Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2012, 15:32   #62
Aeshadiv
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Nathander

Bez większych problemów znalazł to czego szukał. Chore zwierze miało prawie obdartą ze skóry łapę. Kot miotał się próbując się wyrwać. Raz prawie nawet uciekł, ale Nathander miał szybsze ręce. Złapał zwierzaka i posmarował mu kończynę maścią od cyrulika.
Tak opatrzony kot został zostawiony w stajni za karczmą. Tamtą noc Nathander spędził poza świątynią.
Kolejnym celem na tę noc było odnalezienie jakiegoś pijaczyny. Tutaj też los uśmiechnął się do mężczyzny. Oberża, bijatyki, prośby o pomoc pijanym. Nie trzeba było długo czekać, aby ktoś oberwał butelką przez łeb, a wykidajło wynieśli nieszczęśnika poza karczmę. Pokrwawiona głowa pijaczyny uderzyła o bruk przed oberżą zdzierając jeszcze więcej skóry.
Nathander natarł mężczyznę maścią i zaciągnął go do stajni. Tam chłopak stajenny chwile protestował, ale za szylinga stwierdził, że zajmie się i tym mężczyzną i kotem.

Noc mijała spokojnie. Jednak coś przyciągało do spróbowania tej maści. Nathander nie chciał być już pokryty szramami. Może warto było uwierzyć w to co mówił cyrulik? Ranek pokaże.

I pokazał. Pierwszą rzeczą, którą Nathander sprawdził po wyjściu z oberży była oczywiście stajnia. Kot był zdrowy. Jego łapa teraz była w stu procentach sprawa. Skóra odrosła momentalnie, futerko dopiero zaczynało. Chłopak stajenny powiedział, że mężczyzna, którego tutaj wczoraj zaciągnięto wyszedł po świcie. Był dziwnie zadowolony i trzeźwy. Jakby nic nie pił poprzedniego wieczora.


Siegfried i Aldric


Siegfried porozmawiał ze strażnikami. Jakimś cudem udało mu się zagadać gwardzistów samego inkwizytora. Dowiedział się kilku ciekawych rzeczy. O tym, że w sumie to ich płaca taka wielka nie jest. Każdy ze strażników chciałby służyć u tej całej Markizy. Niestety ma już ona dwóch swoich egzotycznych bliźniaków, którzy strzegą jej posiadłości.
Aldric po chwili usłyszał krótką wymianę zdań:
- Więcej wiecie o tym, że w chacie były ukryte przepisy od Herr Wiktora? – zapytał Eryk.
- Inkwizytor siedział na stole patrząc się na cyrulika. Od czasu do czasu oglądał półki i szafki. Przeszukiwał je. Podniósł jakiś słoiczek, odkręcił go i powąchał. Następnie cyrulik odpowiedział:
- Tak, Herr Weiß. Od n-niego samego. Nawet nie pytałem. Sam mi o tym p-powiedział.
- Mówił co dokładnie ma tam być? Tak po prostu powiedział, że może warto tam zajść?
- Tak jest. D-d-dokładnie tak! – utwierdzał w swoich słowach Brudder.
- Co grozi za kłamstwo wiecie? – zapytał surowo Eryk.
- Z pewnością jakaś o-okropna kara.
- Za kłamstwo utrudniające śledztwo wyrywa się język. Chyba chcecie jeszcze kiedykolwiek móc mówić? Prawda? – zapytał łowca.
- T-tak! O-oczywiście Panie! – praktycznie wykrzyczał mężczyzna.
- Więc pokaż mi wszystko, co masz z chatki. – rozkazał Eryk, a Karl poprowadził go do innego pomieszczenia w swojej kamienicy.

Kopalnia

Edmundus i Mogund zobaczyli wracającego z niezbyt wesołą miną Siggiego. Co się stało chyba nie musieli tłumaczyć. Stali tak chwilę przy wejściu do kopalni w milczeniu zastanawiając się co począć.

Ciszę przerwał strzał. Potężny huk muszkietu rozległ się w okolicy. Echo poniosło się po kopalni. Kolejnym dźwiękiem było krzyknięcie. Edmundus dostał w nogę. Szlachcic złapał się za bolącą kończynę ściskając ją oburącz. Kula z muszkietu utkwiła w środku, czuł ją. Mogund dobrze wiedział jakiej amunicji używały szczurki.

Kolejny wystrzał. Zielonkawa kula z trzaskiem uderzyła o skałę nad głową krasnoluda. Trzeba było stać czym prędzej uciekać. Nie wiadomo ilu strzelców się tu jeszcze czaiło. Ruszyli biegiem w dół drogi. Przez cały ten czas słyszeli szelest w krzakach, jakieś syki i popiskiwania. Utykającego Edmundusa wspomagał Siggi. Po niedługim czasie byli już na trakcie. Pogoń chyba odpuściła. Gdy byli przy drodze do miasta mogli w końcu odetchnąć.
 
Aeshadiv jest offline