Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2012, 07:08   #33
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
ODWIEDŹ JEDYNE W SWOIM RODZAJU UZDROWISKO "BRZEG LĄDOLODU"!!!

Tylko teraz, obniżka 10% na wyjazdy rodzinne (od 4 osób wzwyż)!


"Brzeg Lądolodu" to marsjański kurort wypoczynkowy. Specjalne zabiegi wykorzystują lecznicze właściwości suchego lodu prosto z czapy polarnej Marsa. Ale w ofercie mamy o wiele więcej! Wspaniałe widoki! Wycieczki na Czerwoną Pustynię oraz na Lód! Doskonałe hotele, jedzenie, jedyne na powierzchni Marsa kasyno! Nie czekaj, wejdź, zapytaj! Żadne przepustki nie są wymagane!

***

Hilary Swank wszedł na zaplecze. Jego współpracownik, jak zawsze, drzemał z twarzą na biurku, trzymając w dłoni kubek z niedopitą kawą.

- Nie uwierzysz! - Krzyknął szeptem, co dobrze wychodzi tylko tym, którzy są bardzo podekscytowani, a jednocześnie nie chcą, żeby ktoś się o tym dowiedział. - Mamy pięciu chętnych!

- Cco...? - Jonas powoli dochodził do siebie. - Chętnych? Na co?

- "Na co"?! Przecież dobrze wiesz, że mamy obecnie tylko jedną ofertę! Świątynia zabroniła nam wysyłać ludzi na pustynię ze względu na jakieś tam ruiny, a organizowanie wejść na Olympus Mons słabo się zwraca, mamy zbyt duże koszty.

- Wkręcasz mnie. Naprawdę się na to złapali?

- Mówią, że przeczytali afisz przy wejściu i zapragnęli pomieszkać w tym sanatorium.

- Żartujesz sobie! Przecież każdy wie, że tylko badziewie potrzebuje agresywnej reklamy. Naprawdę dali się na to złapać? Nie mieliśmy chętnych od... właściwie, to nigdy nie mieliśmy. Sprzedajemy te wczasy Świątyni i SunTechowi, żeby mogli wysyłać tam swoich ludzi na urlop, przez co musieliśmy zrezygnować z połowy marży, a i tak ciągle się skarżą...

- Wiesz co, coś mi tu śmierdzi. Nie sądzisz, że lepiej będzie to sprawdzić? Możemy mieć kłopoty...

- Posłucha. Płacą?

- Płacą.

- Mają czym? Sprawdziłeś?

- Mają.

- No to nad czym się zastanawiasz? Pakuj ich czym prędzej w windę i jedźcie do Dolnego na pas startowy. Nie chcesz przecież, żeby taka prowizja przeszła nam koło nosa, co? Jakby okazało się, że maja kłopoty, to będę tu siedział i udawał, że niczego się nie domyślaliśmy. A w ogóle, to nie jesteśmy stąd i nie znamy nawet naszych matek.

***

Świątynia najwyraźniej musiała uznać, że śmierć Mirka i jego towarzyszy jest pewna, bowiem nie zamroziła jego funduszy. Dzięki temu mogliście zapłacić za wycieczkę i wypłacić nieco pieniędzy na zapas. Mężczyzna w biurze podróży także nie robił problemów, chociaż czasem spoglądał na was dziwnie. Jednak koniec końców skończył wklepywać dane w terminal i zaprowadził was do windy.

Zjeżdżając do Dolnego Miasta wydawało im się, że przekroczyli granicę między światami. Można było powiedzieć, że w Górnym Mieście ludzie żyli tak, jak, niższe klasy na Ziemi, lecz z czymś takim się jeszcze nie spotkaliście, no chyba, że w koloniach - Afryce, Amerykach i Australii. Mieszkańcy Górnego Miasta nie stanowili nawet promila ludności Marsa. Osuwając się w dół widzieli miliony szarych, brudnych ludzi zmierzających do ciężkiej pracy z domów, gdzie warunki ledwo wystarczały do przeżycia i odwrotnie. Wszyscy mieli na sobie jednakowe kombinezony - lecz większość z nich była stara, zniszczona i podarta - a wszystkie brudne. Znaczna część ludzi wyglądała na chorą i zniekształconą - pozbawieni opieki zdrowotnej, musieli się leczyć we własnym zakresie. Gdzieniegdzie widać było nawet ofiary amputacji - również zmierzających do pracy. Z tym samym, pustym wyrazem twarzy, bez żadnej nadziei.

Zbliżali się do powierzchni czerwonej planety. Pomiędzy podstawami wież coraz lepiej widoczne stawały się budynki hut. Mars, poza tym, że był sporym ośrodkiem górnictwa, przerabiał nie tylko swoje rudy, lecz także surowce pochodzące z pasa asteroid. Były to ogromne ilości materiałów, wymagające niezliczonych rąk do pracy, pzynoszące ogromne zyski.

Będąc już całkiem blisko gruntu przewodnik wyprowadził ich z Windy i zaprowadził do innej, tym razem poruszającej się w poziomie. Na tej platformie przesiadkowej, jakimś cudem w tym niewyobrażalnym tłumie, wypatrzył ich Alex. A nawet - kolejnym cudem - udało mu się do nich dołączyć, przedzierając się łokciami przez tłuszczę.

Przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie udało im się załatwić przepustek i nie przyszli go szukać, lecz po chwili zorientował się, że nie było z nim sierżanta. Coś się musiało stać.

Zapłacili gotówką za kolejną osobę.

Bez większych przeszkód dotarli do lądowiska na obrzeżach miasta. Stąd mieli na nie dobry widok - kolosalne konstrukcje, każda z nich coraz większa, aż wreszcie kolejne stawały się tak wysokie, że gdy próbowało się dojrzeć ich szczytów, wydawało się to niemożliwe.

Hilary załadował ich w helikopter, który wyglądał jak kupa złomu. Jednak zapewnił ich, że powinien unieść sześć osób, a autopilot ustawiony jest na Brzeg Lądolodu. Uzgodnił z nimi jeszcze szczegóły - wytłumaczył, że na miejscu jest tylko jeden hotel - sanatorium, i że będą tam mieli rezerwację na tydzień razem ze śniadaniami, za resztę posiłków i dodatkowe atrakcje muszę zapłacić dodatkowo. Przeprosił, że nie może razem z nimi polecież, ale ktoś musiał otworzyć hangar, ponieważ zepsuł się robot, poza tym doszła do nich dodatkowa osoba, a nierozsądnie byłoby przeciążać maszynę.

***

Krótko po wyjściu Hilarego Jonas zauważył strażników biegających po ulicach Górnego Miasta. Nie minęło wiele czasu, gdy kilku z nich weszło do biura.

Dobrze, że zadbałem o to, by transakcja zniknęła ze wszystkich rejestrów, stwierdził w myślach. Ciekawe, jak długo wytrzymałbym tortury Świątyni, gdyby zaczęli mnie o coś podejrzewać...
 
Issander jest offline