Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2012, 22:40   #120
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post zbiorczy: Sierak, Kerm, kanna, Zapatashura

Z racji poturbowania, pokłucia i bólu absolutnie wszystkiego, Sandro był żadnym wsparciem w walce, odturlał się jedynie na bok uważając, by minimalnie podkulić brzuch i nie zabrudzić rany ziemią, chociaż nie wiedział jaki miało to teraz sens. Jego uwadze nie umknął za to fakt, że strażnicy byli w jakiś sposób połączeni z opętanym chłopem.
- Iglak, nie atakuj ich atakuj tamt... Ugh! - Rana na brzuchu dała o sobie znać, ale empatyczne ukłucie powinno dać wilkowi obraz tego, o co chodziło Sandro, atak na sprawcę wszystkich ich kłopotów.

Trwaj chwilo, jesteś piękna...
Ivor byłby w stanie zgodzić się w tym momencie ze słowami poety. Widok, jaki odsłaniał się przed jego oczami wart był jak największego opóźnienia zakończenia akcji pomagania druidowi i Rae w opuszczeniu więziennej nory. Niestety, dobiegające z góry odgłosy sugerowały coś całkiem przeciwnego.
Gdy wreszcie Rae znalazła się na zewnątrz, Ivor ruszył w jej ślady. I znalazł się na górze w ostatniej chwili. Pascal leżała na ziemi, Rae szarpała się z szaleńcem, który oskarżył ich o zabicie wymordowanie mieszkańców tamtego gospodarstwa. A ledwo Ivor stanął na nogi, przestała się szarpać, odrzucona silnym uderzeniem tamtego

- Kun la Sankta del Inspiro lasu miajn fingrojn krevis de flamo - zawołał Ivor, wskazując najważniejszego przeciwnika. Z końcówek palców kapłana wytrysnął stożek płomieni skierowanych na wskazanego mężczyznę.

Cios włócznią posłał Pascal na ziemię, oszałamiając na krótką chwilę. Potrząsnęła głową, starając się przywrócić ostrość widzenia. Rae – wzorem tysięcy kretynek przed nią - szamotała się z szaleńcem uwieszona na jego plecach. Skończyło to się w przewidywalny z góry sposób, ale dało Pascal kilka chwil na pozbieranie się z ziemi.
Ivor był już na powierzchni, zaintonował zaklęcie i rzucił w szaleńca. Pascal krzyknęła krótko powstrzymując swojego chowańca przed atakiem – nie znała siły rażenia zaklęcia, nie chciała ryzykować zranienia zwierzęcia.
Sama też splotła czar, gotowa do zaatakowania, ale powstrzymała się z rzuceniem – jeśli będą mieli szczęście, magiczny atak kapłana powali szaleńca i Pascal zachowa swoja moc. Jeśli nie – zaatakuje zaraz po Ivorze.

Oczywiście zamiast brać nogi za pas, towarzycho poczuło potrzebę zemszczenia się za swoje krzywdy, w czym Kal nie miał ani ochoty, ani środków aby uczestniczyć.
-Zabierajcie tego zdechlaka i spieprzajmy stąd, zanim zleci się tu cała wiocha - zawołał dość głośno, by reszta go usłyszała w ferworze walki.

Atakowany ze wszystkich stron opętany był coraz bardziej wściekły. Odwołany wilk warknął jeszcze raz, cofając się, a potem odwracając się w kierunku mężczyzny. W tym czasie Ivor już wyszedł z dziury i bez większego zastanowienia wypowiedział słowa zaklęcia, a ogień z jego dłoni osmalił ramię i przypalił tunikę mężczyzny, który zdążył osłonić przed płomieniami większość twarzy.
Nie zdążył zareagować, zanim Iglak nie skoczył na niego, wgryzając się mocno w udo i napierając całym ciałem w próbie przewrócenia opętanego. Udało mu się to, zaskoczony wróg opierał się słabo i w końcu wyłożył jak długi. Włócznię wypuścił, ale jego pięść spróbowała uderzyć i odtrącić wilka. Bezskutecznie.
Walczył z bólem, a strażnicy walczyli z jego dominacją. Ten z nożem zbliżał się, ale powoli, niestety łucznik zdołał wypuścić pocisk w kierunku Ivora.
Trafił, ale niezbyt celnie, strzała tylko mocno otarła się o udo kapłana.

Pascal widząc, że czar kapłana nie powalił opętanego, posłała promień mrozu celując w jego twarz. W czerwone oczy. Krzyknęła krótko, nakłaniając sokoła do kolejnego ataku. Wyćwiczony ptak spadł na twarz mężczyzny sekundę po uderzeniu jej czaru.

Sandro z satysfakcją przyglądał się spektaklowi, w którym jego podopieczny grał teraz pierwsze skrzypce. Upewniwszy się, że leży w miarę wygodnie wyciągnął wyprostowaną dłoń przed siebie, palce skrzyżował w znanym tylko druidom symbolu i powoli wyrecytował krótką inkantację zaklęcia. Wraz z rosnąca mocą czaru poczuł jak wypełnia go wściekłość. Pierwotny szał stłumił na moment ból mięśni, zniknął jednak bez śladu wraz z uwolnieniem mocy zaklęcia. Skrzyżowane palce rozluźniły się wskazując sylwetkę wilka. Jego rysy zdziczały jeszcze bardziej, muskulatura niespodziewanie wzrosła, ślepia zaś wypełniła ślepa wściekłość tak bardzo podobna do obłędu w oczach powalonego chłopa. Drapieżnik rzucił się na swoją ofiarę raz jeszcze.

- Na brodę Gonda - syknął Ivor, czując niespodziewany ból nogi. Na szczęście nie powalający.
Korzystając z tego, że czerwonooki mężczyzna wypuścił broń, sam schylił się po włócznię. Czary czarami, ale dobra broń w dłoni ma swoje znaczenie. Szkoda tylko, że wilk plątał się po okolicy, utrudniając trafienie w leżącego.
Były jednak w okolicy również inne cele. Dlatego też Ivor bez zbytniej zwłoki zaatakował zbliżającego się strażnika uzbrojonego w nóż.

Szamoczący się z wilkiem mężczyzna był trudnym celem. Mimo krwawienia i coraz liczniejszych obrażeń nie zamierzał się poddać. Z rąk czarodziejki wystrzelił promień mrozu, celując dokładnie, choć i tak mało brakowało, a nie trafiłaby celu. Obłąkany szybko przesunął się dalej, dlatego zauważyła tylko delikatne zsinienie na jego barku.
Znacznie lepiej poradził sobie ptak, idealnie celując i lotem pikującym orając pazurami twarz mężczyzny, który wręcz zaryczał z bólu.
Szarpnął się tak mocno, że aż odrzucił Iglaka, który pechowo wyrwał mu tylko kawałek materiału ze spodni, który teraz zwisał mu z zakrwawionego pyska. Mężczyzna wykorzystał fakt, że jest wolny i podniósł się, zataczając jak pijany. Jego twarz była poraniona, a on sam ledwo żywy. Ale pod krwią oczy wciąż jarzyły się czerwienią.
Ivor ruszył do przodu z włócznią, ale nożownik zatrzymał się i potrząsnął głową, a potem cofnął. Również łucznik, który napiął już cięciwę po raz kolejny, zamrugał oczami, wyraźnie zdziwiony.
Czymkolwiek kontrolował ich obłąkany, przestało to działać.
Prócz samego obłąkanego.

- W łeb go! - zaproponował Ivor, obracając w dłoniach włócznię i próbując jej grubszym końcem walnąć opętanego w głowę. Doszedł do wniosku, że zabijanie mogłoby być niezbyt rozsądne...

Pascal odwołała chowańca. Ptak wzbił się w górę i zniknął za wierzchołkami drzew.

Kalayaan w zaistniałej sytuacji widział dobrą okazję do ucieczki, ale w swojej opinii był odosobniony. Niemniej zaczął powoli wycofywać się w kierunku lasu. Wolał nie narażać się będąc bezbronnym.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline