Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2012, 08:33   #52
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Pierwotna muzyka wypełniała cały obóz i niosła się echem poprzez mroczny las. Każda kolejna sekunda, każde kolejne uderzenie sprawiały, że rytm wdzierał się do świadomości, niczym jakiś pasożytniczy robal. Gdy tylko rytm zagościł w umyśle zaczynał tam żyć własnym życiem.
W takt uderzeń bębna zaczynało bić ludzkie serce, a wraz z krwią roznosił się on po całym ciele. Każdy mięsień, każda cząstka ludzkiego ciała zaczynała pulsować zgodnie z muzyką.


Carter
Carter przez chwilę obserwował jak życzliwy, miły i pomocny do tej pory pan Newman ciągnie szamoczącą się bezskutecznie Terry. Liczył, że ktoś ją zauważy i ruszy jej na pomoc. Niestety nikt taki się nie zjawił.
Carter nie miał, więc innego wyjścia jak samemu uratować dziewczynę. Zanim to jednak zrobił dokładnie przeanalizował wszystkie za i przeciw. Instynkt przetrwania był u niego bardzo silny i nie chciał się stać kolejną krwawą ofiarą Bill, tylko przez swoją głupotę.

W końcu ruszył. Ześlizgnął się z dachu i ruszył biegiem w kierunku Newmana. Po drodze złapał potężny zakrzywiony konar leżący na ziemi i z wściekłością zaatakował woźnego.
Siła ciosu była na tyle duża, że mężczyzna puściła Terry. Dziewczyna z przerażającym piskiem odskoczyła od swego oprawcy. Niespodziewane uwolnienie sprawiło jednak, że nie ustała na nogach i upadła na ziemię.
Newman także się zachwiał, ale się nie przewrócił. Odwrócił się błyskawicznie w stronę Cartera. Oczy woźnego były przekrwione i pełne wściekłości. Z kącików sączyły się krwawe łzy. Przemiły kierowca szkolnego autobusu wyglądał teraz upiornie. Mężczyzna uniósł dłonie niczym wilkołaka z jakiegoś taniego horroru lub zawodnik wrestlingu.
Carter dostrzegł, że jego dłonie są zakrwawione, jakby kogoś przed chwilą rozszarpał na strzępy.
Newman rzucił się na chłopaka, chcąc go obalić na ziemię. Mimo swego wieku woźny wykazywał się ponad ludzką wręcz siłą. Obalił on chłopaka na ziemię i przygniótł go ciałem. Uderzenie zabrało chłopakowi oddech i na kilka sekund otumaniło.
Indiańskie bębny dudniły z coraz większą siłą. Newman załapał chłopaka za szyję chcąc go zadusić gołymi rękami.
Carter widział nad sobą wściekłą twarz i oczy przepełnione żądzą mordu. Gdzieś w tle dostrzegł podnosząca się z ziemi otumanioną Terry.

Magdalene „Maddie” Colt
Maddie przezwyciężyła ból i ruszyła we wcześniej ustalonym kierunku. Minęła zarówno pana Newmana, który zaatakował Terry, jak i szkolnego dilera Luthera, który biegnąc przez obóz wrzeszczał coś o ucieczce do łodzi.
Maddie jednak wiedziała, że jedyną ich szansą na przeżycie jest skontaktowanie się z kimś z zewnątrz.
Instynkt przeżycia sprawiał, że była w jakimś stanie zignorować ból i biec naprzód. Muzyka jednak coraz mocniej wdzierała się do jej świadomości. Jej monotonny rytm zdawał się przejmować kontrolę nad jej ciałem. Dłonie kilkakrotnie samowolnie zaciskały się i rozluźniały. Mimo to dziewczyna zbliżała się do wyznaczonego celu.

Gdy była zaledwie kilka metrów przed domkiem opiekunów zauważyła po prawej stronie najpierw czającego się za rogiem Billa, a zaraz potem biegnącego w jej stronę pana Richardsa.
- Uciekaj Maddie! Uciekaj! - krzyczał nauczyciel.
Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ostatkiem sił dopadła do domku i zamknęła za sobą drzwi.
Od razu też zaczęła wzrokiem szukać nadajnika.

Znalazła go błyskawicznie, ale radość z tego faktu trwała równie krótko. Liczba pokręteł, przełączników i przycisków mocno zaskoczyła i zasmuciła Maddie. Obsługa nadajnika wydawała się jej dziecinnie prosta, ale patrząc na stojące na półce urządzenie zaczynała mieć poważne wątpliwości.

Roxie Heart
Misja prawie się powiodła. Prawie...
Roxie znalazła coś na czym można, by uciec z obozu i sprowadzić pomoc. Niestety pech jej nie opuścił i gdy tylko stanęła przed poszukiwanym rowerem, usłyszała jak ktoś dobija się do drzwi.
Nie miała żadnych wątpliwości, kto próbuje dostać się do środka.
Nie czekała, aby się o tym przekonać na własne oczy. Szybko rzuciła się do ucieczki i korzystając z hałasu, jaki robił Bill przedzierała się przez zalegające w magazynie rupiecie.
Wdrapując się na stojące pod ścianą skrzynki ponownie zaczęła przeciskać się przez małe okienko.
Była już połową ciała na zewnątrz, gdy usłyszała krzyk pana Richards.
- Uciekaj Maddie! Uciekaj!
Po chwili usłyszała demoniczny śmiech grubasa, a w następnej chwili głuche uderzenie, któremu towarzyszyło charakterystyczne mlaśnięcie. Dokładnie takie, jakby ktoś rzucił zakrwawiony ochłap na ziemię.
Strach zajrzał w oczy dziewczyny. Nie wiedziała, czy ma uciekać, czy może zostać w magazynku.
Szalony grubas był tuż obok niej, zaledwie parę metrów. Zapewne będzie od niego szybsza, ale dokąd uciekać. Gdzie się skryć przed maniakalnym mordercą.

Kathy Brown
- Pomóżcie mu! - zawołała do reszty Kathy. Ona już przeżyła swój koszmar, wiele, wiele lat temu. I nie mogła jej wystraszyć byle kretynka pozbawiona mózgu!
Tak przynajmniej jej się wydawało. Niestety widok oszalałej i wściekłej dziewczyny rozszarpującej gołymi rękami szyję niewinnego chłopaka podziałał i na nią. Koszmar z przed lat wrócił ze zdwojoną siłą. Kathy podobnie, jak cała reszta dzieciaków zgromadzony w domku stała oniemiała. Z przerażeniem obserwowali, jak krtań chłopaka zmienia się w krwawa miazgę. Z jego rozerwanego gardła wydobył się nieprzyjemny charkot.
Dziewczyna uniosła zakrwawione dłonie do uszu i znowu wrzasnęła:
- Ja tego nie wytrzymam! Uciszcie to!
Na zewnątrz również słychać było krzyki i wrzaski i wyglądało na to, że w obozie nie ma już bezpiecznego miejsca.
- Łodzie! Uciekajcie do łodzi! Na jeziorze będziemy bezpieczni! - darł się ktoś na zewnątrz.
Zabójczyni, jakby w momencie odzyskała władzę nad swym ciałem i choć jej oczy nadal wyrażały brutalną chęć mordu, to wyraz jej twarzy zmienił się zupełnie. Spojrzała ona na swych przerażonych kolegów i wrzasnęła:
- Tylko nie to! Nie wolno wam tam iść! Nie wolno!
Po tych słowach otworzyła drzwi i wybiegła z domku.

Luther „GoGo” Cottonfield
Luther miał szalony pomysł. W tym jednak momencie wierzył, że jest to jedyne właściwe rozwiązanie. Obóz ogarnęło kompletne szaleństwo. Gdzieś pośród zabudowań czaił się grubas morderca, pan Newman walczył z jakimś chłopakiem tarzając się po ziemi i co rusz słychać było czyjś krzyk.
Luther ogłosił swój plan wszystkim, którzy mogli usłyszeć jego krzyk i ruszył biegiem w kierunku przystani.

Gdy biegł przez plac apelowy zauważył, że z jednego z domków wybiegła jakaś dziewczyna. Ruszyła on za nim. Wyglądało więc na to, że nie będzie sam. Ta myśl ucieszyła go w tej chwili. Przeważnie nie lubił towarzystwa przemądrzałych białasów, ale w tej sytuacji każda kolejna osoba w jego pobliżu mogła zwiększyć jego szanse przeżycia.

Gdy wbiegł na plażę i zaczął rozglądać się za łodziami. Pan Washington na szczęście jeszcze ich nie schował do składziku i leżały on sobie do góry dnem w pobliżu mola.
Coś jednak o wiele bardziej zainteresowało w tej chwili Luthera. Na wyspie na środku jeziora płonęło kilkanaście dużych ognisk. Muzyka tutaj była o wiele głośniejsza i wyraźniejsza. Chłopak zaczął nawet rozróżniać słowa. I choć nie znał tego języka, to gdzieś podświadomie obawiał się tych słów.
Dźwięk bębnów wdzierał się do mózgu chłopaka i powodował nieprzyjemne pulsowanie w skroniach. Luther zatkał instynktownie uszy, by choć na chwilę odciąć się od tego otumaniającego hałasu.
- Nie możesz tego zrobić - powiedziała dziewczyna, która pobiegła za nim - Nie możesz!
Luther widział jej obłąkany wzrok i zakrwawione dłonie. Dziewczyna wolno, krok za krokiem zbliżała się w jego stronę. Jej intencje były jasne i wyraźne.
- Nie może, słyszysz?
Luther miał już coś odpowiedzieć, gdy z lewej strony zobaczył biegnące w jego stronę jakieś postacie. Wystarczył mu rzut oka, by rozpoznać obie. To był Terlnis oraz pan Washington.

Terlnis
Terlnis nie dał się zwieść pozorom i nie zaufał kierownikowi obozu. Instynktownie czuł, że to właśnie on jej mordercą. Co prawda nie widział go dokładnie w chwili zabójstwa, ale przecież tylko on wszedł do tego domku. To on znał doskonale las i okolicę. Wszystko, więc układało się w całość.
Chłopak ruszył biegiem w kierunku jeziora.

Gdy tylko ruszył usłyszał za sobą dudniące kroki nauczyciela. Jeżeli do tej pory pozostały jeszcze w jego sercu jakieś wątpliwości, to właśnie teraz się ich wyzbył ostatecznie.
Ternis biegł ile tylko miał sił. Wiedział, że jest to bieg po życie. Najdrobniejszy błąd, chwila słabości i dopadnie go maniakalny morderca.

Gdy chłopak dobiegł do jeziora omal się nie zatrzymał. Na wyspie na środku jeziora płonęło kilkanaście dużych ognisk, które rozświetlały mroki nocy. Wokół dudniły indiańskie bębny i słychać było chóralne śpiewy. Terlnis wiedział jednak, że nie może się zatrzymać, by podziwiać ten nietypowy widok.
Biegł więc dalej w kierunku przystani.

Gdy dotarł na plażę, czekała tam na niego kolejna niemiła niespodzianka. Tuż obok mola stał szkolny diler Luther, a na przeciw niego jakaś dziewczyna. I to jej widok sprawił, że Terlnis poczuł oddech śmierci na plecach. Szła ona wolno w stronę Luthera z wbitym w niego wzrokiem pełnym nienawiści. To może i by nie było takie dziwne i straszne, gdyby nie fakt, że miała ona ręce całe we krwi.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline