Wynalazca w Raju
I tym razem milczał całą drogę, choć już na pierwszy rzut oka widać było wiele różnic w jego nastawieniu. Poprzednio łypał groźnym wzrokiem na swoich towarzyszy... A przynajmniej na Fausta, bo u Gorta niebezpieczna była tylko jego inteligencja(dopóki pozostawało się po jego stronie). Teraz wydawał się być w co najmniej dobrym humorze i żadne korzenie, pajęczyny czy inne diabelskie stworzenia, typu magicy, nie mogły w żaden sposób wpłynąć na jego nastrój. Tak, chociaż nie chciał tego po sobie dać poznać, to jednak myśli Madreda zdominował następny przystanek - zajazd Madam Roset, zdążył się już nieco nasłuchać na ten temat, a to co widział w obozie Blizny było wystarczającym zapewnieniem o prawdziwości tych plotek. Dlatego właśnie szedł raźno, nie zważając na nic - nawet na to, że coś ponownie zaczęło ruszać się w jego plecaku.
Nim dotarli na miejsce słońce zdążyło schować się za nieboskłonem. Technokrata był jednym z pierwszych, którzy wparowali do przybytku. Jego wzrok, niczym spojrzenie przysłanego z przyszłości cyborga, odnajdywał najważniejsze cele, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy. Gort mruknął coś tam do niego i Fausta, ale metalowy nie słuchał. Był w raju, no prawie raju, bo mordy niektórych gości aż prosiły się o metalową pięść dla poprawy wyglądu.
Madred dość szybko odłączył się od towarzyszy i wylądował przy osobnym stoliku z dwoma ślicznotkami. Dziewczyny były tak urocze, że technokrata zapomniał na ten moment o czekającej ich misji. Piwo i wino lało się hektolitrami, kiedy technokrata spędzał czas z panienkami. Miłe i dobrze wyszkolone śmiały się nawet z tych gorszych żartów wynalazcy, zrozumiałych tylko dla innych jemu podobnych ludzi. Ale czy to ważne? Rozmowa toczyła się na różne tematy, aż w pewnym momencie - czy to za sprawą dziewczyn czy upitego Nasarczyka - cała trójka zniknęła w jednym z pokoi.