Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2012, 18:13   #50
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Bronx

Czy można liczyć na szczęście, gdy ma się pecha? A może na odwrót, obawiać się pecha, gdy fart nie odpuszcza? Ciężko było powiedzieć, co dokładnie nie wyszło w akcji w Inner City, bowiem jej ostateczny rozrachunek martwił tylko częściowo i były to konsekwencje chwilowo odroczone. Niezbyt dokładnie przygotowany skok został odpowiednio doprawiony improwizacją i ostatecznie odjeżdżali stamtąd z rzeczami, których nigdy nie spodziewaliby się znaleźć. Kilka z nich było niewiadomą, ale Beckett zabrał jeszcze garść niewielkich wszczepów, swoją wartość także mających, a jeszcze była zawartość torebki Felipy, zbyt ładnej i drogiej torebki, aby paradować z nią oficjalnie po Bronxie. Pozostawili jednakże takie ślady, które nie mogły pozostać bez konsekwencji, jeśli nie zostaną zatuszowane w zupełnie inny, być może bezpośredni sposób.
Chwilo musieli jeszcze zatrzeć te, co im pozostały.

Sprzęt przepakowali do samochodu Remo w bezpiecznym miejscu wskazanym przez latynoskę, zapoznaną dobrze przecież z pobliską dzielnicą. Kye zwinął się stamtąd szybko, wracając na czteropasmówkę okrążającą Bronx, chociaż jemu akurat groziło tutaj nie tak wiele jak innym, kolorem skóry wpasowywał się idealnie. Tylko to czym jeździł, zwłaszcza od środka, to już nie była biedna zabawka tylko skomplikowany system połączonych ze sobą urządzeń. W tym również zakłócających, które zupełnie odcięły Mustanga od świata zewnętrznego. Haker wiedział jak się zabezpieczyć, co obecnie pomagało także w zupełnie czymś innym, gdy wręczył jadącej z nim Jack podręczny skaner, tanie w obecnych czasach, ale jakże przydatne urządzenie.
Milczało przy skanowaniu walizki, dziwnego czegoś mogącego być bronią lub w zasadzie czymkolwiek oraz pozostałych drobnostek, ale przy zbliżeniu do pojemnika oznaczonego symbolem Corp-Techu rozjarzyło się wszystkimi możliwymi diodkami, pikając wściekle. Cokolwiek było w środku, próbowało nawiązać kontakt. Pytanie tylko z kim.
I czy zdołało nawiązać przez czas, jaki przebywało poza działaniem urządzeń zagłuszających.

Ann i Felipa, a także Beckett, który pojechał z nimi jako obstawa, zagłębiły się znacznie dalej w dzielnicę kolorowych, klucząc po coraz mniejszych i brudniejszych alejkach. Ponury obraz Bronxu wyłaniał się na każdym kroku, z każdą miniętą przecznicą, gdzie obok zalegających śmieci zalegali również ludzie, a brudne, ciemne, odrapane mury mieszkalnych bloków bez drzwi i często okien, nie kusiły do pozostania dłużej. Latynoska co prawda chciała wóz opchnąć i rozkręcić ale tym razem przeważyło zdanie pozostałych, zwłaszcza Waltersa, nie zamierzającego ryzykować, że sprawa gdzieś na światło dzienne wyjdzie. Poprowadziła więc prosto na opuszczony parking. Obok znajdował się dawno opuszczony, na wpół spalony zakład przemysłowy, którego unikali chyba nawet i bezdomni.
Ferrick wielkich problemów z podłożeniem ładunków nie miała, chociaż wysadzanie samochodów, które już od dawna nie korzystały z benzyny, nie było ani tak satysfakcjonujące, ani tak efektowne. Nikt tu przecież nie zamierzał robić pokazu fajerwerków. Sprawdzili jeszcze raz czy zatarli ślady, a potem odeszli, pozostawiając płonący wrak.
Przynajmniej Felipa wybrała miejsce blisko metra, podróż komunikacją miejską i tak był dla części z nich, zwłaszcza dołączając do tego widok zdemolowanej i brudnej stacji, niemal nowym przeżyciem.
Gdyby nie obecność latynoski mogłoby to być nawet przeżycie niezapomniane.


Walters

Ed nie miał zbyt wiele zajęć podczas akcji, a także tuż po, gdzie skierował współpracowników do nowej meliny, która w międzyczasie wynalazł. Rozesłał więc wici, zbierając informacje, które powoli, zbyt może nawet powoli, spływały na jego holofon.
Najszybciej dostał wynik przeszukiwania sieci w poszukiwaniu danych o pracownicy firmy Mark&Clark. Nie znalazła bowiem żadnych powiązań z Newt czy Michelle, być może to była zwyczajna przypadkowa zbieżność wyglądu, w końcu poszukiwanie było przeprowadzone przez odpowiednio skonfigurowany program.
Trochę więcej znaleziono o Collins, nawet jeśli nie było to kopanie dogłębne. Data zbieżna z jej aresztowaniem i skazaniem była w rejestrze kobiecego więzienia w Queens. Jako wykroczenie podano prochy i próbę zabójstwa, według tego samego rejestru skazana wciąż znajdowała się w tym zakładzie karnym. Natomiast jeśli chodziło o sam posterunek, to tam było zdecydowanie mniej. Protokół z aresztowania, wrzucony gdzieś głęboko, podobnie zresztą jak ten z listy osób zaginionych, przesunięty do katalogu “Queens”. Bardzo pełnego katalogu, z mnóstwem imion i nazwisk. Dało się wyciągnąć nazwisko tego, który zrzucił to do jednego worka, pytanie czy dorwanie go cokolwiek mogło zmienić.
Podobne słabe rezultaty przyniosło przyglądanie się firmie VirtuaGirl. Człowiek, który się temu przyglądał, potwierdził tylko, że wirtualna część tej zabawy faktycznie wygląda na dzieło jednego człowieka, ale takiego, co potrafił zatrzeć ślady. Dziewczyn było dwadzieścia, więc firma nie była wielka, w porównaniu z takimi, które oferowały nawet po tysiąc, ale za to lokalna. Po rozesłaniu wici nie uzyskał co prawda bezpośrednich odpowiedzi, ale za to odezwał się jego holofon. Jeśli ktoś miał numer, musiał być więc z polecenia, Walters jednakże nie znał rozmówcy.
- Co oferujesz za namiary na faceta, który zbudował serwis VirtuaGirl?
Taki świat, nic za darmo.


Ramada Inn

Ramada Inn było jeszcze gorsze od Super 8 Motel. Główna różnica polegała na tym, że tutaj poszli w górę, przerabiając stary budynek mieszkalny na coś w rodzaju jednogwiazdkowego hotelu, w którym nawet karaluchów nie starano się zamiatać od czasu do czasu. Były tylko podstawy, ale płaciło się za konkrety. Brak kamer był oszczędnością lub zabiegiem celowym, a recepcjonista, wielki chłop ze spojrzeniem zabójcy, pobierał tylko dwie dyszki za dobę. Drugi podobny siedział w kącie i gapił się bez większego zrozumienia na program na wyświetlaczu przed nim. Pewnie w razie problemów potrafili “zmaterializować” odpowiednio wielkie gnaty, o nic za to nie pytali, biorąc kasę z góry. Parking był podziemny, jak ktoś dopłacił dychę. Połowa ceny nocki za względne bezpieczeństwo, a przynajmniej nie rzucanie się w oczy, było pewnie warte tej ceny. Remo wprowadził tam Mustanga bez targów. To co mieli wewnątrz wyglądało na warte kilka razy więcej od samego nawet wozu.

Niestety paczka z CT wciąż stanowiła problem. Haker nie miał przenośnej wersji urządzenia zakłócającego, więc obecnie jedyną bezpieczną opcją było pozostawienie tego w samochodzie, z nadzieją na dostanie się do środka. Opakowanie nie było im przecież potrzebne - z drugiej strony nie było też decyzji o tym, co tymi fantami zrobić. Pojemnik miał zamek cyfrowy, z dodatkowymi zabezpieczeniami i prawdopodobnie tą samą funkcjonalnością co i ten, którego szukali. Siłowe forsowanie, czy to elektroniczne czy fizyczne, mogło uruchomić paskudne niespodzianki. Pozostałe przedmioty mogli przenieść do pokoju i dopiero tam się im przyjrzeć.
Jack bez większego problemu identyfikowała kolejne wszczepy, w oczekiwaniu na przybycie pozostałych. Mieli jeden neuronowy procesor, drogie cacko, podstawę wszystkich innych opartych na nerwach czy pracy mózgu. Edytor bólu, potrafiący go mocno niwelować. dwa wejścia, służące do podłączania sprzętu do samego siebie, wszczep doustny kontrolujący smak oraz taki filtrujący toksyny, a przynajmniej większość z nich, nie był to bowiem najdroższy z modeli. Co jednak kobietę zainteresowało najbardziej, to był czip z danymi, które mogły zostać zaimplementowane do mózgu z wykorzystaniem neuronowego procesora.. Zwykle zawierały one jakieś konkretne dane, w tym przypadku chyba było to zaawansowana obsługa broni i sprzętu wojskowego co jako informację dało się odczytać zwykłym sprzętem komputerowym, ale co dokładnie to opisywał tylko producent. Tutaj go nie było, więc efekt można było poznać dopiero po wgraniu bezpośrednio do mózgu. Była to eksperymentalna technologia, warta wiele, a i nie do końca bezpieczna. Evans umiała to wszystko zamontować. Walters pewnie umiałby sprzedać.

Zebrali się wreszcie wszyscy, prócz Becketta, który wymówił się czymś pilnym i tylko kazał poinformować o dalszym planie działania. Najwyraźniej uznawał swoją rolę jako kontrolę, a nie element projektowo-decyzyjny. Niezależnie od tego, mieli zdecydowanie co robić i co wymyślać.
Na pierwszy ogień poszły oględziny walizki, którą Suarez pozbawił już wszelkich zabezpieczeń prócz zwykłego zamka cyfrowego, zresztą ustawionego na poprawną kombinację. Zawartość nie powiedziała im jednak wiele, bowiem walizka zawierała dziesięć zabezpieczonych fiolek, umieszczonych w specjalnej wyściółce uniemożliwiającej im przesuwanie się. Ich zawartość mogła być warta miliony, a mogła być bezwartościowa - niestety znajdowały się tu tylko oznaczenia kodowe, które nie mówiły im zupełnie nic.
Drugi z przedmiotów - ten z symbolem kolibra, futurystyczny i o niewiadomym przeznaczeniu, również nie był łatwy do rozgryzienia. Pojemnik z niebieską, bardzo gęstą i błyszczącą cieczą był wyjmowalny. Z boku znajdowały się przyciski, a także holograficzny panel kontrolny, zabezpieczony i konfigurowalny. Dało się do niego dostać bezpośrednio, ale każde polecenie musiało być potwierdzane kodem, którego nie mieli. Remo być może mógł to złamać, tylko potrzebował czasu. Było też rzecz jasna coś jeszcze: nawet po tym nie mieli pojęcia co należy zaprogramować. Używanie przycisków mogło włączyć urządzenie, które wibrowało cicho, ale naciśnięcie spustu wyświetlało alert o braku wektora i konfiguracji.

Znalezione przez Remo informacje dotyczącego “Safe Haven” potwierdzały przypuszczenia na temat tego miejsca, które można było wysnuć już po samej nazwie. Był to odpowiednik “Pink Gloom”, ale w wersji dla “garniaków”. Umieszczony w centrum Manhattanu lokal dla bogaczy, gdzie można było wynająć sobie specjalne miejsce “w którym nic ani nikt nie przeszkodzi w intymnym spotkaniu lub interesach”. Nawet do zwykłego stolika należało mieć opłaconą rezerwację, był odpowiedni dress code. Jeśli obie strony znalazłby się już w tym miejscu, ciężko byłoby przeszkodzić w wymianie.
Do tego wszystkiego była jeszcze jedna niewiadoma: Kenton Alexander oraz jego wpływowa matka. Chłopak nie pracował, nie był zapisany do żadnych stowarzyszeń, a z restauracji korzystał głównie w New Jersey City, gdzie korporacja umościła swoje gniazdo. Sieć nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, gdzie i kiedy bywa, zwłaszcza, że jego życiem nie wydawały się kierować jakiekolwiek ograniczenia. Najczęściej widywany z rodzicielką, na wszelkich spotkaniach, balach czy nawet konferencjach korporacyjnych. Ojciec zaginął jakiś czas temu, teraz matka próbowała wkręcić syna na wysokie szczeble zarządzania Corp-Techu.
To co on z tym robił to już wiedzieli.
A matka? Należała do zarządu, miała udziały zarówno w samym C-T jak i w kilku firmach-córkach, a jej egzystencja polegała zwykle na pokazywaniu się, niezbyt częstym. Nie była twarzą swojej korporacji i być nie zamierzała, trzymając się w cieniu. Na stanowisku obecnym od pięciu lat, gdy przejęła schedę po swoim mężu.

Nie zdążyli dobrze rozpocząć rozmów o dalszych działaniach, gdy odezwał się Alan.
- Słyszałem, że coś zdobyliście? Prosiłem o raport zaraz po akcji...
Pierwszym kontaktem musiał być Beckett, ale ile mógł powiedzieć Dirkauerowi?
 
Sekal jest offline