Nathander wszedł do małej chaty. Gdyby był z nim ktoś jeszcze nie byliby pewnie w stanie obrócić się z rozłożonymi rękoma nie obijając się. Wszędzie były półki z różnymi słojami i księgami. Pełno amuletów, wisiorków, rzemieni. Tak jak to sobie wyobrażał. Typowa chatka wiedźmy. No może poza zwierzoludźmi obok. Nathander szukał, chodził stąpając mocno o klepisko. Odsuwał półki i szukał czegoś w ścianach. Nic. Na środku było palenisko. Wisiał nad nim niewielki kociołek. W księgozbiorach widać było braki. Gdzieniegdzie były luki. Ktoś tu był i już wziął kilka pozycji.
Nathander przyjrzał się dokładniej księgom. Dwie były napisane w nieznanym mu języku, postanowił zabrać je ze sobą. Kiedyś już widział podobne wyrazy, skojarzył je teraz z elfim pismem, ale pewny tego nie był... Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, jednak nic szczególnie nie przykuło jego uwagi. Podszedł do kociołka i zerknął co w nim jest. Trochę nim wzdrygnęło, w środku było żarcie, które zaczynało już pleśnieć i wydawać nieprzyjemny odór.
Nathander usłyszał coś dziwnego na zewnątrz, jakby żaby? Nie jednej, nie dwóch, pewnie ze dwudziestu. Zerkając w stronę wyjścia ujrzał kilka tłustych ropuch skaczących w stronę obelisku. Postanowił podejść do drzwi i zerknąć przez nie co się takiego dzieje na zewnątrz. To co ujrzał było co najmniej dziwne. Ropuchy podeszły do zwierzoludzia z głową knura i ustawiły się pod jego stopami. Ten sięgał po nie, jedna po drugiej i zjadał. Pozwalały mu na to. Nie stawiały żadnego oporu. Z pyska mutanta wypryskiwały wnętrzności żab. Widok ten był odrażający.
Nathander nie wiedział, co czynić, nie znalazł nic w chatce wiedźmy. Postanowił więc wrócić do świątyni Sigmara i poinformować braci o tym, co tu zastał. Wrócić tu większą grupą i zapobiec temu co się właśnie dzieje. Przy okazji spróbuje się dowiedzieć, czy mieszka w okolicy jakiś elf, ewentualnie ktoś znający ich język.
Ostatnio edytowane przez AJT : 12-10-2012 o 07:56.
|