Niewolnik i kapłan zawiązali sojusz... chwiejny i niepewny co prawda. Sojusz marzeń i pragnień.
Byli w mniejszości i nie mieli wysokich pozycji w grupie.
I to zmuszało ich do czekania na okazję. A cierpliwość nie była mocną stroną
Zeshana.
Pogardzany przez kapłanki, lekceważony przez współtowarzyszy. Zmuszony do zaprzestania swych własnych praktyk powodu z braku ofiar... robił się coraz bardziej nerwowy.
Łypał na złowroga na
Trogsa pogrążając się w swoich marzeniach niemożliwych do zrealizowania.
Łuskowata gruba skóra jaszczura byłaby pewnie w stanie oprze się krasnoludzkim kłom, nie mówiąc już o delikatnym i drobnym garniturze zębów drowa.
Ishil nie miał dobrego nastroju. Za spiskowanie z kapłanem, może zadyndać na linie jeśli się ta ich intryga wyda. i to tylko wtedy jeśli będzie miał szczęście. W innym przypadku będzie długo i boleśnie konał, w zależnie od kaprysów kapłanek. Trudno coś powiedzieć o
Saerith w tej materii, ale
Ishil wiedział aż za dobrze, że
Maelstar ma naturę sadystki.
Zaś sam
Virdth, pogardzany przez wszystkich kapłan wydawał się gotować w środku. Drowowi brak było wrodzonych talentów do maskowania uczuć, oraz chłodnego planowania.
Ale cóż... kości zostały rzucone, czas pokaże ile oczek wypadło.
Na razie w ciemności coś zaczęło się gotować. Coś bulgotało w małej niecce z boku korytarza jak w małym wulkanicznym oczku.
I oczywiście...
-Ishil, idź to sprawdź.- padła komenda ze strony
Jaerdena. Półdrow musiał to sprawdzić. Nadziej na to, że wsparcie kapłanki zginie w walkach z potworami opierało się na kruchych postawach. Problem bowiem polegał na tym, że faworyt kapłanki nie kwapił się do narażania skóry. I to właśnie
Ishil,
Trogs i
Zeshan mieli największe szanse na śmierć.
Ishil podchodził coraz bliżej cuchnącego coraz bardziej bajorka, gdy nagle ono eksplodowało zmieniając postać na pulsującą i wijącą się masę gnijących szczątków organicznych o kawałków zwłok oraz kości, głównie żeber i czaszek.
Wszechpożerający głód...
Ishil słyszał o tych pełzających czasem po tunelach nieumarłych którym blisko było fo śluzów. Stwory te choć stosunkowo małe, były bardzo niebezpieczne. Najgorszą cechą tych stworzeń, była magiczna zaraza, którą ciężko było leczyć, a którą przenosiły.
Zaraz która zmieniała zarażonych biedakóww kolejne wszechpożerające głody.
Jednakże niepokojące było to jak się ten stwór pojawił... zupełnie jakby narodził się z ciemności wypełniającej korytarze. A to było niemożliwe.
Co gorsza.. stwór się odezwał.
-matka...musiałem ją ratować. musiałem zaryzykować...krwi.. za upodlenie... znaki mówią nie iść.. panie i panowie idą, ale znaki mówią...obszar zły... nie powinienem być tu... to nie moje miejsce... moje miejsce na arenie...wśród wiwatów tłumów.-z czaszek tworzących cześć roju odezwały się głosy przekrzykujące się nawzajem. To sprawiło, że
Ishil zamarł. Ten stwór nie miał prawa mówić. Był bezmyślną kreaturą. A jednak mówił.-
posoki za ból...nie mogłem patrzyć na jej upodlenie... czy jestem więc mięczakiem z powierzchni... kłów dla wyniesienia poza to ciało... nie szanują mnie...nie chcą szanować...nie mam ochoty lądować w łóżku u tej sadystki.. .. mimo że jestem drowem, mimo że szacunek mi się należy... czy mają rację... nazywając mnie kundlem... krew mi go...krew i wyniesienie... ta misja jest upokarzająca... to upodlenie... zabiję ich wszystkich...... obszar śmierci.. znaki mówią ...glusthplar zginie.. rany wciąż bolą, nie ...na ciele, a na umyśle... - -Na co czekasz głupcze! Zabij to!- krzyknął wściekle
Jaerden, po czym zwrócił się do
Trogsa i
Virtdha.-
Wspomóżcie go w walce.