Buttal raźnym krokiem ruszył w kierunku zebranej grupki. Poprawił odzienie i z uprzejmą profesjonalna miną zapytał: - Kapitan Vanko?
Krasnolud odwrócił się do kuriera czerwony na twarzy i brodą nastroszoną niczym pierun w rabarbar. Miał na sobie świetnie wykonany napierśnik a spinki na jego brodzie wykonane z platyny wskazywały że był on najwyższy stopniem w tym mieście. -Co? Ktoś ty?! Kto cię tu wypuścił, do jasnej cholery?! Otaczają mnie niekompetentni synowie gnomów! Czy słowo "rozkaz" jest interpretowane jako "coś co mogę zignorować"?
Wściekle spojrzał na najbliższego sierżanta: -Kogo wyście postawili przy bramie?!
Wydawało się że Buttal był tylko czymś co pobudziło wściekłość dowódcy, ale niekoniecznie było jej celem.
Buttal uśmiechnął się nieznacznie i odparł: -Kurier od pana Dimzada, proszę pana.
Po czym w końcu doręczył list. (Tak! Tak! W końcu pozbył się tego cholerstwa!) -Prosiłbym o pokwitowanie, skoro w niecałe 5 godzin zdążyłem ze stolicy to może trafi się premia – dodał.
Vanko spojrzał niechętnie na posłańca, powoli odsuwając się od podwładnego na którego właśnie się darł. Krzyki w wykonaniu pana kapitana wiązały się z kropelkami śliny fruwającymi w powietrzu i ogółem niesamowicie bliskim widokiem na jego nos. Tak czy inaczej, kapitan wyrwał Buttalowi kopertę z dłoni i spojrzał na nią. -Powiedzmy że ci wierzę.- wymamrotał kiedy krasnolud delikatnie zaniżył czas w jakim pokonał drogę. Pięć godzin a piętnaście? Tylko jedynkę wykreślić z początku i już! Vanko na spokojnie otworzył list, przełamując obie pieczęci i przeczytał go, mrucząc pod nosem. Jednocześnie machnął dłonią na stojącego obok szeregowca. Brodacz obrócił się, prezentując przyczepiony do pleców panel do pisania z piórem, inkaustem oraz pergaminem. -Ten sknera Dimzad leci nawet do króla, jeśli idzie o złoto tej jego całej kompanii.- stwierdził niechętnie, chowając list za pazuchę i łapiąc za pióro. - Masz tu swoje pokwitowanie. A statek z tymi cholernymi samopałami zaraz wypłynie.
Mówiąc to, podał kurierowi podbite pieczęcią pokwitowanie otrzymanego listu. -Dziękuje bardzo, a może mogę jakoś pomóc szanownemu panu? Jakiś problem w którym mógłbym pomóc, jakaś wiadomość do stolicy co by po drodze zanieść - odparł nadal bardzo uprzejmy Buttal
Kapitan przeczesał palcami brodę, zmarszczył nos i po chwili znów coś pisał na plecach nieszczęsnego szeregowca. Po mniej więcej minucie otworzył szufladkę w panelu, wyjął zeń świecę, zapałkę oraz lak. Z dużą wprawą zakleił nim kopertę, odciskając nań pieczęć posterunku w Kazak-Nar. -Masz. Jak będziesz w Morr, zanieś to na dowolny posterunek. Wpadnie ci trochę grosiwa.- stwierdził, wrzucając pióro z powrotem do buteleczki z inkaustem. - A teraz znikaj stąd, zanim zacznę się zastanawiać jak tyś tu w ogóle wlazł.
-Dziękuje bardzo, proszę pana, do widzenia.
Po czym Buttal szybkim krokiem oddalił się z portu, kiwając po drodze swemu przepłaconemu bramkarzowi przy barykadzie.
Dobra nasza, pomyślał. W końcu załatwione robota może i monotonna ale cóż. To teraz jubiler. Co pomyślawszy skierował swe kroki na lepszą część targu. Dość gładko wytargował 270 złotych szylingów i władowawszy je do sakiewki ruszył w stronę stacji kolejki podgórskiej. Po drodze zatrzymawszy się u jakowegoś Niziołka konowała dał sobie nasmarować żebra kosztem pięciu szylingów, kupił sobie wielki bohem chleba z połową szynki wciśniętą miedzy połówki i nabywszy bilet rozsiadł w się we w miarę najwygodniejszym miejscu wagonika z widokiem naokoło. |