Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2012, 22:58   #11
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Piętnaście lat. Ta myśl powróciła do Jorana jak bumerang, gdy zobaczył swą twarz jak zimną wodą z misy odganiał od siebie resztki snu. Niedaleko na starym krześle wisiał dobrej jakości czarny, ocieplany płaszcz. Przez krótką chwilę oficer z Nocnej Straży przypatrywał się mu z zaciekawieniem. Obserwujący go z niedalekiej odległości Aenys i Paul, dawny zbir i ochroniarz z Królewskiej Przystani, którzy zostali wyznaczeni do jego eskorty, zastanawiali się czy dowódca widzi teraz inny płaszcz, o złotym kolorze.

W końcu Lannister westchnął i szybko ubrał się i uzbroił się. Nie obawiał się ludzi Żmii, jednakże nie przeżył by tylu lat w swojej roli, gdyby nie zachowywał ostrożności. Po tylu latach służby nauczył się, że nawet krótka wyprawa za mur, może mieć nieoczekiwany przebieg i niespodziewane konsekwencje. W tym świecie, gdzie zimno potrafiło nabierać własnej osobowości i być najgorszym wrogiem, nie należało nigdy twierdzić, że już widziało się wszystko. Świat za murem potrafił zaskakiwać.

Jadąc przez korytarz prowadzący poza 7 królestw, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wyciosane lodowe ściany, są już dla niego bardziej znane, niż dawna komnata, w miejscu które kiedyś nazywał domem. Dziś nie mógłby zliczyć ile razy przemierzał te chłodne korytarze, ale zawsze napawały go one zadumą ... wszakże widziały one wiele.

Gdy wyjechał na zewnątrz zbliżając się w stronę ogniska, wrócił do tu i teraz. Wiedział czym spowodowane są te jego myśli, od kilku lat, w okolicach tych dni zbierało mu się na wspomnienia. Nie był stary, ale w tych okolicznościach było to pojęcie względne.

-Jesteśmy już blisko, siedź cicho - powiedział do towarzyszącego mu Florenta. Dobry, ale młody zwiadowca. Kilka lat na Murze, ale udało mu się załapać do jego oddziału, a przecież brał najlepszych. A teraz po raz kolejny będzie musiał uzupełnić stan oddziału, świadomość tego pozostawiała mu nieprzyjemny posmak w ustach.

Przed ogniskiem zsiadł ze swojego konia i rozpoczął rytuał powitania. W tym czasie Paul razem z Florentem rozdali dzikim przywiezione wino, jako prezent. Następnie wszyscy zajęli miejsce przy ognisku i oczekiwali, aż Wolni Ludzie, uspokoją się po zamieszaniu jakie wywołało pojawienie się dobrego i z tęsknotą wyczekiwanego trunku.

Na rezultat nie trzeba było długo czekać. I sam przed sobą Lannister mógł przyznać, że rozumie tych ludzi. Jednakże, życie nigdy nie było proste. Dlatego podniósł się ze swego miejsca i zbliżył do ogniska, tak aby być lepiej widocznym przez całą grupę.

Joran przyjrzał się zgromadzonym wokół dzikim. Tyle lat jego życia spędzonych na tym małym skrawku ziemi. Przyglądał się teraz zarówno Cedrice i jej matce. Żmija była odważną kobietą, która potrafiła utrzymać swoich ludzi w ryzach i wzbudzała posłuch. Ręka Burzy zaś ... była sprytna i bardzo inteligentna. Już zresztą potrafiła grać na ludzkich uczuciach. Kiedyś będzie dobrą przywódczynią.

Na razie Czarne Serce odezwał się spokojnym głosem.

-Jak mógłbym zapomnieć o starych przyjaciołach? - nie dał im odpowiedzieć, tylko kontynuował swoją tyradę, podnosząc jedynie głos, tak aby wszyscy mogli go słyszeć

-Znam was dobrze. Razem puszczaliśmy krew wrogów. Żmijo my żyjemy, kości naszych wrogów pokrył śnieg, a ich imiona przepadły. I nie myśl, że zapomnę, jak obiecałaś mi zaśpiewać pieśń o Nocnym Królu - teraz mówił weselszym tonem, ale jego wspominki miały konkretny cel. Ot przygotowywał grunt, pod trudniejszą rozmowę.

Z tymi dzikimi łączyła go długa przeszłość. Sojusz był i jest obopólnie korzystny, musiał jednak im o tym przypomnieć. Przynajmniej na tyle, aby chwilowo zapomnieli o złości.

-Jyck jak porwali kobiety z twojej wioski, to ja podjąłem się negocjacji. Obiecałem, że je przyprowadzę z powrotem. Dlatego obiecałem porywczą, że dostaną najlepszą stal i zbroję, za każdą uwolnioną kobietę i dotrzymałem ... -

Dziki przerwał ten wywód -A potem ich powiesiłeś w tych zbrojach i z tą stalą ... mówiłem, że to cholerne marnotrawstwo - cóż przynajmniej, odezwał się.

Joran pozwolił aby gwara, która teraz powstała trwała chwilę. On nie był ich wrogiem i nie zamierzał pozostawiać ich tylko ze starymi wspomnieniami.

-Posłuchajcie mnie dobrze - tym razem jego głos nabrał twardości.

-Skagosi zawsze stanowili zagrożenie ... wiszące zarówno nad waszymi jak i naszymi ... wronimi głowami. Walczyłem z nimi. Robiłem wszystko aby to zagrożenie ograniczyć i wiem, że jest to ciężki przeciwnik. A Mourad ... Mourad ich aktywność ograniczyła. -

Dał im chwilę na przetrawienie jego słów, jednakże nie na tyle długą, aby mogli go zasypać pytaniami

-Endechar to skurwiel, okrutnik i idiota. Ma jednak wielu ludzi, nie można ot tak po prostu wpaść na jego wyspę i zarąbać go ... ale jest Mourad, nasza największa szansa na jakąś ... "normalność" i jedyna możliwa przeciwwaga dla obecnego Magnara. Dlatego chcemy być z nią w dobrych warunkach, dlatego i wam powinno na tym zależeć ... a ja mogę obiecać, że będę to wszystko dokładnie obserwował ... szukając jakiegoś zagrożenia -

Zamilkł, aby spojrzeć Cedrice głęboko w oczy. Słyszał jak kiedyś Maester Dywen twierdził, że oczy są zwierciadłem duszy. Cóż chyba w tym stwierdzeniu tkwiło gdzieś ziarnko prawdy

-Zwiększę ilość patroli udających się w waszą stronę. Do tej pory uważaliśmy, wasze ziemie, za zabezpieczone. Wolelibyśmy, żeby takie pozostały. Patrole obiorą trasy je przecinające i będą wam przynajmniej w tym zakresie w stanie pomóc. Wiem, że to niewiele, ale w tym momencie i przy takiej ilości informacji, to najlepsze co mogę zrobić -

Zaległa cisza. Syn Gormunda podrapał się po byczym karku. Jyck targał swoje brodzisko. Wszyscy patrzyli na Żmiję, a ta parsknęła krótkim, gorzkim śmiechem.

- Dobre to - rzekła. - Ale mało! Za mało! Co mi po oddziale wron, największym nawet, choćbyś i ty go prowadził... skoro będziecie daleko, gdy atak przyjdzie?! Nie, Joran!

- Ma rację - wytknął mu Jyck. - Kiedyś byłeś hojniejszy.

Cedrica musnęła rękę Lannistera końcami palców. Od jej rękawa odkleiła się srebrzysta, duża łuska ryby i spadła migocząc na wierzch jego dłoni.

- Matko, Jyck... odstąpcie - poprosiła łagodnie. - Nie jego w tym wina. Wrony są biedne. Czarne Serce daje nam tyle, ile dać może. Znamy go. Nigdy nam nie odmówił.

- Nie, nigdy - syknęła starucha. - Tylko teraz rzuca nam ogryzki i każe się cieszyć.

- Czarne Serce - ciągnęła niezrażona rudowłosa - my wam nie wytykamy przymierza z Moruad. Nie naprawdę. Czujemy się odtrąceni, ale to nam minie. Jeśli żyć będziemy. Jednak to przymierze tyczy tylko wron i tych Skagosów, którzy siedzą na waszej ziemi. Nie nas. Żadnemu wyspiarzowi ręka nie drgnie, gdy się na nas zamierzy. Drgnie, gdy zobaczy czarny płaszcz. To was, wrony, Skagosi nie tykają. Daj nam ludzi. Choćby i jednego na każdą wioskę. Nawet nie zwiadowców, jeśli ich nie masz i nie możesz być dla nas hojny. To tylko piętnastu... a będą widomym znakiem, że Joran Czarne Serce pamięta o swych dawnych druhach. I nie przebaczy przelanej krwi.

Lannister zadrżał lekko gdy dotknęła go dziewczyna. Pocałowana przez ogień, tak o rudowłosych kobietach mówili dzicy. A Cedrica zrobiła by wrażenia, w każdym zamku i na każdej sali balowej na Południu ... nawet w swoim obecnym stroju.

Wiedział już dokąd prowadzi ta rozmowa, cóż podobne gierki znał od dziecka. W dawnym życiu poznał takich graczy, którzy potrafili zmusić człowieka do wbicia sobie noża w plecy. On jednak sporo przetrwał ... odrzucił od siebie te myśli. To było dawno temu ... w tym momencie liczyło się teraz.

I Czarne Serce wiedział, że powinien im dać to czego chcą. Nawet jeżeli żądali sporo. Być może ktoś inny na jego miejscu, chciałby ich jeszcze wykorzystać.

Jednakże ponieważ Żmija i jej ludzie postawili wysoką cenę, będą musieli dać coś w zamian. Ręka Sztormu była bardzo inteligentna, a mówiąc o biedzie Wron ... w pewnym sensie trafiła w dziesiątkę.

-15 ludzi to sporo - zamknął na chwilę oczy wsłuchując się w okolicę. Wyłączył się, na zewnątrz sprawiał jednak wrażenie, zamyślonego. Taki był właśnie jego plan ... dzicy mu w tym nie przeszkadzali.

W końcu popatrzył na nich wbijając wzrok w ich przywódczynię

-Są walki, których człowiek nie chce toczyć - powiedział wyważonym tonem

- Potrzebuję swoich zwiadowców, każdy z nich jest na wagę złota. Innymi ludźmi nie mogę rozporządzać tak swobodnie. Mogę jednak tego dokonać ... jednak będę potrzebował pewnej karty przetargowej - zamilkł na chwilę obserwując ich reakcję. Wyglądali na zadowolonych

-Ryby, możecie spokojnie zwiększyć ilość dostaw dla nas. To mała cena, za jak sami mówicie ochronę. Mnie zaś pozwoli wszystko bez problemu wyjaśnić, gdy padną jakieś pytania - Nie powiedział im tego, ale przynajmniej ludzie będą mogli się częściej zmieniać. Nie ulegną tak łatwo pokusie.

Bo przecież nawet sam przed sobą musiał przyznać, że Cedrica potrafiłaby stopić każde serce. A znał swoich braci i wiedział, że nie są święci. Cóż odpowiednie nazwiska i rotacja powinny zabezpieczyć przed najgroźniejszymi skutkami. Nie martwił się złamaniem przysięgi w punkcie dotyczącym kobiet, ilu to braci spało z kobietami i świat się od tego nie zawalił ... nie chciałby jednak, żeby jakiś zakochany młodzik postanowił zdezerterować dla kobiety ...

A ryby ... cóż będzie mu łatwiej "sprzedać" ten pomysł, a wiedział ... wiedział jak bardzo w tym momencie potrzebna jest każda, nawet najmniejsza dostawa jedzenia ...

Tym razem to Starkowie mieli rację: "Nadchodzi Zima" ...

- Jesteśmy wolnymi ludźmi! - wpadł w gniew Jyck. - Wolni ludzie nie będą płacić!

Sękate łapsko Żmiji zatoczyło łuk w powietrzu, głowa Jycka poleciała w tył, a gdy się podniósł, Żmija podsunęła mu do powąchania swoją pięść.

- Wolni ludzie po temu są wolni, że podług swej woli wybierają sobie wrogów - wysyczała starucha.

- Przyjaciół mogą dać tylko bogowie, bierzesz albo nie bierzesz, Jyck. Ja biorę, a jako wroga wolę wybrać Toczącą się Czaszkę. Folker? - zwróciła się do syna Gormunda, a potężny dziki pokiwał głową na zgodę. Zgadzali się i inni, i w końcu zmiękł i Jyck.

- Nie ma Orma, bo bachor mu się ma rodzić i został u siebie - zwróciła się do Jorana Żmija. - Ale nie będzie miał wątów, najlepsze ma łowiska z nas wszystkich. Dobrze, Czarne Serce. Teraz dajemy cztery kosze ryb od wioski na księżyc. Będziemy dawać cztery co pół księżyca. Do każdej wioski poślesz jedną wronę. Ale jak mi poślesz tego dupka żołędnego Hadleya, to cię własnymi ręcoma jak rybę wypatroszę i na skałach na wiatr wyłożę do obeschnięcia.

Przez zgromadzonych przy ognisku przeszedł pomruk. Padały kolejne imiona wron, których dzicy nie chcieli oglądać ani gościć. Joran próbował zapamiętać, choć wiedział, że jak przyjdzie co do czego, dzicy przyjmą każdego.

- I częstsze zwiady - przypomniała mu Żmija. - Częstsze i bliżej wiosek, jako rzekłeś - wyciągnęła do niego rękę, smagłą i poskręcaną jak korzeń starej sosny.

Dowódca Zwiadowców ze Wschodniej Strażnicy tylko chwilę przypatrywał się wyciągniętej dłoni. Ujął ją, tym samym pieczętując interes. A gest ten wywołał pewien wybuch radości. Krótka, acz intensywna popijawa, która po tym nastąpiła była również częścią rytuału, który Joran zdążył już dobrze poznać. Po pewnym czasie zebrali się wszyscy, łącznie z ludźmi Lannistera, którzy nie byli już dłużej potrzebni. Przy wypalającym się ognisku pozostał jedynie on i Cedrica.

- Naprawdę nie masz serca dla mojej matki - powiedziała cicho, patrząc za odchodzącymi. - Jest już stara, wiesz? Nie przeżyje tej zimy. Zagniewałeś ją, a gdy się gniewa, zapomina, co chciała mówić... a dlatego tu przyszliśmy. Mówią, Joran, że magnar Skagos i Tocząca się Czaszka bardzo chcą widzieć cię martwym. Mówią, że jeden z nich... tu się gadający nie zgadzają który... obiecał drugiemu twoją głowę. Ale zgadzają się co do jednego - posłali kogoś, aby cię ubił. Mówią... że warga. Czarownika. Uważaj. Nadchodzą złe czasy. -

Zamilkła i wpatrzyła się w ogień.

- Nigdy nie pytałeś, a mówią, że wrona to mądry ptak... Nigdy nie zapytałeś, dlaczego nie odejdziemy. Szarpią nas Skagosi, szarpią nas inne plemiona, a my trwamy na brzegu, choć przecież moglibyśmy odejść na południe. Powiem ci, Czarne Serce, abyś mógł być mądry, bo idą złe czasy. To nasza ziemia. Nasze łowiska. Mój pradziad tu łowił, mój dziad, ojciec, a teraz ja. Moje dzieci, jak będę je miała, też będą tu łowić. To nasza ziemia, nasze morze. Będziemy tu trwać i ich bronić. Ale jeśli, jeśli... jeśli nadejdą czasy prawdziwie złe i zobaczymy, że obronić się nie możemy, odejdziemy. Wsiądziemy na łodzie i pociągniemy na południe. I nie zatrzyma nas wasz Mur, bo on jest niczym dla wolnych ludzi, którzy tańczą z wiatrem na zimnych wodach. I nie zatrzymają nas wasze statki... bo ich Joran, macie za mało. Zatrzymacie kilka łodzi, a reszta przejdzie. Życzę ci, aby takie złe czasy nie nadeszły. Bo są walki, których człowiek nie chce toczyć, jak rzekłeś. Życzę ci, abyś nie obudził się w złych czasach, otoczony przez wrogów... bez przyjaciół, którzy odeszli... albo zginęli z twej własnej ręki. -

Dobyła zza pazuchy małe zawiniątko i położyła je na kamieniach.

- Szczęśliwego dnia imienia, Czarne Serce. Oby był naprawdę szczęśliwy. - i dziewczyna oddaliła się za innymi.

Lannister podniósł zawiniątko i odezwał się w stronę ciemności -Zawsze to wiedziałem Cedrico Ręko Burzy, bo w głębi duszy doskonale rozumiem, co znaczy być gotowym poświęcić własne życie -

Po tych słowach ruszył w stronę zamku, aby zgodnie z umową wszystko przygotować. Wiedział, że czeka go przynajmniej jedna ciężka rozmowa, ale cóż ... gdy powiedziało się A ... tymczasem mógł podziwiać otrzymany prezent. Piękne rękawiczki, o które od dawna męczył rybaków ... dla szermierza jak on ... będą miały dobre zastosowanie. Cóż wczesny prezent, wszak dzień jego imienia przypadał dopiero za 10 dni ... nie było jednak sensu poprawiać dzikich.
-------------------------------------------

Po powrocie do zamku, zamknął się w komnacie razem ze swoim dowódcą i wysłuchał długiej, męczącej tyrady z prawdziwie stoickim spokojem. Betlley nakręcił się, wymachując rękami i używając coraz to bardziej wyszukanych słów. W całym tym nawale słów i wyrzutów, jedno było najważniejsze. Joran zrobił to wszystko za jego plecami, nie uzyskując żadnej zgody, jakby był udzielnym władcą tego zamku.

Spokojne tłumaczenie i rzeczowe odpowiedzi zdawały się powoli uspokajać oficera. W końcu zrezygnowany kazał mu zająć się wszystkim. Wiedział, że nie może już zmienić tych postanowień, bo straciliby zbyt ważnego sojusznika. Pewnie wiedział to już zaczynając swoją tyradę. Lannister nie dał mu żadnego pola do manewru i pewnie to zdenerwowało go najbardziej. Cóż Czarne Serce wiedział, że gdy ponownie wróci do Wschodniego Zamku po wizycie u Skagosów, wszystko się unormuje ... ser Bettley potrzebował po prostu czasu.
-------------------------------

Przed wyjazdem był nad wyraz zabiegany. Musiał zorganizować kilka rzeczy na raz, wyprawę, nowe trasy patroli i ludzi do poszczególnych wiosek. Listy, rozkazy, polecenia, rady ... wszystko to pochłaniało naprawdę dużo czasu i sprawiało mu nadzwyczajną satysfakcję.

A gdy wszystko było gotowe, krótka wizyta Aegona Freya, Głównego Zarządcy Wschodniej Strażnicy dała mu krótką radość. Za zamkniętymi drzwiami, w komnacie którą można by uznać za "biuro" Jorana pogratulował zwiadowcy sukcesu.

Powtarzał, że nie może tego zrobić oficjalnie, ale widać było przebijającą od niego radość z nowej umowy. Ryby, były dla nich dużym odciążeniem, w nadchodzących czasach. A każdy kosz, może okazać się na wagę złota.

Dzięki tej krótkiej wizycie Lannister wsiadał na koń, z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Ruszając w stronę długiego Kurhanu obrzucił Wschodnią Strażnicę długim spojrzeniem, jak zawsze zresztą ... na wszelki wypadek, gdyby miał już jej więcej nie zobaczyć.

---------------------------------

Po wizycie u Mourad stał się dowódcą połączonej wyprawy Skagosów i Straży. Jego ludzi wydawali się podejrzliwi i niepewni swoich sojuszników, chyba trochę się ich bali.

Jednakże również Skagosi, wykazywali pewną powściągliwość i to trochę uspokajało Czarne Serce. To byli tylko ludzie, groźni, o dziwnych i niezrozumiałych dla nich rytuałach i tradycjach, ale nadal tylko ludzie.

Dzikich dopadli niezbyt daleko od Długiego Kurhanu. Na ich ariergardę najpierw natknęło się dwóch jego zwiadowców. Zaraz jednak dołączyła do nich grupa Rorków. Główne "siły" zostały zaatakowane z dwóch stron i ci, którzy próbowali stawiać opór zginęli. Widząc swą rozpaczliwą sytuację 15 ocalałych dzikich, rzuciło broń ... zdając się na ich łaskę.

Pewnie nawet nie wiedzieli w jak trudnej sytuacji postawili Jorana. Skagosi głośno domagali się ich śmierci, a jego ludzie obserwowali go wyczekująco. Cóż sojusz był kruchy i mógł pęknąć w każdej chwili, ale chyba nie na próżno wyspiarze nadali mu przydomek "Snag". Wystarczyło przypomnieć im, że to on dowodzi tą wyprawą z błogosławieństwem Mourad i dodać propozycję, aby to do niej zwrócili się z ewentualnymi pretensjami, gdyż ona wysłała ich z nimi.

Groźba wywołała oczekiwany efekt. Wylewność Skagosów, została z miejsca ucięta, teraz tylko co odważniejsi, po cichu nawoływali do zabicia ich, szepcząc Joranowi różne rady odnośnie losu dzikich.

Decyzja była trudna i przemyślenie jej zajęło Czarnemu Sercu trochę czasu. W końcu jednak zdecydował. Mógł być skurwysynem, ale nie zabijał bez powodu. Ci dzicy, nie stanowili większego zagrożenia. Nie zrobili też nic złego na ziemiach straży. Wiedział, że powinni wrócić do siebie ... może rozwiązanie, to nie zadowoli każdego ... ale cóż, każdy inny scenariusz zakładał niepotrzebną śmierć i cierpienie ...

-Zabieramy ich ze sobą. W Czarnym Zamku przeprowadzimy ich z powrotem za mur - i po tej decyzji nie dał nikomu możliwości toczenia dalszej dyskusji. Trudno ....
-------------------------------------------------

Powrót do Czarnego Zamku ... Warkocz Kurwy ... Pojedynek z Półrękim. Wszystko wydawało się nieprawdopodobne i spokojne w porównaniu z ostatnimi kilkoma dniami. Do czasu, gdy któryś z braci nie postanowił zrobić najdłuższego kroku.

Walka oczywiście została natychmiast przerwana i praktycznie wszyscy zebrani ruszyli w miejsce, w którym nieszczęśnik wylądował. Lannister widywał już takie przypadki. Mróz, ciężka służba ... potrafiły człowieka dobić, niektórzy nie wytrzymywali i robiąc jeden krok ze szczytu Muru kończyli ze wszystkimi.

Na początku nie można było dojść, kim jest martwy nieszczęśnik, gdy osoba, która według ustaleń miała pilnować tego odcinka Muru, wyszła z ciepła kuchni. Proceder wymieniania się, czy wręcz handlowania o warty był znany i ciężko było z nim walczyć. Chyba nawet nikt nie próbował.

Dopiero Qhorin rozpoznał w nim jednego ze swoich zwiadowców. 23 letniego młodzieńca imieniem Alisadair Flowers. I chociaż sam twierdził, że Flowers ostatnio chodził jakiś ponury, stanowczo zaprzeczył, aby mógł zdobyć się na taki krok. Po prostu nie przychodziło mu to do głowy.

Po chwili na miejsce przybył Hugo Flint z zarządcą imieniem Krane, który miał poprowadzić śledztwo. Półręki gorąco jednak zaprotestował, twierdząc że sam zajmie się wszystkim. Zarówno śledztwem, jak i przygotowaniem do pogrzebu. Dwaj zarządcy wyglądali jakby było im wszystko jedno, być może byli nawet zadowoleni ze zdjęciu tego ciężaru z ich pleców.

A Czarne Serce popatrzył tylko na swojego przyjaciele i powiedział swoim spokojnym, twardym tonem -Gdybyś potrzebował pomocy bracie, wiesz gdzie mnie znaleźć -

Potem odszedł z tego miejsca ... chciał się przygotować na spotkanie i raport , który miał złożyć Lordowi Dowódcy. Jeszcze raz musiał sobie wszystko ułożyć w głowie.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline