Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2012, 22:27   #30
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOKTOREK


„Doktorek” zaryzykował konfrontację z trzema niemieckimi tajniakami, bo jak inaczej nazwać próbę walki z trzema ludźmi na raz. Owszem, przeszedł przez pewne szkolenie i strach oraz adrenalina szalejąca w jego żyłach dodawała mu skuteczności, ale czy to wystarczy, by wprowadzić plan w życie? Za chwilę miał się przekonać. Nie było już odwrotu. Nie było czasu na ucieczkę.

Tupot buciorów, chlupot rozbryźniętej wody z kałuży, świszczące oddechy. Są! Wpadają do bramy. Pierwszy, drugi i trzeci. Wszyscy. Mijają „Doktora”, nie zwracając uwagi na przypadkowego przechodnia wchodzącego do bramy. Błąd. Duży błąd.
Ciało „Doktorka” spina się, mięśnie reagują w wyuczony przez szkolenie sposób. Doskok. Chwyt za gardło jedną ręką zaskoczonego Niemca, druga ręka wyciąga broń. Dość trudno strzela się w takiej pozycji, z szamoczącą się, charczącą ofiarą przyciskaną do ciała, ale strzał w plecy z takiej odległości też do trudnych nie należy. Huk wystrzału zlewa się w jedno z krzykiem zaskoczonego Niemca.

Schwytany za gardło Szwab wyrywa się. Komplikacja w planach. Łokieć tajniaka wali Doktorka w żebra. Niezbyt boleśnie, ale jednak wyrywa z ust bojownika o wolność niechciany protest.

Krew dudni w skroniach. Zdaje się rozsadzać bębenki w uszach. „Doktorek” wyprowadza uderzenie w tył głowy Niemca. Za wolno, za lekko. Musi poprawić! Traci cenne ułamki sekund na szamotaninę. Huk strzału. Tym razem to nie on strzela.

Złapany wcześniej za gardło Szwab pada na ziemię. Ale to nie kula go trafiła, lecz cios „Doktorka”. Kula nie trafiła nikogo. Pierwszy biegnący Niemiec, bo to on strzelał, pospieszył się za bardzo. Zawiodły go nerwy. Pocisk przeznaczony dla Zygmunta trafia w ścianę obok niego. „Doktorek” działa odruchowo widząc, że okupant nadal jest groźny. Naciska spust unosząc lufę w stronę wroga, niemal w tej samej chwili kiedy i strzela powtórnie.

Huk dwóch strzałów zlewa się w jeden przeciągły grzmot. Niemiec obrywa w brzuch. Nisko. Zgina się w pół, z przeciągłym jękiem „szaaaajseee”.

A „Doktorek” …. On czuje, jakby ktoś wbił mu rozżarzony pręt w lewe ramię. Przez chwilę nic nie ma znaczenia. Strzelanina, wojna, okupacja. Jednak, kiedy pierwszy szok mija,
Doktorek rzuca się do ucieczki. Wie, że nie ma za wiele czasu. Że ranny, musi szybko zapaść do jednej z awaryjnych kryjówek AK. Na szczęście Bóg chyba nad nim czuwa. Żyje. A czas … ponoć … leczy rany.

BENIAMINEK


Piotr zajął pozycję na schodach, gotów rozwalić każdego, kto będzie Niemieckim żołnierzem biegnącym na górę. Już ich słyszy. Pewne siebie buciory. Tak charakterystyczne tempo nazistowskich siepaczy. Kiedy pada pierwszy strzał z dołu instynktownie kuli się w sobie.

Potem jednak padają kolejne strzały. Gdzieś, piętro wyżej ktoś otwiera drzwi. Jakiś męski głos każe się komuś szybko ukryć.

- Szaaaajseeee – z dołu słychać jękliwe, głośne wycie. – Mein Gott.

Niemiec. Przynajmniej tyle.

Ile mają czasu? Niewiele. Taka kanonada na pewno ściągnie tutaj granatowych lub jakiś patrol. Trzeba zwiewać.

Drzwi do „spalonego” mieszkania otwierają się gwałtownie. Stanęła w nich blada, przestraszona Tunia. Szybka wymiana spojrzeń i za chwilę dziewczyna biegnie na górę. Kolejny wystrzał z pistoletu przeciął przestrzeń w kamienicy. Dochodzi z góry, z miejsca, gdzie „Beniaminek” posłał „Stryja”.

- Ty pierwsza! – rzucił zmęczony weteran w stronę „Tuni”.

Po części kazał jej biec pierwszej dlatego, by osłaniać tyły, gdyby jednak Niemcy szli ich tropem. Po drugie, dlatego, że nie chciał, aby dziewczyna widziała, jak bardzo zmęczy go ta wspinaczka po schodach. Jak wiele wysiłku będzie kosztowała Piotra.

TUNIA


Kanonada z dołu zastała „Tunię” przy drzwiach. Szarpnęła nimi gwałtownie wychodząc na zewnątrz, ku swojej uldze widząc „Beniaminka” z pistoletem w rękach. Żołnierz kazał jej ruszać w górę. Więc ruszyła, modląc się, aby strzał nie oznaczał, że i od góry czekają na nich Szwaby. Przebierała nogami pędząc najszybciej jak potrafiła. Na drugim piętrze, w półotwartych drzwiach zobaczyła twarz jakiejś młodej kobiety. Niewiele starszej niż ona sama. Oczy „Tuni” i nieznajomej spotkały się przez chwilę. Czy i oczy Natalii mają w sobie tyle strachu, co tamtej?

- Mówiłem ci, byś nie wychodziła! – w drzwiach stanął jakiś mężczyzna w sile wieku i pociągnął gwałtownie nieznajomą obserwatorkę do środka. Kiedy „Tunia” była pół piętra wyżej drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.

Dwa piętra wyżej dobiegła na strych. Drzwi stały otworem. Zamek był przestrzelony, ale nikogo nie było. Dziewczyna wbiegła na strych. Ruszyła w stronę najbliższego wyjścia na dach, a po chwili owiało ją chłodne, pachnące deszczem powietrze.
Ostrożnie wyszła na śliski dach.

STRYJ


Stryj miał zadanie. Wbiegał po schodach, szaleńczo przebierając nogami. Rozdygotany, ale zdeterminowany. Jakieś drzwi otworzyły się za jego plecami, ale chłopak nie zatrzymywał się. Pędził, aż dobiegł na gorę.

Wejście na strych blokowały drzwi zamkniętą na kłódkę. Z dołu padły strzały. Stryj nie wahał się dłużej. Złożył się do strzału i przestrzelił kłódkę. Ruszył na strych, znalazł okienko na dach i otworzył je silnym pchnięciem.

Poczuł zapach deszczu. Ulewa spowodowała, że dach na pewno będzie śliski. Ale z drugiej strony to dobrze. Łatwiej zgubić pościg. Lecz łatwiej też spaść z czwartego piętra na brukowaną ulicę na dole.

Stryj ruszył. Nie czekał na resztę. Miał zamiar utorować im drogę.

Ostrożnie, by nie znaleźć się na ulicy, dotarł do dachu drugiej kamienicy. I wtedy coś zobaczył. Coś, co spowodowało, że zatrzymał się na chwilę niemal przecierając czy ze zdumienia.

Na sąsiednim dachu, nad krawędzią, siedział jakiś mężczyzna. W stroju, który przypominał sutannę księdza. Z jasnymi, prawie białymi włosami. Mężczyzna spojrzał w stronę Stryja. przez chwilę oczy chłopaka i nieznajomego spotkały się ze sobą, a potem ... potem ów człowiek skoczył w dół, poza krawędź dachu.

Stryj wychylił się ostrożnie, spojrzał w dół. Ale jedyne, co zobaczył to podwórze zalane deszczówką. Nikogo i niczego więcej.

Ujrzał, jak z otworu wyłania się Tunia. Nie było reszty, ale dal znak dziewczynie i szybko zajął się forsowaniem drogi na kolejny strych. Jeszcze nie mogli pozwolić sobie na opieszałość.

SPRZĘGŁO


Ukryty w szafie „Sprzęgło” nasłuchiwał tego, co dzieje się na zewnątrz. Dźwięki docierały do niego niezbyt wyraźne, ale jakoś dawał radę zorientować się w sytuacji.

- To ty, Józiek – słyszał głos Elizy. – Aleś mnie nastraszył! Co..

Nie dokończyła.

- Szkopy wiedzą o tej dziupli! – wzbudzony, dyszący głos nazwanego Jóźkiem dotarł do ukrytego Alberta. – Musisz uciekać z babcią! Już! Natychmiast.

- Skąd, Józiek, skąd niby mają ...

- Eliza, na miłość boską, dziewczyno! – mężczyzna nie dał jej dokończyć. – Lis wpadał. Jak myślisz, co powie najpierw?! Ogarnij się, spakuj co tylko dasz radę i uciekaj.

- Dokąd?

W glosie dziewczyny Sprzęgło usłyszał wyraźnie nutkę przerażenia.

- Do Grzyba, albo do Tadka. Gdziekolwiek! Ale tutaj nie możesz pozostać.

- Nie ... – głos Elizy wahał się.

- A papiery? – Do rozmowy wtrąciła się babcia. – Zameldowanie?

- Tym będziemy martwić się później – Józiek nie dawał za wygraną.

- Boże! – Eliza krzyknęła głośno. – Niemcy!

- Szybko. Pani Jadwigo. Eliza.

- Ja zostaję. Wy uciekajcie. I zabierzcie tego partyzanta.

- Jakiego partyzanta?

POETA


Zaczęło się. Kiedy padły pierwsze strzały ludzie zaczęli krzyczeć i rozbiegać się na wszystkie strony. To „Fryzjer” pierwszy otworzył ogień. Serią z MP 40 – Poeta nie pomylił się co do broni – pociągnął po przedniej szybie przejeżdżającego samochodu.

Kierowca musiał oberwać, bo samochód wpadł w poślizg i walnął o pobliski słup z ogłoszeniami.

Na ulicy zapanował popłoch. Każdy, kto żyw, zwiewał gdzie tylko się dało. Fala paniki przetoczyła się przez przechodniów i rozlewała dalej.

Dwóch innych ludzi z bojówki ostrzelało motocykl, który asystował samochodowi. Z równie śmiertelnym skutkiem. Żaden z Niemców nie zdążył użyć swojej broni. Poeta podjął decyzję, o zwiewaniu, podobnie jak większość przypadkowych przechodniów. W tłumie najwyraźniej nie było tajniaków, chociaż jakiś kapuś gdzieś wrzeszczał na alarm.

Fryzjer doskoczył do samochodu i przeciągnął kontrolnie serią po pasażerach. Kończąc wyrok. Potem popędził w bok, wskoczył na podjeżdżającą rikszę, która pędem pojechała w stronę najbliższej ulicy. Jego ludzie, biorący udział w zamachu, również wmieszali się w tłum, ukrywając broń.

Cała akacja została przeprowadzona naprawdę wzorcowo. Gdyby nie jeden mały szczegół. Z jednej z bocznych ulic wyłaniała się właśnie niemiecka półciężarówka pełna żołnierzy.
Czy była tutaj przypadkiem, czy też stanowiła część konwoju, teraz nie miało to już znaczenia. Była tutaj, na miejscu ataku polskiego podziemia i za chwilę żołnierze zaczną obławę na świadków. Dla Poety lepiej by było, gdyby ulotnił się nim zdołają odciąć ulicę, zamknąć łapankę.

TUNIA, BENIAMINEK, STRYJ, DOKTOREK


Działali zgodnie z ustalonym planem i spotkali się przy studzience do kanałów. Całą czwórką. Stryj dotarł na miejsce jako pierwszy, za nim Tunia. Na Doktora musieli chwilę poczekać, a kiedy go zobaczyli, jasnym się stało, – czemu. Ich kumpel oberwał. Płaszcz na ramieniu zdążył przesiąknąć krwią, a ranny bojownik ruchu oporu był blady i chyba w lekkim szoku. Na końcu dołączył do nich wyraźnie zmęczony Beniaminek i w końcu, całą grupą, znaleźli się w miejscu z daleka od wielkomiejskiego ruchu, od ciekawskich spojrzeń.

Udało się. Mieli to, po co wysłał ich Tarcza. Pytanie. Co dalej.
 
Armiel jest offline