Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2012, 22:06   #14
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dCsCZe1cibY[/MEDIA]
Let's watch this city burn
From the skylines on top of the world
'Till there's nothing left in her
Let's watch this city burn the world


Nowy Jork był zatłoczony, ale czego innego można się spodziewać po mieście, które co roku przyciąga 50 milionów turystów, nawet w takich czasach. Teraz jednak miasto pustoszało z powodu bojowego nastroju i zapowiedzi zamieszek. Nikt nie chciał znaleźć się pomiędzy młotem i kowadłem, czego skutkiem w najlepszym wypadku byłaby wycieczka do szpitala. Nie, ludzie uciekali niczym szczury z tonącego statku, blokując ulice i nawet nowojorska infrastruktura, przystosowana do wielkiej ilości pojazdów, nie dawała sobie teraz rady.


"Pierdolone 99-ki," przeszło przez myśl Matta.

Dla niego cała ta organizacja składała się z gówniarzy, wyrzutków społeczeństwa i wychowanków slumsów, którzy tylko szukali okazji do porządnej rozróby. Rozróby, w której ofiary sypały się gęsto po wszystkich trzech stronach: ich samych, policji i postronnych. Nic dziwnego, że ci porządniejsi spieprzali z miast jak najszybciej się dało, żeby nie zostać złapanym w ogień krzyżowy.

Matt w tym się wcale nie różnił. Już teraz, jeszcze przed zamieszkami, czuł jak w jego tarcze mentalne zewsząd uderzają przeróżne myśli i uczucia. Pełne strachu i niepokoju. Rozpalone furią. Mało było tych spokojnych.

Nie tak to miało wyglądać. Miał zostać w Nowym Jorku góra tydzień, wymazać wspomnienia Stephena i ruszyć gdzieś na zachód. Wszystkie jego plany pokrzyżował Jerusalem ze swoją własną Deklaracją Niepodległości. Wytrącił go z rytmu, w którym żył i chłopak naprawdę nie wiedział co ma robić. Chciał rzucić się w te pędy do Detroit i znaleźć człowieka, który rzucił wyzwanie rządowemu gigantowi, ale nie mógł. Nie teraz, nadal pozostała mu jedna rzecz do zrobienia.

Nie mógł. Próbował zebrać się w sobie, ale nie mógł. Stephen był mu bliższy niż ktokolwiek inny; zawsze tak było. Byli braćmi, dorastali razem i pomagali sobie nawzajem, zawsze mogąc na siebie liczyć. Dlatego było mu tak trudno zrobić to, co bez wahania zrobił swoim rodzicom i siostrze. Miał ochotę zwyczajnie powiedzieć mu o wszystkim; o tym, kim jest i co potrafi. Wiedział, że było to jeszcze bardziej ryzykowne od niewiedzy. Nie mógł się zdecydować.

Pośpiech wcale nie polepszał sprawy. Chciał jak najszybciej wydostać się z Nowego Jorku, żeby uniknąć 99-tek i burzy, którą rozpętają oraz obrać kurs na Detroit. Wiedział, że w tym mieście duchów nie znajdzie Jerusalema. Wiedział, że pewnie już roi się tam od rządowych agentów i wojska. Potrzebował jednak czegoś, żeby rozpocząć poszukiwania. Musiał jedynie złapać chociażby cząstkę świadomości, jaką Spider zostawił po sobie, by móc go odnaleźć.

Ale nawet nie było mu dane opuścić miasta w spokoju. Jego stale wzniesione bariery umysłowe zazwyczaj stawiały opór powierzchownym myślom, ale przy tych intensywniejszych okazywały się bezużyteczne. Musiał się skupiać, żeby takowe wyciszyć, czego nie miał zamiaru robić teraz.

"Czy ktoś mnie widział? Chyba nikt mnie nie widział. Tak jak mówili, cała policja jest w centrum. Dobra, dobra, dobra... Zrobiłem to. Zrobiłem! Teraz mam... Pół godziny. Pół godziny, żeby uciec poza zasięg eksplozji..."

"Kurwa," zaklął jedynie Matt, zrywając się na równe nogi.

Chwytając w rękę ciężką torbę podróżną i zarzucając sobie mniejszą na ramię, popędził w stronę łazienki, żeby znaleźć Stephena.

Drzwi huknęły o ścianę, ukazując zasyfione pomieszczenie, które na nowojorskich dworcach uchodziło za łazienkę. Jakiś zapuszczony typ właśnie stał przy umywalce, a wnosząc po odgłosach dobiegających z jednej z kabin, Stephen właśnie opróżniał swój żołądek.

Matt poczekał cierpliwie, aż zostanie sam na sam z bratem i rąbnął pięścią w drzwi.

- Wyłaź, red alert jest.

- Co do cholery? - Spocony i blady chłopak wyszedł z kabiny i podszedł do umywalki, by obmyć twarz.

- Ktoś podłożył bombę tutaj, na dworcu. Nie pytaj się skąd wiem, później wytłumaczę. Musisz stąd spierdalać i to jak najszybciej, za pół godziny będzie tu strefa zero. Spróbuj zadzwonić na policję i sprowadzić ich tutaj.

- Ale...

- Nie ma czasu. Zaufaj mi. IDŹ!

Wraz z ostatnim słowem jego głos wzniósł się nieoczekiwanie i Matt poczuł, jak jego moc zadźwięczała. Mimowolnie wzmocnił przekaz mentalną sugestią.

Nie miał jednak czasu, by próbować to zatrzymać. Było mu to w sumie na rękę, bowiem Stephen zaraz opuścił łazienkę pospiesznym krokiem i Matt pozostał sam.

Nie czekając, rzucił ciężką podróżną torbę w róg ostatniej kabiny tak, by nikt jej nie zauważył i stanął przed jednym z luster. Rozpiął zamek tej podręcznej i namacał składaną kuszę pistoletową. Zamierzał jak na razie pozostawić ją na swoim miejscu, ale głęboką kieszeń płaszcza wypełnił bełtami. W razie czego, dwa szybkie ruchy i będzie uzbrojony.

Odetchnął głęboko i przymknął oczy, koncentrując się. Próbował odnaleźć głos, który jeszcze nie tak dawno temu brzmiał w jego głowie. Chciał znaleźć tego gościa, któremu zamarzyło się zostać zamachowcem i zmusić go, w ten czy inny sposób, do współpracy w uratowaniu dworca pełnego ludzi.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline