Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2012, 02:02   #148
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Evelyn. Słodka, bezbronna Evelyn. Leżąca tam sobie, pogrążona we śnie, zdana na łaskę losu, zdana na łaskę... Corelli. Wpatrującej się w nią, niczym malowany obrazek, Paladynki o niepokojącym wzroku, kobiety na widok ciała towarzyszki oddychającej nieco przyspieszonym rytmem, z pojawiającymi się pierwszymi kropelkami potu na czole, wywołanego zaistniałą sytuacją.

Tylko odrobinkę, wgryźć się na chwilkę w tą mięciutką skórę, zatopić ząbki w ciałku nieprzytomnej, posmakować słodkiej, słodkiej krwi. Nikt się nie dowie, nic się nie stanie, jeden łyk, czy tam dwa albo trzy. A potem ją opatrzy i tyle. Krzywda jej się nie stanie, wszystko będzie dobrze, a ona w końcu przestanie odchodzić od zmysłów i głód nie będzie już targał jej ciałem...


Nie, nie można!
Przecież tak nie można, tak nie wolno! To jest dziwne zachowanie, niestosowne, wręcz niedozwolone. Przecież nie jest żadną wampirzycą, jest do cholery służką Lathandera!

Paladynka dotknęła palcami dłoni Evelyn. Delikatnie i nieśmiało, jakby owy dotyk mógł właśnie ją przebudzić. Dłoń towarzyszki była niezwykle ciepła, a bezwiedny, groteskowy uśmiech zaczaił się w kącikach ust panny Swordhand. Miała ją jak na tacy, nic tylko brać na co ochota... a może tak odrobinkę z nadgarstka? Miejsce dobre jak każde inne, a nawet i wskazane, jeszcze mniejsza szansa by “przypadkiem” uczynić Evelyn krzywdę, wgryzając się chociażby w smukłą szyjkę.

Corella pochwyciła dłoń przyzywaczki w swe dłonie, po czym powoli przybliżyła twarz. Cieplutka dłoń, dłoń pełna słodkiej krwi, podobnie jak całe ciałko, wprost wołające już Paladynkę...przytknęła policzek do owej dłoni, zamknęła na chwilę oczy. Głód był straszny, był wszechobecny, przyprawiający ją o skręt kiszek i ból. Z zamkniętymi oczami potarła lekko policzkiem o rozkoszną dłoń Evelyn, cała już drżąc.

Tylko ociupinkę...

Otworzyła oczy, skupiając wzrok na twarzy towarzyszki. Absolutnie żadnych zmian, dziewczyna nadal pozostawała poza jaźnią. Leżała spokojnie, nieobecna ciałem i duchem... Corella musnęła wargami dłoń Evelyn, a oddech przyspieszył. Czubeczkiem języka posmakowała nasadę dłoni, zagubiona w swych zmysłach. Rozchyliła usta, a zęby dotknęły skóry przyzywaczki...

-Heeej! Jest tu kto?! Heeej! - Rozległo się gdzieś na zewnątrz, a Paladynka o mało nie wypluła własnego serca gardłem.
- Co... - Ledwie z siebie wydusiła, spoglądając wściekle na okno.

Odstąpiła jednak od Evelyn, i spojrzała na zewnątrz. Wojak! Najprawdziwszy, znajomy jej wojak, jeden z oddziału! A więc nie była sama!

Otwarła okno, zawołała go na górę. Zanim jednak przyszedł, trzęsąc się niczym w febrze, i nie wiedząc co dalej uczynić... uderzyła kilka razy czołem o ścianę. Ponoć ból zniwecza ból, a Corella posmakowała go tu już nadto.
Nie działało, głód mocniej szarpał trzewia... Potrzeba pożywienia się nasilała coraz mocniej. Kroki na schodach sugerowały, że “posiłek” się właśnie zbliżał.

Po skroni Paladynki spłynęła kolejna kropelka potu, a ona sama trzęsła się niczym w jakieś febrze. Serce grzmociło jej w piersi coraz głośniej, w takt narastających kroków mężczyzny. Zatoczyła się do drzwi, oczekując tam na niego... i a propo piersi, cierpiąca wewnętrzne męki Corella pochyliła się nieco w przód, jednocześnie opierając się ociężale bokiem o framugę, naprawdę całkiem nieświadomie prezentując więcej niż w obecnej chwili należało.


Wchodzący po schodach mężczyzna wydawała się nieco zaskoczony jej... wyglądem. Choć bynajmniej nie w negatywnym znaczeniu tego słowa.
-Gdzie reszta oddziału, pani? Gdzie dowódca?- spytał żołnierz mimowolnie zerkając na biust.
Spojrzała na niego umęczonym wzrokiem, jedynie przez chwilę kręcąc głową. Nie wiedziała od czego zacząć, o czym wspomnieć najpierw, i przede wszystkim, czy go przed sobą samą ostrzec. Mężczyzna był rosły, umięśniony, i wyglądał na pełni zdrowego...
- Ja... ja nie wiem - Skryła na chwilę twarz w dłoniach. Nie tyle, by wyrazić swoją bezsilność, czy i podkreślić teatralnie owe zwątpienie, tylko by tak często na wojaka nie patrzeć. Był dla niej bowiem w chwili obecnej niczym główne danie zaserwowane wygłodniałej prosto pod nos.
-Eee... Wszystko w porządku, pani?- spytał żołnierz, acz w jego pytaniu było coś niepokojącego. Podobnie jak w uśmieszku. Nie wyglądał na zbytnio przestraszonego.- Widziałem... drowa, jak tu wchodził.
- Ponoć są w mieście
- Wzruszyła ramionami, zupełnie jakby taki temat należało lekceważyć - A gdzieś ty się podziewał tyle czasu? - Weszła na powrót do lazaretu, idąc w kierunku Evelyn.
-Ukrywałem się przed potworami, po tym jak mój patrol wybito... zgubiłem się.- rzekł żołnierz wchodząc za nią. I nadal pytał.- A co z tym drowem?
- Szuka tu czegoś
- Odpowiedziała po chwili zastanowienia - I to ponoć Mag, sama przeciw niemu nic nie zdziałam... - Usiadła na brzegu łoża przy Evelyn, spoglądając w twarz dziewczyny. A ciało wewnątrz Paladynki zdawało się wprost już płonąć. Dwie żywe istoty na wyciągnięcie ręki...
-No ale teraz nas jest dwoje.- rzekł ze złowieszczym uśmiechem żołnierz.
Jego wypowiedź i zachowanie dało odrobinkę do myślenia...
- Chcesz go tak po prostu zabić? Bo to Drow, to go ukatrupmy? Tego uczą w armii Cormyru. - Spojrzała na niego mrużąc oczy - Ten Drow w sumie nic złego jak na razie nie zrobił, a nawet mi pomógł gdy utknęłam na dachu.
-Ten drow grzebie właśnie w armijnych dokumentach
.- odparł żołnierz i spojrzał na paladynkę.- W takim razie... Co planujesz pani?
- Nie wiem sama...
- Wplotła palce we własne włosy, po czym je na nich zacisnęła - Ja... ja jestem słaba...Evelyn nie chce się obudzić... jesteśmy... jesteśmy przeklęte...
- To jesteś dowódcą czy tylko skamlącą babą.
- odparł dość pogardliwie żołnierz.
- Stul dziub - Syknęła do niego.
-Tylko tyle? Będziesz pani siedziała z założonymi rękami i użalała się nad sobą?- odparł mężczyzna.
- Stul. Dziub - Powtórzyła, wstając z łoża, po czym stanęła przed mężczyzną wyjątkowo blisko, spoglądając prosto w jego oczy. Minę miała zaciętą.
Żołnierz zamiast tego chwycił ją za piersi i popchnął na łóżko.- Skoro żadnego z ciebie pożytku w walce, to chociaż jako kobieta przydaj się do czegoś.
Obok nieprzytomnej Evelyn, na wpół leżąc na łożu, podparta na łokciach spojrzała na wojaka mrużąc oczy. Przez jej twarz przebiegł dziwny cień...albo i była to ułuda?.
- Chcesz mnie zgwałcić? - Szepnęła bardziej zaciekawionym, niż przestraszonym tonem.
Nie odpowiedział. W jego oczach było podniecenie, a miętosząc jedną ręką jej pierś poprzez koszulkę kolczą, drugą rozpinał jej pasek. Nie odpowiedział, ale czyny mówiły więcej niż słowa. Z rozpięciem pasa jedną ręką radził sobie jednak kiepsko, do tego jeszcze ta coraz bardziej ogarniająca go chuć... nagle Corella cofnęła jego rękę, po czym sama rozpięła pas, tym samym torując drogę do ściągnięcia spodni!
- Mam jeden warunek - Syknęła do mężczyzny.
-Co?- zdziwił się mężczyzna patrząc na jej działania. Bowiem kobieta w takich przypadkach albo się oddaje biegowi wypadków albo walczy. Ale nigdy nie negocjuje.
- Potrzebuję krwi. Tylko trochę, natychmiast - Sama rozpięła dwa guziki swych spodni - Zgadzasz się?
-Krwi...jasne... niech będzie krew... zgadzam się.
-rzekł w odpowiedzi żołnierz wodząc za jej palcami wzrokiem. Krew akurat spłynęła wyraźnie dół, czego paladynka była naocznym świadkiem.
Przełknęła ślinę. Przygryzła wargę.
- To się rozbieraj - Szepnęła, nadal na wpół leżąc, sama ściągając buty metodą noga o nogę.
Mężczyźnie nie trzeba było dużo mówić, szybko na ziemię opadł pas i zbroja i kolejne części ubrania. Wręcz dyszał z pożądania wędrując spojrzeniem po kobiecie...a Corella również zaczęła pozbywać się ubioru, na początek ściągając koszulkę kolczą i koszulę, którą miała pod pancerzem. Obie rzeczy wylądowały szybko na podłodze, a Paladynce zostały już tylko lekko rozpięte spodnie. Ona sama przekręciła się na bok, jedną ręką podpierając głowę, drugą zaś jednak zasłaniając nieco obie swe piersi. Spojrzała na moment w jego twarz, po czym wzrok Corelli przeniósł się na krocze wojaka.
Był dość dobrze wyposażony pod tym względem, więc powinno być przyjemnie, pomijając dość... drastyczne okoliczności tego aktu.
Żołnierz spojrzał na jej biust mówiąc.- Pokaż mi je.
Był podniecony... i już całkiem nie panował nad sobą.
Uśmiechnęła się do niego lisio, po czym cofnęła rękę, odsłaniając swe wypukłości. Zrobiła to jednak wyjątkowo powoli, jedną z dłoni ześlizgując się prowokująco po piersi...
Wpakował się na łóżko, popchnął ją na plecy i zaczął ugniatać jej piersi szykując się do zdobycia jej gniazdka miłości. Typowy prostak. To raczej nie będą figle, które paladynka chciałaby zapamiętać. Tym bardziej, że w zasadzie sprzedawała swoje ciało za krew.
- Nie tak mocno! - Strofowała go, owijając się jednak wokół jego bioder swoimi nogami, a ręce zarzucając na kark mężczyzny.
Mężczyzna zsunął dłoń z piersi w dół, wsuwając pod materiał spodni i macając na oślep obszar między udami. Aż palcami dotarł do celu. Całując jej szyję i biust mruczał.- Zdejmij te cholerne spodnie.
- Sam mi je zdejmij - Odparła, drżąc na całym ciele.
Chwycił ją za spodnie i zaczął szybko zdzierać próbując dorwać się do tego co było pod nimi, dostał jednak kopa bosą stopą, oraz wiązankę słowną od Paladynki.
- Może tak trochę spokojniej co? - Warknęła.
Jej wybranek zaklął szpetnie, ale zaczął powoli pozbawiać kochankę spodni odsłaniając uda i dolną partie ciała, potem kolana. Spodnie opadły na ziemię... a chwilę później bielizna paladynki, odsłaniając mały “krzaczek”.
Była podniecona, była i obrzydzona, wściekła, zrozpaczona, głodna... kotłowało się w niej tak wiele uczuć, gdy leżała naga w tym cholernym, przeklętym mieście, przed nieznanym, traktującym ją niemal jak portową dziwkę wojakiem Cormyru, gotowa oddać się jemu za krew.
- No to choć... - Szepnęła do niego łamliwym głosem, ze łzami migoczącymi w jej oczach, lekko rozchylając uda.
I było to poniżające i podniecające zarazem, szalone i dzikie, brutalne i zwierzęce.
Żołnierz posiadł ją gwałtownie i równie gwałtownymi ruchami kochał się z nią, pieszcząc ją mało delikatnie. Dopiero lekkie skarcenie uderzeniem w gębę uczyniło tą czynność nieco mniej poniżającą i bardziej przyjemną. Bo w końcu nie był najgorzej wyposażony.
Mimo, iż miała ochotę po części na niego zwymiotować, jakimś sposobem pozbierała się wewnętrznie do kupy, po czym zaczęła odstawiać niezły teatrzyk, jęcząc głośno jak to niby jest dobrze i jaki to z niego ogier. Znów owinęła go nogami wokół bioder, a rękami przy karku, po czym pokierowała twarz wojaka do swej szyi, by niby ją pieścił. Po chwili zaś zabrała jedną z dłoni, szukając nią po prześcieradle swego pasa z wyposażeniem... gdy on zaś pieścił jej kark, siłą rzeczy i pozycją w jakiej się znajdowali, nos Paladynki znalazł się i przy jego karku.

Chlasnęła go sztyletem od boku w szyję, jednocześnie wgryzając się w zranione miejsce.
Mężczyzna ryknął z bólu i zaczął się szarpać, ale w tej pozycji niewiele mógł zrobić. Krew rozlała się szerokim strumieniem wlewając się także do ust paladynki. Ochlapała również jej twarz i prześcieradło. A próbujący się wyrwać żołnierz, tylko przyspieszył swe ruchy bioder wzmacniając przyjemne doznania płynące z dolnych partii ciała kobiety. Wykrwawiający się człowiek klął, wrzeszczał i błagał, ale do Corelli to nie docierało. Przeżywała orgazm swego życia... nawet więcej niż orgazm. Uniesienie które całkowicie pozbawiło ją zdolności myślenia. Rozkosz płynąca z chłeptania krwi łączyła się z przyjemnością kopulacji sprowadzając Corellę do poziomu zwierzęcia. Zaciskała się na swej ofierze, chłonąc i krew i przyjemność... i odpływając w otchłań ekstazy.

Ocknęła się dopiero po kilkunastu minutach, wysmarowana krwią i świadoma co zrobiła. Jej “kochanek” leżał na niej martwy. Ona sama była cała wysmarowana jego posoką. Ale... dręczący ją głód ustąpił całkowicie.
Zaczęła płakać. Po prostu płakała, leżąc przygnieciona cielskiem mężczyzny, gdy powoli do niej docierało, co też uczyniła. Udało jej się go w końcu z siebie zepchnąć, a sama zwinęła się w kłębek, szlochając. Naga, umazana jego krwią, i drżąca na całym ciele, najchętniej skoczyłaby z jakiejś wysokiej wieży, kończąc ten koszmar.
Nie mogła jednak, nie potrafiła. Wystarczyło bowiem jedno spojrzenie na leżącą tuż obok, nieprzytomną Evelyn, której również oberwało się kilkoma kroplami posoki. Była za nią odpowiedzialna, nie mogła jej tak po prostu zostawić na pastwę losu, by tu zdechła niczym jakieś nic nie znaczące ścierwo, czy to z głodu, ze szponów jakiegoś stwora, czy i choćby zagryziona przez szczury. Musiała ją uratować, skoro samej siebie już nie potrafiła...

 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline