| Post zbiorczy: Sierak, Kerm, kanna, Zapatashura Z racji poturbowania, pokłucia i bólu absolutnie wszystkiego, Sandro był żadnym wsparciem w walce, odturlał się jedynie na bok uważając, by minimalnie podkulić brzuch i nie zabrudzić rany ziemią, chociaż nie wiedział jaki miało to teraz sens. Jego uwadze nie umknął za to fakt, że strażnicy byli w jakiś sposób połączeni z opętanym chłopem. - Iglak, nie atakuj ich atakuj tamt... Ugh! - Rana na brzuchu dała o sobie znać, ale empatyczne ukłucie powinno dać wilkowi obraz tego, o co chodziło Sandro, atak na sprawcę wszystkich ich kłopotów.
Trwaj chwilo, jesteś piękna...
Ivor byłby w stanie zgodzić się w tym momencie ze słowami poety. Widok, jaki odsłaniał się przed jego oczami wart był jak największego opóźnienia zakończenia akcji pomagania druidowi i Rae w opuszczeniu więziennej nory. Niestety, dobiegające z góry odgłosy sugerowały coś całkiem przeciwnego.
Gdy wreszcie Rae znalazła się na zewnątrz, Ivor ruszył w jej ślady. I znalazł się na górze w ostatniej chwili. Pascal leżała na ziemi, Rae szarpała się z szaleńcem, który oskarżył ich o zabicie wymordowanie mieszkańców tamtego gospodarstwa. A ledwo Ivor stanął na nogi, przestała się szarpać, odrzucona silnym uderzeniem tamtego - Kun la Sankta del Inspiro lasu miajn fingrojn krevis de flamo - zawołał Ivor, wskazując najważniejszego przeciwnika. Z końcówek palców kapłana wytrysnął stożek płomieni skierowanych na wskazanego mężczyznę.
Cios włócznią posłał Pascal na ziemię, oszałamiając na krótką chwilę. Potrząsnęła głową, starając się przywrócić ostrość widzenia. Rae – wzorem tysięcy kretynek przed nią - szamotała się z szaleńcem uwieszona na jego plecach. Skończyło to się w przewidywalny z góry sposób, ale dało Pascal kilka chwil na pozbieranie się z ziemi.
Ivor był już na powierzchni, zaintonował zaklęcie i rzucił w szaleńca. Pascal krzyknęła krótko powstrzymując swojego chowańca przed atakiem – nie znała siły rażenia zaklęcia, nie chciała ryzykować zranienia zwierzęcia.
Sama też splotła czar, gotowa do zaatakowania, ale powstrzymała się z rzuceniem – jeśli będą mieli szczęście, magiczny atak kapłana powali szaleńca i Pascal zachowa swoja moc. Jeśli nie – zaatakuje zaraz po Ivorze.
Oczywiście zamiast brać nogi za pas, towarzycho poczuło potrzebę zemszczenia się za swoje krzywdy, w czym Kal nie miał ani ochoty, ani środków aby uczestniczyć.
-Zabierajcie tego zdechlaka i spieprzajmy stąd, zanim zleci się tu cała wiocha - zawołał dość głośno, by reszta go usłyszała w ferworze walki.
Atakowany ze wszystkich stron opętany był coraz bardziej wściekły. Odwołany wilk warknął jeszcze raz, cofając się, a potem odwracając się w kierunku mężczyzny. W tym czasie Ivor już wyszedł z dziury i bez większego zastanowienia wypowiedział słowa zaklęcia, a ogień z jego dłoni osmalił ramię i przypalił tunikę mężczyzny, który zdążył osłonić przed płomieniami większość twarzy.
Nie zdążył zareagować, zanim Iglak nie skoczył na niego, wgryzając się mocno w udo i napierając całym ciałem w próbie przewrócenia opętanego. Udało mu się to, zaskoczony wróg opierał się słabo i w końcu wyłożył jak długi. Włócznię wypuścił, ale jego pięść spróbowała uderzyć i odtrącić wilka. Bezskutecznie.
Walczył z bólem, a strażnicy walczyli z jego dominacją. Ten z nożem zbliżał się, ale powoli, niestety łucznik zdołał wypuścić pocisk w kierunku Ivora.
Trafił, ale niezbyt celnie, strzała tylko mocno otarła się o udo kapłana.
Pascal widząc, że czar kapłana nie powalił opętanego, posłała promień mrozu celując w jego twarz. W czerwone oczy. Krzyknęła krótko, nakłaniając sokoła do kolejnego ataku. Wyćwiczony ptak spadł na twarz mężczyzny sekundę po uderzeniu jej czaru.
Sandro z satysfakcją przyglądał się spektaklowi, w którym jego podopieczny grał teraz pierwsze skrzypce. Upewniwszy się, że leży w miarę wygodnie wyciągnął wyprostowaną dłoń przed siebie, palce skrzyżował w znanym tylko druidom symbolu i powoli wyrecytował krótką inkantację zaklęcia. Wraz z rosnąca mocą czaru poczuł jak wypełnia go wściekłość. Pierwotny szał stłumił na moment ból mięśni, zniknął jednak bez śladu wraz z uwolnieniem mocy zaklęcia. Skrzyżowane palce rozluźniły się wskazując sylwetkę wilka. Jego rysy zdziczały jeszcze bardziej, muskulatura niespodziewanie wzrosła, ślepia zaś wypełniła ślepa wściekłość tak bardzo podobna do obłędu w oczach powalonego chłopa. Drapieżnik rzucił się na swoją ofiarę raz jeszcze. - Na brodę Gonda - syknął Ivor, czując niespodziewany ból nogi. Na szczęście nie powalający.
Korzystając z tego, że czerwonooki mężczyzna wypuścił broń, sam schylił się po włócznię. Czary czarami, ale dobra broń w dłoni ma swoje znaczenie. Szkoda tylko, że wilk plątał się po okolicy, utrudniając trafienie w leżącego.
Były jednak w okolicy również inne cele. Dlatego też Ivor bez zbytniej zwłoki zaatakował zbliżającego się strażnika uzbrojonego w nóż.
Szamoczący się z wilkiem mężczyzna był trudnym celem. Mimo krwawienia i coraz liczniejszych obrażeń nie zamierzał się poddać. Z rąk czarodziejki wystrzelił promień mrozu, celując dokładnie, choć i tak mało brakowało, a nie trafiłaby celu. Obłąkany szybko przesunął się dalej, dlatego zauważyła tylko delikatne zsinienie na jego barku.
Znacznie lepiej poradził sobie ptak, idealnie celując i lotem pikującym orając pazurami twarz mężczyzny, który wręcz zaryczał z bólu.
Szarpnął się tak mocno, że aż odrzucił Iglaka, który pechowo wyrwał mu tylko kawałek materiału ze spodni, który teraz zwisał mu z zakrwawionego pyska. Mężczyzna wykorzystał fakt, że jest wolny i podniósł się, zataczając jak pijany. Jego twarz była poraniona, a on sam ledwo żywy. Ale pod krwią oczy wciąż jarzyły się czerwienią.
Ivor ruszył do przodu z włócznią, ale nożownik zatrzymał się i potrząsnął głową, a potem cofnął. Również łucznik, który napiął już cięciwę po raz kolejny, zamrugał oczami, wyraźnie zdziwiony.
Czymkolwiek kontrolował ich obłąkany, przestało to działać.
Prócz samego obłąkanego. - W łeb go! - zaproponował Ivor, obracając w dłoniach włócznię i próbując jej grubszym końcem walnąć opętanego w głowę. Doszedł do wniosku, że zabijanie mogłoby być niezbyt rozsądne...
Pascal odwołała chowańca. Ptak wzbił się w górę i zniknął za wierzchołkami drzew.
Kalayaan w zaistniałej sytuacji widział dobrą okazję do ucieczki, ale w swojej opinii był odosobniony. Niemniej zaczął powoli wycofywać się w kierunku lasu. Wolał nie narażać się będąc bezbronnym.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |