Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2012, 20:14   #51
Charm
 
Charm's Avatar
 
Reputacja: 1 Charm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputację
To był koszmar. Jeden z tych, które śnią się po nocach i powodują pobudkę z krzykiem o trzeciej nad ranem. Do tego mokre łóżko. Od potu. Oczywiście tak to sobie wyobrażał, bo jemu się to jeszcze nigdy nie zdarzyło. Nie śnił takich koszmarów, a przynajmniej ich nie pamiętał. Jego wyobraźnia dostarczała mu o wiele przyjemniejszych wrażeń w nocy, niż jakiś tam strach.
A teraz musiał przeżyć to na jawie. Widział morderstwo. Był tak blisko zabójcy, że aż jego ciało chciało wyrzucić z siebie szalony i histeryczny śmiech, ale nie zrobiło tego. Bo nie było to w typie chłopaka. Washington. Od początku... no może nie od samego początku, ale od wyjścia tej nocy do lasu wiedział, że coś z nim nie tak. Wiedział... Kurwa, wiedział! Dlaczego od razu nie wycofał się z tego, nie pociągnął za sobą pozostałych, Sama. A teraz? Teraz i ten wielki grubasek padł jego ofiarą. Z całą pewnością to był jego jęk. Cholera, mógł temu zapobiec. Był tego pewien, że mógł.
Potrząsnął głową i przyspieszył kroku. Jak najdalej, jak najszybciej, jak najcisz... Stał tam. Ktoś, jakaś ciemna postać wzrosła przed oczami Terlnisa niespodziewanie, podkreślając to, co znajdowało się za nią - obóz. Tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Bo za nim. Za Washingtonem - rozpoznał go po głosie. Chciał, by z nim iść. Udawał, nie dawał po sobie znać, że wie. Ale wiedział. Chłopak był tego pewien. Wiedział, że Terlnis go widział i że jest bogatszy o świadomość tego, że przed chwilą zabił. Wiedział i chciał pozbyć się świadka. Z całą pewnością tak właśnie było. Tylko taka wersja była dla chłopaka prawdziwą.
Instynktowny krok w tył i oparcie się o drzewo. Głos ugrzęzł mu w gardle. Chciał krzyknąć "nie". Silnie i pewnie. Lecz nie dał rady. Coś trzymało jego struny głosowe i nie miał pojęcia co. W tej chwili nie myślał już nawet o opowieści przy ognisku, nie myślał o Lambercie, o innych dzieciakach z obozu, jaskini, popołudniowej wyprawie łódką i o wypadku, który mijali zeszłego ranka. Jego jedynym wspomnieniem był widok świeżej krwi na szybie. A świadomość, że morderca stoi tuż przed nim, skutecznie zatruwała pełen burzliwych myśli umysł.
Latarka. Przypomniał sobie, że przez cały ten czas trzymał w ręce zgaszoną latarkę. Aż dziw, że jej nie wypuścił, że jej nie zgubił, skoro o niej zapomniał tak, jak i o plecaku. Całe ciało miał zdrętwiałe, toteż niczego nie czuł na sobie, dopóki nie dało o sobie znać. Latarka uderzyła niebezpiecznie o pień drzewa, powiadamiając Terlnisa przez jakiś impuls w mózgu, że nadal tam jest. Że istnieje i może mu pomóc. Plan zrodził się w łego głowie natychmiastowo. Tak natychmiastowo i gwałtownie, że nie miał pojęcia, iż miał plan!
Wyciągnął dłoń z przedmiotem przed siebie i dalsze czynności wykonały się już same. Pstryk! I promień światła prosto w twarz mężczyzny. Nogi w ruch, ciało za nimi. W lewo, w kierunku jeziora, które przecież musiało być blisko - obóz był. Latarkę starał się z początku kierować dalej w stronę twarzy Washingtona, ale w końcu przestał się wyginać i począł oświetlać sobie drogę. Nie obchodziło go to, że zdradza swoją obecność między drzewami. Chciał tylko widzieć, dokąd biegnie. I nie wpaść do wody.
Planował dotrzeć jak najbliżej brzegu, by nim dostać się do przystani. Obóz był terenem wroga - Washington znał go jak własną kieszeń. On nawet nie wiedział w tym momencie, w którym domku mieszkał. Wpadłby na jego terenie w łapska mordercy szybciej, niżby zdążył się odwrócić. Chciał więc dostać się do przystani. Tam pewnie współczyłby do łódki i gdzieś odpłynął. Potem zacząłby się martwić o przyszłość. Wtedy mógłby dopiero odetchnąć i pomyśleć o tym wszystkim. Pomartwić się o jedzenie i przetrwanie nocy - bo to było teraz najważniejsze.
Ale to dopiero po dostaniu się do łodzi. A wszak nie wiadomo jak to wszystko się potoczy i czy uda mu się na nikogo nie trafić po drodze. Teraz musiał po prostu dostać się do brzegu i nim do przystani.
 
Charm jest offline