Kurwy. Pieprzone kurwy. Do diabła z tymi misjami, czarownicami, ogrodami i ukradzionymi księgami. Teraz liczy się tylko jedno: zamordować te dziwki. No i ewentualnie tego blondyna na deser. Ta myśl chodziła po głowie Yngvara odkąd odzyskał jako taką sprawność fizyczna i umysłową. Jednak swoje mordercze zadanie na razie odłożył na później. Ci dwaj z jego drużyny zaciągnęli go teraz na tą imprezę dla trupów, ale spokojnie. Wszystko w swoim czasie. Dorwie je i ukatrupi choćby nie wiem co. Żadna parszywa baba nie będzie nie upokorzyła jeszcze Yngvara Białego. Te dwie są pierwszymi żyjącymi, które to zrobiły. Jeszcze żyjącymi. Dobra, a teraz powrót do spraw bieżących. Co tam? Jakiś wymalowany pasztet strzela do niego. Hmmm. Czort tam z tymi jej kamyczkami. Takie popierdółki nawet by go nie drasł. Pewnie będzie uciekała, gdy zaatakuje. No, ale co zrobić. Rachu ciachu i będzie o jedną mniej z tej plugawej płci. Umyślił sobie, że gdyby oddalała się za każdym jego krokiem naprzód, spróbuje trafić ją niespodziewanie toporem. Nauczony doświadczeniami dnia wczorajszego nie rzucił się na nią z całym impetem. Chciał powoli zbliżyć się, bez szaleństw. - Ale ty jesteś brzydka, szmato – powiedział chrapliwym, mocno męskim głosem i soczyście splunął sobie jej pod nogi.
Zaczął bawić się toporem, przerzucając go z prawej do lewej ręki i jednocześnie zbliżał się powoli do swojej przeciwniczki. |