Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2012, 06:22   #31
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Zombi zaś ze swoim towarzyszem, czekali już tam. Aż dziwne, że zaufali nieznajomemu w takiej sprawie. Cały w bandażach, ukrywający swoją twarz przed wzrokiem innych, rzekomy “znajomy mechanika”. Cóż, w czasie nieobecności swoich towarzyszy zaczął co nieco działać, w kierunku stworzenia termitu. To draństwo było w stanie przepalić każdy zamek, a więc jakby go gdzieś zamknęli, byłby w stanie się sam uwolnić. Ach, jak dobrze że był oczytanym Zombiakiem. Kiedy mężczyźni, weszli do pokoju Zombi spojrzał na nich pytająco i oczekując gradu pytań.

-Witam. Mieliśmy pewne trudność z dotarciem do chłopaka i to zadanie nadal jest aktualne. A jak przebiegłą wasza misja? Krótko, bez zbędnego mielenia ozorem - powiedział Mirko do osób, które zastał w pokoju.

Pokazał, zapisane w międzyczasie wszystkie informacje jakie udało mu się zebrać na jednej z kartek, jakie znalazł w pokoju. Było tam wypisane wszystko co było potrzebne, a do tego uwagi Pilara, co do rzeczy go szczególnie dziwiących. W ten sposób uniknął zdzierania gardła, które i tak przegnite nie sprzyjało dłuższym pogawędką.

Wszyscy poza Alexem zebrali się w pokoju Mirka i Wolfganga. Jednak nie wszyscy dotarli tam bez przeszkód. Kiedy Gregorius i Sav wracali do komnat, zauważyli coś dziwnego w jednym z szybów wentylacyjnych. Zainteresowani, przybliżyli się.

Coś dziwnego okazało się być butem - należącym do bardzo zmaltretowanego ciała, które najwyraźniej miało za sobą upadek ze sporej wysokości. W szyi znajdowała się niewielka strzałka.

Mężczyzna miał przy sobie dwa zaawansowane magotechniczne urządzenia. Być może było coś jeszcze, ale najwyraźniej spadło do szybu. Sav jako mechanik rozpoznał obydwa.

Pierwsze było generatorem pól osobistych. Miało wbudowane dwa moduły. Jeden z pewnością służył do tworzenia osobistego kamuflażu, jednak Sav nie był w stanie na szybko zorientować się, do czego służy drugi.

Drugi przedmiot był komunikatorem. Rozbudowany moduł szyfrujący zapewniał bezpieczne połączenia nawet przed wykrywaczami Świątyni czy Korporacji, ale sam komunikator był dość stary i w tej konfiguracji pozwalał jedynie na przesyłanie wiadomości i połączeń do drugiego urządzenia tego samego typu.

Obecnie była tam tylko jedna wiadomość, mężczyzna najwyraźniej zapomniał ją usunąć:

Przyszłość pokaże, czy zrobiłam najgłupszą, czy też najlepszą rzecz, ale w tamtym momencie była to jedyna mozliwa. Szukali hakera, znaleźli uliczną podżegaczkę - zabrali mnie do Cytadali nie wiążąc ze sobą tych dwóch spraw. Wiesz, jak to wygląda - około roku aresztu, przesłuchania - a nuż kogoś wydam? Nie, nie bój się o to. Potem proces i dziesięć lat pracy na asteroidach albo Plutonie wyroku. Tak więc na jakiś czas jestem bezpieczna - potem jakoś dam radę uciec albo Ty mnie wydostaniesz... Choć przyznaję, że to najsłabszy punkt planu.
Są też dobre wieści. Wydaje się, że coś się tu dzieje - w każdym bądź razie jest tu ich mało, no i wydają się być skupionymi na czymś zupełnie innym. Więźniów sprawdzają jedynie pobieżnie, dzięki czemu mogłam zatrzymać komunikator, chociaż muszę go trzymać w miejscu, w którym nie sprawdzają, strasznie to niewygodne na dłuższą metę, ale aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybym wpadła, prawda? W każdym bądź razie, daje mi to spore pole do popisu - już zhakowałam zamek w drzwiach - chyba wybiorę się na małą przechadzkę. Intryguje mnie to wszystko, wiesz, że mam nosa i ten nos właśnie teraz swędzi mocniej niż kiedykolwiek ostatnio.
Co do komunikatora, najlepszą porą na wysyłanie wiadomości jest koło siedemnastej, wtedy strażnik ucina sobie popołudniową drzemkę, w nocy źle, bo robią nam czasem naloty. Tak więc wyłączaj nadajnik, żeby nie namierzyli źródła ani odbiorcy transmisji, włączaj od 17:00 do 17:05 (czasu lokalnego), ewentualna komunikacja tylko w tych minutach. Daj znać, jak sobie radzisz - ale dopiero jutro i tylko jeśli ja napiszę pierwsza. Dzisiaj muszę sprawdzić, czy przypadkiem nie wprowadzili jakiegoś nowego systemu namierzania, którego istnienia nie przewidziałam. Przyznam, że trochę ryzykuję... Ale czyż nie to właśnie cały czas robimy?


Było jeszcze coś: serwetka wciśnięta do kieszeni, na której przetłumaczona została ostatnia część wiadomości. Mając oryginalną wiadomość i wiadomość po deszyfracji można łatwo złamać szyfr mając chwilę czasu, co może przydać się na przyszłość, jeżeli zajdzie konieczność skontaktowania się z tą osobą wewnątrz Cytadeli. Zaszyfrowana wiadomość zaś brzmiała:

P.S. Podsłuchałam jak dwóch strażników rozmawiało o śmierci tego ważnego maga, tego co to dopiero miał przyjechać, jak się ostatnio widzieliśmy... I wiesz co, tak sobie myślę, że, skoro on taki ważny, to powinien dostać kwaterę w Cytadeli! To znaczy, do dzisiaj nie wiedziałam, że w ogóle jakieś tu są - ale są, sama widziałam. Pamiętasz, jak czasem przyjeżdżali tu jacyś inni ważniacy Świątyni i zastanawialiśmy się, gdzie znikają? No to już wiemy. Ktoś o pozycji tego maga również powinien zostać tu ulokowany, chyba, że ktoś go tu nie lubił...

Podobno przydzielili śledztwo jakiemuś żółtodziobowi. Może powinieneś mu o tym powiedzieć?

Wszystko ułożyło się mniej-więcej w całość. Mężczyzna należał do Rebeliantów albo jakiejś innej nielegalnej organizacji. Próbował dotrzeć do was z pewnymi informacjami, lecz został zabity w trakcie.

Wymieniliście się informacjami, które udało się wam zdobyć. Nie zdążyliście niczego postanowić. Byliście właśnie w trakcie wygłaszania wniosków, kiedy weszli do pokoju. To byli wasi żołnierze, więc nie zareagowaliście od razu. Owszem, byliście zdziwieni - mieli przecież czekać na dalsze rozkazy, więc spodziewaliście się, że będą spędzać czas w kantynach. Tymczasem bez zapowiedzenia i z bronią weszli do pokoju oficera...

Było ich siedmiu. Zastępca sierżanta najwyraźniej dowodził - stanął przed drzwiami, mając po każdej stronie trzech ludzi.

- Przykro mi. Takie rozkazy, sir.

Rozpoczęła się walka. Nie zareagowaliście od razu, ale to działa w obie strony. Nie tak łatwo strzelić do kogoś, z kim podróżowało się i pracowało od dłuższego czasu. Powinni zaatakować was znienacka, ale oni także dali wam czas na reakcję.

Zombi nie miał szans w bezpośrednim starciu, dlatego więc od razu znalazł sobie jakąś kryjówkę, choćby za kanapą czy łóżkiem. Jego przegniłe ciało nie miało takiej krzepy, jak u człowieka nie zmutowanego. Dlatego więc po prostu musiał tą walkę przeczekać. Gdyby w niej wziął udział, najpewniej stracił by rękę lub nogę, albo w ogóle by skonał.

Wolfgang spojrzał na żołnierzy z niedowierzaniem. Jakie rozkazy? Aresztowanie? Za co? Nie zrobiliśmy przecież nic niele... to znaczy może i zdarzyłoby się coś takiego, ale żeby zaraz aresztować? Atakować? Od razu, nieproszone, zleciały mu się do głowy wszystkie przepisy, które zdążyli złamać, a które doskonale znał. Poczuł wyrzuty sumienia. Od tak, po latach nienagannego życia, dla jednego śledztwa, w którym od początku nie mieli żadnych szans naruszył prawo, które w końcu nie zostało ustanowione bez przyczyny. Powinien się poddać i prosić o łaskę - może udałoby się złagodzić nieuniknioną karę? Powinien podejść do żołnierzy i bez oporu zgodzić się na to, co oni tam mieli z nimi zrobić...
Niie.
Nagle poczuł tłumioną przez całe życie potrzebę buntu. Nie podda się jak cielę prowadzone na rzeź czy jakiekolwiek inne zwierzątko w podobnej sytuacji. O walce wiedział mniej więcej tyle, że jest nieprzyjemna, groźna, bolesna... a spustu broni palnej nie należy naciskać, gdy zagląda się w lufę. Ale co to jest ten spust... Niezależnie od tego, jadący na fali szaleńczego animuszu inkwizytor rozejrzał się za czymkolwiek nadającym się do obrony bądź ewentualnego ataku.

Gregor nie miał ochoty umierać za nie swoje sprawy. Rzucił się więc w stronę najbliższej osłony, zdecydowany uciec gdyby walka okazała się przegrana przez jego stronę.
 
Issander jest offline  
Stary 18-10-2012, 06:25   #32
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Rozległa się seria strzałów z strzelbowłóczni żołnierzy, lecz nim to się stało, wszyscy rzucili się by znaleźć ukrycie za meblami. Ciężki stół i szafa obroniły ich przed energetycznymi pociskami.

Z przerażeniem zorientowali się, że prawie w ogóle nie mają broni. Mirko zaczął coś szeptać, prawdopodobnie rozpoczynając rzucanie zaklęcia, jednak wtedy żołnierze zaczęli się zbliżać. Wydawało się oczywiste, że nie starczy mu czasu.

Wtedy Aferad ze swoim pistoletem wyskoczył zza szafy i zaczął strzelać do swoich niedawnych podwładnych - powalił trzech zaskoczonych, zanim sam oberwał na tyle mocno, by upaść. Wtedy wszystko wybuchło. Mirko rzucił proste zaklęcie tworzące eksplozję wycelowaną na drzwi. Z zastępcy sierżanta i dwóch stojących najbliżej ludzi nie zostało wiele do zbierania. Pozostała czwórka albo została odrzucona z dużą siłą i odbiła się od ścian, łamiąc przy okazji sporo kości. Jedynie jeden z nich powoli podnosił się, by znowu zaatakować bądź uciec.

Wybuch odrzucił was, ale nie wyrządził żadnej krzywdy. Lepiej szybko uciekać - z pewnością zaalarmuje on wszystkie służby, jakie tylko są na Marsie.

Z rzeczy, które można na szybko chwycić podczas ucieczki, liczy się głównie broń żołnierzy. Mieli oni ze sobą strzelbowłócznie, ale z taką bronią będziecie widoczni. Oprócz tego mieli też lekkie krótkie miecze, coś w rodzaju maczet. Zastępca kapitana miał też klasyczny pistolet, ale pewnie został uszkodzony przez wybuch. No i pozostaje ekwipunek Aferada - miał on pistolet blasterowy i nóż.

Zombi wygramolił się spod kanapy, która go przycisnęła w czasie wybuchu. Rozejrzał się, jakiś bandaż się naderwał i teraz dało się zauważyć nieco gnijącej, zmutowanej skóry. Chyba jako pierwszy otrząsnął się z całego zajścia i skoczył do pierwszej strzelbowłóczni i wypalił z niej do podnoszącego się gościa. A kiedy tamten osunął się martwy po ścianie, schylił się po jakiś pistolet i amunicję do niego. Pistolet zastępcy był uszkodzony, ale nie było to nic czego by nie naprawił prędzej czy później. Schował go w łachy, postanowił zająć się nim później. Tak samo postąpił z pistoletem Aferada, ale zamiast go schować, wręczył go Wolfgangowi z którym tu przyszedł, pomagając mu wstać. Nie był pewien, ale chyba znaleźli się w czymś na kształ rewolucji... A przynajmniej Zombi miał taką nadzieję.

Wolfgang niepewnie podszedł do Aferada. Ten definitywnie nie żył.
Może i było to okradanie trupów, ale inkwizytor raczej słusznie rozumował, że w takim przypadku nie należy marudzić i mamrotać coś na temat zasad moralnych. Doszedł nagle do wniosku, że jego zasady moralne stanowczo nie powinny obejmować bycia bez sprzeciwu prowadzonym na rzeź. Wziął nóż - lepsze to niż nic. Szczerze mówiąc, bał się pistoletu. Takie cacko zawsze mogło wystrzelić albo co, zresztą i tak nie umiał się nim posługiwać. Nóż był pod tym względem niewiele lepszy - podobnych narzędzi Wolfgang używał tylko i wyłącznie w kuchni - ale instrukcja użytkowania była jasna. Trzymać za tępy koniec, dźgać ostrym.
Zaczął żałować, że wplątał się w tę nieszczęsną sprawę Biskura, ale trudno - stało się. Trzeba szybko poprawić ujemne umiejętności walki, ale tymczasem...
- Nie żebym chciał przeszkadzać, ale może byśmy zaczęli... - nie wiedział, co powiedzieć - em... uciekać?

Mirko podniósł się powoli, ciężko dysząc. Nie mógł złapać oddechu już od dłuższej chwili, więc oparł się o ścianę. Rozejrzał się. Widok pokoju był zamazany i jakby podzielony na części w pewnym miejscu. Pewnie okulary się mocno zakurzyły i popękały, ale teraz nie było czasy na takie cackanie się z takimi drobiazgami. Jego pogląd sytuacji powiedział mu tylko, że widzi parę stojących i jeszcze więcej leżących postaci. Ktoś, głos znajomy, coś mówił, ale nie docierał do niego sens. Gdy odzyskał część świadomości podjął w końcu jakąś decyzję. Jak w transie wykrzyknął słowa:
-W nogi! Może być ich więcej! – zerwał się spod ściany i co sił w nogach ruszył ku drzwiom na korytarz, po drodze zabierając ze sobą maczetę.

Sav zaczął klnąć pod nosem. Że też musiał wpakować się w takie gówno. Już lepiej było na Ziemi. Zanim podjął decyzję i wyjściu z ukrycia i walce, wszystko się skończyło. Chociaż ten plus, że nie musiał samemu ryzykować.
- Uciekać? Może ich być więcej? Nie domyśliłbym się tego! - ostatnie zdanie wykrzyczał, wściekły tą całą sytuacją i zaczął biec.

Udało się wam wydostać z tego piętra nim zlecieli się gapie. Zatrzymaliście się, by złapać oddech - dalej nie było sensu biec. W ten sposób wyróżnialibyście się, a najwyraźniej nikt was nie gonił.

To, co was spotkało najwyraźniej miało szybko i po cichu zakończyć wasz żywot, więc najprawdopodobniej macie trochę czasu, nim ktoś, kto to zaplanował zorientuje się w niepowodzeniu.

Z drugiej strony, wasza sytuacja nie prezentuje się najlepiej. Nie jesteście w stanie wydostać się z Marsa, gdyż ruch pomiędzy Górnym Miastem a Kosmoportem jest silnie monitorowany. Jak już zdążyliście się zorientować, zejście do Dolnego Miasta również będzie bardzo trudne bez przepustek, zwłaszcza po tym, co przed chwilą zaszło.

W pamięci świtają wam fragmenty konwersacji z zastępcą kapitana mówiące o biurach podróży. Pamiętacie też, że minęliście jedno pod drodze we wcześniejszych wypadach.

Mirko, gdy wreszcie skończył sapać jak parowóz zastanowił się co dalej. Odwrócił wzrok od reszty, żeby nie czuć na sobie jakiejkolwiek presji wywołanej nieprzyjaznymi spojrzeniami. Żołnierze, strzelanina, śmierć. Kurwa. Nie tak to miało wyglądać. Całe to dowodzenie pasowało do niego jak pięść do nosa. Wydawać rozkazy i mieć posłuch-fajna rzecz. Ale bycie odpowiedzialnym za swoich ludzi już nie. Przez chwilę żałował, że nie urodził się typem twardego przywódcy. Na pewno wiedziałby co należy zrobić. Szukać chłopaka? A może Alexa? Zgłosić to komuś? A może po prostu znaleźć najbliższą szczelinę, wpełznąć tam i mieć w poważaniu całe to zamieszanie. Eh, lepiej zrobić coś, by mieć poczucie misji niż siedzieć na czterech literach i czekać na cud.

-Eee.. No to tak. Nie jest dobrze. Ale teraz najważniejsze jest żeby się trzy.. A z resztą – Podparł się rękoma pod boki i o wiele pewniejszym głosem niemal wykrzyknął – Sytuacja jest do dupy. Nie jestem żadnym przywódcą, nigdy nie byłem i raczej nie będę. Nie wiedziałem, że będę zmuszony brać udział w walkach. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co mamy robić. Dlatego oficjalnie znoszę swoje przywództwo. Jeśli ktoś chce może mi towarzyszyć, jeśli nie to może mnie cmoknąć i iść w swoją stronę. Teraz chcę tylko poskładać ten bajzel jakoś do kupy i się stąd zwijać. Idę teraz poszukać chłopaka wspomnianego przez Biskura w liście. Musimy się dostać do Dolnego Miasta. Najlepiej będzie przez jakieś biuro podróży. No to, komu w drogę temu w czas.

- Z jednego gówna, prosto w drugie - warknął Sav, gdy przestali biec. Teraz już miał pewność, że kłopoty go lubią i to bardzo. Spojrzał na swoją prawą rękę. Część ubrania na ramieniu się rozerwała, ukazując jakąś metalową część. Wyglądało na to, że został draśnięty, gdy się krył. Zacisnął dłoń w pięść i odetchnął z ulgą. Żadnych uszkodzeń. Chociaż to jedno szczęście w nieszczęściu.
Spojrzał ma osobnika, który w końcu otwarcie przyznał, że jest dupą, a nie przywódcą.
- Udawać wielkiego przywódcę, gdy wszystko idzie dobrze, a potem gdy nie potrafi się znaleźć rozwiązania problemów, rzucić wszystko. To jest właśnie pieprzony profesjonalizm Świątyni - podniósł głos, a po chwili wziął głęboki oddech i kontynuował spokojniej. - Pójdę tylko dlatego, że w grupie będzie bezpieczniej.

Żywy trup doczłapał się ostatni, dysząc jak czołg. Swoje łupy miał schowane za luźnymi ubraniami. Sapał, a raczej rzęził okropnie. Czasami też wydawał dziwny dźwięk, jak mruczący kot. Po znacznej chwili oddech mu się wyrównał.
- Powinniśmy znaleźć tego, który wydał na nas wyrok... Przecież nadal macie swoje przywileje. Świątynie nie zabija ot tak, swoich ludzi. Jeśli oni byli ze Świątyni, to ja jestem neandertalczykiem.

- Obyś miał rację - odparł sceptycznie Wolfgang. - Jeżeli - nawet niechcący - przekroczyliśmy jakiś przepis, zakaz, którego... e... nie byliśmy świadomi... albo weszliśmy w jakieś wewnętrzne sprawy Świątyni... najwłaściwszym zachowaniem z jej strony byłoby usunięcie naszej wiedzy na ten temat, najprawdopodobniej... e... razem z nami. - Umilkł na chwilę, przerażony konsekwencjami takiego obrotu sprawy. - I miałaby do tego święte prawo. Nie zachowywaliśmy się szczególnie zgodnie z jej prawami. Ale jeżeli istnieje jakakolwiek szansa, że jest inaczej... e... powinniśmy się jej trzymać. I siebie nawzajem też - w tej chwili mało komu możemy zaufać, a kłopoty mamy jakby... e... wspólne. - Postanowił pominąć milczeniem bluźnierczą uwagę Sava. Dość miał problemów bez niepotrzebnego w tej chwili dbania o dobre imię Świątyni i jej sług, tym bardziej, że tak jakby zaczynał mocno wątplć w zasadność jej działania.
 
Issander jest offline  
Stary 18-10-2012, 07:08   #33
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
ODWIEDŹ JEDYNE W SWOIM RODZAJU UZDROWISKO "BRZEG LĄDOLODU"!!!

Tylko teraz, obniżka 10% na wyjazdy rodzinne (od 4 osób wzwyż)!


"Brzeg Lądolodu" to marsjański kurort wypoczynkowy. Specjalne zabiegi wykorzystują lecznicze właściwości suchego lodu prosto z czapy polarnej Marsa. Ale w ofercie mamy o wiele więcej! Wspaniałe widoki! Wycieczki na Czerwoną Pustynię oraz na Lód! Doskonałe hotele, jedzenie, jedyne na powierzchni Marsa kasyno! Nie czekaj, wejdź, zapytaj! Żadne przepustki nie są wymagane!

***

Hilary Swank wszedł na zaplecze. Jego współpracownik, jak zawsze, drzemał z twarzą na biurku, trzymając w dłoni kubek z niedopitą kawą.

- Nie uwierzysz! - Krzyknął szeptem, co dobrze wychodzi tylko tym, którzy są bardzo podekscytowani, a jednocześnie nie chcą, żeby ktoś się o tym dowiedział. - Mamy pięciu chętnych!

- Cco...? - Jonas powoli dochodził do siebie. - Chętnych? Na co?

- "Na co"?! Przecież dobrze wiesz, że mamy obecnie tylko jedną ofertę! Świątynia zabroniła nam wysyłać ludzi na pustynię ze względu na jakieś tam ruiny, a organizowanie wejść na Olympus Mons słabo się zwraca, mamy zbyt duże koszty.

- Wkręcasz mnie. Naprawdę się na to złapali?

- Mówią, że przeczytali afisz przy wejściu i zapragnęli pomieszkać w tym sanatorium.

- Żartujesz sobie! Przecież każdy wie, że tylko badziewie potrzebuje agresywnej reklamy. Naprawdę dali się na to złapać? Nie mieliśmy chętnych od... właściwie, to nigdy nie mieliśmy. Sprzedajemy te wczasy Świątyni i SunTechowi, żeby mogli wysyłać tam swoich ludzi na urlop, przez co musieliśmy zrezygnować z połowy marży, a i tak ciągle się skarżą...

- Wiesz co, coś mi tu śmierdzi. Nie sądzisz, że lepiej będzie to sprawdzić? Możemy mieć kłopoty...

- Posłucha. Płacą?

- Płacą.

- Mają czym? Sprawdziłeś?

- Mają.

- No to nad czym się zastanawiasz? Pakuj ich czym prędzej w windę i jedźcie do Dolnego na pas startowy. Nie chcesz przecież, żeby taka prowizja przeszła nam koło nosa, co? Jakby okazało się, że maja kłopoty, to będę tu siedział i udawał, że niczego się nie domyślaliśmy. A w ogóle, to nie jesteśmy stąd i nie znamy nawet naszych matek.

***

Świątynia najwyraźniej musiała uznać, że śmierć Mirka i jego towarzyszy jest pewna, bowiem nie zamroziła jego funduszy. Dzięki temu mogliście zapłacić za wycieczkę i wypłacić nieco pieniędzy na zapas. Mężczyzna w biurze podróży także nie robił problemów, chociaż czasem spoglądał na was dziwnie. Jednak koniec końców skończył wklepywać dane w terminal i zaprowadził was do windy.

Zjeżdżając do Dolnego Miasta wydawało im się, że przekroczyli granicę między światami. Można było powiedzieć, że w Górnym Mieście ludzie żyli tak, jak, niższe klasy na Ziemi, lecz z czymś takim się jeszcze nie spotkaliście, no chyba, że w koloniach - Afryce, Amerykach i Australii. Mieszkańcy Górnego Miasta nie stanowili nawet promila ludności Marsa. Osuwając się w dół widzieli miliony szarych, brudnych ludzi zmierzających do ciężkiej pracy z domów, gdzie warunki ledwo wystarczały do przeżycia i odwrotnie. Wszyscy mieli na sobie jednakowe kombinezony - lecz większość z nich była stara, zniszczona i podarta - a wszystkie brudne. Znaczna część ludzi wyglądała na chorą i zniekształconą - pozbawieni opieki zdrowotnej, musieli się leczyć we własnym zakresie. Gdzieniegdzie widać było nawet ofiary amputacji - również zmierzających do pracy. Z tym samym, pustym wyrazem twarzy, bez żadnej nadziei.

Zbliżali się do powierzchni czerwonej planety. Pomiędzy podstawami wież coraz lepiej widoczne stawały się budynki hut. Mars, poza tym, że był sporym ośrodkiem górnictwa, przerabiał nie tylko swoje rudy, lecz także surowce pochodzące z pasa asteroid. Były to ogromne ilości materiałów, wymagające niezliczonych rąk do pracy, pzynoszące ogromne zyski.

Będąc już całkiem blisko gruntu przewodnik wyprowadził ich z Windy i zaprowadził do innej, tym razem poruszającej się w poziomie. Na tej platformie przesiadkowej, jakimś cudem w tym niewyobrażalnym tłumie, wypatrzył ich Alex. A nawet - kolejnym cudem - udało mu się do nich dołączyć, przedzierając się łokciami przez tłuszczę.

Przez chwilę zastanawiał się, czy przypadkiem nie udało im się załatwić przepustek i nie przyszli go szukać, lecz po chwili zorientował się, że nie było z nim sierżanta. Coś się musiało stać.

Zapłacili gotówką za kolejną osobę.

Bez większych przeszkód dotarli do lądowiska na obrzeżach miasta. Stąd mieli na nie dobry widok - kolosalne konstrukcje, każda z nich coraz większa, aż wreszcie kolejne stawały się tak wysokie, że gdy próbowało się dojrzeć ich szczytów, wydawało się to niemożliwe.

Hilary załadował ich w helikopter, który wyglądał jak kupa złomu. Jednak zapewnił ich, że powinien unieść sześć osób, a autopilot ustawiony jest na Brzeg Lądolodu. Uzgodnił z nimi jeszcze szczegóły - wytłumaczył, że na miejscu jest tylko jeden hotel - sanatorium, i że będą tam mieli rezerwację na tydzień razem ze śniadaniami, za resztę posiłków i dodatkowe atrakcje muszę zapłacić dodatkowo. Przeprosił, że nie może razem z nimi polecież, ale ktoś musiał otworzyć hangar, ponieważ zepsuł się robot, poza tym doszła do nich dodatkowa osoba, a nierozsądnie byłoby przeciążać maszynę.

***

Krótko po wyjściu Hilarego Jonas zauważył strażników biegających po ulicach Górnego Miasta. Nie minęło wiele czasu, gdy kilku z nich weszło do biura.

Dobrze, że zadbałem o to, by transakcja zniknęła ze wszystkich rejestrów, stwierdził w myślach. Ciekawe, jak długo wytrzymałbym tortury Świątyni, gdyby zaczęli mnie o coś podejrzewać...
 
Issander jest offline  
Stary 20-10-2012, 19:24   #34
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Osowiały inkwizytor skulił się na fotelu w helikopterze, usiłując ignorować odstręczający wygląd maszyny, która sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała się rozwalić razem z nimi w środku. To było chyba jeszcze bardziej stresujące doświadczenie od lotu z Ziemi na Marsa, choć nie wierzył, aby kiedykolwiek podobne miało mu się przytrafić - wtedy jednak leciał pełen nadziei i planów na przyszłość, w wyobraźni widział siebie już jako kogoś... no, nie wiedział wówczas jeszcze kogo, ale kogoś ważniejszego niż byle księgowego, sekretarza czy jak to tam zwać.
Wtedy nie miał jeszcze oczu wypełnionych biedakami z Dolnego Miasta, przerażającymi w swoim brudzie, okaleczeniach, braku nadziei na lepsze jutro. I nie miał ukrytego przy sobie pistoletu Aferada, który podał mu wcześniej Pilar - Wolfgang sam nie wiedział, po co go wziął. Bał się broni samej w sobie, dostatecznie ciążył mu nóż, a pistolet... lepiej nie mówić. A jak sam wystrzeli? Jak się toto zabezpiecza? Bo musi być chyba jakiś bezpiecznik?! Będzie musiał kogoś zapytać, ale już widział w wyobraźni pełne politowania miny towarzyszy. Patrzcie, ksiegowy nam się przyplatął - życia nie widział, walki nie widział, a tylko wolno myśli, na nic się nie przydaje i przeszkadza. Słowem, ostatnia oferma.
Ale teraz nie mógł już liczyć na Świątynię. Nie po tym, co widział w Dolnym Mieście. Miał nadzieję, że to stan przejściowy, że sytuacja na Marsie jest tymczasowa - ale ta nadzieja była coraz wątlejsza. Wiara mu się podkopywała, a to u inkwizytora definitywnie niepożądane. Musiał się na czymś oprzeć, a w grę wchodziła tylko ta niechętna sobie grupka osób, która siedziała w helikopterze... a skoro był tutaj autopilot i nic więcej...
- Zdaję sobie sprawę, że to... e... głupio zabrzmi - oznajmił, podnosząc pistolet Aferada, aby po chwili dodać (niejasno na wszelki wypadek, w końcu podsłuch zawsze, ale to zawsze wchodzi w grę) - ale czy ktoś mógłby mi pomóc w bezpiecznym przechowaniu tego tutaj? Wiecie, żeby się nie... zepsuło? - Miał nadzieję, że załapią, o co chodzi, i ktoś mu pokaże bezpiecznik. Albo spust. Albo cokolwiek innego, co pozwoli na zabezpieczenie broni.
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 21-10-2012, 22:59   #35
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Mirko wpatrywał się w okno helikoptera z kwaśną miną. Nic mu się nie chciało. Miał już serdecznie dość trwającej zbyt długo zabawy w detektywa. Najchętniej zgłosiłby się do jakiegoś świątynnego ważniaka, opowiedział mu całą historię, oddał ten syf w jego ręce i odleciałby stąd jak najdalej. Obojętnie gdzie. To mogłoby być nawet największe zadupie galaktyki. Byle nie na tym przeklętej planecie. Eh, marzenia. Trzeba skupić się na sprawach myśleć na głos, jednakże nie zamierzał odzywać się do towarzyszy. bieżących. Gdyby ostatnio nie zrezygnował z funkcji szefa grupy, zacząłby Przynajmniej przez jakiś czas, dopóki nie wykrystalizuje się nowy lider. Vujacic myślał przez dłuższą chwilę. Intensywnie myślał. Oszczędził sobie filozofowania na temat Świątyni, jej zagmatwanych działań i kolejnych zabójczych przedsięwzięć. To zdecydowanie zbyt rozległy temat, aby jeden zwyczajny chłopak mógł go ogarnąć. Co do swojego już chyba byłego pracodawcy podjął tylko jedną decyzję: unikać. Najwięcej zastanawiał się nad swoją obecnym położeniem. Lecą właśnie do jakiegoś niby-sanatorium wysłani tamże, przez podejrzanie wyglądających ludzi, z równie podejrzanego biura podróży. Czuł, że to raczej nie będą jego wczasy życia. Przynajmniej z opowieści Alexa niosła ze sobą jakieś pozytywy. Ich działania mogły nie być aż tak bezcelowe, jak się mu dotąd wydawało. Sny tego knypka mogły coś tam znaczyć. Prawdopodobnie to zwykły przypadek, ale co zrobic? Lepszych tropów nie ma. Chłopak, wspomniany przez Biskura, prawdopodobnie siedzi teraz w świątynnym lochu, zamknięty na cztery spusty. Kwestię jego odnalezienia można wyłączyć z grupy aktualnie istotnych. Rozmyślania Mirka przerwało jąkliwe zapytanie Wolfganga o kwestie broni. Bezpiecznik? Spust? Dla Mirka czarna magia.

-Nie pomogę ci. Nie moja bajka - mruknął cicho, nie patrżąc się na inkwizytora, po czym powrocił do swoich myśli.
 
Boreiro jest offline  
Stary 23-10-2012, 10:09   #36
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Zombie chyba jako jedyny nie zdziwił widok w Dolnym Mieście. W sumie, to zatęsknił za swoim kontenerem na Ziemi. Tam mógł być brzydalem z zaułku, który żebrze na skrzyżowaniach. Tutaj nikt by go nawet nie poratował paroma monetami. Co jedynie za darmo pracować by mógł w tych ich kopalni. Te lata które przeżył, cóż… Jakoś go znieczuliły, a napełniły gniewem do ludzi którzy gotowali taki los innym.

Helikopter… Nic więcej go zdziwić już nie mogło. Kiedy usłyszał pytanie Wolfganga, wziął od niego pistolet i wszystko dokładnie pokazał. Ten mały ząbek to szczerbinka, tak się tym celuje, tu jest spust, a tu bezpiecznik. A kiedy lot trwał w najlepsze, wyjął ten drugi pistolet który miał naprawić. Lot świetnie się nadawał na takie zabijanie czasu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 24-10-2012, 20:43   #37
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Alexowi udało się jakimś cudem odnaleźć resztę grupy i dołączyć do nich. Na wieść, że chcą lecieć na lądolód, kiwnął jedynie głową. Był to jedyny kierunek, który dawał jakąś nadzieję na sukces w tej całej aferze, ale oni jeszcze tego nie wiedzieli; Hiszpan wolał zachować swoje odkrycia na później. Pracownik firmy turystycznej jakoś nie zdawał się godny zaufania.

- Cóż... - Odezwał się, przyglądając się Pilarowi i temu, jak majstrował przy pistolecie. - Chłopaka zabrała Świątynia jakiś czas temu, ale udało mi się porozmawiać z jego matką. Prześladowały go jakieś dziwne sny; wszystkie wskazują na to, że zabrano go na lądolód.

- Jaki mamy plan działania, panie Vujacic? - Zwrócił się do chłopaka, nieobecność żołnierza pomijając jak na razie milczeniem. Domyślał się całkiem sporo.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 25-10-2012, 06:09   #38
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Gdy lecieli helikopterem, Alexowi przypomniało się, dlaczego tu właściwie jest. Świątynia nie pozwoliła mu kontynuować badań na temat ruin po Neandertalczykach. Odmówiła także zorganizowania wyprawy do jednej z nich. Zamiast tego przydzieliła go do tej sprawy... Jednak zanim to się stało, zdążył wytypować kilka miejsc, gdzie te ruiny mogły się znajdować. Opierał się na materiałach z innych ruin, a także własnej intuicji. Czapa polarna była jednym z nich.

Po pierwsze, ekstremalne warunki sprawiały, że prawie nikt tam nie przebywał. Po drugie, bardo wysokie albedo sprawiało, że dla satelit okolice bieguna były jedną białą plamą. Gdyby istniały tam jakiekolwiek ruiny, z pewnością długo nie zostałyby odkryte...

Tymczasem pojazd wylądował. Brzeg Lądolodu był niewielkim habitatem, którego kopuła miała może ze sto metrów średnicy. Na lądowisku kręciło się parę osób, było tu też kilka innych helikopterów - większość czarna, jeden biały. Ten, którym tu przybyli, wrócił do Megalopolis na autopilocie.

Został im puszczony krótki hologram informacyjny. Kobieta w ciasnym uniformie wytłumaczyła na nim kwestie bezpieczeństwa przebywania poza habitatem.

Wyglądało na to, że istniały dwa typy kombinezonów. Te zwykłe miały jedynie zapas tlenu, a pozostałe gazy do tworzenia mieszanki pobierały z atmosfery Marsa. Dzięki temu można w nich było przebywać aż do dwudziestu godzin.

Jednak na czapę polarną istniał inny typ. Zastosowanie tego samego mechanizmu było niemożliwe, gdyż duże stężenie dwutlenku węgla sprawiało, że przedostawał się on do kombinezonu i stwarzał zagrożenie dla życia. Dlatego w tych kombinezonach znajdowało się pełne powietrze, a jego zapas wystarczał na pięć razy krócej.

Poza tym, hologram przestrzegał przed oczywistymi rzeczami, jak na przykład przebywanie poza habitatem w ogóle bez kombinezonu.


Wewnątrz habitatu było niewiele miejsca. Budynki miały krzywe dachy, by wykorzystać maksymalną dostępną pod kopułą wysokość. Głównymi budynkami był hotel, jadalnia i sauna. Oprócz tego był tu tez magazyn i malutki budynek korporacji. W samym środku stała fontanna otoczona przez niewielki parczek. Nie było tu drzew, ale i bez nich kawałeczek zieleni przypominał o domu.

Część kopuły była przeszklona. Rozciągał się za nią widok na białą masę suchego lodu. Gdzieniegdzie jego żyły wrzynały się w głąb pustyni, dając niesamowite wrażenie.

Nowo przybyli udali się do hotelu, gdzie mieli mieć rezerwację. Jak się okazało, wcale tak nie było. Jednak właściciel przybytku przychylił się do ich stanowiska mówiąc:

- Przecież jesteście od Swanka, musicie być. Jak inaczej byście się tu dostali? Nie ważne, już ja się z nimi rozliczę, pewnie zapomniało im się wysłać informacji, lenie jedne. Z drugiej strony, cieszę się, że wreszcie ktoś się skusił na ich ofertę. Obecnie mamy tu samych świątynnych i korporaków, za przeproszeniem, ale oni nic nie robią, tylko narzekają na jakość usług. Jakaś odmiana będzie przyjemna.


Miał już was zaprowadzić do pokoi, gdy Sav poczuł pukanie w ramię. Obejrzał się, by skonstrenowany ujrzeć przed sobą całkiem nagiego mężczyznę.

- Wiem, czego szukacie - powiedział, powodując powszechne przerażenie - wiedza przychodzi razem z zimnem...

- Stef! - krzyknął właściciel hotelu - Ile razy mam ci powtarzać: nałóż coś na siebie, albo wynocha! No już! Uff! - odetchnął, gdy wrócił do środka po wyrzuceniu nieproszonego gościa.

- Razem z zimnem! - usłyszeliście jeszcze krzyk z zewnątrz.

- A niech cię szlag, Stef! - odkrzyknął mu właściciel. - Wybaczcie to wszystko. Stef jest dziwakiem. Przybył tu jakiś czas temu i zimno padło mu na głowę. Nic, tylko leży wśród tego lodu. Czasem wychodzi na zewnątrz taki, jakiego go widzieliście... Później trzeba go ratować. Ale jest nieszkodliwy. A teraz zaprowadzę was wreszcie do tych pokoi.

Będąc już w pokojach, zastanowiliście się nad swoją sytuacją. Udało wam się uciec, ale poza wami w tym sanatorium znajduje się przynajmniej ze dwustu pracowników Świątyni i Korporacji. Większość z nich jest co prawda na urlopie, ale niewiele to zmieni, gdy przybył za wami pościg.

Nie wiecie za bardzo, gdzie się udać. Chłopiec jest pewnie gdzieś na lodzie, ale gdzie? Niewielka budka pełni tu rolę siedziby korporacji. Stoi na uboczu i pracuje w niej tylko jedna osoba, do której obowiązków należy zapewne zarządzanie lotami i magazynem. A może szaleniec miał rację i wiedza przyjdzie do was jedynie za pomocą wizji?

Spróbowaliście także zorientować się, jakie macie możliwości spędzania wolnego czasu w Sanatorium. W hotelu znajduje się kilka automatów, stół do bilarda oraz piłkarzyki, zapewne importowane z ziemii. Poza tym nie ma tu nic do roboty. W saunie można skorzystać z kilku typowych zabiegów i dwóch tutejszych specjalności - pierwsza to leżenie w suchym lodzie. Zaleca się robienie tego w seriach kilka razy po minutę. Druga to sauna z sublimującym suchym lodem. Obydwa zabiegi są reklamowane jako mające korzystny wpływ na zdrowie.

Poza tym, można wyporzyczyć helikopter by polecieć na wycieczkę na pustynię bądź nad czapę polarną.
 
Issander jest offline  
Stary 25-10-2012, 18:32   #39
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Wcześniej, w helikopterze

Mirko wzdrygnął się na dźwięk swojego nazwiska. Spojrzał na Alexa z nieprzyjazną miną.

- Mówiłem, już. Nie jestem waszym pieprzonym sze… - przez umysł Vujacica przeleciała, rozjaśniająca powód zadania pytanie, myśl. Zmienił twarz na nieco bardziej życzliwy wyraz twarzy – A no tak nie było cię. Nie wiesz jeszcze, że ze pewni panowie z nieprzyjaznymi zamiarami odwiedzili nas w pokojach i zaczęli owe zamiary realizować. Van Ottel nie żyje. A ja przestałem być przywódcą tej grupy. Ostatecznie i nieodwracalnie. Ktoś chce rządzić? Nie ma problemu. Ale nie ja. Tyle w temacie.

Odwrócił się dając jasno do zrozumienia, że to koniec rozmowy.

Obecnie

Vujacic ziewnął głośno i przeciągle. Po podróży i wcześniejszych stresach niespodziewanie zachciało mu się spać. Chłopak i inne sprawy mogą poczekać. W pokoju będzie bezpieczny, żaden z świątynnych kuracjuszy nie będzie mógł go tam znaleźć, a co dopiero rozpoznać. Tak, to dobra decyzja. Porządnie się wykimać i później uporać z resztą. Mirko ruszył powolnym krokiem za właścicielem.
 
Boreiro jest offline  
Stary 26-10-2012, 18:41   #40
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sav w helikopterze nic nie mówił. Gdyby nie to, że nie miał innego wyboru, byłby w innym miejscu. Niestety. Musiał zostać z grupą, która wpakowała się w problemy razem z nim.

Na miejscu też nie należał do rozmownych. Powiedział coś dopiero, gdy został zaczepiony przez starca, który prawdopodobnie nie wiedział do czego służyły ubrania.
- Z nami będzie to samo... Jeśli wcześniej nas nie zabiją - powiedział cicho i poszedł za pozostałymi.

W pokoju uderzył pięścią w ścianę, a potem wskoczył na łóżko. Był wściekły i zabiły bez wahania tego, kto go w to wszystko wpakował. Jednak najpierw musiałby wiedzieć, kto to był. Zacisnął dłoń w pięść. Nie, musiał stąd gdzieś pójść. Nie mógł tak bezczynnie siedzieć. Wstał i wyszedł z pokoju.

Nie miał konkretnego celu. Po prostu postanowił przejść się po ośrodku. Na pewno było to lepsze niż ta bezczynność. Może przynajmniej znajdzie jakieś zajęcie. Chociaż najchętniej by się napił czegoś mocniejszego, a potem przywalił w mordę pierwszemu, który by się nawinął. Być może to właśnie zrobi, jeśli spacer przestanie mu wystarczać.
 
Saverock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172