W piwnych oczach krasnoluda zabłysnęła nienawiść. - Nie kłamał - rzekł sam do siebie. - Szczury są tutaj. - Ściągnął przymocowany do plecaka dwuręczny kilof. Z wściekłością uderzył w maskę, jakby chciał ją zniszczyć.
Opamiętał się dopiero gdy maska i tkwiąca w niej głowa zostały doszczętnie zmiażdżone. Uniósł wzrok i napotkał zdziwione spojrzenie szlachcica. - Wiesz... - zaczął, próbując jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie, gdy z zewnątrz dobiegł ich zniekształcony krzyk. Ktoś chyba wołał pomocy. Ktoś z kim tu przybyli, a teraz wyszedł z tego tunelu... Kislevita i jeszcze tamten drugi gość, którego wynajęli. Ktoś musiał ich zaatakować. I tym kimś z pewnością były skaveny. - Chodźmy na górę - rzucił do milczącego Edmundusa. - Uratować ich to ich nie uratujemy, ale chociaż pomścimy ich śmierć. |