Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2012, 21:09   #21
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
- Tak, taktyka jest jedna. Otoczyć wioskę, zamknąć drogi ucieczki i … cieszyć się tym co robicie. - powiedział Eckhardt.
- Ostrzegam, że jeśli ktokolwiek pozwoli uciec jakiemuś wieśniakowi, to niech liczy się z tym, że urżnę mu nogi osobiście, a następnie wcisne je w pysk. Wcale tu nie żartuję, mam swoje metody poszerzenia komuś gęby.
-Tak mój panie. Niech wypełni się twoja wola, niech wypełni się wola Khorna!- krzyknął szaman. Byczogłowy gor, wyrwał z rąk jednego z zwierzoludzi sztandar Eckhardta i uniósł go wysoko w ogóle się przy tym nie męcząc.
-Graaaaaa!- zawył a reszta bestii zawtórowała mu wymachując bronią.
-Dalej moje dziatki! Niechaj ta gleba przesiąknie krwią!- zakrzyknął jeleniogłowy. Stwory ruszyły w stronę osady otaczając ją zgodnie z poleceniem czarnego rycerza. Już niedługo bestie były gotowe. Strażnicy z pochodniami i lampami zniknęli im z oczu, jakby słysząc donośny ryk postanowili schować się między domostwami, z dala od niebezpieczeństwa, które mogło lada chwila spaść na Osadę.
Eckhardt szedł poszedł ze swoją małą armią. Nie spieszył się. Oczekiwał na jakiegoś godnego siebie przeciwnika. Takiego, który mógłby mu krwi upuścić. Byle szmaciarzem z widłami przecież się nie będzie zajmował. Wystarczyło mu, że słuchał jak kości trzaskają, matki wykrzykują imiona swoich właśnie obdzieranych ze skóry dzieci. Rozglądał się bacznie wyszukując największego budynku we wsi. Sołtysa, czy kogo innego.
Krzyki, płacz i zawołania o pomoc były muzyką, która napędzała Eckhardta i jego podwładnych. Pierwsze płonące chaty rozświetliły osadę już w przeciągu pierwszych chwil szturmu. Pierwsze ofiary leżały martwe lub ciężko ranne na błotnistej ziemi pod swoimi domami. Eckhardt z satysfakcją dostrzegł jednego ze strażników miejskich, który leżał martwy pod jedną z chat, przebity sztandarem, który niósł gor Eckhardta. Czarny rycerz z uśmiechem na twarzy spoglądał jak jeden z jego mutantów o koziej głowie gwałcił brutalnie małą dziewczynkę, inny zaś ściągał skalp z głowy starej kobiety. Eckhardt w końcu dostrzegł jakiegoś godnego siebie przeciwnika. Był to rudobrody krasnolud który wybiegł z domku, przy którym znajdowała się niewielka kuźnia. Brodacz zdążył narzucić na siebie tylko spodnie i buty, których nie miał nawet czasu zawiązać. W prawicy trzymał ciężki dwuręczny młot. Jego ciało było genialnie umięśnione, mimo iż karzeł miał swój wiek. Zdawał się maszerować wprost na Eckhardta choć pewnie miał świadomość, że nie da rady takiemu przeciwnikowi, a jeśli nawet to horda zwierzoludzi dokończy dzieła za swego pana.
-Cho no tu pomiocie! Wyśle cie do swego żałosnego bożka!- warknął złowrogo po czym przyspieszył kroku.
- Żałosnego bożka? Czy ja wyglądam na czciciela krasnoludzkich bogów?! Ha! Graj muzyko! - zaśmiał się Eckhardt i ruszył na khazada.

Eckhardt natarł na brodacza z potężną siłą. Brodacz zwinnie uniknął jednak ciosu. Khornita aż się zdziwił. W zadawaniu ciosów jednak kowal nie miał tyle szczęścia. Z serii ciosów tylko dwa zdawały się groźne. Była to śmieszna rozgrzewka dla Eckhardta.
Schwartzhaut kopnął w trzonek młota, a jego właściciel przekręcił się nieco na bok nie wypuszczając oręża. Była to dobra okazja aby przelać krew krasnoluda. Miecz samym czubkiem ostrza rozciął biceps przeciwnika Eckhardta. Krasnolud zagryzł wargi z bólu, ale próbował nie dawać znaku słabości.
- Śmiało, jak ci to pomoże to krzycz. Matkę wzywaj, rozpłacz się. Mi to nie przeszkadza. Troszkę zabolało i już nie dajesz rady? Tak myślałem. Krasnoludy to jednak słaba rasa. - powiedział pewny siebie Eckhardt.
Kolejne celne cięcie miecza poprawiło symetralność kowala. Podobnej wielkości rana pojawiła się na drugim ramieniu. Przełamując ból krasnolud kontratakował. Trafił Eckharda w naramiennik wgniatając go nieznacznie. Jedyną reakcją na to było przymrużenie oczu Khornity. Nie było to jednak z bólu, a z niezadowolenia z uszkodzenia jego zbroi.
Próbując nie przerywać dobrej passy rudobrody zaatakował ponownie. Znów niecelnie. Znów nim przekręciło na bok. Znów Schwartzhaut wykorzystał tę sytuację.
Chwyciwszy miecz jednorącz doskoczył do przeciwnika i złapał go za gardło.
- Kolejny śmieszny krasnolud do mojej kolekcji. - powiedział do siebie Eckhardt i zagłębił miecz w khazadzie.
Czubek miecza wbił się w ramię przechodząc dalej, w stronę klatki piersiowej. Dzięki ruchom nadgarstka jakie wykonywał Eckhardt jego umierający przeciwnik wydawał istną symfonię jęków. W końcu stal wyszła drugą stroną. Po wyjęciu miecza jednym płynnym ruchem Khornita ściął głowę pokonanego i za włosy przywiązał ją sobie do pasa. Ruszył dalej w poszukiwaniu ofiar. Chciał wyciągnąć jeszcze kogoś... znaczącego. Kapłana na przykład. Pokazać mu czego dokonuje się tu w imię Khorne’a. Następnie rzucić go Uma na pożarcie żywcem. Tak. Taka wizja była bardzo przyjemna. Niech więc tak się stanie.
 
Aeshadiv jest offline