Godzina 11:45, czwartek, 3 wrzesień 2048
Inner City, New York City
5 dni do wyborów, 39 godzin do wyczerpania się akumulatora Inner City 38
- Wybudzaj ją - rzuciła Felipa do Jack słysząc podniesiony głos dobiegający z podjazdu. - Będzie jeszcze trochę skołowana po narkozie, musimy szybko się stąd wynosić.
Latynoska przemierzyła korytarz i po chwili pojawiła się w progu mierząc dość chłodnym spojrzeniem Alice Suarez.
- Dzień dobry pani. Nazywam się Ericka Sanchez. Jestem pracownikiem firmy kosmetycznej Thousand Faces, która w chwili obecnej świadczy usługi pani Suarez za obopólnym porozumieniem. Zaistniał w związku z tym jakiś problem?
- Oczywiście, że zaistniał! - Alice była wściekła, ale raczej nie na pracowników firmy, bowiem przecisnęła się obok kobiety, kierując ku Jack i “pacjentce”. - Meeg!
-Meg? - lekarka wysunęła głowę z pomieszczenia starając się wyglądać na skołowaną. Miała nadzieję, że dawka środka pobudzającego, który przed sekundą podłączyła do kroplówki zadziała szybko - Przepraszam, tu jest pani Alice Suarez i prosiłabym o zachowanie spokoju. Wszystko już jest jak najbardziej w porządku.
Użyła kojąco-medycznego głosu, tego samego, którym informuje się pacjentów, że ich ubezpieczenie nie pokryje leczenia, tudzież rodziny chorych, że ich bliski zmarł. Miała nadzieję, że to uspokoi prawdziwą Alice, chociaż z drugiej strony nazwanie Meg jej imieniem mogło podziałać odwrotnie. Niestety należało utrzymać się w roli pracownika oszukanej firmy kosmetycznej.
Prawdziwa Alice warknęła w furii, z trudem kontrolując swoje emocje.
- Alice?! Ja jestem Alice! Jak ją dorwę w swoje łapy, gdzie ona jest?!
Wszystko to jeszcze w korytarzu, przez który przeszła w ten sposób, że można było ją zatrzymać tylko przy sporym użyciu siły. Meg dostrzegła chwilę później.
- Co jej zrobiliście?
- Pani jest Alice? - w głosie Jack brzmiało autentyczne zdumienie - No to już wiemy skąd ta reakcja alergiczna! Proszę się jednak nie obawiać, już wszystko w porządku. Sytuacja została opanowana i nikomu nic nie jest. Proszę mi zaufać, jestem lekarzem.
- Oczywiście, że jestem Alice! - szybko zbliżyła się do Meg, nachylając się nad nią i sprawdzając puls. Środek pobudzający działał, ale wolno, młodsza z kobiet jęknęła, cicho i słabo. - Jak to nic nie jest, przecież widzę!
Jednym ruchem uruchomiła holofon.
- Wybierz: przychodnia Inner City.
- Szanowna pani, z całym szacunkiem - wtrąciła się Felipa - ale pani Alice Suarez nic nie jest. Już wybudza się po narkozie, o którą zresztą sama prosiła aby oszczędzić sobie dyskomfortu podczas zabiegów plastyki. Nie ma potrzeby wzywać lekarza skoro mamy wykwalifikowanego na miejscu. Poza tym pani Suarez podpisała wszelkie zgody, proszę zerknąć - Felipa wyjęła z wewnętrznej kieszeni umowę na której widniał złożony przez Meg podpis “Alice Suarez”. - Wszystko zgodnie z literą prawa.
Alice odwróciła się nagle, wstrzymując wybieranie numeru. Raz jeszcze spojrzała na budzącą się Meg, a potem na umowę, szybko studiując ją wzrokiem. Przeskakiwała nim całe akapity, wyraźnie znając się na tego typu sprawach i nie dając zwieść słowom Felipy.
- Umowa umową, ale jak mogliście nie mieć zwykłego sprawdzania podpisów?! Przecież wyraźnie widać, że to nie mój podpis, a to ja jestem Alice Suarez. I nie ma tu nigdzie wzmianki o narkozie, to powinno być podpisywane osobno. Zwłaszcza, że znajdujemy się na terenie mojej posesji, nie wierzę, że moja... współmałżonka posunęła się tak daleko!
Cholera wiedziała, na kogo Alice była najbardziej wściekła.
- O mój boże, wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Szykowałam umowy w pośpiechu bo wczoraj do późna obsługiwaliśmy inną klientkę... - Felipa odgarnęła włosy trzęsącymi się rękami po czym zaczerpnęła kilka głębszych oddechów jak przy napadzie paniki. - To ja odpowiadam za umowy i ich sprawdzanie a to mój pierwszy tydzień w pracy... Jest mi tak bardzo bardzo przykro ale na szkoleniach wpajali nam, że klient ma zawsze rację, skąd miałam podejrzewać, że pani Alice Suarez podszywa się pod panią? - Latynoska wydawała się bliska załamania a może nawet wybuchu płaczu. - Błagam... Jeśli pani zgłosi na mnie zażalenie na pewno z miejsca dostanę wypowiedzenie. Mam małe dziecko na utrzymaniu...
Alice westchnęła, oddając umowę i kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Zwyczajnie nie wierzę, że do czegoś takiego mogło dojść. Rozmawialiśmy z mężem, że ona ma pozostać bez modyfikacji, bo uwielbiamy jej naturalizm, a tu takie numery. Czy będzie się z nią dało teraz normalnie porozmawiać? I czy mogłabym zobaczyć jakieś potwierdzenie, że jesteście z... - zerknęła na furgonetkę - ...Thousand Faces? A pani jest doktorem?
Tu spojrzała bezpośrednio na Jack. Była ostrożna, ale nie przesadnie. Meg natomiast obudziła się już, otwierając oczy i zdezorientowanym wzrokiem patrząc w sufit. Evans wiedziała, że jeszcze przez chwilę po takim “znieczuleniu” dziewczyna będzie podatna na manipulacje, ale potrwa to może z pół minuty, zanim wróci do sprawnego myślenia.
- Co... co się stało?
Jak przystało na porządnego lekarza Jack ruszyła w kierunku Meg dając sobie kilka sekund na odpowiedź dla Alice. I próbę zrozumienia jak kurde Felipa to zrobiła. Małe dziecko, naprawdę?!
- Już wszystko dobrze - chwyciła uspokajająco dziewczynę za rękę przy okazji mierząc puls- Jesteśmy z Thousand Faces, pamięta pani? Mieliśmy podać narkozę by wykonać zabieg. Dostała pani małej zapaść, ale na szczęście już wszystko w porządku. Tak, ja jestem lekarzem.
Ostatnie zdanie skierowane zostało do Alice.
- Narkozy... nie pamiętam żadnej narkozy... tylko plecy...
Mówiła nieprzytomnym, powolnym głosem, nie dostrzegła jeszcze nawet kto dokładnie znajduje się w tym samym pomieszczeniu co ona, ale Alice była w pełni sprawna umysłowo. Jej oczy zwęziły się.
- Lekarzem... a mogę zobaczyć tego potwierdzenie?
- Proszę - Jack pokazała swoją legitymację. Prawdziwą. W gruncie rzeczy i tak kamery ją złapały, a wątpiła czy peruka i okulary by w tej sytuacji pomogły. Po wyświetleniu hologramu dokumentu wróciła do Meg.
- Oczywiście, że pani nie pamięta. To normalne. Proszę mi powiedzieć ile widzi pani palców?
Evans wyciągnęła przed siebie rękę pokazując trzy palce.
Meg zamrugała oczami, wpatrując się w palce.
- Wszystko... mi się rozmywa...
Ostatnie słowa już jednak wypowiedziała trochę przytomniejszym głosem. Alice obejrzała legitymację, wyglądając tak, jakby chciała zapamiętać najważniejsze z informacji na niej zawartych.
- Meg? To ja. Możesz mi do cholery powiedzieć, o co tu chodzi?!
- Alice...?
Coraz więcej przytomności, ale i strachu w wypowiadanych słowach.
- Tak, ta prawdziwa. Wytłumaczysz mi się?
- Ja... ja chciałam tylko drobne rzeczy... nie miałam mieć narkozy ani poważniejszych zabiegów, tylko wstrzyknięcie czegoś...
Starsza z kobiet znów spojrzała podejrzliwie na dwie panie z “Thousand Faces”.
Jack znając swoje umiejętności socjalne przezornie milczała, zwalając ciężar odpowiedzi na Felipę. Postanowiła jednak zapamiętać, żeby poprosić Remo by wpisał ją do systemu pracowniczego tej firmy.
- Owszem, miała pani dostać zastrzyk powodujący zmianę pigmentacji skóry oraz być poddana plastyce twarzy przy pełnej narkozie. Cytuję: “Szersze usta i wizualnie większe oczy z możliwością zmiany koloru”. Dokładnie pani słowa. Jeśli ma pani chwilowy mętlik w głowie to jest to efektem pełnego znieczulenia, zaraz minie - Felipa dyskretnie otarła rękawem zawilgotniałe oczy. - Drogie panie, myślę, że nasza obecność jest już zbędna. Owszem, można mi zarzucić niekompetencję ale przede wszystkim to chyba panie muszą między sobą wyjaśnić sprawę. My nie powinniśmy wtrącać się w rodzinne konflikty.
Alice splotła ręce na piersi, patrząc na młodszą z kobiet ze złością, ale jednocześnie i czym więcej. Znów pokręciła głową, gdy Meg zaczęła mówić.
- Ale...
- Porozmawiamy na osobności Meg. Czy ostatecznie zostało jej coś wszczepione? Chciałabym też otrzymać jakiś państwa numer, zapewne będziemy chciały wyjaśnić potem dokładniej to całe nieporozumienie.
- Nic nie zostało wszczepione - Jack tym razem nawet mówiła prawdę - Na podanie narkozy pani współmałżonka zareagowała alergicznie i musiałam ją ustabilizować i przywrócić przytomność, co jak widać się udało. Żadne zabiegi nie zostały przeprowadzone.
Starsza z kobiet odetchnęła.
- Dobrze. Chociaż tyle. Czy mam się kontaktować bezpośrednio z firmą, czy z paniami, aby ustalić sprawę tej umowy? Podpis jej mój, czy ten rabat ciągle będzie obowiązywał? Bo zastanawiają mnie teraz prawne aspekty... młodej fantazji... Meg.
- Jestem przekonana, że rabat będzie obowiązywał. Wolałabym sama przedstawić sprawę moim przełożonym a następnie skontaktuję się z panią. Proszę dać mi dwa dni na wyprostowanie sprawy, ja naprawdę nie mogę sobie pozwolić na utratę tej posady - Felipa wydawała się w tej chwili najbardziej pokrzywdzonym stworzeniem na tej części globu. - Bez stałych środków mój były mąż odbierze mi córkę... - przez moment szperała w swoim komie aby wyświetlić holo uśmiechniętej szczerbatej sześciolatki. - Ma pani dzieci? Dwa dni. Por favor.
- No dobrze, dobrze. Dwa dni, a potem sama zadzwonię wyjaśnić to wszystko. - Meg już siedziała, wyglądając jak nastolatka czekająca na ostrą burę. - Tylko proszę pozabierać swoje rzeczy. Muszę zaraz wracać do pracy...
Przestała na nie zwracać większą uwagę, tylko wyszła przed budynek, aby skinąć strażnikom, że wszystko w porządku i tamci wracali już do swojego wozu.