Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2012, 18:11   #41
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Po wejściu do wnętrza domu Ann obrzuciła je uważnym spojrzeniem szukając widocznych kamer. Zlokalizowała taką, do której mogła podejść bez wzbudzania podejrzeń rozmawiającej z kobietami pani Suarez, przeszła wolnym krokiem w jej kierunku i dyskretnie podczepiła pod nią maleńkie urządzenie Remo.
Przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie, a kiedy ta zaczęła kierować się w absurdalnym kierunku, przypomniała Jack i Filipie o właściwym celu ich wizyty. Zacisnęła usta obserwując brak profesjonalizmu w ich zachowaniu. Tak ewidentne okazywanie negatywnych odczuć przy „celu” było całkowicie zbędne i stanowiło poważne zagrożenie dla misji. Najwyraźniej żadna z nich nie przechodziła nigdy szkolenia z zakresy zarządzania emocjami. Na szczęście młoda, niedoświadczona dziewczyna nie stanowiła wielkiego wyzwania i po chwili spoczęła bezpiecznie na kanapie, pod czujnym wzrokiem Jack. Teraz mogli przystąpić do przeszukania.
Jeszcze w motelu Ann uczuliła wszystkich biorących bezpośredni udział w akcji, by nie wchodzili do pomieszczeń zanim nie dostaną na to zezwolenia od niej i Remo. Nie wiadomo jakie czujniki i zabezpieczenia były w nich zlokalizowane, a ich przypadkowe uruchomienie mogło spowodować nieprzewidziane i raczej nieprzyjemne konsekwencje.

Z raportu Remo wynikało, że przynajmniej kilka czujników było nadal aktywnych. Mieli też problem z zapisami z kamer. Coś musieli zostawić Suarezowi by wzbudzić jak najmniej podejrzeń.
- Jack. Odegraj trochę zamieszania z ratowaniem Meg na potrzeby systemu monitoringu. Remo zapełni tym usunięte zapisy z kamery. Remo możesz wrzucić do zapisu jakieś stare nagrania z pustymi wnętrzami?

Większość pomieszczeń w domu była otwarta. Zważywszy na obecność pani Suarez można było założyć, że to nie tam znajdują się czujniki, ale wolała się upewnić.
Ann wyjęła z walizki niewielkie urządzenie w kształcie sześcianu.
Podeszła do Malcolma i pokazała mu skaner.
- Zanim wejdziesz do pomieszczenia ustaw tym przyciskiem - Wcisnęła czarny guziczek z boku i na górnej powierzchni pojawiły się cztery zielone diody migające naprzemiennie. Po mnie więcej dziesięciu sekundach przestały migać – Jeśli w pomieszczeniu będą się znajdowały aktywne czujniki lub promienie, diody zaczną świecić na czerwono. Wtedy mnie zawołajcie. Jeśli będą zielone możecie wchodzić bez problemu. Ja zobaczę sobie ten zamknięty pokój.

Następnie Ann wyjęła z walizki urządzenie wyglądające zupełnie jak froterka do dywanu. Różnił się od niej przede wszystkim tym, że przy pochwycie miał niewielki wyświetlacz holograficzny.
Podeszła do zamkniętych drzwi i przejechała czytnikiem uważnie wokół elektronicznego zamknięcia i futryny. Przy zbliżeniu rządzenia do samego zamka na holograficznym czytniku pojawiło się ostrzeżenie. Miał dodatkowe zabezpieczenia.
Bardzo delikatnie podczepiła do niego jedną z zabaweczek hakera, któremu jednak niestety nie udało mu się dezaktywować czujnika zdalnie. Co zapewniłoby im całkowicie czystą robotę. Remo mógł jedynie na chwilę zakłócić działanie urządzenia i przesył impulsu.
Dawało to Ann kilka bezcennych sekund na próbę bezpośredniego wyłączenia, a raczej uszkodzenia czujnika. Na szczęście sam zamek był dość standardowym rozwiązaniem. Mimo doskonałych zabezpieczeń na kod i czytnik linii papilarnych, jego układ wewnętrzny nie stanowił tajemnicy dla kogoś, kto lubił się bawić takimi układankami.
Z zasobów pamięci przywołała odpowiedni schemat i zlokalizowała właściwe miejsce. Z palca dziewczyny wysunął się mikrolaser, a jego promień ciął z idealną precyzją, pozostawiając prawie niewidoczna rysę na powierzchni obudowy.
- Remo wyłączyłam czujnik. Spróbuj teraz otworzyć zamek.
Po kilku sekundach drzwi rozsunęły się bezgłośnie.
- Dobra robota! - Na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Uwielbiała pracować z profesjonalistami.

Jej uśmiech szybko wyparował, kiedy popatrzyła do środka. Pokój wyglądał jak połączenie gabinetu z salonem, ale już nie sypialnią. Była kanapa, fotele, biurko i jakieś szafki, wszystko w czarno-stalowych kolorach i nic szczególnie się nie wyróżniało z otoczenia, przynajmniej dla zwykłych oczu.
Niestety Ann patrzyła bezpośrednio w oko kamery, która wg hakera nie była podłączona do centralnego systemu, do którego się włamał. Należało tylko mieć nadzieję, że nie przesyłała właśnie informacji do właściciela o obecności w domu zbyt ciekawskich gości.

Teraz nadszedł odpowiedni moment by uruchomić Tai-Pim. Robot nie wyglądał zbyt imponująco. Małe pudło na szerokich kołach z supermocnej stali chroniło delikatne, elektroniczne wnętrze naszpikowane czujnikami. Niewielkie oko kamery zaczepione na górze skrzynki, na kulowej platformie, poruszało się sprawnie we wszystkich kierunkach, a manipulator pozwalał zdalnie wykonać większość manualnych czynności.
Ann postawiła go w otwartym przejściu, a robot rozpoczął dokładne skanowanie pomieszczenia, wysyłać informacje do czytnika w holophonie dziewczyny. Ann założyła gogle dzięki którym widziała dokładnie to co jego kamera.
Robot natychmiast wychwycił wiązki laserowe przy drzwiach i balkonie.

Część czujników była już nieaktywna. Najwyraźniej wyłączyło je unieruchomienie głównego systemu, niestety nie podziałało na wszystkie. Sądząc po tym co zobaczyła, można było założyć, że pan Suarez raczej nie ufał swoim żonom.
- Fiu fiu - powiedziała na tyle głośno, by mogli ją usłyszeć w mikrofonie – ktoś tutaj bardzo się stara zabezpieczać swoje tajemnice.
Promienie umiejscowione były mniej więcej co kilka centymetrów. Ann zdawała sobie sprawę, że każde nawet najmniejsze przerwanie obwodów spowoduje aktywowanie alarmu z sygnałem przesyłanym najprawdopodobniej bezpośrednio do pana domu. Nie było najmniejszej możliwości pokonania tej bariery bez jej naruszenia.

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Linia czujników obejmowała tylko bezpośrednie przejścia. Nikt nie pomyślał by zabezpieczyć pozostałe ściany, które szczerze mówiąc nie wyglądały zbyt solidnie. Odtworzyła sobie układ domu i wyznaczyła najlepsze miejsce do wykonania przejścia dla Tai-Pim. Na szczęście nie musiało być zbyt duże.
Sąsiednie pomieszczenie okazało się garderobą. Po odsunięciu wieszaków z obraniami dostała się do odpowiedniego miejsca. Wywiercenie otworów i podłożenie kilku niezbyt dużych ładunków w odpowiednich miejscach zajęło jej tylko dwie minuty. Po aktywowaniu zapalnika można było usłyszeć niezbyt głośne dźwięki przypominające nieco strzały z broni z tłumikiem. Ann wysunęła uszkodzony fragment ściany. Powstały otwór całkowicie wystarczał do wsunięcia w niego robota. Niestety, nie było już szans by Suarez nie dowiedział się o ich wizycie i działalności. Oby to co było w środku warte było utraty kamuflażu.

Tai-Pim kierowany zdalnie przesunął się w kierunku biurka zamkniętego na zwykły klucz. Pokonanie takiej bariery nie stanowiło problemu ani dla Ann ani dla robota. Po chwili uruchomiony komputer został udostępniony Remo w jego mobilnym centrum.
Teraz już tylko od hakera zależało jakie i ile uzyskają informacji, a co zdołają ukryć.

Robot mógł się zająć się poszukiwaniem ewentualnych skrytek lub dokumentów.
W zamkniętym pokoju nie było więcej nic interesującego.
Ponieważ przeszukiwaniem pozostałej części domu zajęli się Felipa i Malcolm uczuleni na to by wezwać ją gdyby trafili na coś interesującego, postanowiła przede wszystkim zabrać robota do podziemnego garażu i poszukać czy nie ma czegoś ciekawego w podziemnej części domu. Intuicja podpowiadała jej, że coś takiego powinno być u człowieka o zainteresowaniach Suareza. Niestety nie było tam przejść. Zawiedziona tym faktem, wróciła do reszty zaczęła skanować resztę domu.
Tutaj także ponieśli porażkę.

Musiała jeszcze raz przemyśleć całą sprawę. Cały czas miała wrażenie, że o czymś istotnym zapomniała. Wtedy przypomniała sobie o dobudówce niepołączonej bezpośrednio z całym domem.
Pospiesznie udała się w tamto miejsce. Na pozór wyglądało jak zwykła altanka ogrodowa z elektrycznym grillem na środku. Na szczęście robot dostrzegał to, czego nie potrafiło zobaczyć zwykłe ludzkie oko. Idąc za jego wskazaniami Ann dotarła do panelu sterowania, który nie przesyłał impulsów tylko do samego grilla, ale także do innego urządzenia. Najwyraźniej większość kabli schodziła pod ziemię. Odkrycie platformy zjeżdżającej w dół nie zajęło jej już wiele czasu. Jej zabezpieczenia były dokładnie takie same jak zabezpieczenia zamka w pokoju z komputerem, a więc pokonanie ich taką samą drogą nie stanowiło większego problemu.
Niestety ich czas kurczył się zbyt szybko:
- Jack będziesz musiała przetrzymać naszą gospodynię w stanie nieświadomości jeszcze przez kilkanaście minut. Znalazłam coś ciekawego na zewnątrz.

Kiedy winda zagłębiła się w dół poczuła jak zrywa się jej połączenie z robotem, który stał obok. Działające zakłócacze musiały być niesamowicie silne i ultranowoczesne. Taka technologia nasunęła jej bezpośrednie skojarzenie z urządzeniem, które wykorzystano do wykradzenia zabawki C-T. Poczuła dreszcz podniecenia. Była na tropie.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 06-10-2012 o 18:15.
Eleanor jest offline  
Stary 06-10-2012, 23:16   #42
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Zatrzymał wóz na niestrzeżonym parkingu, z którego widział zarysy bramy do Inner City, przez którą właśnie przejeżdżała furgonetka Thousand Faces. Szyby automatycznie zostały przyciemnione, a niewielka kamerka skierowała obraz na wjazd, powiększając go wielokrotnie i wrzucając na podgląd na jednej z małych ekranów rozsianych teraz po całym wnętrzu Mustanga. W tej akcji mógł go jeszcze chociaż użyć, ale nie zamierzał robić takiego błędu, jaki zaserwował już na początku Beckett i pozwolić ludziom na zabawę w skojarzenia. Chwilowo nie miał tu nic do roboty, zastanowił się więc głębiej nad wydarzeniami wcześniejszego dnia, a potem jego umysł podążył do wiadomości Waltersa, zadziwiająco podobnej do późniejszej wiadomości Jack. Ale to do tego pierwszego postanowił się odezwać najpierw, a może w ogóle. Nie żeby mu ufał czy bardziej lubił, bardziej zadziałał fakt, ze facet był pierwszy, a na dodatek Evans zirytowała go formą swojego pytania. “Zdobądź mi coś to będę ci winna przysługę”. Za kogo ona go miała, podrzędnego pajaca, robiącego darmo statystę pragnącego dzięki temu się wypromować? I to jeszcze sprawa z wykradaniem technologii korporacjom, nie miał pojęcia, czy można poprosić o coś większego i to ot tak, przez holo. Co innego drobne przysługi, co innego narażanie życia.
Sklecił pierwszą wiadomość, wysyłając ją do Eda. O tym człowieku wciąż nie wiedział co sądzić, dlatego wszystko zaczęło się i miało się obracać wokół niedomówień. Remo i tak nie ufał w żaden sposób czemukolwiek na odległość. Skoro on mógł to przechwycić, to inni także.
"M-LIQUIR-03. Popularna zabawka. Zostałem zaciekawiony. Chcesz rozwinąć temat?"

Sam jeszcze nie wiedział, jak to ugryźć. Można się było włamać do urzędu patentowego, mimo ich dobrych zabezpieczeń nie było to niemożliwe, gdy wiedziało się, czego się szukało. Druga opcja to poszukanie tego u korporacji, zwłaszcza CT. Patenty były w czymś, co zwano sieciowym sejfem, dostępne tylko z jednego miejsca przy solidnej kontroli, ale miał tam wystarczające chody. Pierwsza wiadomość motocyklisty była krótka.
"CUDOWNIE"
Remo zignorował ją, uznając, że tamten jest zainteresowany, ale tematu przez wiadomości kontynuować nie chce. Może słusznie, pytanie jak wielka była jego ciekawość? Druga wiadomość wskazywała na to, że jednak całkiem spora.
"Wczoraj patent nic Ci nie mówił a dzisiaj już jest popularny? To ta technologia zabawki z akcji na przesyłkę?"
Zły strzał, więc nie było to związane z ich akcją. Kye nawet nie rozumiał objaśnienia patentu w urzędzie, ale skoro ta nazwa wychodzi, a prosta nie była, znaczyło to, że nie jest to nic małego i nieistotnego.
"Jak coś interesuje większą ilość osób to jest popularne. Mi wciąż nic nie mówi, możesz naświetlić. Dowiedzieć się tak samo niełatwo jak wcześniej. Ciekawe ile sieć wie o tych cudotwórcach. Nazwa przypadkowo pasuje do Aniołów. :)"
Celowo nie podał mu od razu informacji o tym, że nie tylko on jest tym zainteresowany. Tak samo jak tamten wcale nie zamierzał zdradzać, dlaczego go ciekawi. Takie pieprzenie o niczym konkretnym. Bez wyjaśnień.
"To raczej zbieg skojarzeniowy z Aniołami. Nie wiem, może to najnowsza zabawka kochanego korpu. Może to, co się zgubiło w innej formie. Wiem tyle co Ty A z innej beczki - wbij się w VirtuaGirl, byłem na randce z 'sobowtórem' naszej zguby - firma śmierdzi. Zarząd, adresy centrali, placówek i tak dalej. Jak są z NYC to chyba mamy trop."

Zmiana tematu nie dziwiła, po tej wymianie uprzejmości. Brak możliwości oglądania reakcji na twarzy rozmówcy był dużym minusem takich rozmów. Albo zaletą. Remo porzucił myślenie o tym do czasu gadki twarzą w twarz, dopisując tylko kilka zagmatwanych i zasnutych mgłą wyjaśnień. No i swoją aktualną, cholernie małą, wiedzę o portalu o wirtualnym seksie, którym nie zajmował się zbyt długo i zbyt pilnie. Zdawało się jednak, że Waltersowi na tym zależy bardziej niż innym, a jeśli nie bardziej to przynajmniej szybciej.
" 'M' jest podobno jasną formą określenia przynależności patentu, nigdy wcześniej się w to nie zagłębiałem, ale to ma całą prawną otoczkę. Zabezpieczone, aby ludzie z ulicy tego nie złapali, ale zgłoszone, by sądzić się z innymi korpo. Syf. VG śmierdzi, ale wszystkie te firmy śmierdzą. Struktura rozproszona, dzieło jednego człowieka, przynajmniej w sieci. Zero oficjalnych i nieoficjalnych siedzib. Na to wszystko potrzebuję pieprzonego czasu, a na razie mam domek Suareza. Jeśli Newt żyje, to jeszcze pożyje. Są jeszcze dwa inne i przynajmniej jeden z nich interesujący. Coś mocno ci zależy na znalezieniu laski. "
Westchnął, zirytowany prymitywnym wpisywaniem i przesyłaniem tekstu, skróconego jak najbardziej, aby jak najmniej trzeba było wklepywać. Najwyraźniej Walters odczuł to podobnie.
"Okay. Który z dwóch interesujący, bo nie kumam? Zresztą... Pogadamy potem w trzy oczy."
Remo w duchu zgodził się, że należy to na razie zakończyć. Główny temat skończył się jeszcze wcześniej.
"Dwie inne laski wyglądające podobnie. Michelle czy jak jej tam, jakieś powiązanie może mieć. Ta pierwsza to mało interesujący materiał. Taka właśnie gadka na ten przeżytek technologiczny jakim są wiadomości. Lepiej skupię się na naszych panienkach, we cztery mogą nam sytuację skomplikować. Swoją drogą dwie nawet całkiem fajne. :) "
Ostatnie dodał ciekawy, czy jest w stanie sprowokować Eda, ale ten już nie odpisał. No tak, sprawy biznesowe były ok, ale kumplować się z kimś takim? Albo chociaż gadać towarzysko? Kye obnażył zęby w bezgłośnym śmiechu. Sam nie wiedział z czego. Sięgnął do schowka, wyciągając z niego pudełko z tabletkami i łyknął dwie.
Teraz potrzebował się skupić.
Na przekazanie jakichkolwiek wieści do Jack przyjdzie jeszcze czas.

Dziewczyny już były dawno na miejscu, a sprzęt pracował pełną mocą. Gdy miał bezpośrednie wejścia do kontroli monitoringu i zabezpieczeń, to niewiele rzeczy mogło go powstrzymać. Na przykład osobne systemy, nie połączone z centralnym niczym, prócz informacji o czujnikach. Część innych była podłączona i wciąż włączona, więc te bez większej trudności ustawił w pozycji off. Podobnie jak drzwi i inne zabawki, do których miał dostęp.
- Uważajcie, część czujników i zamków ciągle działa. Wsadził tu tego dobrze ponad setkę. Nie jestem w stanie ich zlokalizować po tym co tu mam, poszukajcie lepiej jego kompa lub dodatkowego systemu kontroli.
Nie wyglądało to dobrze, ale prochy już działały, Otworzył niewielki schowek w fotelu kierowcy, wyciągając z niego wtyczkę i wpinając ją sobie w biodro. W taki sposób lepiej i szybciej kontrolował wszystko to, co wetknął wcześniej do wozu. Wyświetlacze teraz miał bezpośrednio przed oczami, netrunnerskie sztuczki były zdradliwe, co nie znaczyło, że z nich nie korzystał.

W czasie, gdy pozostali sprawdzali dom, Remo zajął się przygotowaniem “podkładów” pod obraz z kamer. Zmontowanie i umieszczenie ich tam było proste, musiał tylko poczekać aż akcja się zakończy. Szybko się zorientował, że obraz ani dane nie są zapisywane nigdzie poza tym domem, chociaż tutaj aż w dwóch miejscach. Dobicie się do sprzętu Suareza było więc absolutnie niezbędne, jeśli nie chcieli zostawić siebie samych, nagranych i pokazanych pięknie i dokładnie. Ann działała w tym kierunku, bo wkrótce miał podłączenie do czegoś nowego. Szkoda, że nie miał wizji na to wszystko, ale nie chciał włączać niepotrzebnie kamer. Teraz mógł dorwać się do wewnętrznego, zamkniętego obwodu zabezpieczeń... ale nie dostał się. Zaklął, a potem odchrząknął. Pan Corbin miał za nowe zabawki, przemyślane. Zdalnie bez wszczynania alarmu Remo by się nie dostał, ale skoro Ferrick chciała tylko wyłączenia czujnika... posłał mu więc identyczny sygnał, jaki nadawał panel drzwiowy i trwale tam zapisał. Pozbycie się jego połączenia z panelem wyłączyło możliwość jego uruchomienia. Nie martwiąc się już o czujnik, mógł brutalnie włamać się do archiwum panelu, wygrzebując dane i odtwarzając je dla softu. Drzwi otworzyły się.
Niemal się uśmiechnął na słowa pochwały. Nie dotarły jednak tak głęboko do świadomości, gdy był podłączony i przebywał na dobrą sprawę w innym świecie.
Trochę trwało zanim dostał połączenie z komputerem. Teraz zaczynało się prawdziwe zadanie, tylko on i maszyna, szpikowana zabezpieczeniami zaraz na starcie. To już nie była brutalna zabawa, a delikatne lawirowanie.
Nie było tu także sensu tracić czasu na oglądanie danych zapisanych na dyskach, te zwyczajnie miał zamiar zgrać do siebie, a dopiero zawalczyć z ich osobnymi sejfami. Co innego z danymi z opcją read only, do których był dostęp ze sprzętu Corbina. Te atakował inaczej, masowo otwierając i nagrywając zawartość, skupiając się na najnowszych plikach i wiadomościach.
Prawie już kończył, gdy Ann wywołała go do kolejnego panelu sterującego.
- Facet jest rąbnięty na punkcie zabezpieczeń. Ale w takim miejscu to gaci na zmianę na pewno nie trzyma.
Niestety tam już dziewczynie pomóc nie mógł.
- Ślady się już nie liczą, ale nie będę w stanie zablokować ewentualnych sygnałów do Suareza. Tu jednak może być inaczej, zagłuszacz powinien zabić i wbudowaną komunikację, jeśli nie ma jakiejś dziury bezpieczeństwa. Gorzej, jeśli tam będzie paskudne wybuchowe świństwo. Uważaj na siebie dziewczyno, byłoby bardzo szkoda.
 

Ostatnio edytowane przez Widz : 07-10-2012 o 00:03.
Widz jest offline  
Stary 06-10-2012, 23:54   #43
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Obudził się bladym świtem, hologram wciąż był włączony i w tym momencie pokazywał poranne wiadomości. Beckett zwlekł się z wygodnego fotela, wciągnął spodnie i odsłuchał wiadomości, parę osób próbowało się z nim skontaktować, ale nie poczuł się zobowiązany by do nich oddzwonić. Zamiast tego przy śniadaniu zaczął analizować wszystko co powiedziała mu Ann. Dołączył do grupy podszywającej się pod Thousand Faces, ale jako że miał być w niej na doczepkę, nie czuł się za dobrze. Nie był biegły w takich medycznych bzdurach, potrafił ściemniać, lecz nie na temat, o którym nie miał pojęcia. Nic nie wiedział również o cackach, które podrzucił im Remo. W związku z tym mógł tam pojechać jedynie jako marne wsparcie o niezidentyfikowanej roli.

***

Dick? Felipa, naprawdę? Zmierzył ją spojrzeniem, lecz nie nie odezwał się, na to przyjdzie jeszcze czas w spokojniejszej sytuacji. Wsłuchując się w rozmowę coraz intensywniej zastanawiał się nad tym co oferowało Thousand Faces, większość zmian w ludzkim ciele znane było już od wielu lat, ale obecne możliwości ingerencji przekraczały wszelkie granice. Ulepszyć można było już dosłownie wszystko, każdą niedoskonałość, każdy fragment, najmniejszy element wewnątrz i na zewnątrz. Dla Becketta było to niewyobrażalne, nie dlatego, iż można było czegoś takiego dokonać, zupełnie z innych powodów. Zastanawiał się czy tak wielokrotnie upiększana osoba ma kiedyś dość. Czy wreszcie następuje moment, w którym faktycznie czuje się idealnie? Gdy już nie do końca jest tym, kim się urodziła. Geny spowodowały, że masz za długi nos? Nie ma problemu! Małe zmarszczki? Pieprzyk? Brak pieprzyka? Jeden sutek jest mniejszy? Zapraszamy! Coś wyuzdanego? Znajdziemy coś idealnego dla każdego! Wszystkie te zabiegi były teraz tak popularne i ogólnie stosowane, że Beckett nie powinien nawet nad nimi rozmyślać. Coś jednak sprawiało, że był uprzedzony do wszelkich ingerencji, również tych dokonanych na nim samym.

Z panią Suarez poszło znacznie łatwiej niż by się tego spodziewał, po dość kłopotliwym początku przyszła kolej na specyfik Jack, który skutecznie zamknął jadaczkę Meg. Beckett przyjął to z ulgą, w tej chwili posunąłbym się znacznie dalej byle tylko wreszcie przestać wysłuchiwać tej damulki.

Za pomocą otrzymanego od Ann skanera Mal zaczął wspólnie z resztą sprawdzać poszczególne pokoje rezydencji Suareza, dobranie się do nich nie należało do najtrudniejszych zadań, szczególnie, iż wszystkie były otwarte. Tylko jedno pomieszczenie było szczelnie zamknięte i to właśnie nim zajęła się Ferrick. Beckett w skupieniu przyglądał się jej pracy, on w takich sytuacjach na nie wiele mógł się zdać. Jako były wojskowy prędzej wysadziłby całe te drzwi razem ze ścianą, ale w tej chwili potrzebowali finezji i dyskrecji. Ann doskonale zdawała sobie z tego sprawę i za pomocą mikrolasera utorowała sobie drogę. Kilka chwil później zajmowała się już uruchamianiem małego robota i tym dużo bardziej zainteresowała już Becketta, który skończywszy z wyszukiwaniem zabezpieczeń, chwilowo nie miał żadnego zajęcia.

- Co w ogóle robisz...? - spytał chcąc nawiązać jakikolwiek kontakt z grupą, nie silił się przy tym na ukrywanie swojej ułomności pod względem znajomości technologii.

- Sprawdzi dla mnie zabezpieczenia w tym pokoju. Jest bardziej niezawodny niż standardowe urządzenia. Zainstalowałam mu kilka dodatkowych opcji
-
odparła Ann nie odrywając się od pracy, w jej głosie dominowała duma, najwyraźniej była bardzo zadowolona z swojego małego, elektronicznego pomocnika.

- Fajna zabawka - skomentował uważnie przyglądając się robotowi - Potrafi coś jeszcze? - spytał z niekrytym zainteresowaniem, kobieta odpowiedziała mu wzruszeniem ramion.

- To tylko przedłużenie mojego wzroku i ręki. - Po kilku chwilach zabrała robota spod drzwi i powędrowała ku znajdującej się w pobliżu garderobie. Jeśli w ogóle była zainteresowana rozmową z Beckettem to cholernie dobrze się maskowała - Nikomu nie wolno przekroczyć tych drzwi - oznajmiła zarówno Malcolmowi jak i Felipie - W przejściu jest zabezpieczenie w postaci linii laserowych. Nie widać ich gołym okiem, ale ich przecięcie z pewnością sprowadziłoby nam na głowę poważne kłopoty.

Mal jedynie pokiwał głową, nawet przez myśl mu nie przeszło by wchodzić w kompetencje Ann, skoro tak mówiła, to wierzył jej na słowo. Postanowił również nie plątać jej się na razie pod nogami, zdecydowanie wiedziała co robi, podobnie było również z Felipą i uznał, że sam nie wiele więcej będzie w stanie zrobić. Wrócił do pokoju, w którym była Jack ze swoją pacjentką. Tam miał zamiar poczekać na dalszy rozwój wypadków.
 

Ostatnio edytowane przez Bebop : 08-10-2012 o 22:59.
Bebop jest offline  
Stary 08-10-2012, 20:12   #44
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 10:21, czwartek, 3 wrzesień 2048
Inner City, New York City
5 dni do wyborów, 40,5 godziny do wyczerpania się akumulatora



Inner City 38

Meg padła szybko, zmożona wymuszonym przez środki usypiające snem, ostatecznie nie orientując się w tej całej maskaradzie. Dom stanął otworem, prawie cały, z czego najpierw skorzystała Ann, a potem również Felipa. Malcolm postanowił się tylko pokręcić za innymi, a zadanie Jack wymagało nudnego siedzenia i pilnowania nieprzytomnej.
Czarno-czerwono-stalowa kolorystyka wnętrz wymagała przyzwyczajenia się. Ciemne chmury wpuszczały przez okna nie za wiele światła, wszystko to więc tworzyło specyficzną atmosferę. W jakim związku żyli ci ludzie, kim tak na prawdę dla siebie byli? Na piętrze była tylko jedna sypialnia, z ogromnym łóżkiem. Delikatna zmiana patrzenia na to, wystarczał jeden filtr, aby odkryć, że trójkąt lubił się bawić, w wiadomy sposób. Sama sypialnia nie zawierała jednakże nic zaskakującego czy przydatnego, składając się tylko z łóżka i dywaników, nie licząc nocnych szafeczek czy lustra. Co innego dwie garderoby, znajdujące się na tym samym piętrze.
Felipa szybko przekonała się, że ściany tu nie zawierają ukrytych pomieszczeń czy skrytek, a jeśli nawet - to musiałyby być bardzo niewielkie. Ferrick wciąż męczyła się z dostępem do zamkniętego pokoju, gdy latynoska zabrała się do przeglądania prywatnych rzeczy całej trójki. Garderoby nie były wyraźnie podzielone na osoby, za ich przeznaczenie się różniło. Ta przylegająca do sypialni zdecydowanie nie zawierała wyjściowych ubrań do pracy.
Tę także przejrzała jako pierwszą.

Jej przeznaczenie można było krótko opisać jako “imprezowo-erotyczną”. Ubrania były często skrawkami tkaniny, lub miały tak dziwaczne kroje, że nie wiadomo było jak je zakładać. Ledwo zakrywająca pupę miniówka, którą Alice miała na sobie poprzedniego wieczora, była bardzo przyzwoita w porównaniu do innych rzeczy tutaj. Swoim urządzeniem latynoska odnalazła także dwa schowki i przynajmniej przy jednym zaświeciły się jej oczy. Oba standardowo zamknięte i wkomponowane w szafkę na buty, dla Jesus stały jednakże otworem - Remo wyłączając wszystkie czujniki i zamki odblokował także i to.
Pierwszy schowek zawierał zabawki erotyczne wszelkich rodzajów, również te najnowocześniejsze, prócz niezwykłych doznań będące zwyczajnie bardzo drogie. Sam sztuczny penis, który pozwalał kobiecie czuć dokładnie to co czuł podczas seksu mężczyzna, był warty nawet ze dwa tysiące - nowe chodziły do kilku razy drożej. Była także siatka z czujnikami, dostosowana do różnych części ciała, zwykłe wibratory męskie i damskie, przedmioty do zabawy bdsm i wiele innych.
Można się było domyślać, że ten związek oparty był na seksie.
Drugi schowek był jeszcze ciekawszy, zawierał bowiem biżuterię - od kolczyków, poprzez bransoletki, kolie, naszyjniki czy łańcuszki, których przeznaczeniem było chyba zakładanie na talię czy kostki. Wszystko to w srebrze i platynie, niektóre z tych błyskotek miały w sobie kamienie szlachetne i półszlachetne, głównie w czarnych i czerwonych kolorach. Dojrzała przynajmniej jeden rubin. Sam w sobie wart był z tysiaka, a osadzony w platynie mógł pójść nawet za trzy. Łącznie na szybko zawartość tego schowka oceniała spokojnie na dziesięć tysięcy, być może więcej - ale ciężko było teraz ocenić wszystko i oddzielić rzeczy tanie od faktycznie wartościowych.

Druga garderoba nie kryła już takich niespodzianek, a tylko zwykłe ubrania, zarówno wyjściowe jak i domowe. Podobnie nic ciekawego nie było w pokojach gościnnych czy salonie, nie licząc znajdującej się tam nowoczesnej elektroniki służącej uprzyjemnianiu czy ułatwianiu życia. Kye już dobierał się do komputera Suareza, jego żony natomiast nie miały chyba osobnego sprzętu. Ten, który był w salonie nie był zabezpieczony hasłem, ale ciężko było tam odnaleźć prywatne dane. Te były na holofonach, te same w sobie miały odpowiednią moc do zwyczajnych spraw, wystarczyło podłączyć je do większego wyświetlacza. Oczywiście mieli dostęp do tego należącego do Meg, jej kontakty, kalendarz do którego wpisała nieliczne spotkania, trochę jakichś ściągniętych danych odnośnie wszczepów; na pierwszy rzut oka ogólnie nic ciekawego, może prócz czipu płatniczego, na którym znajdowało się 500 E$. Znaleźli także trochę holograficznych wizytówek na biurku Corbina, przy czym skojarzyli od razu tylko jedną: wizytówkę VirtuaGirl. Był na niej adres sieciowy i telefon określony jako infolinia.
Ostatnim do sprawdzenia w budynku był garaż, ale również tam nie było skrytek, chociaż on sam był piętrowy, mieszcząc nawet do trzech pojazdów. Teraz znajdował się tam jedynie motor.


Inner City 38

Wszystkie dokumenty musiały być elektroniczne, tak samo jak wszelkie inne bardziej prywatne rzeczy. W tych czasach było to standardem, tak samo jak brak papierowych pieniędzy. Remo zabrał się do komputera Suareza przygotowany i ze stojącą za nim potężną siłą w postaci przetwarzania milionów operacji na sekundę. Zwykłe hasło nie mogło go zatrzymać na długo, chociaż ze względu na delikatność, z jaką to robił, chwilę to trwało.
Dalej poszło już spranie, gdy dostał się do struktury, którą wyszukiwarki błyskawicznie przeskanowały w poszukiwaniu dokumentów, logów i wszelkich innych plików mogących zawierać przydatne informacje. Większość tego również była zakodowana, ale tym miał zająć się później. Było tu bowiem także połączenie do zasobów, mogących być jedynie odczytywane z poziomu sprzętu Corbina. Logowanie miało podwójną procedurę autoryzacyjną i to na niej haker spędził najwięcej czasu, starając się, aby nikt nie odkrył, aby to logowanie zostało odkryte. Ostatecznie wystarczyły własne programy i korzystanie z logów maszyny. Dostał się do czegoś, co było zarówno pocztą jak i obsługą rachunków Suareza. Nagrywanie tego trwałoby zbyt długo, dlatego skupił się najpierw na najnowszych maili, z których jeden interesujący był wyjątkowo. Wysłany został o 22:47 dnia wcześniejszego, od ukrytego autora, zawierał też zaszyfrowaną wiadomość:
Cytat:
@^&&&*!!^^^!! &&&%$(*** @@!!$$# ^^!!$$$#^^^*** %%(##!!!*^^^!! ##!!!*#@*#%^^^!!@@%!!((( @#!!! )$!!!#@@^((**#(((

Inner City 38

Ann zjechała windą, a jej oczom ukazał się krótki korytarzyk, mający może ze dwa kroki długości. Betonowo-stalowe ściany i zupełny brak wykończeń przypominał jakiś wojskowy bunkier, oświetlany kilkoma słabymi światłami. Urządzenia elektroniczne zdawały się tutaj działać, ale nie było komunikacji z zewnętrznym światem, umilkł także komunikator w uchu, przez co straciła pojęcie, co działo się powyżej.
Na jej drodze stały ciężkie drzwi, zbudowane z jakiegoś stopu metalu, wyglądające bardziej jak ściana - gładka, bez śladów zawiasów czy tym bardziej zamka. Z boku natomiast znajdował się panel drzwiowy, znany już dziewczynie z innych miejsc posesji. Teraz jednakże nie miała wsparcia Remo, a konsekwencje porażki wydawały się groźniejsze od tylko powiadomienia Suareza.
Przyjrzała się solidnej powierzchni drzwi, ale szybko skupiła się na panelu drzwiowym oraz samej ścianie. Wykonana była z betonu i nawet jeśli wzmacniana i znacznie grubsza od drzwi, to dawała możliwości, o których myślała. Skanowanie jej wnętrza przez robota także dało pozytywne rezultaty - zapewne ze względu na urządzenie zakłócające sygnały bezprzewodowe, wszystko tutaj miało swoje kable. Panel również wydawał się podobny, dziewczyna wróciła więc na górę, prosząc Remo o ponowienie sygnału i przechwytując go urządzeniem znajdującym się robocie. Teraz wystarczyło wrócić na dół, wwiercić się nieco w beton, osadzić w nim lekkie ładunki i odpalić je, aby dogrzebać się do odpowiednich kabli.
Przesłanie spreparowanego sygnału było już formalnością, chociaż Ann wycofała się na górę, programując robota do tego, aby zrobił to sam.

Zjeżdżała ponownie z mocno bijącym sercem. Ekscytacja widokiem otwartego przejścia szybko została zastąpiona głośno wyrażoną frustracją, gdy zerknęła na wyświetlacz Tai-Pima - w wejściu rozciągała się gęsta siatka laserów, której obejście systemu nie wyłączyło. Być może nie wyłączały się w ogóle przed wejściem, a być może trzeba było wpisać odpowiedni kod. Tak czy inaczej, Ann myślała nad tym długo, nie wpadając na żaden konstruktywny pomysł.
Prócz rzecz jasna użycia ładunków wybuchowych.
Już raz narobiła trochę bałaganu, który wyraźnie zdenerwował Felipę, ale tu przynajmniej nie patrzyli na jej ręce. Inna sprawa, że potrzebowała pomocy - uznając, że wyłączenie wszystkiego może zamknąć również drzwi wyszła na zewnątrz, rozglądając się za czymś ciężkim i wytrzymałym. Pierwszy w oczy rzucił się solidny grill, do pomocy z jego przeniesieniem poprosiła więc Becketta i wkrótce potem montowała już uważnie elektroniczną wersję wybuchowej mieszanki.
Była w tym tylko odrobina subtelności, miały bowiem tylko wyłączyć najbliższe otoczenie.
Dosłownie chwilę później, po następnym użyciu windy, okazało się, że zadziałały, a ich zasięg skutecznie ukierunkowała, dzięki czemu winda pozostała nietknięta. Gorzej ze światłem, które zgasło, wciąż także działało urządzenie zakłócające.

Oświetlając sobie przejście latarką weszła do pozbawionego zabezpieczeń, niewielkiego pomieszczenia. Była w nim jedna większa wnęka, zawierająca kolejne panele, komputer oraz obrotowe krzesło. Nic z tego nie było interesujące, bowiem sprzęt był chroniony przed wyjęciem, a bez Remo nic nie mogła zdziałać w tym zakresie. Badając ścianę zauważyła urządzenie analogiczne do tego, które Suarez trzymał w policyjnym depozycie, tutaj ukryte za jakimś rodzajem specjalnej szyby, nie otwierającej się z zewnątrz.
To jednak był dopiero początek. W ścianach znajdowały się bowiem rolety antywłamaniowe, aktualnie nie zablokowane. Wystarczyło pchnąć je w górę, aby odsłoniły swoją zawartość w postaci wnęk. Każda zawierała co innego.
Pierwsza pełna była broni i amunicji do niej. Nie były to modele z ulicy, a profesjonalna, nowoczesna broń, każda z nich sporo warta, pomijając nawet jej użyteczność.
Druga wnęka wypełniona była technologicznymi zabawkami, z których prawie wszystkie Ann na oko oceniała jako cyberwszczepy. Łatwo było odróżnić kończyny, sztuczne oko, czy kilka innych standardowych elementów. Było tego sporo a większość pozostawała niewiadomą.
Trzecia zdawała się być najciekawsza już po pierwszym rzucie oka - a oznaką tego były symbole znajdujące się na przedmiotach, a także fakt, że przed działaniami saperki, była również chłodzona - mroźny powiew jasno o tym świadczył. W środku znajdowała się standardowej wielkości “bezpieczna” walizka z symbolem parasolki, pojemnik z wymalowanym literkami C-T, chociaż zdecydowanie inny niż szukany przez nich, bowiem kwadratowy, i po krótkich oględzinach - pozbawiony chłodzenia. A także niezwykły, futurystyczny przedmiot przypominający jakąś broń. Ann wypatrzyła na nim znaczek kolibra.


Inner City 38

Kye wciąż był daleko od skopiowania wiadomości i potwierdzeń transakcji z konta Suareza, które z sukcesem blokowało wszystkie normalne próby utrudnione chęcią pozostania niewykrytym, gdy kątem oka zobaczył scenę, która zmroziła mu krew w żyłach, nawet pomimo podpięcia się do sprzętu, które to tłumiło sporą część odczuć. Przy bramie bowiem dojrzał czarny samochód sportowy, z którego wychyliła się kobieca głowa. Miała ciemne włosy, ale rysy twarzy były odpowiednio charakterystyczne. Zrobił zbliżenie, natychmiast porównując z posiadanym zdjęciem. Remo był już pewny, sięgając po komunikator.
- Wróciła prawdziwa Alice, ma obstawę. Macie najwyżej półtorej minuty.
Kobieta była zdenerwowana, mocno gestykulowała i szybko znów zniknęła w samochodzie, a dowódca warty coś krzyknął do swoich. Z ziemi po kilku sekundach wysunął się terenowy, nowoczesny wóz i oba szybko przejechały przez bramę.

Haker nie pomylił się. Może z dziewięćdziesiąt sekund trwało, a auto Alice wjechało na podjazd, a ona sama wysiadła z niego wściekle. Nie było już śladu po pani Suarez z poprzedniego wieczora - nosiła drogi, dobrze dopasowany oficjalny strój, często spotykany w korporacjach - nie miała jednak na nim nic jednoznacznie identyfikującego. Czarne włosy upięła w kok, a spódnica była grzecznej długości, tuż przed kolana. Twarz za to się całkiem zgadzała, a na niej gościł grymas wściekłości. Ruszyła od razu w kierunku domu.
- Meg! Co tu się dzieje?!
Z terenowego wozu wysiadło dwóch ludzi w kombinezonach i hełmach z przesłonami na twarz. Uzbrojeni byli w automatyczną broń krotką, nosząc oznaczenia Inner City i powoli skierowali się za Alice. Skryte za osłonami twarze były niewidoczne, ale brak pośpiechu mógł oznaczać, że nie chcieli się wcinać w jakąś rodzinną kłótnię.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-10-2012, 11:46   #45
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Ferrick zmagała się z zamkniętymi drzwiami Felipa ochoczo ruszyła na rekonesans na pierwszy ogień obierając sypialnię. Jedną. Wspólną. Z łóżkiem wielkim jak pokład lotniskowca.

Interesante – zdążyła pomyśleć latynoska kiedy drzwi do garderoby ukazały jej cały szereg gadżetów i przyborów, jak widać szalenie w tym związku esencial.
Nałożyła na dłonie skórzane rękawiczki i zaczęła obszukiwać schowki.

Felipa nie wyglądała bynajmniej na zgorszoną. Pejcze, obroże, wyuzdane ciuchy, kajdanki, wibratory, klamry na genitalia... Rozrywkowa rodzinka. Z zewnątrz domek żon ze Stepford, w środku leże demonów. Zabawne.
Tyle, ze w błogim wydzielonym skrawku raju jakim było Inner City takie akty sprowadzały się do spektaklu. Zabawy. Felipa nie sądziła aby Suarez miał katować swoje śliczne żonki pałą do bejsballa. Co najwyżej mógł zafuncować im kilka klapsów albo związać rączki upajając się swoim samczym poczuciem władzy. Rozpuszczeni bogacze i ich pogoń za czymś brudnym, zepsutym. Wydaje im się, że łamią jakieś zasady, przekraczają granice? Taki z ciebie twardziel? Jedź na Bromx amigo. Za mniej niż twoja tygodniówka możesz tam kupić takie obrzydliwości, że gówno by ci się uszami puściło. Ignorante. To co tu uprawiacie to jakiś żenujący kabaret. Ruchaj swoje żonki po bożemu i nie graj perwersa z piekła rodem bo nim nie jesteś. Ja takich widuję każdego dnia na mojej dzielnicy. Zgarniają rameras prosto z ulicy a później porzucają ich zwłoki w ciemnych zaułkach. Wszystko da sie kupić. Nawet śmierć jeśli od tego staje ci faja. Wszystko to kwestia ceny. Wszystko. A ty jesteś hipokrytom, który kupuje pozory. Nie masz jaj. Bezpieczny w swoim wyściełanym jedwabiem materacu wielkości boiska bawisz się w niegrzecznego chłopca. Puta...
Niby bez większego powodu ale Felipa poczuła odrazę do tych ludzi. Wydali jej się bardziej fałszywi niż podrabiane torebki pani Ramirez. Nie warci eurocenta.

Przemykała wzrokiem po kolejnych przedmiotach oceniając podświadomie ich czarnorynkową cenę. Niektóre z tych rzeczy wyglądały na naprawdę wartościowe.

- Nie po to tu jesteś Felipa – skarciła się na głos i westchnęła. Czuła niespokojne mrowienie w końcówkach palców. Ochota powoli zamieniała się w przymus.
- Ala puta! - zaklęła.

W drugiej garderobie, tej normalnej - z ciuchami, butami i przyziemnym kramem, znalazła dość pojemną damską torebkę. Oryginalny model Fendi z jesiennej kolekcji. Tym laskom zdecydowanie za dobrze się powodzi.

Wrzuciła do środka napchany elektorniką sztuczny penis zprzeznaczeniem dla mujeres. Opchnie go za dwa kółka, a co. Należą jej się jakieś dodatkowe profity z tego przedsięwzięcia.

W drugim pomieszczeniu stał otworem kolejny schowek i kusił swoją zawartością nawet bardziej niż poprzedni. Felipa przebrała palcami w zwojach rzuconej bez ładu biżuterii, wyceniła w przybliżeniu na minimum dziesięć tysięcy.

I wtedy w komunikatorze usłyszała ostrzeżenie Remo. Bardziej niż mózg zadziałała bodaj pamięć mięśniowa. Felipa zorientowała się, że rusza na poszukiwanie Ferrick dźwigając wypchaną kosztownościami torebkę przyciśniętą do biodra.

Mieli mało czasu a musieli jeszcze posprzątać dom. Kiedy zatrzymała się przy dziurze w ścianie dosłownie opadła jej szczęka.
- Ferrick, czyś ty ocipiała? - rzuciła oskrarżycielsko, skoro jednak skośnookiej nie było w pobliżu ruszyła ku zewnętrznej altanie, którą mieli przeczesać razem z Beckettem.
Pobiegła tam bezzwłocznie nie marnując czasu, wezwała windę odczekując dłużące się sekundy.

- Prawdziwa Alice będzie tu... - oświadczyła dwójce companeros zerkając na holofon – za minutę.
Przebiegła wzrokiem po nowych znaleziskach. Poszukiwanej przesyłki co prawda wśród nich nie było ale i tak prezentowały się obiecująco.
- Zabieramy to do furgonetki. Vamos.

Ferrick upierala się, że musi posprzątać swój sprzęt i robota wobec czego Felipa złapała jedną z walizek w drugiej ręce dzierżąc lakierowaną torbę Fendi, której bynajmniej nie zamierzała odpuszczać.
- Beckett bierz resztę.

Teraz trzeba zdążyć rzucić graty do wozu i wrócić do śpiącej Meg. Felipa poprawiła perukę w kolorze platynowego blondu i nasunęła głębiej na nos wielkie okulary godne celebridad de fama mundial. Poprzedniego wieczora Alice widziała ją ledwie momento i nie powinna rozpoznać mimo tego warto się ubezpieczyć.

Kiedy pośpiesznie wracała do domu na wyświetlaczu jej komu pojawił się zakodowany komunikat przesłany wszystkim przez Remo a wykradziony ze skrzynki Suareza. Szybko odszyfrowywała znaki i zlepiała je w słowa. Do dziewiętnastej jeszcze sporo czasu, nie ma pośpiechu.
Na razie musi zadbać o konfrontację z wściekłą gospodynią domową a może nawet dwoma. Liczyła, że Jack pomoże namydlić im oczy odstrony medycznej. Badź co bądź trzeba się jeszcze z tego wydzielonego skrawka raju jakoś wydostać.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 12-10-2012 o 13:12.
liliel jest offline  
Stary 12-10-2012, 22:32   #46
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Odcięcie od komunikacji z resztą zespołu było dla Ann problemem, tylko ze względu na brak pomocy ze strony Remo. Praca w ciszy pozwalała skupić się tylko na zadaniu, które miała przed sobą. Tym razem przeszkodą w dotarciu do celu był solidny kawał betonu i stali. Prawdziwy bunkier zbudowany pod niepozorną ogrodową altanka i tarasem.
Dokładnie przyjrzała się panelowi, który stanowił jedyna drogę do dostania się do środka, w miarę szybko i bez większej demolki. Nie żeby miała coś przeciw dużym wybuchom. Tyle, że akurat w tym przypadku najważniejsza była dyskrecja. Już i tak musiała w domu pozostawić ślady swojej działalności. Lepiej by było ich jednak jak najmniej i były jak maksymalnie nierzucające się w oczy.

Skanery Tai-Pim szybko wykryły przebiegające w ścianie powyżej panela wiązki kabli. To była szansa na dostanie się do środka bez, umiejętności hakerskich, kodów dostępu i linii papilarnych, których odczyt dodatkowo warunkował uruchomienie zamka.
Dokładnie zaplanowała rozmieszczenie kilku małych mikroładunków, wystarczających by doprowadzić do naruszenia struktury betonu i jego spękania, zbyt małych by w niekontrolowany sposób uszkodzić panel lub znajdujące się pod betonem przewody.
Kilka uderzeń młotkiem dopełniło dzieła i skruszony materiał budowlany posypał się na posadzkę, a Ann mogła przystąpić do kolejnego etapu operacji.
Dzięki pomocy hakera i zapisanych w robocie sekwencji impulsów koniecznych do uruchomienia panelu przy windzie, miała spore szanse na otworzenie drzwi. Teoria tego przedsięwzięcia opierała się na jednym prostym założeniu: Ludzie rzadko silą się na urozmaicanie zabezpieczeń. Wszędzie mają te same kody, te same hasła. Oczywiście nie wszyscy, ale pomijając przezornych oraz kompletnych paranoików, większość społeczeństwa nie przywiązuje wagi do nadmiernej różnorodności.
Pozostawała jednak granica błędu, a nikt nie płaci za błędy tak boleśnie jak nieprzewidujący saper. Dlatego Ann ustawiła czasowe ustawienie przesłania impulsu w robocie. Sama zaś wyjechała na zewnątrz. Lubiła swojego robota, spędziła nad jego ulepszeniami sporo godzin, była to jednak tylko rzecz, którą łatwo było zastąpić albo nawet wykonać od nowa. Nie miała zamiaru bez powodu ryzykować własnego zdrowia czy nawet życia.

Założenia były trafne. Rachunek prawdopodobieństwa sprawdzał się po raz kolejny. Niestety Suarez okazał się poważniejszym przeciwnikiem niż przeciętny człowiek. Otwarte drzwi dawały wgląd do kolejnego pomieszczenia, ale sieć laserowych promieni skutecznie blokowała dalszą drogę.
- Cholera! - Wyrwało się z ust dziewczyny. Kogoś miej odpornego podobne przeszkody mogłyby przyprawić o frustrację. Ann nie należała jednak do osób, które poddawałyby się na widok trudności. Wręcz przeciwnie trudności wyzwalały w niej kolejne pokłady adrenaliny. Tym razem jednak rozmyślania nad sposobem pokonania przeszkody zajęły jej sporo czasu. a rozważania doprowadziły do zera i w końcu poddała się, dochodząc do wniosku, że będzie musiała zastosować „ostateczne rozwiązanie”.
Niestety wysadzenie panelu mogło zniszczyć laserową przeszkodę, mogło jednak równie dobrze ponownie zamknąć drzwi, a to zdecydowanie nie było po jej myśli. Należało się zabezpieczyć na taką ewentualność.

Doskonałym rozwiązaniem okazał się solidny grill z ogrodowej altany, a snujący się do tej pory bezczynnie po domu Suarezów Beckett, mógł się przynajmniej przydać do zniesienia go na dół i ustawienia na miejscu.
Ustawił go ostrożnie, zgodnie z instrukcjami dziewczyny. Grill miał blokować drzwi i jednocześnie nie mógł dotknąć żadnego z laserowych promieni.
Kolejny wybuch miał zablokować dopływ prądu do systemu zabezpieczeń i usunąć lasery.
Tym razem udało się prawie idealnie, prawie, bo odcięcie zasilania pogrążyło pomieszczenia na dole w absolutnych ciemnościach. Na szczęście pakując się na tę wyprawę, dziewczyna nie zapomniał o zabraniu latarek. Wolała mieć wolne ręce, zamocowała więc latarkę czołową na głowie i ruszyła z robotem w dłoniach na zwiedzanie pomieszczenia.
W głuchej ciszy jaka tu panowała słyszała za sobą kroki Becketta.

Po kolei zaglądała do wnęk w ścianie, wcześniej zabezpieczonych antywłamaniowymi roletami pozbawionymi blokady i nie stanowiącymi już żadnej przeszkody. Najwyraźniej brak zasilania i tutaj okazał się jej sprzymierzeńcem.
Dwóm pierwszym skrytkom nie poświęciła wiele uwagi, choć supernowoczesna broń i najnowocześniejsze wszczepy na pewno stanowiły cenne znalezisko. Nie po to jednak tutaj przyszli.
Trzecia wnęka okazała się natomiast niezwykle interesująca, nawet jeśli nie było w niej poszukiwanego przez C-T przedmiotu. To co się tu znajdowało mogło okazać się wyjątkowym znaleziskiem. Zaniepokoił ją natomiast fakt, że była chłodzona...

Niestety nie miała wiele czasu na rozmyślania, do jej uszu dotarł dźwięk windy, najwyraźniej ktoś przywołał ją na górę.
- Chodź - powiedziała do stojącego obok mężczyzny. - Musimy sprawdzić co się dzieje.
Stanęli po dwóch stronach zablokowanych drzwi tak by nie było ich widać w świetle otwierającej się windy. Skośnooka dziewczyna zgasiła latarkę. Wszystko spowiła nieprzenikniona ciemność.
Po kilku sekundach smuga światła poprzedziła głos Felipy:
- Prawdziwa Alice będzie tu.. za minutę.
- Pięknie! Po prostu pięknie!
- Ann natychmiast zabrała się za pakowanie swoich rzeczy. Całe szczęście, że zawsze starała się chować wszystko na miejscu. Teraz posprzątanie i zamknięcie walizki zabrało jej tylko kilka sekund.

- Muszę zabrać robota i sprzęt, ale wy macie wolne ręce. Weźcie koniecznie to co jest w chłodzonej skrytce.

Na szczęście posłuchali bez zbędnych dyskusji, a po wyjechaniu na powierzchnie pobiegli prosto do furgonetki. An zatrzymała się tylko na sekundę by odczepić miniaturowe urządzenie od Remo.
Skośnooka podeszła do samochodu, upchnęła zabrane z dołu rzeczy w najmniej widoczne miejsce, zastanawiając się co też może być w damskiej torbie, którą latynoska przytaszczyła z domu. Na wszelki wypadek to ją schowała najgłębiej. Z przodu ustawiła swoje rzeczy. Zdążyła jeszcze wyskoczyć na zewnątrz i zamknąć drzwi, gdy samochód z druga panią Suarez wyjechał zza zakrętu i zaparkował na podjeździe obok ich furgonetki.
Przypomniała sobie o pluskwach pozostawionych w domu. Nie miała już szans na ich usunięcie. Dyskretnie odwróciła się by przybyli nie widzieli ruchu jej ust:
- Kye. Nie mogę zlikwidować wszystkich śladów. Postaraj się pozamykać i pozacierać co możesz i odetnij się od łącza. Jak dziewczynom coś nie wyjdzie może się tu niedługo zrobić gorąco.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 12-10-2012 o 22:51.
Eleanor jest offline  
Stary 12-10-2012, 22:43   #47
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Przetwarzał właśnie w myślach znalezioną wiadomość, która przy okazji poszła także do wszystkich. Suarez miał na swoim koncie sporo materiału do wykorzystania i błędem byłoby pozostawienie tego w spokoju. Nie zwracał uwagi na otoczenie, a także przez jakiś czas na inne wyświetlacze. Jutro czyli dzisiaj, dziewiętnasta czyli wciąż dość czasu. Safe Haven, nie miał pojęcia co to za miejsce, ale już wrzucił w wyszukiwarkę, nie dbając na razie o sprawdzanie wyników.
I wtedy pojawiło się zamieszanie na ekranie z kamery, zamieszanie, które przyciągnęło jego uwagę. Gdy zobaczył to co zobaczył, zaklął w myślach. Wciąż podłączony do sieci nie odczuwał poddenerwowania. Upewnił się jeszcze, czy dobrze widzi, przekazując tę informację wszystkim, którzy nie byli w zasięgu urządzeń zakłócających.
- Wróciła prawdziwa Alice, ma obstawę. Macie najwyżej półtorej minuty. Ostrzeżcie Ann, jej komunikator stracił zasięg.
Oni mieli półtorej minuty, ale on miał trochę więcej. Wciąż za mało, żeby zrobić wszystko co zamierzał jeszcze chwilę wcześniej, ale wystarczająco do zatarcia śladów ze swojej strony.

Najpierw wylogował się z zewnętrznego systemu, kasując wszelkie logi, zwłaszcza te dotyczące pomyślnego włamania. Zamiast tego podstawił masę błędów i porażek. Przy odrobinie szczęścia Corbin nie zorientuje się, że informacje o spotkaniu wyciekły, nawet jeśli szybko dowie się o tym, że ten cały cyrk to zwykłe włamanie. Podobne ślady zostawił przy jeszcze jednym folderze, ale co za dużo to niezdrowo. Suarez musiał domyślać się, że coś zostało odkryte, tylko nie mieć pojęcia co. Na koniec zabaw z komputerem podrzucił fałszywe ip, pokrętnie, ale jednak kierujące do Umbrelli. Pierwszej korporacji, która mu się nasunęła. Skoro Corp-Tech miał wyglądać na “niezainteresowanego” to niech tak zostanie. Potem pozamykał wszystko, wyłączył kamerę w pokoju Corbina i wyczyścił zapis z niej. Subtelności i tak poszły w cholerę.
Na koniec wystarczyło się wylogować.

Sprawa z ogólnym monitoringiem była prostsza, tyle tylko, że nie miał czasu na zabawę. Za jednym zamachem włączył wszystko, co wcześniej wyłączył, a potem skasował całe archiwum zawierające zapis z kamer i informacje dotyczące przełączania czujników. Po co szukać odpowiednich fragmentów, skoro to było błyskawiczne. Problem był jeden - jeśli to było jednostronnie kopiowane gdzieś jeszcze, to mieli kłopot. Remo tu jednak na nic już przydać się nie mógł, więc odłączył się, a potem puścił sygnał do swoich nadajników. Na wszelki wypadek autodestrukcja pochłonęła również te, które mogły zostać w kieszeni Ferrick.
- Posprzątałem na ile mogłem, nie musicie ryzykować zabierania wszystkich pchełek.
Pewnie i tak o tym zapomnieli, albo nie mieli kiedy tego zrobić. Kye odłączył się od sieci, głęboko wciągając powietrze.

Potrzebował kilkunastu sekund, aby powrócić do rzeczywistości. Akcja się na szczęście nie posypała, wszystko to można określić drobnymi trudnościami. Można było to bez problemu przełknąć po tym, jak zdobyli być może cholernie ważne info. Przesyłka mogła być na wyciągnięcie ręki, nawet bez dowiadywania się, gdzie owo Safe Haven leży. Byle tylko ten pieprzony złodziejaszek nie dowiedział się o rabunku. Remo nienawidził bezczynności, teraz ani nigdy, bezczynnego czekania na innych, którym rzadko ufał.
Dla dziewczyn mógł obecnie zrobić niewiele. Tyle, że miał ciągle numer Alice podpięty do odpowiedniego routingu, uważał też, że na szybko byłby w stanie przejąć połączenie. Mógł kilka rzeczy zainscenizować, ale marny z niego był aktor.
- Wciąż mam numer Alice w bazie, gdyby próbowała zadzwonić w niebezpieczne miejsce, dajcie znać, przejmę sygnał.
Chodziło o Thousand Faces. Tylko ten jeden numer wchodził w grę, zawsze to jednak coś. Kontroli nad wydarzeniami niestety nie miał.
 
Widz jest offline  
Stary 13-10-2012, 13:32   #48
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Zrób zamieszanie i upozoruj akcje ratunkową?

Niech, będzie. Jack tak często ratowała ludzi, że nie miała większym problemów z odtworzeniem przebiegu sytuacji.
Usiadła spokojnie podłączając przedtem Meg podręczną kroplówkę z witaminami. Zawsze starała się mieć to przy sobie, pomagało na kaca.

Bez nerwówki podłączyła także mini urządzenie monitorujące akcje serca.
Wykres był stabilny przez jakieś trzydzieści sekund, dopóki dyskretnie, tak by kamera nie była w stanie zauważyć, nie ścisnęła dwoma palcami kabelka przewodzącego dane.
Obraz urządzania perfekcyjnie widoczny w sprzęcie monitorującym nagle zwariował i rozpoczął informowane o zaburzeniach.
Na to lekarka aktorsko zerwała się, odłączyła jednym płynnym ruchem mini kardiogram i rozpoczęła zamieszanie przy „umierającej z zapaścią”.
Na większość jej działań prawdziwi lekarza złapali by się za głowę, ale z drugiej strony miała być panią doktor z firmy kosmetycznej, więc nie należało wymagać zbyt wiele.

Wpierw podłączyła inną dawkę witamin do kroplówki, następnie podłożyła pod nogi pani Suarez twardą poduszkę tak by krew mogła spłynąć do mózgu. Normalnie też w podobnym przypadkach zastosowałaby adrenalinę w serce albo prosty masaż serca, ale nie miała specjalnej ochoty ani narażać dziewczyny na prawdziwe niebezpieczeństwo, łamać jej żeber, ani tym bardziej robić usta usta bez żadnej przyczyny.

Przez myśli Evans przemknęło jednak, że może te działania doskonale zasymulować. Chwyciła strzykawkę z plecebo, rozdarła bluzkę na wątłych cyckach dziewczyny i markerem narysowała kropkę koło mostku na prawo od serca. Wbijanie igły w tak wrażliwe miejsce było podłe, ale czegoż się nie robi w fejkowej scenie ratowania życia irytującej małolacie?
Z odpowiednim impetem wbiła igłę, a potem zaczęła lekki masaż serca, tak by nie uszkodzić żadnych organów wewnętrznych, a jednak aby wyglądało to poważnie. Teatrzyk zaczynał nawet ją bawić, przynajmniej dopóki nie uzyskała ostrzeżenia.
- Wróciła prawdziwa Alice, ma obstawę. Macie najwyżej półtorej minuty. Ostrzeżcie Ann, jej komunikator stracił zasięg.
Kurwa. Trzeba było kończyć akcje reanimacyjne, bo jak sprowadzą tu karetkę to cała szopka pójdzie w pizdu. Felipa musiała ostrzec Ann, Jack musiała dokończyć sprawę z zapaścią Meg.
Po kolejnych kilku sekundach „masażu serca” podłączyła szybko mini kardiogram tym razem bez zaciskania kabelka. Praca serca, którą urządząnko pokazało była idealna. Jack podłączyła kolejną kroplówkę, tym razem z czymś co powinno wybudzić dziewczynę i doprowadzić ją do plus minus używalnego stanu.

Evans teatralnie odetchnęła i odsunęła się parę metrów, od nieprzytomnej Meg. Akurat by usłyszeć pierwsze zdania wymieniane z prawdziwą Alice Suarez. Należało włączyć się do akcji. Lekarka wzięła głęboki oddech.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 13-10-2012 o 13:34.
Nadiana jest offline  
Stary 15-10-2012, 18:11   #49
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Godzina 11:45, czwartek, 3 wrzesień 2048
Inner City, New York City
5 dni do wyborów, 39 godzin do wyczerpania się akumulatora



Inner City 38

- Wybudzaj ją - rzuciła Felipa do Jack słysząc podniesiony głos dobiegający z podjazdu. - Będzie jeszcze trochę skołowana po narkozie, musimy szybko się stąd wynosić.
Latynoska przemierzyła korytarz i po chwili pojawiła się w progu mierząc dość chłodnym spojrzeniem Alice Suarez.
- Dzień dobry pani. Nazywam się Ericka Sanchez. Jestem pracownikiem firmy kosmetycznej Thousand Faces, która w chwili obecnej świadczy usługi pani Suarez za obopólnym porozumieniem. Zaistniał w związku z tym jakiś problem?
- Oczywiście, że zaistniał! - Alice była wściekła, ale raczej nie na pracowników firmy, bowiem przecisnęła się obok kobiety, kierując ku Jack i “pacjentce”. - Meeg!
-Meg? - lekarka wysunęła głowę z pomieszczenia starając się wyglądać na skołowaną. Miała nadzieję, że dawka środka pobudzającego, który przed sekundą podłączyła do kroplówki zadziała szybko - Przepraszam, tu jest pani Alice Suarez i prosiłabym o zachowanie spokoju. Wszystko już jest jak najbardziej w porządku.
Użyła kojąco-medycznego głosu, tego samego, którym informuje się pacjentów, że ich ubezpieczenie nie pokryje leczenia, tudzież rodziny chorych, że ich bliski zmarł. Miała nadzieję, że to uspokoi prawdziwą Alice, chociaż z drugiej strony nazwanie Meg jej imieniem mogło podziałać odwrotnie. Niestety należało utrzymać się w roli pracownika oszukanej firmy kosmetycznej.
Prawdziwa Alice warknęła w furii, z trudem kontrolując swoje emocje.
- Alice?! Ja jestem Alice! Jak ją dorwę w swoje łapy, gdzie ona jest?!
Wszystko to jeszcze w korytarzu, przez który przeszła w ten sposób, że można było ją zatrzymać tylko przy sporym użyciu siły. Meg dostrzegła chwilę później.
- Co jej zrobiliście?
- Pani jest Alice? - w głosie Jack brzmiało autentyczne zdumienie - No to już wiemy skąd ta reakcja alergiczna! Proszę się jednak nie obawiać, już wszystko w porządku. Sytuacja została opanowana i nikomu nic nie jest. Proszę mi zaufać, jestem lekarzem.

- Oczywiście, że jestem Alice! - szybko zbliżyła się do Meg, nachylając się nad nią i sprawdzając puls. Środek pobudzający działał, ale wolno, młodsza z kobiet jęknęła, cicho i słabo. - Jak to nic nie jest, przecież widzę!
Jednym ruchem uruchomiła holofon.
- Wybierz: przychodnia Inner City.
- Szanowna pani, z całym szacunkiem - wtrąciła się Felipa - ale pani Alice Suarez nic nie jest. Już wybudza się po narkozie, o którą zresztą sama prosiła aby oszczędzić sobie dyskomfortu podczas zabiegów plastyki. Nie ma potrzeby wzywać lekarza skoro mamy wykwalifikowanego na miejscu. Poza tym pani Suarez podpisała wszelkie zgody, proszę zerknąć - Felipa wyjęła z wewnętrznej kieszeni umowę na której widniał złożony przez Meg podpis “Alice Suarez”. - Wszystko zgodnie z literą prawa.
Alice odwróciła się nagle, wstrzymując wybieranie numeru. Raz jeszcze spojrzała na budzącą się Meg, a potem na umowę, szybko studiując ją wzrokiem. Przeskakiwała nim całe akapity, wyraźnie znając się na tego typu sprawach i nie dając zwieść słowom Felipy.
- Umowa umową, ale jak mogliście nie mieć zwykłego sprawdzania podpisów?! Przecież wyraźnie widać, że to nie mój podpis, a to ja jestem Alice Suarez. I nie ma tu nigdzie wzmianki o narkozie, to powinno być podpisywane osobno. Zwłaszcza, że znajdujemy się na terenie mojej posesji, nie wierzę, że moja... współmałżonka posunęła się tak daleko!
Cholera wiedziała, na kogo Alice była najbardziej wściekła.

- O mój boże, wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Szykowałam umowy w pośpiechu bo wczoraj do późna obsługiwaliśmy inną klientkę... - Felipa odgarnęła włosy trzęsącymi się rękami po czym zaczerpnęła kilka głębszych oddechów jak przy napadzie paniki. - To ja odpowiadam za umowy i ich sprawdzanie a to mój pierwszy tydzień w pracy... Jest mi tak bardzo bardzo przykro ale na szkoleniach wpajali nam, że klient ma zawsze rację, skąd miałam podejrzewać, że pani Alice Suarez podszywa się pod panią? - Latynoska wydawała się bliska załamania a może nawet wybuchu płaczu. - Błagam... Jeśli pani zgłosi na mnie zażalenie na pewno z miejsca dostanę wypowiedzenie. Mam małe dziecko na utrzymaniu...
Alice westchnęła, oddając umowę i kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Zwyczajnie nie wierzę, że do czegoś takiego mogło dojść. Rozmawialiśmy z mężem, że ona ma pozostać bez modyfikacji, bo uwielbiamy jej naturalizm, a tu takie numery. Czy będzie się z nią dało teraz normalnie porozmawiać? I czy mogłabym zobaczyć jakieś potwierdzenie, że jesteście z... - zerknęła na furgonetkę - ...Thousand Faces? A pani jest doktorem?
Tu spojrzała bezpośrednio na Jack. Była ostrożna, ale nie przesadnie. Meg natomiast obudziła się już, otwierając oczy i zdezorientowanym wzrokiem patrząc w sufit. Evans wiedziała, że jeszcze przez chwilę po takim “znieczuleniu” dziewczyna będzie podatna na manipulacje, ale potrwa to może z pół minuty, zanim wróci do sprawnego myślenia.
- Co... co się stało?
Jak przystało na porządnego lekarza Jack ruszyła w kierunku Meg dając sobie kilka sekund na odpowiedź dla Alice. I próbę zrozumienia jak kurde Felipa to zrobiła. Małe dziecko, naprawdę?!
- Już wszystko dobrze - chwyciła uspokajająco dziewczynę za rękę przy okazji mierząc puls- Jesteśmy z Thousand Faces, pamięta pani? Mieliśmy podać narkozę by wykonać zabieg. Dostała pani małej zapaść, ale na szczęście już wszystko w porządku. Tak, ja jestem lekarzem.
Ostatnie zdanie skierowane zostało do Alice.

- Narkozy... nie pamiętam żadnej narkozy... tylko plecy...
Mówiła nieprzytomnym, powolnym głosem, nie dostrzegła jeszcze nawet kto dokładnie znajduje się w tym samym pomieszczeniu co ona, ale Alice była w pełni sprawna umysłowo. Jej oczy zwęziły się.
- Lekarzem... a mogę zobaczyć tego potwierdzenie?
- Proszę - Jack pokazała swoją legitymację. Prawdziwą. W gruncie rzeczy i tak kamery ją złapały, a wątpiła czy peruka i okulary by w tej sytuacji pomogły. Po wyświetleniu hologramu dokumentu wróciła do Meg.
- Oczywiście, że pani nie pamięta. To normalne. Proszę mi powiedzieć ile widzi pani palców?
Evans wyciągnęła przed siebie rękę pokazując trzy palce.
Meg zamrugała oczami, wpatrując się w palce.
- Wszystko... mi się rozmywa...
Ostatnie słowa już jednak wypowiedziała trochę przytomniejszym głosem. Alice obejrzała legitymację, wyglądając tak, jakby chciała zapamiętać najważniejsze z informacji na niej zawartych.
- Meg? To ja. Możesz mi do cholery powiedzieć, o co tu chodzi?!
- Alice...?
Coraz więcej przytomności, ale i strachu w wypowiadanych słowach.
- Tak, ta prawdziwa. Wytłumaczysz mi się?
- Ja... ja chciałam tylko drobne rzeczy... nie miałam mieć narkozy ani poważniejszych zabiegów, tylko wstrzyknięcie czegoś...
Starsza z kobiet znów spojrzała podejrzliwie na dwie panie z “Thousand Faces”.
Jack znając swoje umiejętności socjalne przezornie milczała, zwalając ciężar odpowiedzi na Felipę. Postanowiła jednak zapamiętać, żeby poprosić Remo by wpisał ją do systemu pracowniczego tej firmy.
- Owszem, miała pani dostać zastrzyk powodujący zmianę pigmentacji skóry oraz być poddana plastyce twarzy przy pełnej narkozie. Cytuję: “Szersze usta i wizualnie większe oczy z możliwością zmiany koloru”. Dokładnie pani słowa. Jeśli ma pani chwilowy mętlik w głowie to jest to efektem pełnego znieczulenia, zaraz minie - Felipa dyskretnie otarła rękawem zawilgotniałe oczy. - Drogie panie, myślę, że nasza obecność jest już zbędna. Owszem, można mi zarzucić niekompetencję ale przede wszystkim to chyba panie muszą między sobą wyjaśnić sprawę. My nie powinniśmy wtrącać się w rodzinne konflikty.

Alice splotła ręce na piersi, patrząc na młodszą z kobiet ze złością, ale jednocześnie i czym więcej. Znów pokręciła głową, gdy Meg zaczęła mówić.
- Ale...
- Porozmawiamy na osobności Meg. Czy ostatecznie zostało jej coś wszczepione? Chciałabym też otrzymać jakiś państwa numer, zapewne będziemy chciały wyjaśnić potem dokładniej to całe nieporozumienie.
- Nic nie zostało wszczepione - Jack tym razem nawet mówiła prawdę - Na podanie narkozy pani współmałżonka zareagowała alergicznie i musiałam ją ustabilizować i przywrócić przytomność, co jak widać się udało. Żadne zabiegi nie zostały przeprowadzone.
Starsza z kobiet odetchnęła.
- Dobrze. Chociaż tyle. Czy mam się kontaktować bezpośrednio z firmą, czy z paniami, aby ustalić sprawę tej umowy? Podpis jej mój, czy ten rabat ciągle będzie obowiązywał? Bo zastanawiają mnie teraz prawne aspekty... młodej fantazji... Meg.
- Jestem przekonana, że rabat będzie obowiązywał. Wolałabym sama przedstawić sprawę moim przełożonym a następnie skontaktuję się z panią. Proszę dać mi dwa dni na wyprostowanie sprawy, ja naprawdę nie mogę sobie pozwolić na utratę tej posady - Felipa wydawała się w tej chwili najbardziej pokrzywdzonym stworzeniem na tej części globu. - Bez stałych środków mój były mąż odbierze mi córkę... - przez moment szperała w swoim komie aby wyświetlić holo uśmiechniętej szczerbatej sześciolatki. - Ma pani dzieci? Dwa dni. Por favor.
- No dobrze, dobrze. Dwa dni, a potem sama zadzwonię wyjaśnić to wszystko. - Meg już siedziała, wyglądając jak nastolatka czekająca na ostrą burę. - Tylko proszę pozabierać swoje rzeczy. Muszę zaraz wracać do pracy...
Przestała na nie zwracać większą uwagę, tylko wyszła przed budynek, aby skinąć strażnikom, że wszystko w porządku i tamci wracali już do swojego wozu.
 
Sekal jest offline  
Stary 15-10-2012, 18:13   #50
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Bronx

Czy można liczyć na szczęście, gdy ma się pecha? A może na odwrót, obawiać się pecha, gdy fart nie odpuszcza? Ciężko było powiedzieć, co dokładnie nie wyszło w akcji w Inner City, bowiem jej ostateczny rozrachunek martwił tylko częściowo i były to konsekwencje chwilowo odroczone. Niezbyt dokładnie przygotowany skok został odpowiednio doprawiony improwizacją i ostatecznie odjeżdżali stamtąd z rzeczami, których nigdy nie spodziewaliby się znaleźć. Kilka z nich było niewiadomą, ale Beckett zabrał jeszcze garść niewielkich wszczepów, swoją wartość także mających, a jeszcze była zawartość torebki Felipy, zbyt ładnej i drogiej torebki, aby paradować z nią oficjalnie po Bronxie. Pozostawili jednakże takie ślady, które nie mogły pozostać bez konsekwencji, jeśli nie zostaną zatuszowane w zupełnie inny, być może bezpośredni sposób.
Chwilo musieli jeszcze zatrzeć te, co im pozostały.

Sprzęt przepakowali do samochodu Remo w bezpiecznym miejscu wskazanym przez latynoskę, zapoznaną dobrze przecież z pobliską dzielnicą. Kye zwinął się stamtąd szybko, wracając na czteropasmówkę okrążającą Bronx, chociaż jemu akurat groziło tutaj nie tak wiele jak innym, kolorem skóry wpasowywał się idealnie. Tylko to czym jeździł, zwłaszcza od środka, to już nie była biedna zabawka tylko skomplikowany system połączonych ze sobą urządzeń. W tym również zakłócających, które zupełnie odcięły Mustanga od świata zewnętrznego. Haker wiedział jak się zabezpieczyć, co obecnie pomagało także w zupełnie czymś innym, gdy wręczył jadącej z nim Jack podręczny skaner, tanie w obecnych czasach, ale jakże przydatne urządzenie.
Milczało przy skanowaniu walizki, dziwnego czegoś mogącego być bronią lub w zasadzie czymkolwiek oraz pozostałych drobnostek, ale przy zbliżeniu do pojemnika oznaczonego symbolem Corp-Techu rozjarzyło się wszystkimi możliwymi diodkami, pikając wściekle. Cokolwiek było w środku, próbowało nawiązać kontakt. Pytanie tylko z kim.
I czy zdołało nawiązać przez czas, jaki przebywało poza działaniem urządzeń zagłuszających.

Ann i Felipa, a także Beckett, który pojechał z nimi jako obstawa, zagłębiły się znacznie dalej w dzielnicę kolorowych, klucząc po coraz mniejszych i brudniejszych alejkach. Ponury obraz Bronxu wyłaniał się na każdym kroku, z każdą miniętą przecznicą, gdzie obok zalegających śmieci zalegali również ludzie, a brudne, ciemne, odrapane mury mieszkalnych bloków bez drzwi i często okien, nie kusiły do pozostania dłużej. Latynoska co prawda chciała wóz opchnąć i rozkręcić ale tym razem przeważyło zdanie pozostałych, zwłaszcza Waltersa, nie zamierzającego ryzykować, że sprawa gdzieś na światło dzienne wyjdzie. Poprowadziła więc prosto na opuszczony parking. Obok znajdował się dawno opuszczony, na wpół spalony zakład przemysłowy, którego unikali chyba nawet i bezdomni.
Ferrick wielkich problemów z podłożeniem ładunków nie miała, chociaż wysadzanie samochodów, które już od dawna nie korzystały z benzyny, nie było ani tak satysfakcjonujące, ani tak efektowne. Nikt tu przecież nie zamierzał robić pokazu fajerwerków. Sprawdzili jeszcze raz czy zatarli ślady, a potem odeszli, pozostawiając płonący wrak.
Przynajmniej Felipa wybrała miejsce blisko metra, podróż komunikacją miejską i tak był dla części z nich, zwłaszcza dołączając do tego widok zdemolowanej i brudnej stacji, niemal nowym przeżyciem.
Gdyby nie obecność latynoski mogłoby to być nawet przeżycie niezapomniane.


Walters

Ed nie miał zbyt wiele zajęć podczas akcji, a także tuż po, gdzie skierował współpracowników do nowej meliny, która w międzyczasie wynalazł. Rozesłał więc wici, zbierając informacje, które powoli, zbyt może nawet powoli, spływały na jego holofon.
Najszybciej dostał wynik przeszukiwania sieci w poszukiwaniu danych o pracownicy firmy Mark&Clark. Nie znalazła bowiem żadnych powiązań z Newt czy Michelle, być może to była zwyczajna przypadkowa zbieżność wyglądu, w końcu poszukiwanie było przeprowadzone przez odpowiednio skonfigurowany program.
Trochę więcej znaleziono o Collins, nawet jeśli nie było to kopanie dogłębne. Data zbieżna z jej aresztowaniem i skazaniem była w rejestrze kobiecego więzienia w Queens. Jako wykroczenie podano prochy i próbę zabójstwa, według tego samego rejestru skazana wciąż znajdowała się w tym zakładzie karnym. Natomiast jeśli chodziło o sam posterunek, to tam było zdecydowanie mniej. Protokół z aresztowania, wrzucony gdzieś głęboko, podobnie zresztą jak ten z listy osób zaginionych, przesunięty do katalogu “Queens”. Bardzo pełnego katalogu, z mnóstwem imion i nazwisk. Dało się wyciągnąć nazwisko tego, który zrzucił to do jednego worka, pytanie czy dorwanie go cokolwiek mogło zmienić.
Podobne słabe rezultaty przyniosło przyglądanie się firmie VirtuaGirl. Człowiek, który się temu przyglądał, potwierdził tylko, że wirtualna część tej zabawy faktycznie wygląda na dzieło jednego człowieka, ale takiego, co potrafił zatrzeć ślady. Dziewczyn było dwadzieścia, więc firma nie była wielka, w porównaniu z takimi, które oferowały nawet po tysiąc, ale za to lokalna. Po rozesłaniu wici nie uzyskał co prawda bezpośrednich odpowiedzi, ale za to odezwał się jego holofon. Jeśli ktoś miał numer, musiał być więc z polecenia, Walters jednakże nie znał rozmówcy.
- Co oferujesz za namiary na faceta, który zbudował serwis VirtuaGirl?
Taki świat, nic za darmo.


Ramada Inn

Ramada Inn było jeszcze gorsze od Super 8 Motel. Główna różnica polegała na tym, że tutaj poszli w górę, przerabiając stary budynek mieszkalny na coś w rodzaju jednogwiazdkowego hotelu, w którym nawet karaluchów nie starano się zamiatać od czasu do czasu. Były tylko podstawy, ale płaciło się za konkrety. Brak kamer był oszczędnością lub zabiegiem celowym, a recepcjonista, wielki chłop ze spojrzeniem zabójcy, pobierał tylko dwie dyszki za dobę. Drugi podobny siedział w kącie i gapił się bez większego zrozumienia na program na wyświetlaczu przed nim. Pewnie w razie problemów potrafili “zmaterializować” odpowiednio wielkie gnaty, o nic za to nie pytali, biorąc kasę z góry. Parking był podziemny, jak ktoś dopłacił dychę. Połowa ceny nocki za względne bezpieczeństwo, a przynajmniej nie rzucanie się w oczy, było pewnie warte tej ceny. Remo wprowadził tam Mustanga bez targów. To co mieli wewnątrz wyglądało na warte kilka razy więcej od samego nawet wozu.

Niestety paczka z CT wciąż stanowiła problem. Haker nie miał przenośnej wersji urządzenia zakłócającego, więc obecnie jedyną bezpieczną opcją było pozostawienie tego w samochodzie, z nadzieją na dostanie się do środka. Opakowanie nie było im przecież potrzebne - z drugiej strony nie było też decyzji o tym, co tymi fantami zrobić. Pojemnik miał zamek cyfrowy, z dodatkowymi zabezpieczeniami i prawdopodobnie tą samą funkcjonalnością co i ten, którego szukali. Siłowe forsowanie, czy to elektroniczne czy fizyczne, mogło uruchomić paskudne niespodzianki. Pozostałe przedmioty mogli przenieść do pokoju i dopiero tam się im przyjrzeć.
Jack bez większego problemu identyfikowała kolejne wszczepy, w oczekiwaniu na przybycie pozostałych. Mieli jeden neuronowy procesor, drogie cacko, podstawę wszystkich innych opartych na nerwach czy pracy mózgu. Edytor bólu, potrafiący go mocno niwelować. dwa wejścia, służące do podłączania sprzętu do samego siebie, wszczep doustny kontrolujący smak oraz taki filtrujący toksyny, a przynajmniej większość z nich, nie był to bowiem najdroższy z modeli. Co jednak kobietę zainteresowało najbardziej, to był czip z danymi, które mogły zostać zaimplementowane do mózgu z wykorzystaniem neuronowego procesora.. Zwykle zawierały one jakieś konkretne dane, w tym przypadku chyba było to zaawansowana obsługa broni i sprzętu wojskowego co jako informację dało się odczytać zwykłym sprzętem komputerowym, ale co dokładnie to opisywał tylko producent. Tutaj go nie było, więc efekt można było poznać dopiero po wgraniu bezpośrednio do mózgu. Była to eksperymentalna technologia, warta wiele, a i nie do końca bezpieczna. Evans umiała to wszystko zamontować. Walters pewnie umiałby sprzedać.

Zebrali się wreszcie wszyscy, prócz Becketta, który wymówił się czymś pilnym i tylko kazał poinformować o dalszym planie działania. Najwyraźniej uznawał swoją rolę jako kontrolę, a nie element projektowo-decyzyjny. Niezależnie od tego, mieli zdecydowanie co robić i co wymyślać.
Na pierwszy ogień poszły oględziny walizki, którą Suarez pozbawił już wszelkich zabezpieczeń prócz zwykłego zamka cyfrowego, zresztą ustawionego na poprawną kombinację. Zawartość nie powiedziała im jednak wiele, bowiem walizka zawierała dziesięć zabezpieczonych fiolek, umieszczonych w specjalnej wyściółce uniemożliwiającej im przesuwanie się. Ich zawartość mogła być warta miliony, a mogła być bezwartościowa - niestety znajdowały się tu tylko oznaczenia kodowe, które nie mówiły im zupełnie nic.
Drugi z przedmiotów - ten z symbolem kolibra, futurystyczny i o niewiadomym przeznaczeniu, również nie był łatwy do rozgryzienia. Pojemnik z niebieską, bardzo gęstą i błyszczącą cieczą był wyjmowalny. Z boku znajdowały się przyciski, a także holograficzny panel kontrolny, zabezpieczony i konfigurowalny. Dało się do niego dostać bezpośrednio, ale każde polecenie musiało być potwierdzane kodem, którego nie mieli. Remo być może mógł to złamać, tylko potrzebował czasu. Było też rzecz jasna coś jeszcze: nawet po tym nie mieli pojęcia co należy zaprogramować. Używanie przycisków mogło włączyć urządzenie, które wibrowało cicho, ale naciśnięcie spustu wyświetlało alert o braku wektora i konfiguracji.

Znalezione przez Remo informacje dotyczącego “Safe Haven” potwierdzały przypuszczenia na temat tego miejsca, które można było wysnuć już po samej nazwie. Był to odpowiednik “Pink Gloom”, ale w wersji dla “garniaków”. Umieszczony w centrum Manhattanu lokal dla bogaczy, gdzie można było wynająć sobie specjalne miejsce “w którym nic ani nikt nie przeszkodzi w intymnym spotkaniu lub interesach”. Nawet do zwykłego stolika należało mieć opłaconą rezerwację, był odpowiedni dress code. Jeśli obie strony znalazłby się już w tym miejscu, ciężko byłoby przeszkodzić w wymianie.
Do tego wszystkiego była jeszcze jedna niewiadoma: Kenton Alexander oraz jego wpływowa matka. Chłopak nie pracował, nie był zapisany do żadnych stowarzyszeń, a z restauracji korzystał głównie w New Jersey City, gdzie korporacja umościła swoje gniazdo. Sieć nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, gdzie i kiedy bywa, zwłaszcza, że jego życiem nie wydawały się kierować jakiekolwiek ograniczenia. Najczęściej widywany z rodzicielką, na wszelkich spotkaniach, balach czy nawet konferencjach korporacyjnych. Ojciec zaginął jakiś czas temu, teraz matka próbowała wkręcić syna na wysokie szczeble zarządzania Corp-Techu.
To co on z tym robił to już wiedzieli.
A matka? Należała do zarządu, miała udziały zarówno w samym C-T jak i w kilku firmach-córkach, a jej egzystencja polegała zwykle na pokazywaniu się, niezbyt częstym. Nie była twarzą swojej korporacji i być nie zamierzała, trzymając się w cieniu. Na stanowisku obecnym od pięciu lat, gdy przejęła schedę po swoim mężu.

Nie zdążyli dobrze rozpocząć rozmów o dalszych działaniach, gdy odezwał się Alan.
- Słyszałem, że coś zdobyliście? Prosiłem o raport zaraz po akcji...
Pierwszym kontaktem musiał być Beckett, ale ile mógł powiedzieć Dirkauerowi?
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172