Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2012, 06:03   #104
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
“Wędzarnia”

Gdy Gelid dotarł do Wędzarni, udało mu się znaleźć pokój, lecz miejscowi rzucali mu nieprzyjemne spojrzenia. Najwyraźniej wchodząc przerwał im jakąś ożywioną dyskusję. Jednak po chwili wrócili do własnych zajęć, a po kolejnej - przestali się z tym kryć. Co więcej, dyskusja była tak ożywiona, że nawet w swoim pokoju Gelid doskonale wszystko słyszał. Zmusił się przez chwilę, by powalczyć ze snem.

Jak łatwo się domyślić, rozmawiali o polityce, co jest ulubionym zajęciem ludzi, którzy nie mają na nic wpływu. Większość osób zdecydowanie popierała ambasadora i Legion, lecz spierali się o metody postępowania. Karczmarz wykazywał się częściowo ekstremistycznymi poglądami.

Vernon obudził się w swojej kwaterze w domu Burmistrza. Wydarzenia ostatniej nocy przyniosły mu jedynie trochę więcej informacji odnośnie sytuacji na północy. Vernon nie za wiele zyskał wczorajszą rozmową z karczmarzem “Szczęśliwej Drogi”, jedynie lekkie ukierunkowanie i kilka wiadomości nakreślających nastroje w miasteczku.
Zaplanował udać się na śniadanie. Do “Wędzarni”. Obrócił się na łóżku na plecy i zaczął rozmyślać.
Po prawie godzinnym rozmyślaniu wstał i zaczął się ubierać. Wychodząc przygotowany, obrał kierunek “Wędzarni”.

Rankiem Vernon udał się do Wędzarni. Spotkał tam Gelida, który to właśnie miejsce wybrał na nocleg i właśnie zbierał się do wyjścia. W pijalni nie było nikogo poza jednym mężczyzną, który najwyraźniej wypił poprzedniego dnia za dużo i się zasiedział - przespał całą noc na jednej z ław i nawet teraz co chwila cicho pochrapywał i mamrotał coś przez sen. Karczmarz krzątał się pomiędzy zapleczem a kontuarem.

- Taa? - zaczął opryskliwie karczmarz. - Czego tu chcą z samego rana? Sprawę jaką mają? Tyle się tu tych obcych teraz wzięło - wymamrotał do siebie pod nosem.

-Jo! Jest. Mata coś do żarcia? - warknął spode łba do niego Vernon, po czym podniósł część swojej chusty okrywającą lewą część twarzy. Ukazała się poorana bliznami część twarzy, praktycznie w dużej części zdeformowana. Czerwone oko z dziwną ciemnoczerwoną pionową źrenicą ujrzało wreszcie świat.
Rozsiadł się przy szynkwasie i mocnym ruchem ręki odsunął sprzed siebie brudne naczynia, nie zwalając przy tym żadnego.
Przyglądał się karczmarzowi z zaciekawieniem. Chciał zobaczyć jego wyraz twarzy.

Karczmarz odpowiedział nieprzyjemnym spojrzeniem.

- Mamy rybę, gotowaną lub wędzoną. I surową, soloną, jeżeli sobie życzysz. Jest jeszcze zupa rybna, jeżeli chcesz coś innego. I jeżeli liczysz na zniżkę lub kredyt, to nie osiągniesz tego strasząc mnie bliznami.

- Straszyć nikt nikogo nie będzie, bo i po co? Daj Pan wędzonej ryby.
Vernon sięgnął do kieszeni i położył na stole kilka monet.
- Przejazdem jestem. Te jebane gobliny na przełęczy dały mi popalić. Chuj wie skąd one się tam wzięły! Dużo ich tam Panie, mówię Ci. Ledwom uciekł.

- Gobliny, taa? Więc jesteście tymi ludźmi od burmistrza? - Karczmarz rozejrzał się nerwowo, mimo, że nikogo innego w sali nie było. - Słuchajcie więc, bo nie będę się powtarzać. Lepiej nie przychodźcie tu więcej. Chcę to załatwić szybko.

Karczmarz poszedł zaryglować drzwi, lecz nim to zrobił do środka wszedł Gelid. Nastąpiła wymiana spojrzeń, po której wpuścił go do środka i zasunął ciężką sztabę.

Szybko i nerwowo zaczął tłumaczyć, jak wyglądają sprawy.

Jakkolwiek karczmarz zdecydowanie należał do frakcji Rybaków, podzielał ich poglądy i nie darzył sympatią burmistrza, to domyślał się, że Legion najpewniej wcale nie przysłuży się ich sprawie. Miał on inną wizję, ale chciał dobra dla swojego miasta, a w Legionie widział jedynie jego zniszczenie, gdyż Legionowi najprawdopodobniej zależy na nim jedynie ze względów strategicznych. Dlatego też niechętnym okiem patrzył na wystąpienia Ambasadora, lecz nie był w stanie nic zrobić, gdyż większość Rybaków dała się ponieść fanatyzmowi. Dlatego również udawał fanatyka. Gdyby tego nie robił, straciłby znaczną część przychodów, a gdyby spróbował odmówić Ambasadorowi, mógłby nawet spowodować wybuch zamieszek.

Zaprowadził ich do piwnicy i ciągle zdenerwowany pokazał im wejście do tajnego tunelu i wręczając pochodnie.

- Niestety nie znam drogi. Mam nadzieję, że uda wam się to załatwić jak trzeba. Jeżeli nie... Chyba rozumiecie moją sytuację. Narażam się obydwu stronom. A wszystko dla dobra mojego miasta...
 
Issander jest offline