Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2012, 14:57   #17
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Joran Lannister


Z Alisadaira Flowersa zostało naprawdę niewiele, i to niewiele było rozsmarowane po znacznej części cmentarza.
- Nieźle wybrał – mruknął Fallon, patrząc jak Półręki zbiera do worka krwawe ochłapy. - Prosto na cmentarz skoczył. Jakby wycelował trochę w prawo, nie zahaczyłby o tamten kawał lodu i prosto w grób by wpadł...
- Oszczędź mnie i jego.
- ... od razu byśmy go mogli, tylko przysypać...
- Fallon. Zamilknij.

Qhorin skończył niewdzięczne zadanie. Musiał potrzeć twarz ręką, przez czoło ciągnął mu się krwawy ślad. Wyciągnął okaleczoną dłoń po bukłak, który dzierżył ciągle w ramionach budowniczy.
- Od kiedy ty dziób w winie moczysz? - fuknął Fallon.
- Od zawsze. Przy szczególnych okazjach.

Pił długo, jakby nie miał nigdy przestać.
- Nie wiem, co się stało – mruknął do Jorana zgaszonym głosem. - Może za bardzo go cisnąłem? Zrobił się od niedawna nieuważny, jakby myślał o czym innym. Mówiłem mu... może za ostro? - oddał Fallonowi bukłak i odszedł, przykurczając ramiona. Po raz pierwszy od... zawsze Joran widział go zgaszonego i niepewnego. Po raz pierwszy od pięciu lat też widział, aby pił.
- Kudły dają się wszystkim we znaki, co? - skomentował Farwynd.

***


- Siadaj, siadaj... - Qorgyle szerokim gestem zgarnął pergaminy z ławy, aż część posypała się na kamienną posadzkę między sitowie. Ze stukiem postawił na wolnym miejscu puchar i wyrwał zębami korek z butelki. Lannister zajął wskazane mu miejsce, chwilę jeszcze zajęło mu znalezienie wygodnej pozycji. W końcu odezwał się
- Bettley zdrów? Cholery zwykle złe nie bierze, nieprawdaż? - Dornijczyk zaśmiał się krótkim, twardym śmiechem.
-Ser Bettley był zdrów gdy wyjeżdżałem, był strasznie niezadowolony i zły na mnie, ale zdrów - Czarne Serce uśmiechnął się krótko - Nie zdziwił bym się, gdyby zaczął myśleć, że zamierzam zając jego pozycję
Pytające spojrzenie Marbrana zostało skwitowane wzruszeniem ramion
- Żmija i jej ludzie przybyli do Wschodniej Strażnicy. Rybacy obawiali się Skagosów. Obiecałem im zwiększenie częstotliwości patroli udających się na ich ziemie i wysłałem po jednym bracie, do każdej ich wioski ... w zamian oni zwiększyli nam dostawy ryb. Cztery kosze raz na ćwierć księżyca. Naszego brata Bettleya zdenerwowało to, że mogłem coś takiego obiecać, za jego plecami ...
Qorgyle machał lekceważąco ręką zarówno na doniesienia o rybach, jak i o pretensjach Bettleya.

- Ty się nie kryguj. Ja wiem, że wy tam macie wieczny bój ambicji i nieustanny turniej... który charchnie przez 300 mil długości Muru tak celnie, by napluć jadem Mallisterowi w okno - Dornijczyk uniósł palec. - Warciście siebie obaj, Lannister. Nie zaprzeczaj. Z grzeczności chociaż.
-Nigdy nie powiedziałem, że nie lubię Bettleya - powiedział Lannister spokojnie - Chociażby z powodu wspólnej opinii o Mallisterze -
- Jakie wieści z kurhanu? I co to za obszarpańców żeś mi bladym świtem przez tunel przepędził?
-Co do tych obszarpańców, to grupa dzikich, która przedarła się przez Mur. Rodzina, która obawiała się Toczącej się Czaszki. 6 mężczyzn, 3 kobiety i parę dzieciaków. Mourad mi o nich powiedziała, więc ruszyłem za nimi ... a na pomoc dostałem jej Skagosów, jeden z klanów ... w każdym razie szybko udało nam się pokonać tą grupę, a tych wziąłem do niewoli. Nie stanowili dla nas żadnego zagrożenia, dlatego wypuściłem ich z powrotem ... na Północ -
- Zaraz, zaraz... - Lord Dowódca uciął w połowie relację o dzikich. - Bali się Czaszki, mówisz. A mieli podstawy, czy coś uroiło im się?
-Co do Czaszki ... różne mnie głosy dochodzą. Jedno jest pewne. Urósł w ambicję i będzie go trzeba ukrócić. Wrócił z północy i najwyraźniej zamierza ogłosić się Królem za Murem. - Joran przerwał na chwilę wpatrując się w dowódcę swoim zimnym wzrokiem. - Podobno Raymund i Endehar zbratali się. A sojusz opłacany jest skagoską solą. Z tego, co słyszałem, Czaszka na razie chce wyciągnąć więcej soli ... ale robi się niebezpiecznie. Wiem, że jest cała ta sprawa ze Skagosami na Długim Kurhanie, ale nie możemy tego zignorować. Powinniśmy zorganizować wyprawę, a Raymund powinien dołączyć do kolekcji przyszłych, niedoszłych Króli za Murem ... poza tym w tym wypadku dochodzi jeszcze pewna kwestia osobista.

- Po pierwsze, Moruad nie jest Endeharem. To wiemy nie od wczoraj, nieprawdaż? I co byśmy sobie o niej nie pomyśleli – zacisnął zęby, ale uśmiechnął się zaraz pogodnie – nigdy nim nie będzie. Na szczęście. Pamiętaj o tym. Ona nie daje mi o tym zapomnieć ani na chwilę. Półręki ma rację – musimy jej zaufać. Dobrze, że z nią pomówiłeś. Dobrze, że poczuwa się na tyle, że chce bronić naszej ziemi.
- Chce pozwolenia na przebicie bramy...
- A o tym i mowy być nie może. Odmówimy jej. I musimy dać coś w zamian, by się nie obraziła zbytnio. Wymyśl coś. Najlepiej szybko. Trzeba jej będzie osłodzić odmowę. Po drugie, będzie wyprawa. Ty ją poprowadzisz. Zaraz po tym, jak Roddard wróci zza Muru. Weźmiesz go ze sobą, przyda ci się. Będziesz zaskoczony. Zrobił się wylewny.
- Roddard „Pojechałem. Ubiłem. Wróciłem” Worsworn? - upewnił się Joran, podpierając pytanie cytatem ze słynnego raportu, którym Worsworn podsumował trzy miesiące tropienia w głuszy dzikiego grasanta. - Wylewny?
- Nie podśmiewuj się. Dałem mu młodziaka na naukę. Gówniarz ma na niego dobry wpływ.
- Nie wątpię. Wylewny?
- A jakże. Jak ubił Latającego Węża, to przy „ubił” powiedział mi jeszcze, z ilu kroków... a przed „wróciłem” dodał „było zimno” - uściślił Lord Dowódca.
- Elokwencja godna, zaiste, podziwu...
- Dość o tym. Roddard zjedzie, wybierzesz ludzi i pojedziesz.
- Półręki? - Joran znał dobrze odpowiedź, ale zapytał i tak. Zbyt świeżo miał w pamięci oczy Qhorina, oczy uwięzionego w paści wilka.
- Nie. On nigdzie nie pojedzie. Najchętniej wysłałbym go Wieży Cieni, ale z dwojga złego wolę mieć go pod ręką.
- Rozumiem. Jakie jest pierwsze zło? - Joran zamrugał niewinnie jak dziewica i rzucił Lordowi Dowódcy pytające spojrzenie znad kielicha. Qorgyle rozparł się w swoim krześle i długo myślał, cisza przeciągała się w wieczność.
- Gdybym miał twarde dowody – to rzekłbym: dezercja i zdrada. A dezercja i zdrada kogoś takiego wznieci pożar, którego nikt ani nic nie ogarnie.
- Ale... dowodów nie ma.
- Nie. I na tym skończmy. Co za kwestia osobista gna cię za Mur?
- Dzicy mówią, że Czaszka albo Endehar chcą mojej głowy – wyszczerzył się Joran, i Lord Dowódca uśmiechnął się także.
- W takim razie... moje gratulacje.

***


- Joran, do Lorda Dowódcy!
- Co się stało?
- Kruk ze Wschodniej Strażnicy przyleciał.
- Złe wieści?

Hugo Flint potarł czoło ręką.
- Tragiczne.

***


- ... w dłoni miał zaciskać złotą przywieszkę, ozdobę na włosy - measter Aemon nie bez trudu odczytywał wiadomość ze Wschodniej Strażnicy, spisaną pajęczym pismem na cienkim skrawku pergaminu. - Skagoskiej roboty, dlatego też czterech wojowników ze Skagos, których prądy zepchały w pobliże Muru i którzy przybili do Wschodniej Strażnicy, ruszyło razem z nami po śladach Aidana. Dziewkę znaleźliśmy przy morskim brzegu. Okaleczoną i poćwiartowaną. Skagosi rozpoznali w niej Enned, córkę Endehara...
- Magnara... Skagos... - Lord Dowódca zaplótł palce na swej wygolonej, pokrytej bliznami czaszce, by po chwili rąbnąć w stół smagłą, mocarną dłonią. - Dupy się zachciało, lecz zbyt był szpetny! Wziął więc siłą i zabił. Idiota! Zabił nas wszystkich...
- Pamiętam Aidana - przypomniał sobie lord Budowniczy - razem nas przyciągli na Mur, z tymże, że mię w kajdanach - Fallon Farwynd zachichotał i objął ramionami swe grube brzuszysko. - Syn tkacza z Białego Portu. Stark go pchnął w czerń za psucie monety. Płakał, jak miał zabić kozę. Skagijka wtłukłaby mu pierwszym lepszym kijaszkiem albo gołymi ręcoma! On nie zabił. Prędzej posrałby się ze strachu.
- Też go pamiętam - zaznaczył cicho z kąta Półręki. - To dobry człowiek i prawdziwy brat z Nocnej Straży... choć naturę ma miękką. Szpetnym bym też raczej go nie nazwał.
- Otoczyliśmy Skagosów, wzięliśmy w niewolę i trzymamy pod zamknięciem - podjął wątek maester Aemon.
- Ha! Bettley to potrafi udziabać! Nic dziwnego, jak ma się w herbie robaka! Ale że i Skagosów uchapał, no no...
- ... prócz jednego, który był zbiegł. Zostawił fałszywe ślady i omamił nas. Nie wiemy, dokąd pojechał, ale musimy założyć...
- ... Że prosto do magnara Skagos - dokończył ponuro lord Qorgyle.
Wśród zaległej ciszy głos Pierwszego Zwiadowcy Ulmera, nagle zachrypły, zabrzmiał jak żałobne krakanie wrony.
- Czterystu. Z Moruad na Długim Kurhanie jest czterystu Skagosów. Kilka dni marszu stąd.
Uśmiech spełzł nawet z rumianej gęby Farwynda.
- Wiem - warknął lord Qorgyle. - Sam ich tam wpuściłem.
- Nie czas to na swady - wtrącił pojednawczo maester Aemon. - Radźmy, jak zapobiec sprawie.
- Wojnie - syknął Lord Zwiadowca. - Dlaczego nikt nie mówi wprost. To będzie wojna.
- Chyba rzeź? - fuknął Farwynd.
- Musimy ukręcić temu łeb, zanim sprawa wyjdzie na jaw. Magnar nic nie wie - ozwał się nagle Półręki. - Gdyby wiedział, już maszerowałby na Mur. Poślijmy na Długi Kurhan do Moruad. Dowiedzmy się, co ona wie, i co zamierza uczynić. Endehar to okrutny głupiec i jego dni się kończą. Jego miejsce zajmie Moruad i z nią musimy się układać. Ta biedna, martwa dziewczyna była i jej krwi. Musimy się układać, zanim będzie za późno. Musimy dać jej sprawiedliwość, już w chwili, gdy jej zażąda.
- A jeśli nie ustalimy, kto to zrobił?
Twarz zwiadowcy nie drgnęła, pogłębiły się tylko cienie w oczodołach, jeziora półpłynnego mroku.
- Jeśli Nocnej Straży nie będzie stać, by oddać Moruad Magnar sprawiedliwość, będziemy musieli dać jej... winnych.

Qorgyle wstał. Trzasnął pięścią w stół. I raz jeszcze. I kolejny, aż na podłogę posypały się listy, kielichy i runął jak ścięte drzewo świecznik.
- Wynocha! - ryknął.
Półręki wstał sztywno, zacisnął zęby, ukłonił się i ruszył do drzwi. Qorgyle dyszał ciężko i Joran zaczął się obawiać, że dowódcę zaraz trafi szlag na miejscu.
- On ma rację – zaznaczył cicho maester Aemon.
- Wiem, że ma rację! Zawsze ma, do kurwy nędzy, rację, od kiedy uwikłał nas w tę hecę.
- On? - wymsknęło się Ulmerowi.
- Wynocha! Wszyscy! - Qorgyle poczerwieniał na twarzy jak dobrze wypieczony rak i po raz kolejny walnął pięścią w stół.

I tyle by było, pomyślał Joran, jeśli chodzi o dyplomację. Dornijska krew wrze jak ukrop nawet w mrozach Północy.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 15-10-2012 o 17:43.
Asenat jest offline