót, i znów stali twarzami do siebie. - Jestem zdolnym nauczycielem, jak widać. - Zaśmiał się cicho - Ty zaś wykazujesz niezwykłą chęć i talent do nauki. Kto wie, może ja znajdę też w sobie talent do pilotażu? - rzucił nieco przekornie - Z taką nauczycielką, z pewnością zdołałbym znaleźć odpowiednią motywację.
- Dziękuję za to, i za taniec, choć mogę teraz śmiało stwierdzić że jesteście szaleni. - Uśmiechnęła się wyraźnie rozbawiona i rzucając spojrzenie Johnowi minęła go, nachylając się po wódkę i kieliszki, zabierając je do kuchni. - Chyba wystarczy wam już na dziś.
Odstawiła szkło do zlewu, a pustą butelkę wyrzuciła do kosza. Poprawiła włosy by nie wpadały jej do ust i podeszła, miękko podpierając się o kanapę i zerkając na swoich gości. Nie chciała ich trzymać na siłę jeśli byli zmęczeni i chcieli wracać do pokoi.
Clark uśmiechnął się w stronę Rosjanki, i usiadł na kanapie. Nie był zmęczony, ale dyskusje powinno przeplatać się tańcem, nie zaś na odwrót.
- Cóż z tego że jestem szalony? Każdemu przyda się co nieco szaleństwa od czasu. Paradoksalnie - oparł się wygodnie i skrzyżował nogi w kostkach - to właśnie pozwala nam zachować normalność.
- Może rzeczywiście wystarczy na dziś. Dziękuję za wspólny wieczór, miło było was lepiej poznać - uśmiechnęła się, pomachała jeszcze przy drzwiach i wyszła, zostawiając ich samych. I tak już od chwili czuła się jak piąte koło u wozu.
- Dobrej nocy. - Odpowiedziała Tanya.
Było już bardzo późno, za oknami od dawna panował wszechobecny mrok który zakłócały jedynie żółte światełka oddalonego w dole miasta. Aneta zdecydowała się wyjść, na co Tanya grzecznie ją wypuściła choć miała wobec kobiety mieszane uczucia. Zamknęła drzwi i odwróciła się, opierając o nie. Patrzyła na niego, bo sama zastanawiała się czemu tylko on został. John był bardzo miły, zabawny i sprawił że nie jeden raz się dziś uśmiechnęła, ale czy nie powinien już iść? Pewnie tak, ale Rosjanka wolała aby został. Wcale nie czuła się pewniej słuchając o tych wszystkich morderstwach których dokonał, ale czy ona była lepsza? Uśmiechnęła się delikatnie zastanawiając przez chwilę co zaraz od niego usłyszy.
John, siedząc na kanapie, odetchnął głęboko. Minęło sporo czasu odkąd naprawdę dobrze się bawił. Oczywiście, wieczór nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby nie ona. Bardziej czując niż widząc że Rosjanka mu się przygląda, Clark rzucił w jej stronę promienny uśmiech.
- Wygląda na to, - rzucił dość wesołym tonem - że resztę czasu mamy dla siebie. - Obrzucił ją ponownie spojrzeniem. Musiał przyznać, kobieta wyglądała fenomenalnie w skórze. Doskonale pasowała ona do jej krótkich, ciemno-brązowych włosów i opalonej skóry. Jednak cechą, którą podziwiał najbardziej były oczy. Mógł wręcz zatonąć w jej zielonych oczach.
- Muszę również pogratulować wspaniałej imprezy. Rosjanie potrafią się bawić, dokładnie jak zapamiętałem.
Przez chwilę stała tak dalej, oparta o drzwi z dłońmi na biodrach, ale po jego słowach oderwała się zdecydowanie.
- Daj spokój, było tragicznie. O mały włos byście się pozabijali i ostatecznie siedzieliśmy we trójkę..
Tanka podeszła powoli, siadając na oparciu kanapy, przesuwając się pupą głębiej i wsuwając do środka. Przez chwilę uniosła nogi przeciągając je nim schowały się miękko pod stolikiem. Oczywiście zarzuciła jedną na drugą, jak lubiła. Usiadła obok niego, wsparta łokciem o oparcie kanapy i zwrócona do Johna podparła na dłoni policzek.
- Czemu czuję wciąż jakąś dziwną ochotę rywalizacji gdy patrzę na ten Twój uśmieszek? - przymrużyła oczka, a jeden z kącików jej ust uniósł się wyraźniej.
Ponieważ atmosfera wyraźnie się rozluźniała, Szkot zdjął marynarkę i rzucił ją na koniec kanapy, zostają w koszuli bez krawata.
- Może ponieważ jesteśmy z jednostek specjalnych, a może ponieważ oboje jesteśmy snajperami. A może po prostu cię prowokuję. - zaśmiał się delikatnie. - Możesz wybrać. A, i tak nawiasem mówiąc, - nachylił się nieco do przodu, niczym zdradzając sekret - każda impreza w czasie której mogę zatańczyć z piękną kobietą jest dla mnie udana, Оляпка. - Rzucił, jej przydomek wymawiając w perfekcyjnym rosyjskim, z akcentem Sanct Petersburskim.
- Więc podziękuj Anecie, gdyby nie ona nie byłoby żadnych tańców... - Powiedziała cicho, opuszczając wzrok gdzieś niżej, wyraźnie rozpromieniona gdy użył jej pseudonimu. Czuła że rozmowa zaczyna być nieco cieplejsza, a powietrze jakby bardziej elektryzujące. Sama nie wiedziała co o tym myśleć, ale z racji poprzednich kieliszków dużo się nie zastanawiała. Dawno nie spędzała tak czasu z żadnym mężczyzną, brakowało jej tego i przez to teraz lekko się zarumieniła. Usiadła bliżej, już prosto i oparła obie dłonie na kolanie, zerkając nieco z ukosa w jego kierunku. Czasem niby w zamyśleniu pozwalała sobie pobłądzić wzrokiem po jego sylwetce przebijającej się przez koszulę.
- Lubię Twoje towarzystwo, coraz bardziej odkąd się znamy John.
Clark uśmiechnął się delikatnie, czując na sobie wzrok kobiety. Zbyt długo pozostawał w zawodzie, by nie wiedzieć kiedy ktoś na niego patrzy. A było na co patrzeć. Mimo bycia lekko po czterdziestce, dzięki rygorystycznemu trybowi życia John wciąż wyglądał jakby miał mniej niż trzydzieści. Pod koszulą rysowały się rozbudowane, acz jednocześnie subtelne mięśnie. Najbardziej do całego obrazka nie pasowały broda i włosy. Przeplatające się siwe i czarne pasma niespecjalnie go odmładzały, ale dodawały mu charakteru, i co tu dużo mówić, pasowały do niego. Co nie przeszkadza, że zainteresowanie młodej kobiety mile podłechtało jego ego.
- Ja również lubię twoje towarzystwo, Tanya. Nie jestem do końca pewny dlaczego, ale dużo może mieć z tym wspólnego fakt iż jesteś perfekcyjna pod niemal każdym względem.
- Może lubisz jak kobieta Tobą dyryguje? - Zażartowała, po chwili spoglądając nieco poważniej, ale wciąż ciepło wprost w jego oczy. - A tak poważniej.. Może opowiesz mi o sobie więcej? I co sprawia że nie wróciłeś jeszcze do siebie?
Ciekawa jego odpowiedzi zabujała sobie wesoło stópkami pod stolikiem.
John również się uśmiechnął, ciepło i nieco melancholijnie.
- Nie miałem okazji spędzić czasu z kobietą która wiedziałaby co robię by zarobić na życie od przeszło trzech lat. A nawet wcześniej większość z którymi się spotykałem reagowała co najmniej niepokojem, a częściej niesmakiem. Powiedzmy - powiedział bardzo delikatnym tonem - że jesteś pierwszą odmianą od naprawdę długiego czasu, Оляпка. Ale, chciałaś wiedzieć coś więcej o mnie. Chodziło ci o pracę, czy też bardziej moje życie zanim zostałem żołnierzem fortuny?
- A więc to tylko fakt że akceptuje twoją pracę wciąż trzyma Cię w moim pokoju? - Uniosła delikatnie brew, wciąż nie odrywając od niego swojego ciekawskiego spojrzenia. Za każdym razem jednak widział jak podoba jej się gdy mówi do niej jej rosyjskim przezwiskiem. - Opowiedz mi to co uznasz za ważne.
- Nie, to co trzyma mnie w tym pomieszczeniu to piękna i inteligentna kobieta o wielu talentach i dająca się doskonale prowadzić w tańcu. Fakt że akceptuje moją pracę jest tylko przyjemnym dodatkiem. - Szkot uśmiechnął się delikatnie - Więc, chcesz bym powiedział ci to co uznaję za ważne? Istnieje kilka rzeczy które uznaje za ważne w moim życiu. Urodziłem się w Glasgow, w Szkocji. Mój ojciec był komandosem SAS, matka zmarła zanim mogłem ją pamiętać. Wstąpiłem do wojska w wieku lat 18, gnany patriotyzmem i rządzą zemsty za ojca który zginął w zamachu IRA rok wcześniej. Po pierwszych trzech latach służby wojskowej, zostałem zrekrutowany przez SAS. Dziesięć lat później, uśmiercono mnie, i przeniesiono do jednostki zajmującej się czarnymi operacjami. Tam, spędziłem następne dziewięć lat, by odejść z różnych powodów dwa lata temu. Następnie, nie mając specjalnie warunków by robić cokolwiek innego, zostałem najemnikiem. I tak skończyłem tutaj, z tobą, w tym pokoju. Całkiem niezły interes, muszę przyznać - rzucił z przekornym uśmiechem.
- Cóż za... heroiczna historia. - Tanka spięła się nieco, ale tylko na chwilę. Przetarła dłońmi uda, jakby było jej zimno i usiadła bliżej oparcia, podciągając kolana aż do piersi i obejmując rękoma.
- A więc marzyłeś by być bohaterem i obrońcą swego kraju... moja opowieść byłaby znacznie mniej kolorowa, o ile chcesz ją usłyszeć.
Clark prychnął z pogardą, która jednak wyraźnie była skierowana pod jego własnym adresem.
- Bohater i obrońca... Raczej głupi dzieciak z głową napchaną frazesami. Śmierć jest śmiercią. Nie powinno się ginąć w obronie słów. Najlepiej obrazuje to parafraza zawołania SAS. “Who Cares Who Wins”? Na pewno nie umarli. - uśmiechnął się delikatnie w stronę Tanyi - Wybacz, znów jestem cyniczny. A muszę przyznać, jestem ciekaw twej historii. Z chęcią ją usłyszę, jeśli zechcesz się podzielić.
Kobieta podniosła się i wyciągnęła nogi aż na oparcie na rękę, kanapy. Sama zaś położyła się na niej, głowę opierając o jego kolano i w jakimś tajemniczym skupieniu badając wzrokiem sklepienie sufitu. Czasem zerkała na niego, ale wydawała się bardzo swobodna i skrępowany tą sytuacją mógł być tylko on. Poprawiła kilka razy włosy ściągając je z twarzy i odchyliła głowę tak by widzieć jego oczy. Zaczęła mówić bardzo spokojnie, miękkim choć też troszkę smutnym głosem.
