Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2012, 20:36   #5
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MhN-SwPA3Hs[/MEDIA]

I traveled to a distant shore
I felt I had to go
An inner voice had called me there
But why I did not know
I saw the evening star rise up
Shining out to sea
And now I understand at last what it means
What it all means...


O matmie trochę pojęcia miała, ale mimo to zdążyła już stracić rachubę odnośnie ilości złamań otwartych i krwotoków wewnętrznych jakie zafundowała dzisiaj (pozornie) losowym ludziom. Część z nich była całkiem przypadkowa, parę zakończy się bolesną śmiercią na dyżurce ale zdecydowana większość kierowała ją w stronę sprecyzowanego o poranku celu. No i wszystkie dostarczyły sporo rozrywki! Jakiś mądry pierdziel powiedział kiedyś, że liczy się podróż, a nie cel wędrówki. ES nie mogłaby być bardziej zgodna. Pan Ściana znajdował się w zasięgu wzroku. Otrzepała ręce z drobinek bieli, szarości oraz brązowego pyłu. Dobrze czuła nabrzmiewające w swoim wnętrzu ego. Odwaiła kawał dobrej roboty. Już miała podejść...

Warczenie, jak ze źle funkcjonującego tranzystora. Myślałby kto, że po tylu latach jakie spędziła na tej zapyziałej kuli zawieszonej w kosmicznej pustce, zdołałaby się w końcu do niego przyzwyczaić. A jednak nie. Pojawiało się zwykle stopniowo, na trzech frontach - najpierw w głowie, potem rezonował nim żołądek, a na końcu buntowniczka z wyboru sama zaczynała wydawać odgłosy podobne do wygłodniałego wilka. Cholerne frytki! Przeklęty tłuścioch i jego frykasy! Szlag by go! Pierwszy etap już się rozpoczął, miała może kilka minut nim nastaną kolejne. Ciekawe jak Sędzia sobie z tym radził? Jakoś nigdy nie widziała go wcinającego stek z ziemniakami podczas telewizyjnych wystąpień. Chociaż, z drugiej strony, każde z nich dostało przecież nieco inny zestaw mocy. Kto powiedział, że ich “małe niedogodności” także się od siebie nie różniły? Uśmiechnęła się, sama do siebie. Ta myśl poprawiła jej humor.

Ale humor, dobry czy nie, nie zdoła przecież powstrzymać załączającej się właśnie gastrofazy. Zblazowana dziołcha łypnęła złowrogo na brodacza. To wszystko jego wina. Jego bardzo wielka wina! Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Zmieniła obiekt zainteresowania. Kierując się na barmana, jej spojrzenie straciło sporo ze swojej intensywności. Wyglądał jak osoba, która miała ją doprowadzić do ziemi obiecanej. Pewnie, mogła usiąść przy stoliku, jak okoliczni sztywniacy. Następnie założy krawat i garsonkę, znajdzie sobie pracę w jakiejś korporacji i zostanie przykładną żoną i matką. A zaraz potem zamarznie piekło i nastąpi koniec świata. Pieprzyć to! Pokonała niewielką odległość i umiejscowiła się wygodnie na jednym z barowych stołków.
- Hej złotko. Słuchaj. Jeśli macie jakiegoś kucharza na zapleczu, to zagoń go do roboty. Stek, pięć jajek w mundurkach, trzy porcje frytek, okrasa. Tłuszczu na patelni zmieniać nie musi.
Mężczyzna należał do kategorii “wiele w życiu widziałem, ale to jest coś nowego”. Mrugnął dwa razy, jakby właśnie wykszytałcał sobie nowy tik nerwowy. Jednakże zimną krew odzyskał niemal natychamiast, mimo wyglądu swojej klientki. Przytaknął, odwrócił się na pięcie i na moment zniknął w mrokach zaplecza. Najwyraźniej w knajpie działy się już dziwniejsze rzeczy. Kiedy wrócił, Star zaznajamiała się właśnie (dogłębnie) z miską pistacji. Trzymała ją na kolanach jedną ręką. Druga, garść za garścią, opróżniała zawartość naczynia. W obieranie specjałów z łupinek bawić jej się nie chciało. Na kontuarze leżał zwitek pieniędzy. Zdecydowanie za duży jak na to, co zamówiła. W dodatku jakiś taki... pobrudzony. Nie to żeby przeszkodziło to barmanowi zaksięgować wpłatę w kasie a resztę wliczyć w poczet hojnego napiwku.
- Pani zamówienie będzie za jakieś pięć minut.
W odpowiedzi otrzymał iście grobowy pomruk, który tylko najwięksi lingwistyczni optymiści zakwalifikowaliby jako “Uhuh, ok”. Chociaż nie była w nastroju do konwersacji, zmysły pracowały jak fabryka żyletek wyrabiająca 200% normy. Zwracała uwagę na gadki, podszepty, śmiech, kroki, nawet na ten cholerny plakat filmu Easy Rider dumnie zdobiący ścianę spruchniałego drewna. A skoro już mowa o drewnie... właśnie zarejestrowała także jego trzask. Nie był to dźwięk jaki często można usłyszeć w pubie. Chyba, że w kącie siedzi wieloryb ważący 300kg albo pośpiesznie dokonujesz renowacji krzesłem na czyimś uzębieniu.

Ten jednak dobiegał ze stolika Pana Ściany. Siwy sierściuch, chociaż kilkadziesiąt dodatkowych kilogramów miał, raczej nie należał do kategorii wojownków sumo. W tle wyłapała jeszcze jakiś pogłos. Jakby... palec uderzający o stolik? Ten fagas... czy on rozłupywał mebel tym pukaniem? Był kimś więcej niż zwyczajnym szarakiem? Nadczłowiek? Ha! ES uśmiechnęła się jak rekin. Ten dzień zaczął się świetnie, a z każdą minutą stawał się lepszy. Trochę szkoda, ale z powodu swojego obencego położenia nie dane jej było zweryfikować tej teorii w normalny sposób. Jakaś kelnerka przesłaniała jej widok. Już miała zastosować talenty nie do końca zwyczajne kiedy...


Talerz stuknął o blat i zapach przesyconych tłuszczem potraw wypełnił jej nozdrza. Nastał czas na (wy)żer. O sposobie pożywiania się panny ES można było powiedzieć wiele, ale przymiotniki “cichy” i “kulturalny” zdecydowanie nie miały w takich opisach miejsca. Częściej zachaczał on o drapieżność, pierwotność i agresywność, jakich nie powstydziłyby sie najbardziej wygłodniałe lwy górskie. Pochłonięcie całego zamówienia zajęło jej niespełna kilkadziesiąt sekund. Życie w tym natarciu straciły zarówno solniczka, jak i podajnik ketchupu, widelec zaś stał się twałym kaleką. Twarz wytarła przy pomocy rękawa kurtki i aż dziwne, że sali ne wypełniło potężne beknięcie, które zdawało się wisieć w powietrzu jak miecz Damoklesa. Wypełniwszy obowiązki względem własnego ciała, mogła teraz przejść do przyjemności. Powstała.

Kilka kroków skierowało ją do stolika zajmowanego przez wandalizującego brodacza. Po drodze wyjęła ostatni zwitek zieleni z podniszczonego skórzanego portfela, który to zabrała pewnemu dryblasowi z przed niespełna trzydziestu minut. Opakowanie na pieniążki wylądowało w plastikowym koszu obok polisterynowych kubków. Po prostu jakoś nie współgrało z jej stylem. Ona natomiast stanęła obok kelnerki, chociaż słowa skierowała do klienta tortującego mebel.
- Pan Ściana, tja? Wielu ludziom trzeba przefasonować gęby żeby cię znaleźć koleś.
 
Highlander jest offline