Wątek: Zombieland
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2012, 18:21   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jechał szybko. Nie musiał dbać już o przestrzeganie kodeksu ruchu drogowego. Omijał korki wjeżdżając na chodniki, zresztą Seatlle było jego miastem. Znał tu wszelkie zaułki i skróty.
Jechał przez “opustoszałe” miasto. Przynajmniej w teorii. Bowiem tam gdzieś w mroku kryły się przecież ożywione kreatury... kiedyś ludzie.
Tam też kryła się i jego siostra. Maria. Jej nie dopadł. Zabił matkę, ojca, Luizę... choć trudno nazwać morderstwem rozwalenie oszalałych kreatur.
Jechał przez miasto. Na siedzeniu obok leżał Colt Detective Special. Małe draństwo ale poradziło sobie z truposzami. Najpierw z ojcem i matką, którzy zaatakowali Eddiego znienacka.
Potem... tymi w nocy.
Obok colta, leżały jeszcze trzy naboje i napoczęta paczka papierosów. Oraz łom.
Eduardo palił krztusząc się. Rok odwyku zrobił swoje. Był dumny, z tego że udało mu się rzucić.
Aż do teraz... Nie wytrzymał. Zapalił zaraz po zabiciu rodziców.
Najchętniej by poszedł do jakiegoś psychiatry po tabletki na nerwy, ale nie ufał chemii odkąd widział ćpunów na odwyku.
Dziś wytropił Luizę i jej męża. I zabił. Ich małą córeczkę też. Potworek rzucił się na niego i prawie ugryzł.
Marii nie dopadł. I raczej już nie zdoła.
Dym papierosowy relaksował nieco. Odprężał. Eddie uspokajał się i na nowo spoglądał przyjaźnie na świat.
Jechał do centrum Rainier Valley Square w którym liczył na widok Gwardii Narodowej, Navy Seals, facetów w kombinezonach ochronnych z wojsk obrony chemicznej... lub przynajmniej policji.

A tu cisza...
Zatrzymał więc swojego forda mustanga rocznik ‘74 i wysiadł, gasząc papierosa na parkingu.
Do kieszeni skórzanej kurtki wsunął rewolwer, do kieszeni wewnątrz resztę amunicji. Na szlufce od jeansów zawiesił poręczny łom. Spojrzał jeszcze raz ze smutkiem na swoje kochane autko.


I ruszył w kierunku centrum handlowego. Nie był jedynym szukającym tu azylu, co było dość pocieszające.
Eduardo Ortega był wysokim na metr osiemdziesiąt czarnowłosym Latynosem o szczupłej sylwetce i zwinnych ruchach. Czarna koszula na którego narzucił skórzaną kurtkę oraz czarne jeansy i czarne adidasy dopełniały wyglądu.
Szedł spokojnie rozglądając się i orientując, że coś jest nie tak. Powitanie w postaci stróża nocnego dopełniało sprawy. Było źle, naprawdę źle.
W środku, kilka ładnych lasek z wielkimi spluwami poprawiło humor Eddiemu. Zarówno laski jak i spluwy... choć z całkiem odmiennych powodów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-10-2012 o 13:39.
abishai jest offline