Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2012, 12:38   #53
Charm
 
Charm's Avatar
 
Reputacja: 1 Charm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputacjęCharm ma wspaniałą reputację
Terlnis biegł, co sił w nogach, starając się w ogóle nie odwracać za siebie. Dźwięk krzyków w obozie, licznych szamotanin i panikowania jakichś głupich blondynek zdziwiłby go zapewne, gdyby nie fakt, że tuż za sobą słyszał kroki Washingtona. Był pewny, że to on. Chciał go dorwać. Zabić.
Nie, nie da się. Musi wsiąść na łódź i odpłynąć... gdzieś. Z dala od tego chorego miejsca. Co to miało być? Obóz? Wyjechał... PIERWSZY RAZ wyjechał gdzieś ze szkołą, by się zrelaksować, odpocząć od domu. By pozwiedzać i poleniuchować. A tu proszę. Najpierw dziwne dźwięki z wyspy, które wwiercały się w mózg, niczym jakieś obrzydłe robale, potem wieczorne opowieści Washingtona, zniknięcie kilku osób, na końcu morderstwo, którego sprawcą był Washington. No proszę! Po co się tam pchał, idiota? Mógł siedzieć w domu. Teraz by smacznie spał, nie przejmując się durnym obozem.
A ten chory facet - chciał ich przerazić opowieścią, by potem wszystkich powybijać jak cały ten Billi? A może to on? Nie kojarzył tego wcześniej tak. Zresztą teraz też nie. W tej chwili starał się mu uciec. Nie obchodziło go nawet to, że w obozie panował chaos. Co się tam stało? Nieważne.
Przed sobą ujrzał płomienie. Na wyspie oczywiście. Nie było tylko jedno, jak przed kilkoma godzinami. Było więcej. Śpiewy głośniejsze, dźwięki potężniejsze. Co to miało wszystk znaczyć?
Do tego na przystani stały dwie osoby. Cóż, nie byłoby w tym nic dziwnego - mógłby ich ostrzec, zabrać się z nimi na łódź i odpłynąć. Tak też planował zrobić i jego struny głosowe podziałały szybciej niż mózg.
- Uciekajcie! Washington zamordował jakąś kobietę, a teraz chce mnie dorwać! - krzyknął, nie zatrzymując się i machając na nich światłem latarki. Ale zaraz po ostatnim słowie głos ponownie ugrzązł mu w gardle, gdyż zobaczył wyraz twarzy i postawę dziewczyny. I jej dłonie. Zakrwawione dłonie. Co u licha znowu? Czyżby oszalał? On, czy ona? Ma zwidy, czy to wszystko dzieje się naprawdę?
Trudno. Raz kozie śmierć. Nie zatrzymał się, postawił na rzeczywistość. Jeśli śni - nic się nie stanie. Jeśli ma zwidy - ma usprawiedliwienie (zwariowało mu się).
Uderzył z ramienia dziewczynę, odpychając ją jak najdalej od siebie i od szkolnego dilera. Nie zważał na to, czy wpadnie do wody, czy tylko przewróci się. Nie zważał, bo miał ją już za sobą. Odwrócił się i pobiegł jak najszybciej w kierunku łodzi, mając nadzieję, że Luther zrobi to zaraz po nim. Trzeba było stąd odpłynąć. Jak najszybciej. Jak najdalej.
Jednak łodzie były do góry dnem, a Washington coraz bliżej. Stanął jak wryty tuż przed końcem przystani i dotarło do niego, że nie ma sesu siłować się z wielkim kawałem drewna, gdy morderca może w każdej chwili złapać go za ramię i wcisnąć pod wodę. Odwrócił się, by stanąć twarz w twarz z niebezpieczeństwem.
- Stój! - krzyknie odruchowo, jeśli będzie ono zmierzać na niego pod postacią opiekuna obozu. Oczywiście wiadomo, że jeśli to wszystko, co ułożyło się w głowieTerlnisa, było prawdą - Washington nie zatrzyma się. Wtedy chłopak odskoczy w bok - do wody, wierząc, że zanim się utopi, uchwyci słupka przystani albo łódki. Chyba, że byłoby tam całkiem płytko, wtedy ruszy do łodzi i postara się ją przewrócić - oby z pomocą dilera.
Gdyby jednak mężczyzna zatrzymał się, Terlnis wyciągnie przed siebie latarkę i skieruje promień światła prosto w jego twarz. Nie będzie go słuchał. Wtedy też postara się odwrócić łódź, mając na uwadzę Washingtona.
Plan, jak plan. Niedokładny, z wieloma dziurami, ale najlepszy na jakiego go było w tej chwili stać.
 

Ostatnio edytowane przez Charm : 16-10-2012 o 15:31.
Charm jest offline