Widząc poczynania najwięszkego gora Eckhardt uśmiechnął się. Miał własny żywy taran do wyważania drzwi.
- Dobrze Uma. Widać Khorne darzy cię swymi łaskami. Bądź pewny, że masz pierwszeństwo w łupach z dzisiejszej zabawy. - powiedział Khornita i wszedł do środka.
Nie tylko zwierzoludzie bali się go jak ognia. Widok robiącego pod siebie szlachcica ucieszył Eckhardta. Wojownik zdjął hełm i ukazał swoją twarz. Długie czarne włosy opadły na naramienniki i zlepiły się krwią przed chwilą pokonanego brodacza.
Próba uderzenia chaoty ponownie rozbawiła Eckhardta. Uma jednym ruchem sprowadził kapłana do upadku. Gdzie jest teraz ten cały Sigmar? Nie powinien zstąpić z niebios podczas takiej profanacji i osłaniać swojego wyznawcy. Śmieszne bóstwo. Khorne obdarza swoich wyznawców licznymi łaskami. A tutaj? Ślepa wiara, modły w formie jakiś piosenek i zero działania.
Na pytanie Eckhardt odpowiedział.
- Jestem tym, który wprowadza plan Khorne’a w życie. Tym, który został wybrany przez Władcę Czasek do przelewania krwi w jego imieniu. Czempionem, wielkim wojownikiem.
Cały czas jak khornita mówił te słowa chodził wokoło. Sięgnął po młot leżący obok Sigmaryty. Złapał go jednorącz i podszedł do pomnika ich śmiesznego boga.
- Pierwszy Imperator. Ciekawe, czy był tak samo fałszywy jak ten obecny czy jeszcze bardziej. Nie lubię oszustów. - stwierdził i uderzył pomnik w głowę starając się go rozbić. |