Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 19:25   #17
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Kobieta wcale nie żałowała wysłuchania tej opowieści. Jego tłumaczenie się było zupełnie zbędne, ale czuła że zagubił się. Znała to uczucie i zrobiło się jej go nieco przykro. Nim powiedział coś jeszcze powiodła dłonią znów ku górze ale tym razem stanowczo złapała go za kołnierz, przyciągając do siebie. Sama nieco uniosła się by nie połamać mu kręgosłupa. To stało się szybko i dość niespodziewanie. Pocałowała go, wciąż trzymając za kołnierz. Jej miękkie i pełne usta namiętnie, powoli zgarnęły jego własne. Czuł jej niespokojny oddech i słodycz czule błądzących po jego ustach warg. Była delikatna i zdawała się pewna tego co robi za pierwszym razem. Wtedy pocałowała go drugi raz, nieco intensywniej i pewniej, ale wciąż krótko. Rozchyliła powieki zerkając w jego oczka by wybadać z nich jego reakcję.
John zaś patrzył na nią z mieszaniną miłości, pożądania i sympatii. Był dość zaskoczony pierwszym jak i drugim pocałunkiem, ale za trzecim razem to on przejął inicjatywę. Oplótł ją dłońmi, uniósł w górę i złożył na tych cudownie pełnych ustach długi, intensywny i wyjątkowo namiętny pocałunek. Czuł, jakby przez tę jedną krótką chwilę nie istniało nic prócz niego i kobiety w jego ramionach. Jego następny pocałunek, choć przepełniony tą samą intensywnością i namiętnością, był jednocześnie krótszy. Szkot nie był pewny reakcji Rosjanki.
Objęła go, wieszając się dłońmi na jego karku i westchnęła cichym, wyjątkowo kobiecym *Mmmmhh...*. Jej dłonie głaskały skórę i włosy po których błądziły podczas gdy usta nie pozwoliły mu przerwać, bo same wróciły do jego własnych. Ba, Rosjanka podciągnęła pupę bliżej by było jej wygodniej i wysunęła lekko języczek, samym jego koniuszkiem przeciągając przez linię jego warg. W końcu namiętnie je całując wsunęła język w jego usta igrając z jego zmysłami. Była jak burza, szalała wewnątrz zaczepiając i liżąc to z boczku, od dołu, kręcąc się i muskając też podniebienie i ząbki. Wargi mieli całe mokre od śliny zmieszanej w namiętnych i bezwstydnych pocałunkach. W pewnej chwili ona złapała ząbkami za jego usta, ciągnąc nieco za dolną wargę by puścić w końcu, jakby niechętnie i urwać pocałunek. Otworzyła oczka, a te jarzyły się niczym wesołe świetliki, nieco przymglone w przyjemności.
- Witamy Szkota na rosyjskiej ziemi... - wyszeptała miękko, nieco kocim, mrukliwym głosem.
Clark uśmiechnął tylko pod nosem. Zaczął przesuwać się delikatnie w górę, by w końcu dotrzeć do ślicznego uszka, które delikatnie przygryzł i dokładnie wycałował.
- Ты прекрасна, Оляпка - wyszeptał jej jeszcze wprost do ucha, w perfekcyjnym rosyjskim, by następnie pieścić jej szyję długimi i namiętnymi pocałunkami. Miał najwyraźniej zamiar rozkoszować się nią przez dłuższą chwilę.
Odgięła głowę w tył, pozwalając mu wycałować jej długą szyję drżącą z całym ciałem niespokojnie. Mruknęła przeciągle niczym rasowa kocica i otarła się główką o jego policzek. Jedną z rączek przegłaskała jego pierś, wygięła pazurki lekko po niej drapiąc niczym po swojej własności.
W tym momencie Johnowi nawet przez myśl nie przeszło by przestać. W dalszym ciągu pieszcząc szyję Rosjanki, pozwolił swoim dłonią wędrować. Lewą chwycił jej jędrny tyłeczek, i zaczął go ściskać i masować. Prawa zaś powędrowała do zamka od skórzanej kurtki, by po chwili powoli ją rozpiąć.
Gdy poczuła jego dłoń na pośladku aż naparła na niego, nieco się unosząc i sama całując jego uszko gdy on pieścił jej szyję. Pomogła mu zdjąć z siebie kurtkę, pod spodem mając szarą, cieniutką i obcisłą bluzeczkę odsłaniającą brzuszek, z napisem “Girls Can Rock Too”.
Rosjanka miała całkiem spory biust, dumnie unoszący się w jej płytkich przerywanych pocałunkami oddechach. Wtuliła twarz o jego ramię i szepnęła.
- Chyba nie powinniśmy...
Szkot odetchnął głęboko, by uspokoić krew buzującą w jego żyłach. Przytulił delikatnie Rosjankę, i wyszeptał.
- Spełnię każde twoje życzenie, jeśli tylko będzie w mojej mocy. – pocałował ją delikatnie w policzek. Ułożył ją delikatnie na kanapie, i ruszył do drzwi. W połowie drogi odwrócił się i rzucił zaskakująco miękkim tonem.
- Dobrego snu... bez koszmarów, Оляпка. – obrócił się w miejscu, by wyjść przez drzwi, które zamknął za sobą delikatnie. Gdy już opuścił apartament Tanyi, oparł się o drzwi i ponownie odetchnął głęboko.
Potrzebował lodowato zimnego prysznica. Albo dwóch.

10 września godzina 19.00
Strasbourg, Francja

Przez większość czasu, Szkot nie odzywał się. Informacji o wartości diamentów również nie skomentował. Nie mieli możliwości spieniężyć takiej ilości kamieni, a diamentami ciężko płacić w sklepach. Kiedy będą je mieć w dłoniach, wtedy można będzie pogadać o cenie za ich usługi. Która może niespodziewanie wrosnąć. Jego uwagę przyciągnął dopiero głos Tanyi.
- W porządku, ja z Johnem sobie poradzimy. - Rzekła bardzo pewnym siebie głosem. - Tylko nie zastrzelcie mnie jak niespodziewanie wyjdę wam przed nosem. Ja wejdę w las, gdzie będę najbliżej celu, w końcu wciąż nie mam porządnej spluwy. Tłumik też mam.
- Ja tam słabo strzelam... - burknął Serafin
Tanya założyła wojskowy mundur, przygotowała broń, po czym narzuciła na to jeszcze kamuflaż typowy dla snajperów czy zwiadu, specjalnie przystosowany do ukrycia w lesie. Poprawiła wszystko na sobie na ostatni guzik, ale musiała jeszcze wzbogacić go o część listowia znalezionego na miejscu akcji. Tylko wtedy byłby on idealny.
Wyszła do nich, zebranych w kuchni z metalowym pudełeczkiem farb do kamuflażu w dłoni i uśmiechnęła się pierwszy raz odkąd tu trafili. Nawet przybrała zabawną pozę prawie jak modelka czy jakaś filmowa agentka, unosząc swoją Shipkę i udając że zdmuchuje dym z lufy tłumika. Ciekawa była ich reakcji na jej nową odsłonę.
- Jak wyglądam? *Mmmm*? Jeszcze tylko mały makeup i trochę poprawek w moim sexy kostiumie. - Nim umrą w tej poważnej atmosferze wolała się troszkę rozluźnić. Zaraz miała zamiar jednak wyjść uzupełnić kamuflaż tak swój własny, jak i jej smg.

Ismael zerknął na nią ze źle skrywanym zainteresowaniem. Wyglądała nieźle, ale teraz ani przed sobą ani przed nikim by tego nie przyznał, więc ograniczył się do aprobującego mruknięcia. Następnie wyszedł zapalić do innego pokoju.
- Szałowo... - mruknął Daniel cichutko, znużony dalszym planowaniem, jak i pokazem mody. Wyszedł za meksykańcem zapalić, niesamowite jak palenie mogło łączyć.
Clark obrzucił Rosjankę wyjątkowo aprobującym spojrzeniem.
- Oh? Wygląda na to że ktoś zapomniał mi powiedzieć że na dzisiejszą imprezę obowiązują specjalne stroje. - westchnął teatralnie - Wygląda na to że ja również będę musiał się przebrać. - mijając Tanyę rzucił do niej cicho - Nie chcielibyśmy przecież bym tylko ja czerpał przyjemność z dzisiejszej akcji, nieprawdaż? - następnie, uśmiechając się pod nosem, ruszył do swojej walizki, by przygotować własny strój maskujący. Mundur SAS w klasycznych barwach maskujących, Ghillie suit narzucony na niego, obwiązał również karabin w strategicznych pozycjach. Zamontował również tłumik.
Tanya po chwili poszła za Clarkiem chcąc pomóc mu w przygotowaniu siebie.
- Może Ty powinieneś założyć coś jasnego i ukryć się przy drodze w polach zbóż? Mógłbyś zatrzymać cokolwiek będzie tu jechać, lub uciekać.
Spojrzała mu w oczy z zachęcającą miną i delikatnie poddrapując jego bark na którym oparła dłoń.
Clark uśmiechnął się delikatnie.
- W zbożu ukryć się może każdy. Jestem natomiast pewien, - cały czas patrzył w oczy Rosjanki - że ja jestem jedyną osobą która będzie ci mogła dotrzymać kroku w lesie, nie zdradzając jednocześnie swojej pozycji. - uśmiechnął nieco przepraszająco - Źle bym się czuł gdybym puścił cię tam samą.
- W porządku, możesz osłaniać moje tyły. - Puściła go z uśmiechem i usiadła sobie na stole obok, sięgając po lusterko i malując twarz leśnym kamuflażem. - O ile mnie zobaczysz. - dodała po chwili rozbawionym głosem.
John parsknął delikatnym śmiechem.
- To jedna z pięknych rzeczy w kamuflażu. - nachylił się delikatnie i wyszeptał - Jak długo wiesz że ktoś tam jest, możesz go znaleźć. Przypomina to nieco grę, tylko że z bronią palną. Poza tym, - udał delikatnie urażony wyraz twarzy - nie sądziłem że aż tak ci przeszkadzam byś musiała się ukrywać przede mną.
- Oczywiście, to tak abyś skupiał się na innych rzeczach niż oglądaniem mojego tyłka przez wizjer. - Odpowiedziała nieco figlarnym, ale i złośliwym głosem nie przerywając malowania twarzy podobnie do barw jej munduru.
Szkot prychnął delikatnie.
- Proszę, jestem doświadczonym profesjonalistą. - mrugnął w jej kierunku - Jestem w pełni zdolny do wykonywania więcej niż jednej zdolności jednocześnie. A tak poza tym, - powiedział oglądając DSR-1 i szukając wszelkich błędów w kamuflażu broni - jest to jedna z tych rzeczy które dużo lepiej oglądać z bliskiej odległości. - Rzucił uśmiech w jej stronę.
Tanya słysząc jego słowa zwolniła nieco ruch palców, malujących na jej twarzy i uśmiechnęła, chyba nieco zawstydzona. Odłożyła lusterko i farby, po czym odwróciła się do Szkota i już całkiem poważnym tonem zapytała. - I jak? Nic nie przeoczyłam? - Odwróciła jeszcze twarz by mógł zobaczyć z drugiej strony.
Clark również błyskawicznie spoważniał.
- Nie wygląda na to. Jednakże... - zastanowił się przez moment - Jeśli interesuje cię dużo wyższy poziom maskowania twarzy, polecam jedną z tych. - Wyjął ze swoją walizki przypominającą kominiarkę maskę, zrobioną z siatki maskującej i delikatnej tkaniny. - Nie ma niczego co zapewniałoby lepsze maskowanie twarzy. Ostrzegam jednak, dla osoby która wcześniej z takiej nie korzystała może się ona okazać... dość niewygodna przez dłuższe okresy czasu.
Uderzyła otwartą dłonią o stół na którym siedziała i wypuściła powietrze z płuc nieco zirytowana.
- I teraz dopiero mi o tym mówisz? Jak cała się ubabrałam? Oczywiście że wiem co to jest, przecież służyłam w Specnazie. - Jej zielone, prawie kocie oczy biły lekkimi drapieżnymi iskierkami złości. Zeskoczyła na ziemię i stanęła przed nim opierając dłonie na biodrach i wpatrując się w górę, wprost w jego oczy jakby chciała szarpnąć go za fraki, a jednak nic takiego nie zrobiła. Musiała wyglądać dość zabawnie. Jak mały rozdrażniony krzak, w końcu ona miała tylko coś około stu siedemdziesięciu centymetrów wzrostu.
- Uważasz że Twój SAS jest lepszy? - zapytała już mniej rozdrażniona, a bardziej zaczepnym tonem.
Jego twarz była spokojna, choć za opanowanymi niebieskimi oczami czaiła się złośliwa iskierka.
- Oczywiście że tak. Każdy człowiek z sił specjalnych wierzy że jego jednostka jest lepsza od innych, a on sam jest jej najbardziej uzdolnionym członkiem. Poczucie wyższości zapewnia nam nasze osiągi. - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech - Jeśli zaś pytasz o profesjonalną opinię, Specnaz jest drugi na świecie.
- Pierwszy. - Stuknęła go koniuszkiem palca w pierś i z upartą, ale zadowoloną miną wróciła do przygotowań.
- Chcesz jedną? - wskazał na maskę - Może być nieco niedopasowana, przygotowałem ją dla siebie, ale jednocześnie posiadam trzy zapasowe. - Uśmiechnął się złośliwie - Tylko nie zniszcz, bo będziesz robić następną. To jest tydzień roboty. A nie wiem czy ja będę mieć czas.
- Chętnie. - odpowiedziała Johnowi z uśmiechem. - Jak zniszczę to pewnie nie będę już w stanie zrobić więcej szkód.
- Dobra dobra, dosyć pogaduszek, możecie się przekomarzać później. Jakieś specjalne zadania dla mnie czy też mam się skitrać w lesie?
- Wybacz moja droga, ale nie jestem już małą dziewczynką i sama zdecyduję kiedy skończyć. My się szykujemy, wiemy co mamy robić i pozwól że będziemy to robić po swojemu.
- Dobrze, oczywiście. Ale jak chcecie gadać o gapieniu się na tyłki to nie teraz na to czas - podeszłą do okna i rozejrzała się po terenie, szukając dobrego miejsca dla siebie.
- No fakt, mogę teraz zjeść obiad ale pożartować już nie. - Odparła nieco kpiąco bardziej sama do siebie bo nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu. Mimo wszystko nie miała ochoty słuchać wymądrzania się kogoś kto miał niższą rangę od niej, lub zupełnie jej nie miał. Aneta zdawała się po prostu zazdrosna. Dlatego jej uwaga została przez Tanyę zignorowana.
Szkot parsknął cicho pod nosem.
- Niektórzy z nas opanowali ciężką sztukę pracowania jednoczesnego z rozmową. Zdaję sobię sprawę jak obcy może może się to wydawać koncept, ale jednak istnieje. - wymamrotał pod nosem. Głośniej zaś rzucił - Każdy błąd na tym etapie oznacza naszą śmierć później. Dobrego dnia życzę.
- Zaraz znajdziemy Ci z Danielem odpowiednie zajęcie. - Odpowiedziała sucho, ale nie złośliwie. Chciała wybrać jej coś co rzeczywiście mogłoby mieć sens by dziewczyna miała się czym zająć i nie marudziła jej nad głową. Podeszła do mapy, by zobaczyć jeszcze raz przedstawioną tam sytuację.
- Mogę mimo wszystko schować się w zbożu, w ten sposób z każdej strony będzie ktoś z nas - pozostałe uwagi i kpiące odzywki postanowiła zignorować. Kiedy gadamy o pracy, to o pracy, ale lepiej już dać spokój niż niepotrzebnie denerwować się nawzajem przed akcją.
- Według mnie... z racji na to że posiadasz jak widziałam tylko pistolet. Chyba że coś się zmieniło? Mówiłaś też przedwczoraj o nożach...
- Tak pistolet i dokupiłam tłumik. Noże oczywiście też, do rzucania.
- ...Powinnaś ukryć się gdzieś w okolicy parkingu, tam o ile nasi “goście” nie spodziewają się problemów pewnie zaparkują. Będziesz mogła wejść do akcji w krytycznym momencie, a jeśli się mylę to zawsze będziesz już blisko lasu, by ewentualnie dołączyć i wspomóc nas w razie problemów. Co o tym sądzisz?
- Tak, to będzie chyba najlepsze miejsce - odparła, wciąż patrząc przez okno. Przy Tanyi i Johnie czuła się jak ktoś o niższej wartości, a na pewno oni tak o niej myśleli. Aneta nie była jednak na tyle głupia, by nie posłuchać ich cennych rad. W końcu oni byli szkoleni w takich sytuacjach, a Neti uczyła się wszystkiego gdzieś między sypialnią a Warszawskim podwórkiem, od osób, które nie potrafiły wiele więcej niż obijać mordy.
- A TY DANIEL? - Zapytała unosząc nieco głos by mężczyzna usłyszał ją z drugiego pokoju. Oczywiście mogła sama podjąć taką decyzję, a skoro Anecie to odpowiadało, to tym bardziej. Wolała jednak skoro stanowią zespół posłuchać jeszcze opinii kogoś innego. - Sądzisz że to dobry pomysł?
W drugim pokoju siedzieli Ismael z Danielem, jednak tylko powierzchownie byli tam razem, gdyż każdy z osobna cieszył się swoją prywatnością i był pochłonięty przez własne myśli. Ismael szykował swoją ulubioną bluzę oraz spodnie, aby sprawnie rozlokować w nich noże i pistolety.
- A ja tam wiem?! - Odkrzyknął w odpowiedzi. - Ja miastowy, na otwartych terenach to się znam tyle, co... co... - zamyślił się, myśląc nad jakąś błyskotliwą anegdotą, nic mu jednak do głowy nie przyszło. - Aneta sobie doskonale poradzi, to mam na myśli!
- Eryk? - Tanya podeszła jeszcze, stając przed mężczyzną. - Ja mam kilka pytań. Po pierwsze gdzie są te nasze kamery i jaki z nich pożytek jeśli nie posiadamy łączności? Po drugie jakie są szanse że możemy trafić na jakiś stary niewypał z czasów wojny? Nie chciałabym stracić nóg, jak pewnie każde z nas. Po trzecie jeśli wywiąże się strzelanina, co mamy zrobić z ciałami? Co dokładniej jest rozumiane przez chęć uniknięcia konfliktów z policją? I ostatnie pytanie, czy można ukraść towar nie zabijając tych ludzi? - Oparła ręce na biodrach i przysiadła seksownie na blacie, choć w jej obecnym stroju nie było widać krzty tego efeku.
- Będzie łączność, słuchawki i mikrofony otrzymacie przed akcją.
- To znaczy kiedy? - Wtrąciła się ale nie unosząc zbytnio głosu.
- Jutro o świcie.
- Dziękuję. - rzekła delikatnie, pozwalając mu kontynuować.
- Kamery i urządzenia podsłuchowe są umieszczone tak by zapewnić wam odpowiednie wsparcie, to nasza działka, nie musicie się przejmować. Niewypały owszem się zdarzają ale o ile nie zaczniecie kopać nic wam nie grozi.Ciała zostawić. Macie postarać się aby poszukiwacze nie wezwali policji. Możecie uzyskać towar w dowolny sposób.
- Co do kamer, wiedza gdzie się znajdują może pomoc nam rozplanować trasy i ich efektywne wykorzystanie. Poza tym gdzie spotykamy się po akcji? Ten dom może nie być bezpiecznym miejscem.
- Nie lepiej zrobić zasadzkę w pobliżu parkingu, zamiast biegać za nimi po lesie? Co do ewakuacji jutro o świcie przedstawię dwa warianty. Co do kamer mogę mimo wszystko pokazać gdzie są.
- Oni mogą nawet nie zaparkować na tym parkingu. Wolę kontrolować sytuację. - Odpowiedziała Tanya podając mężczyźnie jego własną mapkę by zaznaczył na niej te miejsca.
- Gwarantuje że zaparkują, zawsze tak robia. Ale prosze bardzo.
- “Zawsze tak robią”? - Uniosła brew pytająco. - I tak ciała w lesie policja znajdzie później i większa szansa że nie będzie zasięgu telefonów.
-Nie są tu pierwszy raz, od dwóch lat ten dziennikarz szuka tych diamentów. Czy coś jeszcze?
- Skoro robią to od dwóch lat to skąd pewność że akurat teraz cokolwiek znajdą?
- Pani chyba nie słuchała dość uważnie. Było już o tym mowa.
Eryk spojrzał na zegarek.
- Jest już dość późno a trzeba wstać o świcie. Czy są jeszcze jakieś pytania?
Przymknęła na chwilę oczy, bo w tym całym zamieszaniu wypadło jej to z głowy.
- Tak, zrobisz mi kawę? - Zapytała z lisim uśmieszkiem.
- Gdzieś tutaj powinien być ekspres. Życzę dobrej nocy.
Po tych słowach dość spiesznie wyszedł.
- Kto mi zrobi kawkę? - Jęknęła prosząco bez oporu wykorzystując swój kobiecy urok, w zasadzie spodziewając się że i tak będzie musiała zrobić ją sama, ale cóż spróbować zawsze było można. Co ciekawe, na jej wezwanie odpowiedział Ismael. Clark nie spodziewał się tego po wczorajszym wieczorze. Może źle go ocenił? A może obie oceny były prawdziwe? Nie było to tej chwili ważne.
- *Mmmm* - Tanya mruknęła wdzięcznie i uśmiechnęła się zabierając swój kubeczek.
John niemal poczuł się zazdrosny. Utwardziło go to w postanowieniu dyskretnego obserwowania Southerna. Jeśli wykona choć jeden podejrzany ruch w jej pobliżu, zabije go natychmiast. W ciszy, wrócił do przygotowywania swojego ekwipunku. Trzeba było jeszcze zbadać okolicę, jak również zebrać próbki lokalnego listowia i ściółki. Wyglądało na to że na nich spoczywać będzie główny ciężar akcji.
Time to show them why they should fear the Reaper.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline