Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2012, 16:54   #55
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Łatwo przyszło, łatwo poszło, łatwo pójdzie ?


Karty w dłoniach szybko zmieniały położenie. Czułe opuszki palców Fateusa sprawdzały czy na którychś kartach nie ma podejrzanych wybrzuszeń.
Przemieszał szybko karty fachowym ruchem by upewnić się, że zburzył jakikolwiek układ stworzył szuler pod swoimi palcami.
Po tym zabiegu zaś każdy dostał po dwie karty na stole wylądowały zaś trzy : Król Trefl, siódemka kier i czarna dwójka.
Nie najlepsza kombinacja, ale wszak miały dojść jeszcze dwie karty no i te które każdy gracz miał w dłoniach. Szuler wpłacił dużą ciemną, murzynowi przypadła zaś mała wpłata. Teraz można było zerknąć na swoje karty, byle szybko, tak by nikt nie zdołał ich podejrzeć. Gort trafił na dwójkę karo i... dwójkę trefl! Wielkolud miał szczęście, dawało mu to silną pozycję, bowiem z kartami obecnymi na stole, miał już prawie wszystkie możliwe dwójki, przy dobrych wiatrach pokaże przeciwnikom karocę. Ale jak wiadomo poker to też sztuka blefu... a w tej czarnuch już najlepszy nie był.
Fateus zaś miał mniej szczęścia niż wielkolud... otrzymał bowiem szóstkę i czwórkę kier. Dawał oto możliwość uzyskania nawet koloru... jednak nie było by to łatwe.
Szuler zaś tylko zerknął w swe karty ciągle się uśmiechając, twarz pokerzysty niemal chciałoby się rzec.
-Czyli twoje złoto przeciwko moim informacją na temat tutejszych panienek? -zapytał bywalec karczmy po czym dołożył trzy sztuki złota do puli zerkając przy tym na murzyna. - Czyli jeżeli ja wygram, zgarniam kasę obu z was, jeżeli nasz wielki przyjaciel nasze fundusze... a jeżeli ty tylko pieniądze murzyna moje mi oddajesz, ale otrzymujesz odpowiedź na pytanie, zgadza się? - zagadnął upewniając się w zasadach.
-Przeciwko wszelakim informacjom.- rzekł z uśmiechem Fateus dorzucając kolejne sztuki złota do puli.-Jestem ciekawski z natury.
- Phi - prychnął Czarnoskóry, przebijając szulera o następne trzy monety. - Naprawdę stawiasz złoto przeciwko jakimś informacjom? Pewnie chcesz go zmusić żeby wyjawił ci gdzie leży zakopany skarb. Jeśli tak to nie masz się o co martwić! Gwarantuję ci, że na morzu znajdziesz znacznie więcej bogactw, niż mógłbyś sobie wyobrazić!
-Nie interesują mnie monety. To tylko blaszki z kruszcu, które nie mają większego znaczenia, tak naprawdę. Są skarbem, bo inni uważają za wartościowe. Ale... ani to smaczne, ani nie upaja, ani bawi... Ot, błyszczy jeno.- Fateus uśmiechnął się udzielając tej enigmatycznej odpowiedzi.
Gort wyrozumiale pokręcił głową, tak jak się to robi gdy dziecko coś pomyli.
- Nie zapominaj że pirackie skarby to także twoje trofea! Dowód tego ile udało ci się wydrzeć morzu i przeżyć! Tego nie kupisz za żadne pieniądze na świecie - stwierdził z wielką powagą. - Musisz się jeszcze wiele nauczyć, jeśli pewnego dnia chcesz zostać wielkim piratem, takim jak ja.
-Jeśli chcę...- potwierdził ostatnie słowa Fateus, bo bynajmniej nie miał zamiaru zostać piratem... nieważne czy wielkim czy małym.
Szuler dorzucił odpowiednią ilość monet, po czym dołożył kolejną kartę na stół...ósemkę kier.
- Czekam. -stwierdził nie dokładając nic do puli. - Długo zamierzacie tutaj zabawić? -zagadnął przy okazji.
-Podbijam... o jedną informację.- rzekł w odpowiedzi Fateus, drugie pytanie ignorując. Wszak bowiem Gort był tu szefem. A sztukmistrz nie chciał wypowiadać się na temat długości swego pobytu tutaj. Zwłaszcza, gdy nie zdecydował jeszcze ile ów pobyt potrwa.
Dorzucił do stosu kilka monet na potwierdzenie swych słów.
- A bo ja wim? Pewna do jutro, bo trochę nam spieszno... - stwierdził murzyn. - Chociaż zależy jak szybko blondas się ze wszystkim uwinie załatwić. To on jest tutaj naszym nawigatorem.
Gort jeszcze raz przyjrzał się trzymanym przez siebie kartom i tym na stole.
- A ile tak w ogóle jest warta informacja? - zastanowił się na głos. - Ale tak czy owak wchodzę.
- To ja spasuje. -stwierdził szuler i odłożył karty po czym wyłożył ostatnią z kart, waleta trefl. Tym samym dając wygraną Gortowi, aczkolwiek Faust wciąż mógł wygrać sztuką blefu... z ręką nie mająca żadnej wartości. Kanciarz był zaś nadzwyczaj spokojny, jak gdyby nie ubodła go w ogóle przegrana pierwszego rozdania.
- To szybko chcecie stąd wyruszać w dalszą drogę, zazwyczaj wędrowcy zatrzymują się tutaj na kilka dni. -dodał jeszcze, pocierając brodę w miejscu gdzie blizny krzyżowały się ze sobą.
-A ja podbijam jeszcze...- rzekł z uśmiechem Faust, dorzucając kolejne błyszczące krążki.-Mam chyba dziś szczęście. Najpierw wolność, teraz mocne karty.
Liczył, że jednak Gort odpuści sobie dalszą rozgrywkę. W końcu... po co im było jeszcze więcej złota?
- Hmm - murzyn obserwował bacznym wzrokiem Fateusa, jednak po dłuższej chwili zdecydował w końcu że nie może się poddać już w pierwszym rozdaniu i również dołożył następne monety do puli.
- Wchodzę - zadeklarował z upartością godną byka.
-To ja pas.-odparł z rezygnacją Fateus rzucając karty i ukrywając irytację za maską zobojętnienia.
- Tak więc nasz czarnoskóry przyjaciel wygrywa całe złoto. -zaśmiał się szuler i podał Gortowi karty. - Czas na przywilej wygranego, tasuj wielki Panie.- z twarzy gracza wciąż nie schodził ten parszywy uśmieszek, który tak wiele mówił o charakterze jego posiadacza.
Pirat z podejrzliwością wziął do ręki talię i zaczął ją dokładnie tasować, upewniając się by żadna karta nie została na swoim poprzednim miejscu. Następnie zaś położył trzy karty twarzą do góry na stole, a wszystkim graczom rozdał po dwie.
- Więc tera ty wpłacasz małą ciemną, a ty dużą - zakończył murzyn wskazując najpierw szulera, a potem Fateusa.
-Pas...- Fateus odłożył karty tylko przez chwilę spoglądając na nie bez większego zainteresowana. Obrzucił obu graczy spojrzeniem swoich oczu. Był lekko zirytowany. Nie tym, że przegrał, lecz postawą Gorta. To że Pirat wygrał nie było problemem, to że nie potrafił właściwie wykorzystać swego zwycięstwa... już tak.
A Phantasmagorius nie zamierzał marnować czasu. Odłożył karty na stół naznaczając je w sposób niewidoczny dla oka. Klątwą pecha.
To powinno...namieszać w grze, jak i ogólnie u obu graczy. Uśmiechnął się ironicznie i wstał mówiąc.- Chyba dziś pani Fortuna nie obdarza mnie swoim uśmiechem. Więc nie ma co więcej kusić losu... Dobrej zabawy panowie.
Po czym wstał od stolika i ruszył swoją drogą.
- Ale z ciebie smutas - burknął murzyn, po czym machnął ręką, zgarniając swoje monety i również odszedł od stolika, oddając nieco pełniejszą sakiewkę swemu kamratowi. Przynajmniej nie mógł powiedzieć że nic nie ugrał... chociaż nim ten wieczór dobiegnie końca Gort zapewne i tak zdąży przejeść i przepić wielokrotność swojej wygranej, a potem zwali się do łóżka niczym góra i będzie spał zabity aż do najbliższego świtu.
… albo i nie.

Kot chodzący swoimi drogami


Sztukmistrz nie zamierzał się nikomu tłumaczyć ze swych działań. Nie obchodziła go też dobra zabawa, nawet w takim miejscu.
… zwłaszcza w takim miejscu.
Było wesołe radosne i … fałszywe. Był małym rajem na ziemi. Było idealne.
Tylko że ideały nie istnieją, Fateus dobrze o tym wiedział. To miejsce ze swą wesołością i beztroską drażniło instynkty sztukmistrza.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_yWU0lFghxU[/media]

Fateus czuł, że coś musi się kryć za tą maskaradą. I zamierzał odkryć prawdziwe oblicze tego miejsca. Nie udało mu się przy stoliku, gdy murzyn wepchał mu się w paradę zmuszając Phantasmagoriusa do grania przeciwko dwóm zamiast przeciw jednemu.
Dlatego musiał zmienić taktykę, co nie było dla sztukmistrza problemem. Zawsze miał wszak kilka asów w rękawie.

Fateus siedział w kącie. “Drzemał”. Spod cienia kapelusza jego dziwny wzrok wędrował po kelnerkach, zwłaszcza skupiając się na jednej kitsune.


Jakkolwiek jej egzotyczna uroda wzbudzała zainteresowanie Phantasmagoriusa, to jednak nie uczynił nic więcej w tym kierunku.
Jedynie się gapił na nią spod cienia kapelusza, albo “przeżywając klęskę przy kartach” albo też się dąsając na cały świat, albo “drzemiąc z otwartymi oczami”.

Paradoksalnie to ostatnie było najbliższe prawdy.
Ze rękawa zwisającej luźnie ręki, wysypała się talia kart, ale kto miał zwrócić uwagę na taki detal, zwłaszcza że owa talia kart była po części przesłonięta przez płaszcz sztukmistrza.
Nikt więc nie mógł zauważyć, że karty te zaczęły się splatać w jakąś postać. Formował się korpus, ogon, łepek. Spleciony z kart, papierowy szczur ożył. Stworzenie ruszyło łepkiem na wszystkie strony i rozejrzawszy się znalazło swój cel. Mysią dziurę... szczelinę przez którą dało się dostać do kolejnych obszarów tej karczmy.
Szczur z papieru o twardości ciała dorównującej stali ruszył kierowany umysłem swego pana na przeszpiegi.
Ciasne tunele wydrążone przez myszy w drewnianej karczmie, nie miały zbyt wielu lokatorów. Sztuczna papierowa mysz minęła jedynie jedną całkowicie organiczną bratanice, stara i już bliską śmierci. Jednak to nie był fakt istotny, liczyły się bowiem przeszpiegi, dotarcie w miejsca w które umożliwiały tunele. Papierowa mysz przemknęła wewnątrz ściany pokoju gdzie baraszkowała jakaś para... z głosu dało się poznać Madreda. Podobne odgłosy towarzyszyły jeszcze innym pokoikom w pierwszej części budynku, jednak ciekawsze informacje przyniosły odwiedziny w drugiej budowli.
Najpierwej papierowa myszka przemknęła przy pokoiku w którym to Faust rozmawiał z Roset... można było podsłuchiwać ale nie było w sumie czego. Nie padły żadne ważne kwestie. Jednak gdy mysz ruszyła dalej zrobiło się bardzo cicho, nie słychać było rozmów czy też odgłosów spółkowania. Gdyby papierowy stworek posiadał zmysł węchu na pewno szybciej odkryłby dokąd zmierza, jednak dowiedział się tego dopiero gdy tunel zakończył się otworem.
Sala, duże ciemne pomieszczenie, o mokrej od czegoś podłodze i dużej ilości haków podczepionych pod sufitem. Większość zaś metalowych haków utrzymywała ociekające czymś kształty. Chwila potrzebna by mysi wzrok przystosował się do ciemności, wystarczyłaby ocenić co wisiało na hakach - ciała. Martwi ludzie i elfi z wieloma ranami, ociekający krwią w której była cała podłoga. Wszyscy nadzy, część z nich była... ponadgryzana, wszyscy martwi, niektórzy już powoli zaczynali gnić. Tak, to na pewno nie było typowe zaopatrzenie karczmy czy burdelu, nawet takiego na przeklętych ziemiach.
Szczurek wybiegł na środek tej stali i stanął na dwóch tylnich łapkach rozglądając się dookoła i szukając drzwi do tej sali.
Nie było drzwi, była drabina prowadząca do klapy w suficie. Była to prosta konstrukcja, tak by móc wyjmować drabinę na wyższej poziomy w razie potrzeby.
Gryzoń wdrapał się po drabinie w kierunku klapy, szukając jakiejś szczeliny lub dziury, która pozwoliłaby mu przecisnąć się wyżej.
Takiej jednak nie znalazł, klapa była wykonana starannie, wyglądała na stosunkowo solidną i nową. Ktoś najwyraźniej zadbał by to pomieszczenie nie zostało łatwo odnalezione.
Papierowy szczurek rozpadł się na pojedyncze karty, przestał być już potrzebny.

A sam Fateus wstał i ruszył w kierunku lisiczki z ciepłym uśmiechem na obliczu.- Rzadko spotykałem osoby z twojej rasy. A nigdy w tej okolicy... Jakieś wiatry zagnały cię do tego miejsca?
Kobieta zmierzyła go wzrokiem, po czym zapewne oceniając po stroju zawartość jego sakiewki na “wystarczający”, przybrała wyćwiczony ponętny uśmiech, a jej lisia kita musnęła delikatnie dłonie Fateusa. - Czasem tak się zdarza że trafiamy gdzieś przez przypadek, tak było też ze mną. Ale nie narzekam.- odparła dźwięcznym głosem. - Aczkolwiek jestem tu od niedawna, nie wiele wiem o tych stronach jeżeli chciałbyś o to pytać.
-Ktoś kto przy pięknej kobiecie marnuje czas na takie gadanie, bywa głupcem czyż nie...? Jak ci na imię, moja droga?- rzekł z wystudiowanym uśmiechem sztukmistrz.-Mnie zwą Viscani.
Jedną dłonią pieszczotliwie muskał jej ogon, drugą swoją sakiewkę, by jej dźwięk był wystarczająco... kuszący.
- Mówią tu na mnie Lisa. -odparła dziewczyna i w geście lekkiej prowokacji, zabrała na chwile ogon, jak gdyby droczyła się z mężczyzną, by po chwili musnąć go kitką w nogę z zadziornym uśmieszkiem.
-Ładne imię, choć mało poetyckie.- rzekł w odpowiedzi Fateus uśmiechając się i odsłaniając w tym grymasie lekko kły.-Ale przyznaję, że jest jak kluczyk... który kusi by otworzyć drzwi. I dowiedzieć się jak ty na siebie mówisz.
- Nie wiesz że...- zapytała dziewczyna a jej zgrabne paluszki musnęły usta mężczyzny, dotykając przy tym delikatnie jednego z kłów.-...im dłużej na coś czekasz tym więcej radości z tego potem czerpiesz? Cierpliwość to cnota paniczu.
-Zawsze bardziej ceniłem ciekawość i byłem często dużo płacić za jej...-Fateus korzystając z tego że się przybliżyła przesunął dłonią po jej ogonie, pieszczotliwie muskając futro palcami.-... zaspokojenie.
- A czy tylko ciekawość chcesz dziś zaspokoić?- odparła dziewczyna delikatnie zbliżając się do jego ciała, a jej pazurki delikatnie przejechały po jego piersi. - Wszak nie samą ciekawością się żyje... -dodała jeszcze.
-Przyznaję... mam dużo pragnień.- odrzekł uśmiechając się szerzej i spoglądając z lubieżnym wyrazem twarzy na jej dekolt.
Lisiczka uśmiechnęła się i w milczeniu odwróciła od Fateusa, a jej ogon przejechał po jego brodzie pieszczotliwie, gdy ta ruszyła w stronę schodów na piętro, kręcąc przy tym zalotnie biodrami. Po przejściu paru kroków, odwróciła na chwile głowę, puściła mężczyźnie oko, a jej palec zachęcił go do podążania za nią.
Sztukmistrz ruszył za nią poprawiając kapelusz, rozejrzał się za siebie tuż przed wejściem na schody. Początkowo myślał o wtajemniczeniu Gorta, ale... ostatecznie uznał, że będzie z tego więcej szkody niż pożytku. Swój dług wobec niego spłaci, po swojemu.
Następnie ruszył za lisią kusicielką.
Ta zaprowadziła go do jednego z pokoi na pięterku, wyposażonych w dość wygodne łóżko oraz kilka innych najpotrzebniejszych przedmiotów.
- Czyli czego dokładnie sobie życzysz? -zapytała, gdy tylko drzwi zamknęły się za mężczyzną, zaś jej ręce od razu wylądowały na jego torsie.
-Hmmm.. a jakież to rozrywki są twoją specjalnością?- mruknął w odpowiedzi Fateus, lewą dłonią poznając obszary ciała dookoła puszystego ogona Lisy, a prawą dłonią wsuwając do dziurki od klucza zwiniętą kartę. Ta pod wpływem woli sztukimistrza rozprężyła się nieco i zesztywniała blokując możliwość otwarcia.
Kobieta przygryzła zalotnie wargę, gdy dłoń Fateusa zaczęła wędrówkę po jej ciele, i delikatnie ocierając palcami o jego usta odparła namiętnym głosem. - Co tylko sobie wymarzysz. Chociaż ponoć mam bardzo zwinny język. -dodała siląc się na niewinny uśmieszek, a rzeczony języczek wysunął się na chwilę by musnąć usta sztukmistrza.
Phantasmagorius delikatnie pocałował lisiczkę, po czym rzekł.- A czy ten twój zwinny języczek, opowie historię trupów zwisających na hakach w piwniczce karczmy?
- Co...co? -kobieta wydawała się całkowicie zbita z tropu. - O czym ty pleciesz?- odparła cofając się nagle od Fateusa.
-Jesteś tu nowa, prawda? Ale może wiesz, gdzie znajduje się klapa w podłodze. O takiej szerokości, ściśle dopasowana....- sztukmistrz zaczął opisywać ową blokadę wyjścia dla swego gryzonia i na jakim poziomie budynku karczmy się ona znajduje.-I zamknięta szczelnie. Pewnie nie wiesz co jest za nią?
- Nie mam pojęcia o czym mówisz... możliwe, że to w drugim budynku. Tam wstęp ma tylko kilka osób...a zresztą co to za wypytywanie! -oburzyła się nagle lisiczka. - Wybacz ale nie płacą mi tu za rozmawianie na temat tego przybytku, a za coś zupełnie innego! -oburzyła się kobieta.
-O ile się nie mylę, to... ja ci teraz płacę.- sztukmistrz podszedł do dziewczyny, powoli odpinając pas z bronią i odrzucając ją daleko od nich obojga. Nie chciał by się czuła zagrożona, zwłaszcza że tej broni w ogóle nie potrzebował.-No i... to co mi powiesz, zostanie tylko między nami, prawda?
Pogłaskał ją po policzku dodając.-Poza tym... Ja pytam, ale ty odpowiadasz jeśli chcesz.
- Słuchaj, to dobra praca jak na te czasy. Nie chcę mieć problemów.- odparła Lisa odpychając mężczyznę i ruszyła do drzwi, których klamkę szarpnęła. Te jednak otworzyć się nie miały zamiaru, zaś klucz do zamka też wejść nie chciał. - Co ty zrobiłeś! Wypuść mnie bo zacznę krzyczeć!- odparła wyraźnie zirytowana kobieta.
-Ja? A co ja takiego mogłem zrobić?- udał zdziwienie Fateus i rzekł z uśmiechem. -Uspokój się proszę. Nie ma powodu do nerwów. Po prostu będziemy musieli poczekać na ślusarza. Choć zawsze jest i druga droga.
Wskazał dłonią okno i powoli otworzył je wyglądając przez nie i oceniając odległość do owego drugiego budynku.
-Wiesz co? Wyjdę przez okno i poszukam pomocy do otwarcia zaciętych drzwi.- zaoferował swą pomoc Fateus.
Początkowo wspinaczka na górę karczmy była łatwa, wysuwane pazury pomagały. Jednak gdy już się wgramolił na dach sztukmistrz zorientował się, że dalsza wędrówka wymaga iście kociej zręczności.
Dach był bowiem dość śliski.
-No cóż... Nikt nie powiedział, że się przy tym nie spocę.- westchnął, a jego sylwetka zaczęła się przeobrażać. Nie był to szczególnie przyjemny dla Fateusa proces. Gdy mięśnie i ścięgna zmieniały położenie, towarzyszyły temu nieprzyjemne doznania.
Niemnie ciało pokrywało się futrem, czaszka ulegała przemianie. Strój zaś wnikał w ciało,
stapiając się z ciałem czworonożnej istoty. Kociej istoty.


Czarna pantera stojąc na dachu rozejrzała się dookoła. Przyzwyczajone do nocnych polowań oczy szukały, zagrożeń a słuch wyłapywał podejrzane dźwięki. Po chwili od przemiany, nocny drapieżnik zwinni acz ostrożnie ruszył po dachu, w kierunku drugiego z budynków. Tego zakazanego... tego, kryjącego prawdę. By przedostać się do jego wnętrza.
Ciekawość bywa silniejsza od wielu innych bodźców.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline