Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-09-2012, 23:12   #41
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Golusieńki Meintyńczyk otaksował leniwie wzrokiem wszystkie trzy postacie znajdujące się w pomieszczeniu. Sytuacja zaliczała się do tych niebezpieczniejszych chwil, gdzie trzeba było swoje działania dokładnie, o ile był na to czas, przemyśleć. Yngvar może i by tak zrobił, gdyby nie kochał się przed chwilą ze Żmijką. Seks po kilkumiesięcznej przerwie, przerywanej gdzieniegdzie samotnymi poszukiwaniami rozkoszy, zadziałał na niego jak otumaniający narkotyk. Przepełniony dziwnym rodzajem szczęśliwości, stał się dość obojętny. Jego postrzeganie i wyciąganie racjonalnych wniosków były aktualnie zaburzone. Pamięć długotrwałą także uległa chwilowemu upośledzeniu i za cholerę nie mógł sobie przypomnieć o jakiej wiedźmie mówił towarzysz. O napadzie też nic nie wiedział, chociaż na swoim koncie miał ich trochę. Podrapał się po tyłku i dość nietypowym, jak na siebie, pogodnym głosem oświadczył:

- Eh. Oj panie kolego. Człowiek sobie tu rozrywkuję się i nagle łubudubu. Drzwi jebut – żeby lepiej to uświadomić słuchaczom zamachał dziko rękami – Ja nie wiem co z tym światem porobiło. No dobra. Robota czeka. Pan panie Voromirze zajmij się, hehe, blondynkiem golaskiem i czarną, a ja pójdę po mój topór. Bo na hłe, hłe gołe kutasy wojować to nie będziemy. To idę tylko nie umieraj jeno za szybko. Zaraz wracam
 
Boreiro jest offline  
Stary 24-09-2012, 22:41   #42
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir spojrzał na maga z lekkim niedowierzaniem. Zrobił, co prawda nieświadomie, ale jedną z najgłupszych min, jaką potrafił wykrzesać ze swojej parszywej mordy i odpowiedział zacnemu Sinilinowi, tym razem starając się jednak zabrzmieć jak najmądrzej, w końcu obecność takiego dostojnego człowieka, jakim był rozmówca, zobowiązywała.
- Pewnie dobrze wiesz, panie magu, skąd tu przybyliśmy i jaką drogę przebyliśmy. Większość naszej drużyny już gryzie piach spalonymi zębami, bo pewien przemiły skurwiel okazał się zdrajcą i sfajczył ich wszystkich, ledwo ukatrupiliśmy go zostając jedynie we czwórkę. I co? Mam posłuchać rad kogoś, kto w pokoju przebywa i kto wie, co tam jeszcze robi, z naszym celem? Po ryzykowaniu życia mam wrócić z niczym, nie dostać obiecanej nagrody, dla której zgodziłem się na tą robotę, nawet nie wiem, czy będzie stać mnie na powrót, bo dobroduszny mag postanowił mi powiedzieć, że nie podołam? Mnie to nie przekonuje. - Spojrzał na Adaileta, który zupełnie ufnie wcinał zaserwowane dania przez Sinilina. Vonmir na pewno nie miał zamiaru niczego z tego próbować, mimo chęci zjedzenia czegoś porządnego, dodatkowo odezwał się do swego kompana. - Ja na twoim miejscu mimo wszystko uważałbym na te żarcie. - Po czym spojrzał nieufnie na maga, ale póki co się nie oddalał. Prawdopodobnie i tak przyjdzie im czekać na Urvyna razem z chutliwym Yngvarem. Kto wie, może jeszcze będzie miał Sinilin coś ciekawego do powiedzenia, co może i pomóc w śledzeniu wiedźmy.
 
Zara jest offline  
Stary 27-09-2012, 22:01   #43
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- To może przekona cię to... - Odpowiedział Noisilho, zaciskając długie palce na skraju stołu i nachylając się w stronę Vonmira. - Wiedźma zniknie z Rozzhkaru jeszcze przed świtem. Wdepnęła, wybaczcie określenie, w niezłe gówno. Może jeśli popłynęłaby do Blac'el'latu, los bardziej by jej sprzyjał. Tutaj natomiast, Rada Magów i Kult Lyvdnaary mają zbyt wielkie wpływy. Większe nawet niż w Cronsverze, śmiem twierdzić.

Rysy twarzy mężczyzny stwardniały nagle i zniknęły wszelkie znaki przyjazności. W jego oczach zdawała się rządzić burza śnieżna, tak były wypełnione chłodem.

- Spróbujcie stanąć z nimi w szranki, a czeka was sromotna klęska. Wiedźma kryje się w mieście, ale jej kryjówka nie jest najlepsza. Wiem, jak szukać obdarzonych magicznie, wie to również er Fresn. Bogowie wiedzą, kto jeszcze jest na tropie tej cennej uciekinierki. Prawdopodobnie każdy, kto ma szansę w starciu z nią. Wy, moi drodzy... - Wskazał palcem na Vonmira i Adaileta. - Nie wiecie, gdzie ona jest, ba!, nie macie żadnych wskazówek co do tego. Więc oświećcie mnie, jak chcecie ją złapać? Odpowiedź jest prosta: nie możecie.

Noisilho wstał, szurając krzesłem i ruszył w stronę schodów prowadzących do pokoi na górze. U ich szczytu zatrzymał się jeszcze i rzucił w stronę najemników.

- Jeśli jednak zamierzacie kontynuować swój pościg skazany na porażkę, to proszę was bardzo. Może wasz bóg zlituje się nad wami.

I z tymi słowami zniknął w swoim pokoju.

* * *

Czarnowłosa zmierzyła Yngvara wzrokiem i uśmiechnęła się lekko; nie odezwała się jednak ani słowem. Mięśnie blondyna nadal były jednak napięte; przypominał wilka szykującego się do skoku. Ten jednak nie nadszedł. To jest, jak na razie.

Meintyńczyk zdołał wrócić do pokoju i wziąć ze sobą topór. Gdy wrócił, zastał pokój w tym samym stanie co przedtem. Nic się nie zmieniło, nadal nie rozpętała się burza. Chociaż coś mówiło wszystkim, że można się jej spodziewać lada moment.

- Coby zaspokoić waszą ciekawość... - Odezwała się kruczoczarna. - Nigdy nie zabiłam żadnego monarchy, zwijając bezcenną niemal rzecz ze skarbca i przy okazji wkurwiając pół świata. Nie mój styl. Nie mnie szukacie.

Urvyn warknął, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę.

- Ta, której szukacie... - Kontynuowała magini jak gdyby nigdy nic. - Jest tutaj, w Rozzhkarze. Dziwka jest dobra, trzeba jej to przyznać. Prawie niemożliwa do zlokalizowania. Jej przydupasy natomiast... No, powiedzmy, że łatwo ich złamać. Dobra rada, Urvyn, nie wybieraj się po zmroku do Ogrodów. Może się tam zrobić za gorąco. A tobie, góro mięśni... - Zwróciła się do Yngvara. - Jak podobała się moja Żmijka?

Zupełnie jakby padł jakiś niewidzialny sygnał, wszyscy skoczyli sobie do gardeł. Urvyn i blondyn starli się ze sobą; zaśpiewała stal i poleciały przekleństwa. Obydwoje byli szybcy i wyćwiczeni, zdawać się mogło że starcie jest równe. Nic bardziej mylnego. Bowiem towarzysz Yngvara nadal zdawał się być otumaniony przez spotkanie ze ścianą. Chwiejny krok i parady, które stawały się coraz bardziej desperackie potwierdzały to.

Meintyńczyk nie mógł pomóc. Sam obrał sobie za cel kruczowłosą, za nic mając fakt, że znała się na czarach. Ich starcie miało pokazać, czy myśl naprawdę jest ponad materią. Góral zamachnął się toporem, zdeterminowany skończyć starcie jednym, czystym ciosem, jednak spotkało go niemiłe zaskoczenie. Kobieta uniosła dłonie, wykrzyczała parę słów, które zniknęły w ogólnym rozgardiaszu i broń Yngvara napotkała opór w postaci niewidzialnej tarczy. Poszły iskry i złożone naprędce zaklęcie odrzuciło ich od siebie. Góral zatoczył się do tyłu i rąbnął w komodę czy inny mebel, a plecy czarnowłosej spotkały się gwałtownie ze ścianą.

Gdzieś z boku buchnęła krew. Blondyn zdominował starcie i ciął zamaszyście; Urvyn nie zdołał zablokować ciosu i sierpowe ostrze otworzyło go od obojczyka po biodro. Poleciał na spotkanie z puszystym dywanem, barwiąc drogocenny okaz na szkarłat. Już się nie podniósł.

Yngvar nie czekał, aż podzieli los kompana i doskoczył do chłopaka. Ten nie zdążył nawet zareagować; palce górala zacisnęły się na jego szyi i w mgnieniu oka blondyn leżał nieprzytomny po tym, jak Meintyńczyk przedstawił jego twarz ścianie.

Dysząc ciężko, odwrócił się w stronę czarnowłosej. Adrenalina i krew buzowały mu w żyłach. Nie miał zamiaru się cackać; ruszył w stronę kobiety z jednym tylko zamiarem.

* * *

Noisilho opuścił zajazd w niedługo po tym, jak zniknął w swym pokoju. Musiał najwidoczniej zebrać parę rzeczy, ponieważ gdy zszedł na dół, na jego ramieniu wisiała wypchana po brzegi torba. Uśmiechnął się lekko na widok Vonmira, który nadal trwał w swym postanowieniu, by nie tykać jedzenia i Adaileta, który za nic mając sobie ostrzeżenia starszego mężczyzny, nadal pałaszował jadło, jedynie nieco wolniej. Sinilin, nie poświęcając im zbyt wielkiej uwagi, opuścił budynek.

Właściciel zajazdu, gruby Rozzhkarczyk, też niebawem zniknął w kuchni i dźwięki oraz zapachy z niej dochodzące sugerowały, że wziął się za pichcenie czegoś. Najemnicy opuścili salę główną i udali się do swych pokoi, by tam czekać na pozostała dwójkę. W końcu chwila odpoczynku nie zaszkodzi.

Ale nawet tego nie przyszło Vonmirowi zastać. Gdy po długiej chwili oczy zaczęły mu się przymykać, z korytarza dobiegło skrzypienie drzwi, a po sekundzie ich trzaśnięcie. Chwilę po tym natomiast, rozległy się przytłumione przez grube ściany hałasy. Hałasy, które jednoznacznie przywodziły na myśl złodziei podczas pracy. Dochodziły z pokoju Noisilho i świadczyły o tym, że ktoś właśnie przewalał jego pokój w poszukiwaniu czegoś.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 04-10-2012, 20:52   #44
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir, mimo, że nie przepadał za magiem, uznał, że to może być jego szansa. Albo na to, żeby pomóc magowi i jednak wyczytać prawdziwe powody, dla których ich ostrzega (bo jeśli był pewien, że nawet nie zdołają znaleźć czarodziejki, to na co im to w ogóle mówił?), albo nawet znaleźć samą czarownicę, choć może walka z nią sam na sam nie byłaby pewnie najlepszą rzeczą, to mógłby się czegoś dowiedzieć i przed nią uciekać, konsultując to z resztą drużyny. Wziął za pas swój miecz, po czym udał się ostrożnie do pokoju obok, by zbadać sytuację.

Pokój Noisilho był elegancki; elegantszy od tego, który przypadł Vonmirowi. Meble były dobrej roboty; dywany z fantazyjnymi, kolorowymi wzorami; a wielkie łoże z baldachimem wyglądało na najwygodniejsze w świecie. Chociaż po kilku ostatnich dniach obfitych w wydarzenia i niedostatek odpoczynku, najemnik miał wrażenie, że nawet łóżko sklecone byle jak z desek byłoby dla niego niczym ten mebel o rozmiarach iście królewskich, stojący w pokoju maga.

Pokoju, który wyglądał, jakby przeszła przezeń burza. Zawartość biurka i kufrów walała się po podłodze, papiery fruwały po całym pokoju i na jednym z dywanów wesoło kwitła plama atramentu z kałamarza, szpecąc drogocenny materiał.

Pośrodku tego chaosu stał nie kto inny, a Adailet. Wertując naprędce jakieś grube tomiszcze, nie zauważył od razu Vonmira. Trochę zajęło mu uświadomienie sobie, że nie jest już sam i kiedy ta myśl dotarła do jego mózgu, księga z hukiem wylądowała na podłodze. Chłopak zbladł i wyglądał na całkiem porządnie wystraszonego.

- J-j-j-a ch-c-c-iałem poszukać i-n-n-n-formacji. - Wyjąkał pospiesznie.


Vonmir zdziwił się mocno. Nie przewidział sytuacji, w której w pokoju buszował będzie właśnie Adailet, ale odpowiedź po tym, co zobaczył, wręcz od razu cisnęła się na usta.

- Czyś ty oszalał?! Masz do czynienia z magami! Dwoma! - Po czym gdy się uspokoił i zrozumiał, że głośne wypowiadanie takich zdań nie jest najlepszym pomysłem, mówił już zdecydowanie ciszej. - Mogłeś zapytać mnie, co ja o tym sądzę, co dwie głowy to nie jedna, a w sumie pomysł dobry, sam bym na to nie wpadł, ale we dwóch by szło pokombinować już... - Wymownie rozejrzał się po pokoju z bardzo zmartwioną miną. - Ale bajzel żeś tu zrobił nieprzeciętny i na pewno się dowiedzą, że ktoś w tym grzebał. Podejrzenie może paść na nas, a ty nawet na warcie nikogo nie masz. Już chyba widziałeś, do czego zdolni są magowie. Ale nic to, lepiej stąd spadać. Znalazłeś choć coś?

- T-tak. - Odparł chłopak pospiesznie i drżącymi dłońmi sięgnął po jakiś pergamin.

Vonmir podszedł do niego, stopą przesuwając księgę, którą młodziak opuścił. Okładka była stara, a runy które układały się w tytuł - jeszcze starsze. Przywodziły one na myśl stare runy cesarskie, dzisiaj zapomniane już przez niemal wszystkich. Adailet nie zwracał już uwagi na ów tomiszcze, wyciągając kartkę w stronę swego towarzysza.

Mapa. Żaden z nich nie był kartografem, jednak “Rozzhkar”, napisany zarówno runami, jak i wspólnym alfabetem w rogu papieru, dosyć jasno to potwierdzał. Kreślona czarnym atramentem linia brzegowa nie była zbyt dokładna; nie mogła równać się z mapami, które Vonmir widział w szkole oficerskiej. Tamte mapy były eleganckie, dokładnie kreślone i oznaczone; istne perełki kartografii. To, co trzymał w ręku prędzej przypominało rysunek jakiegoś dziecka. Mimo to, łatwo odczytać można było granice i nazwy poszczególnych dzielnic. Ogrody, Szary Port, Błękitny Plac oraz Rybny Rynek należały do większych i ważniejszych. Vonmir nie widział nic wartego uwagi na owej mapie.

Gdyby nie to, że jedno miejsce w Ogrodach oznaczone było małą, czerwoną runą. Co oznaczała, nie wiedzieli; jednak coś mówiło im, że tam właśnie znajdą osobę, której szukają.

- Powinniśmy... - Zaczął Adailet. - Powinniśmy najpierw znaleźć Urvyna i tego drugiego.


---------------------------------
Zaznaczyłem niebieskim kolorem kwestie MG. Post przeprowadzony na google doc'u, jakby ktoś tak przypadkowo czytał tą sesję i może chciał to wiedzieć :P
 
Zara jest offline  
Stary 10-10-2012, 19:25   #45
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Czarnowłosa zebrała się z podłogi szybciej, niż można było się spodziewać po kobietce tak drobnej postawy. Ale jeśli plotki były prawdziwe, to czarownice były kurewsko twarde i stanowiły wyzwanie w walce.

A kruczoczarna zdawała się potwierdzać owe opinie. Skoczyła z dala od rozwścieczonego Yngvara, w kąt pokoju i posłała w jego stronę wiązkę przekleństw oraz trochę skwierczącej energii. Chybiła; góral jedynie poczuł muśnięcie gorącego powietrza na policzku i zaraz rzucił się w ślad za kobietą.

Nigdy jednak nie zdołał dać upustu furii buzującej w jego żyłach, bowiem nagle poczuł ból z tyłu szyi. Świat momentalnie zaczął wirować, a Yngvar, mimo najszczerszych chęci, zamiast odwrócić się i dać nauczkę temu, kto wtrącił się do walki, huknął o podłogę. Czuł, jak coś obcego krąży w jego krwiobiegu, skutecznie odcinając jakiekolwiek połączenia na linii mózg - kończyny. Substancja uniemożliwiała mu jakikolwiek ruch, z wyjątkiem oczu; był sparaliżowany od szyi w dół. Leżąc na dywanie, mógł jedynie przeklinać swój los i wdychać nieprzyjemny zapach materiału. Wolał nie wiedzieć, z czego ten dywan był robiony.

Głosy, które brzmiały w pomieszczeniu, zdawały się dobiegać z daleka; zupełnie jakby znajdował się on pod wodą. Po chwili, która zdawała się być wiecznością, ktoś w końcu przewrócił go na plecy i mógł odetchnąć powietrzem, a nie smrodem dywanu niewiadomego pochodzenia. Chociaż nie był pewien, czy jest to jakakolwiek poprawa. Pokój śmierdział opróżnionymi jelitami, bądź prosto mówiąc - śmiercią. Jednak zaraz ta myśl odepchnięta została w ciemne krańce umysłu, bowiem pochylały się nad nim dwie osoby.

Jedną była kruczowłosa, wyraźnie z siebie zadowolona i z mściwą satysfakcją wpatrująca się w górala, ale to na tej drugiej postaci skupiła się uwaga Yngvara. Postacią był, nie kto inny, a Żmijka. W tych dużych, ciemnozielonych oczach ciemnoskórej dziwki tańcowały teraz ogniki, zupełnie jakby cała sytuacja ją bawiła. Wyszczerzyła zęby w stronę Meintyńczyka i zatrzepotała rzęsami. Stała jak ją bogowie stworzyli, pozbawiona jakiegokolwiek okrycia. Zupełnie tak, jak Yngvar ją zostawił. Jedyną zmianą był szpikulec, który dziewczyna obracała teraz w palcach. Długi i cienki, ociekał gęstą, srebrzystą substancją wymieszaną teraz z góralską krwią. Ot, a jednak Żmijka kąsać potrafiła.

- Nie zabijemy cię. - Odezwała się czarnowłosa, kucając obok mężczyzny. - Lubię rywalizację, mój drogi i czuję, że ty i twoi towarzysze możecie zapewnić dość ciekawą... atrakcję. Dziś wieczór, w Ogrodach, odbędzie się bal. - Tutaj uśmiechnęła się jedynie. - Czujcie się zaproszeni.

Smukłe palce czarnowłosej musnęły ramię Yngvara i ten poczuł, jak zaczyna ogarniać go spokój i przemożna chęć snu. Zaklęcie kobiety, mimo zawziętego oporu mężczyzny, koniec końców - poskutkowało.

* * *

Adailet i Vonmir zabrali się z zajazdu, pozostawiając za sobą pokój Noisilho. Po tym, jak młody gwardzista przewalił całe pomieszczenie do góry nogami, rozsądnym wyjściem było zabranie się jak najdalej od miejsca "zbrodni". Woleli nie przekonywać się na własnej skórze, do czego zdolny jest wpieniony mag. Starcie z ser Coriagem w Ouamenie nadal było żywe w ich pamięci, a jeśli ten potrafił sprawić problemy grupie najemników, to strach pomyśleć, co prawdziwy, wyszkolony czarownik mógłby zrobić sunveryjskiemu duetowi.

Dlatego też zrozumiałym było, że nie zamierzali czekać na Noisilho; musieli znaleźć swoich zagubionych towarzyszy i wykonać zadanie, które sprowadziło ich do Rozzhkaru.

Łatwiej było to powiedzieć, aniżeli zrobić. Rozzhkar był wielki i zatłoczony, a że żadne z nich nie rozeznawało się w plątaninie ulic, alei i ślepych zaułków, próba odszukania dwóch najemników była jeszcze większym wyzwaniem. Nie pomagało też to, że najwyraźniej zgubili się gdzieś w tym miejskim labiryncie. Na początku zdawało im się, że zmierzają w dobrą stronę, w końcu Błękitny Plac i Arsenał były gdzieś na północy, niedaleko miejsca, w którym przybili do brzegu. Jednak nawigacja w śmierdzącym potem tłumie była diablo trudna; jakiś poeta czy inny artysta przyrównałby pewnie ulice do żył i arterii, a ludzi po nich się poruszających - do krwiobiegu. Takowa metafora zdawałaby się być trafna, gdyby nie to, że w ludzkim systemie panował ład i ustalony porządek; Rozzhkarczycy takowe wartości mieli w bardzo głębokim poważaniu.

Adaileta i Vonmira porwała owa, dosłownie, ciemna masa. Przepychali się, obdarzali tych bardziej opornych łokciami czy pięknymi sunveryjskimi wiązankami i próbowali jakoś odnaleźć się w panującym niepodzielnie chaosie. Wszystko to nadaremno; może wzięli nie ten zakręt co trzeba, może zwyczajnie spieprzyły im się wewnętrzne kompasy. Pewnym było tylko to, że wylądowali w tej mniej reprezentacyjnej części miasta. Domy z kamiennych zmieniły się w ruiny zbite dechami, ulice były coraz brudniejsze, ludzie skromniej ubrani i w nozdrza wbijał się smród, którego źródła lepiej było nie dochodzić. Krótko mówiąc, najemnicy poczuli się jak w domu.

Znaleźli się gdzieś w zachodniej części miasta. Z tego co zdążyli się zorientować, dzielnica słynęła z rybołówstwa, gdyż niebawem zaczęły otaczać ich ze wszystkich stron ryby. Zwisające z haków, wypatroszone na straganach bądź jeszcze żywe w siatkach. Łączyło je jedno: wszystkie śmierdziały. Gdyby najemnicy rozumieli język Rozzhkarczyków, szybko zanotowaliby, że życie tutaj kręciło się głównie wokół ryb.

Na całe szczęście, najemnikom nie było dane przebywać w owej, jakże uroczej, dzielnicy zbyt długo. W pewnym momencie Adailet stanął jak wryty i jego wzrok gdzieś odpłynął. Oczy chłopaka zdawały się zachodzić mgłą, wbite w bliżej nieokreślony punkt naprzeciwko. On sam zdawał się być umysłem gdzie indziej, gdzieś daleko; najwyraźniej pękła mu jakaś żyłka i procesy poznawcze przestały spełniać swe funkcje.

I gdy Vonmir już miał zamiar trzasnąć młodziaka z otwartej dłoni, gdy jego oczy na powrót wypełniły się życiem i zdawał się odzyskiwać kontakt z rzeczywistością.

- Wiem, gdzie go znaleźć. - Wyrzucił z siebie Adailet, zupełnie nie zważając na fakt, że dłonie jego towarzysza były zaciśnięte na jego ramionach.

Jeszcze chwilę temu Vonmir szarpał chłopaka, próbując przywrócić go do normalności, a teraz musiał biec, by dotrzymać mu kroku. Młody gwardzista przepychał się przez tłum, przyspieszając kroku. Kiedy tłum nieco się przerzedził i ulice stały się odrobinę luźniejsze, rzucił się do biegu.

Niebawem podążali wzdłuż zachodnich doków, kierując się na północ. Statki jedynie migały im gdzieś po lewej; nie zwracali większej uwagi na otoczenie. Pruli jedynie przed siebie, Adailet na przedzie, a Vonmir gdzieś za nim, próbując dotrzymać mu kroku.

W końcu po którymś zakręcie chłopak zatrzymał się. Uliczka, w którą weszli, była pusta i wąska. Budynki chyliły się ku sobie, zupełnie jakby miały zaraz runąć, a jakieś rozpięte pomiędzy nimi materiały przypominały niezwykle brudne baldachimy i rzucały chroniący od słońca cień.

Vonmir mógł przysiąc, że w jednym z mijanych zaułków mignęła mu znajoma sylwetka, która momentalnie zmieszała się z tłumem na jednej z szerszych ulic. Nie zastanawiał się jednak, kim owa postać była. Podnoszący się z rynsztoku Yngvar skutecznie odwrócił uwagę jego, jak i Adaileta.

* * *

Świat w końcu przestawał wirować i mijały efekty tej trucizny czy innego cholerstwa, którym potraktowała go Żmijka. Nadal był jednak lekko otumaniony i skonfundowany całym zajściem, co zapewne było powodem ospałości jego organizmu. Nie kojarzył faktów; nie wiedział nawet gdzie jest i jak się w to miejsce dostał. Wiedział jedynie, że uwalony był jakimiś śmierdzącymi substancjami, a kompletny zaduch wcale nie poprawiał owej perfumy.

Zarejestrował też, że ktoś pomagał mu się podnieść. Dwie pary rąk chwyciły go pod łokcie i z wysiłkiem uniosły górala w górę, opierając go o jedną ze ścian. Wraz z powracającymi siłami i myślami, przeszłe wydarzenia powróciły do jego pamięci. Pewnie gdyby miał jakieś resztki sił, byłby nieźle wkurwiony na czarnowłosą czarownicę, szybkiego blondyna i, chyba najbardziej ze wszystkich, na Żmijkę. Bądź co bądź, to ona wyprowadziła go w pole.

Yngvar stęknął jedynie, próbując się podnieść i nie odnosząc w tym sukcesu. Osunął się po ścianie i klepnął na ziemię, sięgając dłonią do karku, gdzie powinna być jakaś ledwo co zagojona rana po owym cholernym szpikulcu. Nie znalazł żadnej; ot, skóra była tak gładka, jak reszta szyi.

Meintyńczyk chwycił pazernie bukłak z winem zaoferowany mu przez Adaileta i zaczął żłopać trunek, próbując pozbierać się do kupy. Alkohol pomógł.

Młody gwardzista zaczął mówić coś o Ogrodach, magach i że "muszą iść", jednak góral zaprotestował cicho. Mimo że wizja wymierzenia jego własnej wersji sprawiedliwości była niezwykle kusząca, to na chwilę obecną musiał odłożyć przyjemności na później. Na nie przyjdzie jeszcze czas, a on wolał być w pełni sił, by niczego nie spieprzyć.

* * *

Najemnicy zadecydowali, że lepiej będzie się gdzieś przyczaić do wieczora, by ich drużynowy mięsień mógł doprowadzić się do ładu i składu. Znaleźli jakąś zapadłą dziurę w porcie, którą szczurowato wyglądający Ellyrianin nazywał zajazdem. Żadne z nich na wschodzie nie było i równie dobrze mogli przyjąć, że na tamtejsze standardy, rozpadający się budynek był akceptowalną siedzibą.

Mogli jednak odpocząć chwilę; do zachodu słońca pozostało kilka godzin. Co prawda byle jak zbite łóżka wcale nie zachęcały do snu, wbrew pozorom były całkiem wygodne. Jedynym, czego najemnicy woleli nie tykać, było jedzenie. Jego wygląd wcale nie zachęcał do konsumpcji. Całe szczęście, że właściciel miał piwniczkę całkiem dobrego piwa, które równoważyło wady i zalety jego biznesu.

* * *

Opuścili zajazd szczurowatego, kiedy dzień zaczął przechodzić w noc. Nad Morzem Południowym, które teraz było nadzwyczaj spokojne i wypełniało powietrze szumem fal oraz świeżą bryzą, jaśniało zachodzące słońce. Jaśniało niczym płomień, rzucając ostatnie złociste promienie na Rozzhkar.


Kiedy w końcu dotarli nad Zhkadan, by przez któryś z trzech mostów dostać się do Ogrodów, spotkała ich niespodzianka. Czy miła, czy nie, trudno było powiedzieć. Brama wiodąca do bogatszej i bardziej luksusowej części miasta było bowiem niestrzeżona. Kto wie, być może tutaj, na drugim brzegu Morza Południowego nie wystawiano wart, by lepsza dzielnica była chroniona. Chociaż coś mówiło najemnikom, że tak nie jest i strażnicy zostali wysłani w miejsce, gdzie byli bardziej potrzebni.

Jak choćby do kryjówki czarownicy, którą właśnie próbowali znaleźć. Adailet usilnie próbował ustalić, gdzie ona się znajduje, studiując ową mapę, którą znalazł w pokoju Noisilho. Chłopak nie odzywał się ani słowem, jedynie zagryzał wargę i co rusz drapał się po głowie, co mogło być jego sposobem na poprawienie funkcji myślowych. Unikał również Vonmira, najwyraźniej nie chcąc dyskutować jego dziwnego zachowania w dzielnicy rybaków i tego, jak wiedział, gdzie szukać Yngvara.

Ogrody okazały się być, notabene, ogrodami. Zieleni było tu co niemiara; bluszcz wspinający się po metalowych furtkach, krzaki kwitnące kolorowymi kwiatami i, do czego najemnicy zdążyli przywyknąć, wysokie, smukłe drzewa charakterystyczne dla tej części świata. Chociaż ich uwagę najbardziej zżerały budynki. Marmurowe, wielkie i przestronne pochłaniały lwią część miejsca. Co najdziwniejsze, w ich architekturze brakowało okiennic; ot, tam gdzie powinny się one znajdować, były jedynie puste, kwadratowe przestrzenie, w którym wisiały kolorowe zasłony. Widocznie mało kto obawiał się złodziei.

Voserianie nie wiedzieli, jak sklasyfikować owe budynki. Można by nazwać je rezydencjami, jednak to słowo nie określało dokładnie ich przepychu i wielkości. Prędzej było im do kompleksów pałacowych, które przywodziły na myśl mniejsze wersje Arsenału.

I to właśnie przed jedną z takich perełek architektury zatrzymał się Adailet. Budynek nie odbiegał w wyglądzie od innych, zdawał się niemalże zwykły.

- To tutaj. - Oświadczył z przekonaniem młodziak.

Chociaż wcale nie musiał; i bez tego można było się domyśleć, że trafili do miejsca docelowego.

Furtka leżała powyginana na ziemi i dymiła białymi oparami, zupełnie jakby ktoś ją właśnie podgrzał do granic możliwości. Kiedy ostrożnie ją przekroczyli i znaleźli się na podwórzu, byli pewni że są we właściwym miejscu.

Bowiem dokładnie przystrzyżony trawnik pokrywała krew i trupy. Rozzhkarczycy i Voserianie, młodzi i starzy. Niektórzy z nich ubrani niczym uliczni rozbójnicy, niektórzy w lekkich zbrojach straży miejskiej. W ciele, które leżało oparte o drzwi wejściowe, tkwił bełt, który wszedł aż po lotki w splot słoneczny. Jego promień natomiast pokrywały jaśniejące na niebiesko runy, przywodzące na myśl te cesarskie, jednak równie dobrze mogły być runami Ellyriańskimi bądź Vuokaackimi.

Nie mieli jednak czasu podziwiać tego pola bitwy, bowiem wszystko wskazywało na to, że bal rozpoczął się bez nich. Gdzieś z głębi budynku dochodziły do ich uszu przytłumione krzyki i wybuchy, które wstrząsały ścianami.

Po przekroczeniu drzwi wejściowych znaleźli się w dość obszernym pomieszczeniu. Po obu stronach mieli korytarze prowadzące gdzieś wgłąb budynku, a przed nimi szerokie schody pokryte eleganckim dywanem. Nad ich głowami wisiał żyrandol ze złota, z którego zwisało multum kryształów, niewątpliwie zaklętych jakimś prostym czarem, który sprawiał, że świeciły jasnym światłem. Wokół niego wiły się balkony, które najwyraźniej znajdowały się na każdym z trzech poziomów budynku. Rezydencja zbudowana była na podstawie trójkąta; to jest, poziom najniższy był również najszerszy i najobszerniejszy. Im wyżej, tym kondygnacje zwężały się coraz bardziej.

Nie dane było im jednak podziwiać architektury, bowiem gdy tylko znaleźli się u stóp schodów, dopadła ich balowa atmosfera. Jakiś ciemny kształt skoczył w stronę Adaileta balkonu i powalił go na ziemię. Huknęli o posadzkę i poturlali się po niej w plątaninie kończyn.

Pozostała dwójka nie mogła jednak pomóc bezbronnemu młodziakowi. Przy uchu Yngvara świsnął jakiś pocisk i ten momentalnie obrócił się na pięcie, dobywając topora. Z korytarza za jego plecami, tego po lewej, wyłoniła się jakaś paskudna dziewka, cała w tatuażach, dzierżąca w ręku procę. Przy jej pasie wisiał krótki, zakrzywiony miecz, jednak nie sięgnęła po niego. Zamiast tego, chwyciła kolejną metalową kulką, zdeterminowana tym razem trafić górala.

Vonmir natomiast nie był jak na razie czyjąś tarczą strzelniczą. Kiedy jednak obrócił się, by zlustrować drugi z korytarzy, nie miał się o co martwić, bowiem i jego nie ominie pierwszy, otwierający taniec. Pokaźnych rozmiarów mężczyzna, ubrany jedynie w luźne spodnie szedł w jego kierunku, mrucząc coś pod nosem. Był Rozzhkarczykiem, co do tego nie było wątpliwości, jednak jego aparycja jakoś nie zapadła Vonmirowi w pamięć. Większość jego uwagi skupiała się bowiem na niezwykle nieciekawie wyglądającej broni, którą chłop miał w ręku. Przypominała ona maczugę, jednak jej koniec nabity był żelaznymi kolcami, które przywodziły na myśl gwiazdę. Chyba uczyli go czegoś o egzotycznych broniach w szkole oficerskiej, ale mało co z owych nauk pamiętał. Jedynie rzeczy bezużyteczne, jak choćby to, że owo paskudztwo pochodziło z Iszkelet i w ich języku było zwane poranną gwiazdą. Chuj wie czemu; jego nauczyciele zwyczajnie zwali to coś kropaczem. No, ale odkładając lingwistyczne zagwozdki na bok, Vonmir dobył miecza i przełknął głośno ślinę. Trzeba się było bronić.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 10-10-2012 o 19:27.
Aro jest offline  
Stary 11-10-2012, 20:17   #46
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Kurwy. Pieprzone kurwy. Do diabła z tymi misjami, czarownicami, ogrodami i ukradzionymi księgami. Teraz liczy się tylko jedno: zamordować te dziwki. No i ewentualnie tego blondyna na deser. Ta myśl chodziła po głowie Yngvara odkąd odzyskał jako taką sprawność fizyczna i umysłową. Jednak swoje mordercze zadanie na razie odłożył na później. Ci dwaj z jego drużyny zaciągnęli go teraz na tą imprezę dla trupów, ale spokojnie. Wszystko w swoim czasie. Dorwie je i ukatrupi choćby nie wiem co. Żadna parszywa baba nie będzie nie upokorzyła jeszcze Yngvara Białego. Te dwie są pierwszymi żyjącymi, które to zrobiły. Jeszcze żyjącymi. Dobra, a teraz powrót do spraw bieżących. Co tam? Jakiś wymalowany pasztet strzela do niego. Hmmm. Czort tam z tymi jej kamyczkami. Takie popierdółki nawet by go nie drasł. Pewnie będzie uciekała, gdy zaatakuje. No, ale co zrobić. Rachu ciachu i będzie o jedną mniej z tej plugawej płci. Umyślił sobie, że gdyby oddalała się za każdym jego krokiem naprzód, spróbuje trafić ją niespodziewanie toporem. Nauczony doświadczeniami dnia wczorajszego nie rzucił się na nią z całym impetem. Chciał powoli zbliżyć się, bez szaleństw.

- Ale ty jesteś brzydka, szmato – powiedział chrapliwym, mocno męskim głosem i soczyście splunął sobie jej pod nogi.

Zaczął bawić się toporem, przerzucając go z prawej do lewej ręki i jednocześnie zbliżał się powoli do swojej przeciwniczki.
 
Boreiro jest offline  
Stary 12-10-2012, 20:35   #47
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Cała sprawa podobała się Vonmirowi coraz mniej, ale nie miał innego wyjścia, jak pójść za dziwnie zachowującym się Adailetem. Przynajmniej od początku nastawiony był na to, że napotka na jakieś kłopoty, jakimi okazała się być góra mięcha z jakąś niecodzienną w jego okolicach bronią. Za to najlepszym przyjacielem Sunveryjczyka w ostatnim czasie był jednak miecz, który także i w tym momencie automatycznie pojawił się w jego dłoni. Teraz wystarczyło pomyśleć, jak pokonać swojego przeciwnika. Może nie należał do najzwinniejszych, ale też najgorzej z tym nie było, więc naturalnie na tym oprzeć musiał swoją strategię. Nawet dziecko by to wymyśliło. Problem był jednak taki, że samo pojawienie się w zasięgu tej broni było ryzykiem, bo to pieroństwo z Iszkelet jednym uderzeniem mogło połamać wszystkie żebra i parę innych rzeczy, nawet tych, których zdawałoby się, że złamać się nie da. A Vonmir chciałby zachować jeszcze resztki swojej wątroby. Dlatego najpierw postanowił skrzętnie ocenić obszar, na którym się znajdowali i najlepiej cofać się do węższego miejsca, gdzie mięśniak miałby ograniczoną gamę ruchów. Następnie, za pomocą szybkich doskoków i odskoków postanowił nękać pchnięciami mieczem swego przeciwnika, uważnie śledząc ruchy jego nieco bardziej zaawansowanej maczugi. A także wypatrzeniu jakichś słabszych stron u mężczyzny. Nie mógł bawić się w walkę z nim cały dzień, bo możliwe, że reszta będzie potrzebować pomocy. Właściwie, to dlaczego ich zawsze musi być tak mało, a wrogowie rosną jak grzyby po deszczu? Powoli stawało się to już dla Sunveryjczyka irytujące.
 
Zara jest offline  
Stary 20-10-2012, 02:01   #48
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Mówi się, że pierwszy taniec na balu jest zawsze najważniejszy; że to po nim właśnie rozpozna się, czy potańcówka jest warta czasu, czy może jego marnotrawstwem. Na sukcesy takich wieczorków towarzyskich składało się jednak o wiele więcej czynników, niż to, jak goście się ruszają. Na przykład to, czy orkiestra gra poprawnie i czysto; czy jadło i napitki są na tyle wytrawne, by nie podrażnić wyrafinowanych kubków smakowych błękitno-krwistych i czy wspomniani goście są wystarczająco absurdalnie odziani, by wpasować się w panującą modę.

Jednakże bal, na który trafili najemnicy, daleko miał do tych urządzanych przez Voseryjskich możnowładców; bliżej było mu do jakiejś plemiennej hecy, w której jakość przekładała się na ilość zarżniętych gości. Idąc tymi standardami, byłoby to wydarzenie miesiąca, bowiem trup jeszcze przed przybyciem najemników ścielił się gęsto i jak na razie, nie było widać końca tej rzezi.

Vonmir dwoma szybkimi ruchami wspiął się na schody i przeskoczył przez balustradę, sytuując się pomiędzy boczną częścią stopni i kolumnami. Chciał wykorzystać taktykę, którą kiedyś podłapał na jakiejś lekcji, na której był trzeźwy i przytomny, co w tamtych czasach było nie lada widokiem. Mięśniak chwycił haczyk i ruszył ku Sunveryjczykowi, szczerząc się paskudnie i przyspieszając kroku. Vonmir czekał cierpliwie, niczym drapieżnik szykujący się do skoku na niczego niepodejrzewającą padlinę. Chociaż, biorąc pod uwagę ich rozmiary, to jemu prędzej było do jakiejś sarenki czy innego, równie niskiego, elementu łańcucha pokarmowego.

Yngvar tymczasem przyjął zgoła odmienną taktykę. Miast cofać się, zbliżał się powoli do swej przeciwniczki, zdeterminowany zakończyć starcia jednym ciosem. W końcu, nie oszukujmy się, takie chucherko i jeszcze do tego kobieta więcej by nie wytrzymało. No, ale jak każda baba, potrafiła nieźle podkurwić faceta, nawet takiego, co to lada chwila miał ją zarżnąć jak prosię. Dziewka bowiem zdążyła chwycić metalowy pocisk i posłać go w stronę Yngvara z zabójczą precyzją. Trafiła prosto w klejnoty rodowe Meintyńczyka. Ten mógł jedynie wciągnąć głośno powietrze i zgiąć się wpół, klnąc na czym świat stoi. Ot, a jednak popierdółki wytatuowanej drasnęły go, i to całkiem poważnie.

Na środku sali również nie próżnowano. Adailet i ten ciemny kształt przewalali się po podłodze, próbując zdominować takie bliskie starcie i wyjść z niego żywym. Chłopakowi, na jego nieszczęście, marnie to szło. Ów skoczna bestia okazała się bowiem prawdziwą bestią; istnym pomiotem piekielnym. Nawet szybki rzut okiem utwierdził Vonmira i Yngvara, że nie chcieliby się z takim czymś zmierzyć. Tym czymś był przerośnięty kocur; wielki niczym niedźwiedź i czarny jak smoła. Chociaż z tym pierwszym to nie wiadomo, najemnicy nie mieli czasu się przyglądać.

Ten wielki bowiem doskoczył do Vonmira i zamachnął się swoim cacuszkiem. Sunveryjczyk odskoczył do tyłu na czas, bogom niech będą dzięki. Kropacz czy, jak kto woli, poranna gwiazda, napędzany siłą mięśni Rozzhkarczyka huknął o jedną z kolumn, odłupując całkiem spory jej kawał. Pył i kawałki materiału poleciały we wszystkie strony, jednak żaden z nich jakoś się tym nie przejmował. Vonmir ponownie musiał uciec od ciosu, który tym razem zmiótł część balustrady.

Wytatuowana dziewka nie marnotrawiła czasu. Kiedy Yngvar zajęty był łapaniem oddechu, doskoczyła do niego i skoczyła mu na plecy, owijając kończyny wokół Meintyńczyka. Ów ruch może i spodobałby mu się w sypialni, ale tutaj zwiastował problemy. Mężczyzna zaryczał niczym zwierzę i zaczął rzucać się na wszystkie strony, próbując zdjąć z siebie nieproszoną pasażerkę. Nim jednak zdołał tego dokonać, ta zdążyła wgryźć się w jego ramię i wyrwać zębami kawał mięsa. A to już nieźle podkurwiło Yngvara. Nie zważając na krwawienie i dwa miejsca promieniujące bólem, stanął pewniej na nogach i, po uprzednim upewnieniu się, że jest w dobrym miejscu, rozpędził się do tyłu. Jebnęli w kolumnę niczym dyliżans powożony przez jakiegoś wariata. Yngvarowi ów spotkanie z architekturą mało zaszkodziło; cały impet skupił się bowiem na dziewce. A ta, co można było wnosić po chrupnięciu i okrzyku bólu, miała połamany chyba z tuzin kości.

Przeciwnikowi Vonmira obrócenie balustrady w drzazgi przyniosło więcej złego, niż dobrego. Kropacz zaklinował się w drewnie i Rozzhkarczyk zawarczał wściekle, próbując wydostać swój oręż. Na taką właśnie okazję Sunveryjczyk czekał. Doskoczył do przeciwnika i wyprowadził cios, który otworzył go od obojczyka po splot słoneczny i, nie czekając na ripostę, zawirował. Ominął mięśniaka z prawej strony i gdy już miał się zatrzymać, by go wykończyć, ten zdołał wyrwać kropacz z drewna i zripostować. Niezbyt poważnie, na całe szczęście; jeden z kolców tylko musnął Vonmira, rozrywając tkankę lewego ramienia. Ot, draśnięcie.

Adailet tymczasem zdawał się być w poważnych opałach; szczęki przerośniętego przedstawiciela gatunku kotowatych coraz bliżej kłapały w okolicach jego tętnicy szyjnej. Czarna bestia najwyraźniej wyczuwała swoją przewagę, bowiem jej ogon śmigał wte i wewte, a ataki nabierały na częstotliwości. I pewnie rozszarpałaby młodziaka na strzępy, gdyby nie to, co wydarzyło się w chwilę później. Ciało Adaileta zesztywniało nagle, oczy uciekły w głąb czaszki, a usta rozłożyły się w niemym krzyku. Dłonie uderzyły w tułów zwierzęcia i posłały je w krawędź balkonu, przy akompaniamencie huku i błysku. Powietrze wokół teraz wolnego gwardzisty zaskwierczało od wyzwolonej podświadomie magii.

Dziewka leżała na podłodze, próbując odpełznąć w ciemny korytarz. Desperacko łapała podłogę palcami, chcąc oddalić się od Yngvara jak najszybciej i jak najdalej. Góral poczuł narastającą satysfakcję. Kręgosłup dziewczyny odmówił posłuszeństwa przy zderzeniu z kolumną i jej nogi były bezużyteczne, pozbawione połączenia nerwowego z mózgiem. Również jej żebra mogły być połamane, ale kto by tam wiedział; krew płynąca z jej ust mogła być zarówno jej własną, jak i Yngvara. Meintyńczyk złapał w końcu oddech i chwycił topór, rozglądając się po sali. Czarny kocur zbierał się właśnie z podłogi, warcząc i jeżąc sierść na grzbiecie; Adailet nie ruszał się, raczej nieprzytomny, niż martwy; a Vonmir właśnie cofał się pod naporem ataków swojego przeciwnika. Yngvar natomiast miał chwilę spokoju; mógł bezstresowo zebrać swój topór z podłogi i podziwiać dzieło zniszczenia, jakie siła jego mięśni pozostawiło w ciele wytatuowanej dziewczyny.

Vonmir cofnął się przed kolejnym ciosem Rozzhkarczyka, który wraz z upływem krwi robił się wolniejszy. Jego kroki były coraz bardziej chwiejne, a machnięcia kropaczem niedokładne. Kolejny jego atak napotkał paradę Sunveryjczyka i siła zderzenie posłała go w kolumnę, na której właśnie się wspierał. Widać było, że starcie dobiega końca, jednak Vonmirowi daleko było do świętowanie zwycięstwa. Wiedział, że nawet zraniony wróg może stanowić niebezpieczeństwo, a i warczenie kocura, dobiegające gdzieś zza pleców, wcale nie nastrajało pozytywnie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 21-10-2012, 23:46   #49
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Vonmir dziwił się, jak wiele nagle można sobie przypomnieć z nudnych nauk, gdy jest się w potrzebie. Wbrew pozorom jego, nieco już podniszczony przez alkohol, mózg był w stanie na tyle przetworzyć różne sytuacje, że dotychczas walka szła mu całkiem zgrabnie. Odkrył w sobie dryg do walki. Ale na laurach nie mógł spoczywać, sytuacja wciąż była niełatwa. Najpierw trzeba było szybko skończyć z wielkoludem. Postanowił najpierw chwilę się kontrolowanie pozataczać, by utrudnić zarówno celowanie, jak i obronę coraz bardziej wycieńczonemu przeciwnikowi. Stosunkowo szybko, w obawie przed tym, co odzywało mu się za plecami, musiał jednak podjąć decyzję o ataku. Uskoczył więc w stronę przeciwną do skierowanej broni olbrzyma, przetoczył się kawałek po podłodze, by znaleźć się za jego plecami, by następnie wykonać cięcie przez udo. Może nie trafił tak czysto, jak chciał, bo jego przewrót pozostawił jednak trochę do życzenia, ale wystarczyło to, by wróg przyklęknął na drugie kolano, nie mogąc opierać już ciężaru ciała na poprzednim. Z tej pozycji, jego ruchy już w ogóle były mocno opóźnione, więc Sunveryjczykowi pozostało zajść go od tyły i przejechać mu mieczem po gardle. Spodziewał się, że to już na pewno zakończy jego żywot, a nawet jak się jeszcze chwilę pomęczy, to sobie skurwysyn na to zasłużył. A już swoją maczugą zbyt wiele sobie nie pomacha. W całej tej akcji Vonmira było na tyle pomyślunku, by teraz postawić się w nieco bardziej komfortowej sytuacji względem futrzaka i mieć przed sobą naturalną zasłonę w postaci dogorywającego wielkoluda. Przyczaił się więc nieco za nim, gotów użyć go także jako tarczy. Uznał, biorąc pod uwagę wcześniejsze powodzenia, że także teraz musi się najpierw dokładniej przyjrzeć przeciwnikowi, skoro wcześniej nie miał jeszcze do tego okazji. Chciał także zerknąć na to, jak radzi sobie pozostała dwójka. Z Adailetem bowiem mogło być już bardzo źle, nie miał pojęcia, co go mogło opętać.
 
Zara jest offline  
Stary 22-10-2012, 18:15   #50
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Oprawca patrzył na ślady walki pozostawione na swojej ofierze. Żałosne próby oddalenia się od wielkiego topornika nie zbudzały u niego żadnych miłosiernych uczuć. Wprost przeciwne. Wciąż odczuwał bolesne skutki niezwykle celnego strzału kobiety. Usta Yngvara wykrzywiały się w sadystyczny uśmieszek, wprost proporcjonalnie do wysokości na jaką wznosił swój topór. Jednak na chwilę przed wysłaniem nerwowego impulsu do mięśni, w umyśle górala zakołatała pewna okrutna myśl. Kobietę w obecnym stanie czekała mało przyjemna wizja przyszłości. Bez sprawnych nóg zostanie zapewne miejskim żebrakiem albo ewentualnie dziwką dla klienteli z najlżejszymi sakiewkami. Yngvar podróżując przez świat w niemal każdej mieścinie widział brudnych bezdomnych i obdartych żebraków. Ich przygnębione wyrazy twarzy mówiły o nich wszystko. Byli najniższą warstwą w piramidzie społeczeństwa bez perspektyw na jutro. Tak- pomyślał – to będzie dobra rozwiązanie. Gdyby wielkolud był tylko okrutnikiem zapewne zostawiłby dziewkę i zajął się innymi problemami. Jednakże miał ochotę zaszkodzić jej w nieco mniej wyrafinowany sposób. Po czasie mniejszym niż dwa mrugnięcia wytatuowana miała już trzy kończyny. Za chwilę ich liczba zmniejszyła się do dwóch. Nogi zostawił, bo przecież zepsute. Przeszedł stąpając ciężkimi buciorami po plecach kobiety, uciszając tym jej jęki. Gdy sprawa była już załatwiona rozejrzał się wokół. Vonmir schował się za plecami jakiegoś martwego olbrzyma, Adailet odpoczywał, a czarne monstrum zbierało siły. Nie myśląc za wiele zdał się na swój instynkt walki i podjął decyzję o zaproponowaniu współpracy.

-Ja biorę czarnego. Ty przestań bawić się w chowanego i pomóż mi go sprzątnąć w dobrym czasie – powiedział wojowniczym tonem.

Po ty słowach zamachnął się mocno toporem wbijając go w ziemię. Zamierzał rzucić się na to diabelstwo z gołymi rękami.
 
Boreiro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172