- Urodziłam się w Saransku, całkiem sporym miasteczku położonym nad jeziorem. Na południowy wschód od Moskwy. Mój ojciec popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę gdy miałam jakieś trzy latka. Nigdy go nie poznałam, widziałam tylko jego zdjęcia. Matka po tym zdarzeniu wpadła w alkoholizm i zupełnie pogrążona w depresji nie poświęcała mi wiele uwagi. Mieliśmy problemy z pieniędzmi, brakowało na jedzenie jak i moją naukę. Mama niewiele pracowała, tłumacząc się na różne sposoby. Zamiast tego szukała sobie nowego faceta, cały czas zmieniając partnerów z którymi wiecznie jej nie wychodziło. Na początku łapałam byle jaką pracę, alby jakoś nas wspomóc szybko jednak okazało się że to za mało, a moje wykształcenie było kolejnym kłopotem przez który nie mogłam odpowiednio zarobić. Wtedy wpadłam na pomysł armii wiedząc że miałabym zagwarantowany dom, posiłki i wykształcenie, a przy okazji byłabym jakby nie patrzeć w pracy. Początki były dla mnie niesamowicie trudne, ale i dopiero tam poczułam wolność od przytłaczających problemów rodzinnych, facetów mojej matki i innych paranoi. Coraz bardziej mi się podobało, szybko się uczyłam, a moi przełożeni nie mogli się nadziwić że odmawiam pracy za biurkiem. Zdobyłam wykształcenie, awansowałam, wyruszałam jako pierwsza chętna na misje takie jak choćby Czeczenia czy Gruzja. Zdobyłam nowy dom. Do Specnazu nie trafiłam tak szybko jak Ty, ale za sprawą tego awansu poczułam się jeszcze bardziej jak w niebie. W końcu ile kobiet dostaje się do tej jednostki? - zadała retoryczne pytanie. - W Specnazie też zdobyłam sporo nowego doświadczenia, nauczyłam się walczyć, a każde inne moje możliwości zostały wychwycone i do nich dostosowano moje szkolenie. - Opuściła nieco wzrok, wpatrując się w swoje buty. - Ale wszystko co piękne musi się kiedyś skończyć, prawda? Chcesz wiedzieć czemu nie jestem dalej dumną agentką Specnazu? Popełniłam szereg błędów, mój profesjonalizm okazał się gówno warty, bo... zakochałam się. W innym żołnierzu z mojej jednostki. Mieliśmy romans który utrzymywaliśmy w tajemnicy i wszystko grało do czasu gdy podczas misji w Chinach on... zginął. Nie chciałam przyjąc tego do wiadomości, zignorowałam rozkaz i ruszyłam go szukać z nadzieją że może jeszcze żyć. Nie żył, nic nie dało się już zrobić. Naraziłam wielu ludzi, misję i być może mój kraj. Helikopter już odleciał, a ja mimo rozpaczy byłam dalej nieposłuszna założeniom zawartym w rozkazach. Pozbyłam się świadków naszej obecności, zabrałam wszystkie dowody i.. musiałam zabrać.. jego ciało. Kilka kilometrów do drugiego punktu ewakuacyjnego. - Urwała na moment. - Stanęłam przed sądem wojskowym, oczywiście wyrzucono mnie z Specnazu, a moją możliwość powrotu do wojska zawieszono do odwołania. W zasadzie chyba tylko dla tego że udało mi się posprzątać nasz bałagan nie odebrano mi rangi, choć niewiele mi z niej jeśli nie mogę służyć. Nie mogłam się pozbierać. Wróciłam do domu a u matki nic się nie zmieniło, nie chciała mnie tam bo mogłabym spłoszyć jej nowego faceta. Otworzyłam salon tatuażu, których robić nauczyłam się w wojsku, bo zawsze fascynowała mnie wytatuowana skóra. To jest mniej więcej moja historia...
Clark spojrzał Rosjance prosto w oczy, i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.
- Żałujesz? - zapytał cicho - Tego że poszłaś go szukać? - doprecyzował pytanie, delikatnie głaszcząc ją po włosach.
Wywinęła nieco oczami jakby szukała odpowiedzi, zaraz jednak wzrokiem śledząc gładzącą jej głowę rękę. Chyba chciała się uśmiechnąć, ale nie było tego bardzo widać bo temat był zbyt poważny.
- Nie, chyba nie. Jestem zbyt sentymentalna... jednak wtedy straciłam dwie moje miłości na raz. Armia była całym moim życiem, moją rodziną i domem. Uczono mnie miłości do Matki Rosji, ale ona odtrąciła mnie za mój błąd. Bo błędem był romans w pracy, nie bez powodu w większości z nich jest zabroniony. - Uniosła spojrzenie na niego i zapatrzyła się lekko uśmiechnięta. - W naszej chyba też.
Clark milczał przez moment.
- Jeśli możesz coś zrobić, i chcesz to zrobić, zrób to. I nie przejmuj się regułami. Później będziesz sobie wyrzucać to przez całe życie. - Clark odetchnął głęboko - Sądzę że winien jestem szczerość za szczerość. Powiedziałem ci że odszedłem z SAS. Nie powiedziałem dlaczego. - Ponownie odetchnął głęboko - Byłem zmuszony patrzeć jak jeden z moich najbliższych przyjaciół zostaje spalony żywcem. I muszę żyć ze świadomością że mogłem temu zapobiec. - spojrzał nieco pusto w dal. - To była moja ostatnia misja jako oficjalnego członka SAS.
- -то ужасно. - Szepnęła smutno i przytuliła do niego twarz.
Zatopiony we wspomnieniach Szkot zdawał się tego nie zauważać.
- Iran. Otrzymaliśmy cynk że lokalni ekstremiści chcą sprzedać materiały radioaktywne grupie neonazistów. Nie mogliśmy do tego dopuścić. Skończyłoby się na straszliwych stratach cywilnych. Było nas dziesięciu. Weszliśmy do miasteczka niczym burza, zabijając wszystko na naszej drodze. W połowie drogi Gregor, mój zastępca, został postrzelony w kolano. - patrzył w dal - Akcja musi być kontynuowana, powiedział. Rannych, według parametrów misji zostawić i zabrać w drodze powrotnej. Zostawiliśmy mu pistolet maszynowy i ruszyliśmy dalej. Uderzyliśmy. Zmietliśmy zarówno ekstremistów jak i neonazistów. Wracając, na ekranie jednego z telewizorów zobaczyliśmy Gregora. Przywiązali go do krzesła. Widać było po nim że walczył. Później dowiedziałem się co powiedział stojący obok niego mężczyzna - w jego głosie pojawiły się nuty nienawiści. - “Ten człowiek ośmielił się przeszkodzić wykonaniu woli proroka. Oto co spotyka wrogów Allaha.” Następnie zaczął go oblewać benzyną.
Tanya uniosła dłoń, najpierw kładąc ją na jego ustach by uciszyć, po chwili delikatnie i czule głaszcząc po brodzie i policzku. Powoli i subtelnie jakby chciała go pocieszyć, czasem muskając nieco pazurkami i wpatrując się w niego z dołu.
John spojrzał na nią po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- Dwie minuty trzydzieści sekund. Tyle nam zajęło znalezienie go. O minutę i trzydzieści sekund za późno. - Clark spojrzał jej w oczy z niewiarygodną intensywnością - Nigdy nie żałuj że złamałaś rozkazy i regulacje by próbować ratować kogoś bliskiego. Wyrzuty sumienia z powodu nie podjęcia takiej próby są o wiele gorsze.
Opuściła dłoń i zamyśliła się nad jego słowami, wpatrując swymi pełnymi oczami w sufit. Biły one tajemniczą głębią niczym morze. Nie mogła uwierzyć jak ich historie się nieszczęśliwie przeplotły, ale przy okazji poznała drugą stronę Clarka. Tą wrażliwą i uczuciową której często nie pokazywał.
John milczał przez moment.
- Przepraszam - powiedział w końcu - Nie powinienem opowiadać tej historii. Masz dość własnych demonów. - pogładził ją delikatnie po policzku. - Nie powinienem dodawać do nich moich własnych.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline