Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2012, 18:42   #408
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
praca wspólna

- To nasz - wyrzucił z siebie cicho Noltan, wiedząc że tak czy siak Boone zobaczy Ronalda - Ten jest dobry... - dokończył, wspierając się na koledze radiooperator.

- Co? O czym ty... - Boone nie mógł skupić na jednym punkcie wzroku, przeskakując to na kumpla to na maszkarę ze stonogą zamiast głowy, to na żółtą kobietę. Za dużo działo się na raz. Dopiero co przecież zniknęła ta maszkara która go goniła...
- A ona? To ta... Kyo czy Kyou? - Podniósł pistolet i wymierzył w jej stronę. Nienawiść do całej tej cholernej rasy odezwała się w żołnierzu nagle.

Sally Dean przyglądała jak zahipnotyzowana pełzającym po skórze płomieniu. Zwolniła uścisk zaciśniętych na krysztale palców i wciągnęła w nozdrza przejmujący zapach palonego ciała. Własnego ciała.
- Boooooone! - krzyknęła nagle nie odrywając oczu od ognia. Nie mogła się ruszyć z miejsca, sparaliżowana niczym łania uchwycona w spojrzenie reflektorów na pogrążonej w ciemnościach szosie. - Booooone!

Sally. Jej nagłe zniknięcie spowodowało że marine powoli tracił grunt pod nogami. Oparcie, jedyną osobę której mógł zaufać choć na pół palca.Teraz kiedy usłyszał jak krzyczy przeraźliwie, jak woła go, odwrócił się w jej kierunku i kulejąc na rannej nodze rzucił się na pomoc. Doskoczył i złapał mocno za jej nadgarstki. To coś co trzymała płonęło, mieniąc się różnymi barwami. Pociągnął mocno starając się oderwać jej ręce.

Boone złapał ją za nadgarstki i zmusił żeby cofnęła dłonie. Skóra nadal skwierczała i cuchnęła spalenizną.
- Nie boli - powiedziała Sally chcąc tym stwierdzeniem uspokoić siebie samą. - Ten kryształ trzeba zniszczyć. Dotknęłam go. I pokazał mi diabła. On chce zniszczyć ludzi. Za to, co zgotowali światu ci przeklęci Japońce. Trzymał w szponach czaszkę. Pokazywał mi potworności - mówiła krótkimi zdaniami bez ładu i składu podczas gdy jej oczy skakały chaotycznie po twarzach pozostałych zgromadzonych w pokoju osób. Gdy dostrzegła człowieka z plątaniną macek wyrastających z szyi z jej gardła wydobył się zduszony krzyk. Obie okaleczone i roztrzęsione dłonie, zacisnęły się na rękojeści pistoletu i wycelowały w stronę poczwary.

- Tą całą zasraną wyspę trzeba wysadzić w powietrze... - mruknął i kiedy zobaczył że wycelowała w Mackowatego podbił jej ręce do góry. - Zaczekaj! To podobno jakiś niegroźny... Może tak jak ci z baraku.
Boone łypnął okiem na Sally.
- Nie strzelaj. Zostaw ten pistolet. - wyjął broń z poparzonych dłoni. - Musimy to opatrzyć. I zabierać się stąd. Postman, mam torbę Doca. Trzeba was połatać...Nie mamy wiele czasu - spojrzał na rozwalonego granatem jaszczura.
 
Harard jest offline