Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2012, 20:51   #602
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Schody skręcały w boki na półpiętrze rozdzielając się w połowie szerokości. Każdy stopień, na który następowali najemnicy skrzypiał niczym stare skrzypce grajka, któremu na ucho nadepnął słoń. Pierwsze piętro stało przed grupą otworem. Po drugiej stronie budynku znajdowały się schody prowadzące na drugie piętro. Liczne komnaty były opuszczone i zdewastowane czasem oraz pokryte grubą warstwą kurzu. W kilku komnatach najemnicy znaleźli porzucone szczątki ludzi. Szkielety, dawno wyschnięte kości, do których przyklejone były stare, podziurawione resztki ubrań. Łącznie cztery ciała nie miały przy sobie nic wartościowego a przyczyny ich śmierci nie mogły być tajemnicą, skoro pod nimi znajdowały się ślady dawno wyschniętej krwi.
-No... Chyba powoli sytuacja robi się klarowna...- burknęła gorzko Helena. Po przeszukaniu całego piętra towarzysze mogli z czystym sumieniem udać się wyżej.
Rozkład pomieszczeń wyglądał tu jak na pierwszym piętrze, z tą różnicą, że znajdowały się tutaj wejścia do dwóch wież. Jedno było kompletnie zniszczone i zasypane gruzem, drugie zaś otwarte na oścież. Kręte schody prowadziły dobre kilka metrów wyżej, ponad wysokość głównego budynku.
- Klarowna? Mi te szkielety nic nie mówią -rzekł Zirnig
-Klarowna w takim sensie- odparł Gottwin -że najwyraźniej jakieś ktosie porywają ludzi i robią sobie z nich przekąskę. Nic dziwnego, że okolica nie jest bezpieczna.-
Wskazał na schody prowadzące do jednej z wież.
-Chodźmy tam- zaproponował. -Jak już, to dokończymy ten fragment zwiedzania, a potem rozejrzymy się na dole. No i sprawdzimy, co ciekawego widać z góry.-

Ragnar szedł wraz z pozostałymi rozglądając się co chwila -Hmpf...- burknął -Zdecydowanie jest tutaj za spokojnie. Nie podoba mi się to...- poinformował resztę drużyny wojowniczy brodacz.
-Bo gospodarze, zamiast wyjść nam na przeciw, w mało kulturalny sposób czekają, aż my przyjdziemy do nich- odparł Gottwin.
- Niby ta, ale czemu same szkielety? Przecie ludzie znikają cały czas. Świeże trupy też powinny być. Leźmy wyżej to się sprawa sama wyjaśni, a jak nie to przyjdzie wrócić do loszków- dodał Zirnig mocniej ściskając garłacza.
-No pusto, pusto. Czasami niedobrze jak pusto, oj niedobrze - uświadamiał ich Dawit. -Pewnie na dole gdzieś siedzą. Albo na górze... Albo już na nas się gapią. Ze ścian na przykład - rozejrzał się z lekkim przerażeniem w oczach po okolicy.-Dobrze by było śłońce mieć. Albo chociaż rozpalić wszystko co mamy, może światła to to tutaj nie lubi. Może nie. Bo to i tak wie, że my tu, więc skradać się nie trzeba. Musim to znaleźć, musim to ogniem wystraszyć. Oby się bało, oby nie chciało na ognia spoglądać. Palcie! Palcie co macie! Gracek... ogień!- ekspresywnie namawiał, by spróbować wykorzystać ogień, jako ich atut.
-Cichaj...nie ma co teraz ognia rozpalać, szkoda marnować tego co mamy. Bądźta po prostu czujni, a nie mamlajcie ciągle jęzorem. Choć proszę o niemożliwe zdaje mi się.- spojrzał na niziołka marszcząc krzaczaste brwi.
-Zirnig, sam też przecież gnaty po obgryzieniu wyrzucasz.- Gottwin nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi. -Pewnie na ich śmietnik trafiliśmy, stąd te kości. A może padać im zaczęło na głowy, to się niżej przenieśli, a tu tylko przychodzą by ucztę wyprawić.-

Kompani już mieli wchodzić do wieży, by udać się krętymi schodami na jej szczyt, kiedy Iomhar usłyszał jakiś harmider dochodzący z schodów po drugiej stronie budynku, prowadzące z pierwszego piętra na drugie. Elf zatrzymał najemników i wskazał im schody. Schody były ułożone w taki sposób, że nie widać było kto nimi schodzi. Kroki były spokojne i wyważone, ale głośne co świadczyło o srogiej wadze schodzącego „kogoś”. Po chwili oczom najemników ukazał się tajemniczy rycerz w ciężkim pancerzu, na który miał narzuconą białą tunikę z czerwonym krzyżem na środku piersi. W ręku trzymał dwuręczny miecz.
-Długo kazaliście na siebie czekać...- syknął.
-To on! To on mówił nam o znikających podróżnych w Slavynaskayi!- krzyknęła Helena robiąc się aż czerwona na twarzy.
-Za mało dostaliśmy wskazówek- odpalił Gottwin. -Ale tu chyba nie było nudno bez nas?- spytał, z odrobiną ironii w głosie.
Najgorsze było to, że nie bardzo wiedział, czy przywitać rycerza jak sojusznika, czy też wpakować w niego całą zawartość magazynka.
-W czym możemy pomóc?- spytał.
-Kim jesteś i na co z naszej strony liczysz jak już spytał Gottwin?- Twardy zajął pozycję między grupą a rycerzem stając się osłoną. Machnął na Ziringa liczył, że szybka salwa z garłacza jeśli nie zabije to poważnie rani przeciwnika. Rycerz wydawał się mocno podejrzany. Była szansa na dialog ale nie należało jej przeceniać.
- No, tak- mruknął Zirnig na słowa Gottwina. Chciał coś jeszcze dodać gdy zjawił się rycerz. Khazad na dany znak przeszedł nieco na bok, tak aby Twardy nie stał na linii strzału. Zmacał spust i czekał na rozwój sytuacji.
-Nudno? Nie. Nie było.- wzruszył ramionami co dało się poznać po uniesieniu naramienników -Wasi żołnierze to strasznie skąpe istotki...- zakpił -Wystarczyło ich przekonać mieszkem złota by sami tu przyleźli...- zaśmiał się pod hełmem -Mój pan nie żałuje złota na sługi. Tamci byli zbyt mało wartościowi. Was jednak chętnie by zatrudnił...- rzekł, po czym zapanowała wymowna cisza.
-Twój pan?- spytał Gottwin, zanim Twardy zdążył zrobić coś głupiego. -Może jakieś szczegóły? Warto wiedzieć, dla kogo się pracuje. I za ile. A więc?-

Stalowy Czerep uważnie począł obserwować rycerza, kiedy ten ujawnił się im wszystkim. Na razie nie wykonywał żadnych agresywnych ruchów, co nie znaczyło wcale, iż są po tej samej stronie. Wzmianka o tajemniczym pracodawcy i przekupstwie imperialnych żołnierzy rzuciła jeszcze większy cień na postać stojącą przed nimi. Ragnar na tę chwilę postanowił milczeć i obserwować rozwój sytuacji.
-Wy, ludzie z Imperium nazywacie takich jak mój pan Krwawymi smokami.- rzekł spokojnie z wielkim szacunkiem -Powszechnie jednak mówi się o nich, Wampiry smoczej krwi.- wyjaśnił nie zmieniając tonu, świadczącego o wielkim respekcie do swego pana.
-Jesteście ludźmi... I nie tylko, którzy swoim poświęceniem wkupili się w łaski kilku wpływowych ludzi... Mój pan chciałby abyście zamordowali pewnego Łowcę wampirów.- dodał.
-Nie jesteśmy mordercami na posyłki, a przynajmniej ja nie. A tym bardziej nie widzi mi się współpracować z wąpierzami. Fałszywe to to i plugawe ma zamysły.. Nie raz i nie dwa dybało na ziemie Imperium.- powiedział lekko już rozsierdzony brodacz -Bez powodu wyraźnego i mającego sens, roboty się takiej nie tknę. Choćbyście mi góry złota obiecywali.- wyraził swoje zdanie khazad.
-Nie jesteście mordercami na posyłki? A to dziwne rzeczy prawisz karle...- zażartował człek, jakby wiedział, czego do tej pory dokonała grupa najemników.
-Bacz na słowa człeczyno, albo ten “karzeł” zaraz wyśle cię w objęcia Morra, którego tak się obawiasz jak i twój pan.- zgrzytnął zębami robiąc krok w stronę rycerzyka.
-Ani ja ani tym bardziej mój pan nie boimy się ni to Ciebie karaluchu, ni twych towarzyszy, ani nawet waszego bożka.- odrzekł prędko poważniejąc. -Jeśli nie interesuje was praca dla mego pana umrzecie.- wzruszył ramionami.
-Ragnar... Zapanuj nad emocjami.- Helena syknęła do krasnoluda, jednak nie chciała go skarcić a jedynie uspokoić.
-Chyba ty umrzesz! Ty!- w końcu wyjazgotał i niziołek, który wcześniej za prośbą Ragnara trzyma język za zębami. Teraz nie wytrzymał i zarówno on, jak i jego Victorie były gotowe do strzału. Potrzebował jedynie impulsu, niewielkiego impulsu. -I nie mów tak, do przyjacioła mego! Nie pracujem dla wąpierzowatych, nie zabijamy niewinnych! My bohatery... ty... ty ciulu w zbroi - nawet i Dawit nie wytrzymywał, gdy wyzywano jego towarzyszy. Nawet Bohaterowi, może w takiej sytuacji wyrwać się przekleństwo. Brzydkie przekleństwo. Ale Esmeralda mu to wybaczy... -Przeproś!- zażądał po krótkiej chwili.

Pies cały czas warczał i jeżył sierść. Wzrok Felixa bacznie obserwował otoczenie, do którego weszli.
-Spokojnie, co tu czujesz? Hej, Pies! Pokaż mi to. - mówił strzelec próbując uspokoić swojego towarzysza. Dla pewności Jager wolał trzymać swój łuk w pogotowiu. Serce zaczęło mu mocniej bić. Ponownie poczuł ból. Zagryzł wargi niemal do krwi. Zakaszlał i zaczął przez chwilę głośniej oddychać.
Gdy pojawił się ten nieznajomy w zbroi Felix opanował ból. Przyjrzał się dokładnie temu dziwolągowi i zmarszczył czoło. Gdy padły słowa o zabójstwie za pieniądze łowca szczerze mówiąc rozważył tę propozycję. Moment gdy jednak dowiedział się kim ma być ofiara przeważył na niekorzyść ich niedoszłego pracodawcy.
- Nie, chyba, że ten łowca ma jakieś chaośnickie konszachty. - wyraził cicho swoją opinię.

-Powiedzmy, że to prywatne porachunki mego pana...- tajemniczy rycerz znów zmienił ton z agresywnego na spokojny, jakby nic się nie stało. Być może wciąż wierzył, że uda mu się przekonać grupę do współpracy.

-A guzik mnie to obchodzi! Nie będziemy wyrównywać niecnych rachunków krwiopijcy jakiego. Powariował chyba! Powariował no! I jak mówiłem... Przeproś, by za siebie nie ręczę!- powtórzył Dawit. -I nie bójta się do mnie nic mówić. Ja nic nie zrobię, jak przeprosisz i pójdziesz grzecznie - dodał po chwili spokojniejszym, pełnym zrozumienia głosem.
-Tą puszkę chyba zdrowo porąbało- mruknął Zirnig .
-Ty pacanie za długo chodziłeś na słoneczku w tym hełmie i ci niezdrowo przygrzało- dodał głośniej -Proponujesz nam. NAM? Robotę dla umarlaka? - Zirnigowi aż ze wściekłości wystąpiła piana na usta.
-[i]Wiesz co zrobimy? Tobie już słoneczko zaszkodziło więc wyślemy się do ziemi, niech się robale zeżrą! Natomiast twojego pana na odwrót. Wyjmiemy z jego trumienki i wystawimy na słoneczko. Może go oświeci i zrozumie, że na niego już pora i czas do Morra. Ale mi się zrymowało he, he.[i/]-
-Tyś rycerz, to dam ci propozycję. Jak wyprzesz się tego zgniłka i staniesz ze mną na utwardzonej ziemi to Ci ofiaruję godną śmierć i ciało pogrzebiemy według obrządku. Jak nie to wraz z kompanami rozwleczemy cię po całym tym zamczysku- zakończył wkurzony Zirnig.
- Od prywatnych porachunków masz specjalny kurewski fach. Sto koron i zabije tego kogoś, zgwałci mu matkę i zeżre mu psa. Albo w innej kolejności. - powiedział Felix spokojnie. Bóle serca ostatnimi czasy hamowały nawet jego temperament.

Twardy wyczekał wypowiedzi wszystkich. Rycerz straszył ich śmiercią. Znaczy nie był głupcem. I czegoś nie wiedzieli. Być może walka teraz oznaczałaby śmierć. Być może nie byliby w stanie go zranić.... Być może jego pan wampir, odporny na ich broń... Zmiażdży ich nim opuszczą to miejsce. I najważniejsze jeśli wampiry chcą czyjejś śmierci, i muszą do tego wynajmować żywych.... Znaczy to, że ów człek jest istotny. Bardzo istotny... Ponadto muszą się dowiedzieć jak zabijać wampiry.
-Dość tego - krzyknął. -Niech nikt nie waży się go tknąć.- Wyjął topór gdyby jednak ktoś okazał się głupcem-Co oferujecie za śmierć łowcy? Jeśli mamy się tego podjąć to musi być tego warte.- Liczył że jego ludzie nie okażą się samobójcami.
-Co co co co?!- zareagował natychmiastowo na słowa Twardego niziołek. -On ci grozi, Czerwieni o śmierci, a ty go tykać nie chce i tknąć broni?! I o łowce pytasz?! Powariował ty? Ty pyta wąpierza w zbroi, którego łowce mu zabić?! Powariował, oj powariował!- wykrzykiwał. -Pewności już nad nim kontrolę przejął! Na pewno przejął!- po dwóch sekundach przerwy, alarmując pozostałych, wyjazgotał na cały głos, po czym natychmiastowo wymierzył w głowę rycerza. -Zirnig, Ragnar, ratujcie kuzyna waszego! Opętało go! Opętało!-
-Posłuchaj mnie niziołku. Walczymy z chaosem czyż nie tak? Wielką armią niszczącą Kislev. Jeśli podkreślam jeśli, życie tego łowcy. Da nam coś co ocali więcej istnieć. Coś co pomoże zniszczyć jakieś znaczące zgrupowania wroga. Nie zamierzam się nad tym zastanawiać. Jeden człowiek czy setki a może tysiące? Kogo Dawit bohater chciałby bardziej uratować. I tyczy się to was wszystkich- przemówił do reszty.
-Nie chce się zastanawiać, czy zabijać dla wampira, czy nie zabijać. Posłuchajże mnie krasnoludzie, tu się nie ma nad czym zastanawiać. Walczym z chaosem. Wąmpierze to chaosy, jak tralala i ba! Zabije łowce czarownic, ucieszy wampira i Kislev ocali? Ojojoj- pokręcił głową niziołek.
-Czy zawiodłem cie w jakieś sprawie do tej pory? Nie wszystko jest jednolite i proste. Tak samo jak zło ma różne oblicza. Walczy również między sobą. Wampira guzik obchodzą słudzy chaosu.-
-Zawodzi teraz! Zawodzi bardzo! Gdy by cie kto inny, poza przyjaciołami, posłyszał...- niziołek nie przestawał śmiesznie kręcić głową, jednak jego pistolety mimo wszystko pozostawały w bezruchu. Taką to on bohaterską koordynację ruchów miał.
-Nie mam zamiaru się przekłócać. Ani walczyć z kimś kto może być użyteczny obustronnie. Stawka może być duża. Na rycerza jeszcze zdążysz zapolować bohaterze. Czy ktoś ci kiedyś umknął? A póki co może zapoznajmy się z ofertą dowiedzmy się gdzie jest cel. I czy gra jest warta świeczki.-
-Nie nie! Jaki cel?! O łowcy mówi już cel?! Powariował! Opętany!- krzyczał Dawit i zszokowany nieustannie kręcił głową. Nie odezwał się wiele więcej, liczył że zostanie wsparty przez resztę kompanów. Dla niego wszystko, co w tym momencie słyszał było nie do pomyślenia. Było niemalże herezją, choć tego słowa nie rozumiał do końca. Już nawet nawiedziła go wizja, jak idzie Twardy po lesie, podchodzi do zwierzoczłeka zmutowanego i pyta, czy mu w walce pomoże. Oj nie! Dawit w takie harce nie bawi sie!

Twardy milczał. Czekał co powie Rycerz i jak zachowa się reszta. Spodziewał, że nawet Dawidowa salwa może nie zabić rycerza. Być może to on jest wampirem i powróci tak czy owak... Tłumaczyć się nie zamierzał liczył, że reszta jakoś go poprze.
Gracjan przysłuchiwał się Twardemu i całej tej rozmowie ze spokojem. Nie mówił nic tylko analizował fakty i w końcu rzekł do Twardego:
- Twardy jeśli zamierzasz układać się z nieurmarłymi to wybacz ,ale nie zamierzam Cię poprzeć, a wręcz przeciwnie. Co do tego..cóż..jeśli mamy układać się z tym czymś nie będziemy lepsi od zdrajców imperium. Nie będziemy lepsi od tych, którzy zeszli na stronę chaosu. Pomagać czy służyć..nekromancja, chaos choć są różne..mają jedną wspólną cechę. Obie strony są wypaczone przez Dhar. Służba Imperatorowi to jedyne co się liczy. - dłonie mag zaczął zaciskać i rozluźniać a jego usta zaczęły już mamrotać zaklęcie na wszelki wypadek gdyby Twardy chciał z nim “pogadać”. Gniew tamten minął, żal też, ale pamięć miał dobrą. Jeden krok, jedno słowo czy gest a Gracjan zaczyna inkantować zaklęcie.
Wcześniej młody mag nie zamierzał się odzywać. Wolał pozostawać w cieniu. Tak jak zawsze. Mistrz mówił że czasem świat lepiej postrzega się stojąc z boku. I miał rację.

-Mój pan...- rycerz przerwał burzliwą debatę grupki -Podaruje wam kufer z okrągłą połową tysiąca złotych monet.- rzekł ze niebywałym spokojem, jakby w ogóle nie słyszał gróźb w swoją stronę -Za głowę człowieka, który go poszukuje.- dodał -To ponoć zacny wojownik i sam mógłbym mu nie dać rady? Przynajmniej tak mój pan uważa. Po za tym jestem mu potrzebny by przyciągać mu kolejnych głupców chcących zarobić.- dodał na koniec.
-Krasnoludzie. On mówił o zabitych i porwanych żołnierzach. A Ty chcesz mu pomagać?- wtrącił się Yerg.

“Wampiry Smoczej Krwi były potężnymi wojownikami” zaczął sobie przypominać młody adept. “Będzie ciężko, że też Twardy ma zachciankę na dogadywanie się z krwiopijcą. Bez niego marne szanse choć..szczęście sprzyja odważnym”. Gracjan stał spokojnie rozglądając się dookoła czy nikt im jeszcze nie towarzyszy. Cala sytuacja coraz mniej mu się podobała. “Dobrze że to nie niekrarcha..wtedy było by mniej zabawnie” - ostatnia myśl się pojawiła w jego głowie
-Twardy, ja sojuszników bym szukał w owym łowcy wampirów, a nie w wampirze samym. Taka moja skromna podpowiedź- cichym głosem rzekł niziołek do krasnoluda, tak by rycerz tego nie usłyszał. -Nie tym tu, tfu sojusznikiem tfu tfu, możesz się już żegnać...- teraz mogli być pewni, że do tego by Dawit wystrzelił zostało niewiele sekund. - Choć może masz rację...pół tysiąca koron... sojusznik...- zaskakująco dodał po chwili. Dawał jeszcze krasnoludowi czas, by wypytał się o wspomnianego łowcę, a gdy otrzymają informację o ‘celu’... wystrzeli. Miał nadzieję, że krasnolud to zrozumiał...
-Mówię to z ciężkim sercem i najpewniej ostatni raz w życiu, ale Frontham ma rację. Ja z pijawami nie chcę mieć nic wspólnego. Moi przodkowie przewracają się w grobach na samą myśl o tym. Nie wiem co się z tobą Twardy dzieje, ale paktowanie z umarlakiem to jak paktowanie z samym demonem. Niby sprytnie go oszukasz, a kończysz zmutowany i pozbawiony duszy. Czas zakończyć tą rozmową raz na zawsze - powiedział poważnie Zirnig.
- Rzuć broń patałachu bez honoru, albo wyprujemy Ci flaki. -

Stalowy Czerep zmierzył poważnym spojrzeniem Twardego od stóp do głów.
-Z wampirem układać się chcesz? Chyba w strażnicy porządnie w czerep oberwałeś bo bredzisz. Ja do tego rąk nie przyłożę, chcesz być psem na łańcuchu, którego zatłuką na koniec, droga wolna. Ale ja nie zamierzam. Wolę zginąć tu i teraz wiedząc, iż nie zawiodłem przodków.- Wrócił gniewnym spojrzeniem do rycerza -Sam się nam przyznaję, iż kusi ludzi złotem, a później pewnikiem ich zabija. Zwabił Imperialnych żołnierzy. Więcej dowodów ci trzeba na to, iż z umowy się nie wywiążą?- zapytał swojego rasowego kuzyna -Rozmowy chyba dobiegły końca...- wyszczerzył się lekko poprawiając chwyt tarczy i spoglądając bacznie na rycerzyka. Był ciekaw jak zareaguje Gottwin, ale nie miał zamiaru czekać zbyt długo na jego reakcję.
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 17-10-2012 o 00:10.
Blackvampire jest offline