Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2012, 20:21   #149
Rodryg
 
Reputacja: 1 Rodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputacjęRodryg ma wspaniałą reputację
Nagłe zjawienie się nieumarłego zaskoczyło półdrowa, wątpił by mimo swojej konsystencji zdołał wypełznąć z tej dziury bardziej wyglądało na sprawkę magi. Jednak gdy stwór “przemówił” po jego plecach przebiegły ciarki, to nie powinno być zdolne do mowy. A w dodatku do tego niektóre słowa były mu nieprzyjemnie znajome. Szybko wyrwał się z odrętwienia głównie dzięki uświadomieniu sobie jak paskudnie niebezpieczny jest ten nieumarły i poleceniu Jaerdena. Widać szermierz nie był specjalistą w walce z ożywieńcami “Zabij to!” łatwiej powiedzieć niż zrobić zwłaszcza że w przeciwieństwie do wcześniej napotkanego pająka bestia nie miała jako takiej formy a bardziej była zbitkiem swoich ofiar i tego co wchłonęła po drodze i była o wiele bardziej odrażająca.
Ishil spojrzał se na swoją kuszę przypuszczając że nie będzie najefektywniejsza broń w tej walce, obrócił się na pięcie i pędem ruszył w kierunku swojego “wsparcia” jeśli w ogóle mógł ich tak nazwać mimo wszystko wolał trzymać dystans a kusza była do tego przyjemną wymówką drugą była myśl że jeśli coś pójdzie źle to może skończyć jako tak odrażający truposz. Właśnie ta myśl spowodowała że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny chłód a wraz z nim przerażenie, prawdopodobnie drowy nie będą zachwycone jego nagłym odwrotem ale i tak myśł ta motywowała go w wystarczającym stopniu.
Stwór wykrzykując, jęcząc i szepcząc pozbawione pozornie sensu zdania dokończył swoje formowanie i ruszył w kierunku Ishila. Na szczęście nie był dość szybki, za to jego obecność wywoływała mdłości i strach... Które jednak półdrowowi udało się zdusić w zarodku.
Nieumarły wybrał sobie jego na cel bo był najbliżej, w końcu ten koszmarek nie myślał.
Niemniej wrzaski Jaerdena były jakoś mało motywujące, skoro troglodyta nie zaszarżował na wszechpożerającego głoda, a jedynie zbliżył się do niego odrobinkę.
Życie zweryfikowało plany kapłana. Przeklęta góra mięsa miała zbyt twardy pancerz, by się w nią wgryźć. Poskutkowało to absolutną apatią i całkowitą zapaścią Virdtha w świat wyobrażeń. Tak więc nie miał pojęcia, co działo się wokół niego do chwili, gdy nagle zobaczył dziwnego stwora mówiącego, jakby był inteligentny. Wygląd jednak jednoznacznie wskazywał, że jest to niemożliwe. Przez gruby mur niewrażliwości usłyszał, jak znienawidzony głos rozkazuje jemu i Trogsowi, jakby byli równi, „Wesprzyjcie go w walce”! To i nagłe odkrycie, że potwór również nie zawiera krwi, której mógłby się napić, wywołało zbyt porywczą reakcję nawet w jego ocenie.
- Kurwa mać!
Jak walczyć z czymś takim? Co to w ogóle jest? Jak to wykorzystać, żeby pozbyć się Jaerdena? Chyba tym razem nic z tego nie wyjdzie…
Trzeba było działać. Monstrum zdecydowanie nie należało do żywych, więc próba zastraszenia go nie miałaby sensu… Żałował, że nigdy nie postanowił nauczyć się karcić nieumarłych… Gdyby mógł przejąć władzę nad potworem, może mógłby poszczuć kościstą galaretą szermierza… Byłoby to nad wyraz korzystne.
Niestety było to niemożliwe, a musiał coś zrobić. Dla własnego bezpieczeństwa. Niezbyt jasny z powodu głodu krwi umysł postanowił posłać w stwora wiązkę promieni świetlnych cofając się nieco.
Uprosiwszy swego boga, kapłan wystawił do przodu dłoń z której strzeliła mocna struga jasnego i silnego blasku. Świetlny promień uderzył tuż... obok stwora, który jakimś cudem zdołał przemieścić część swej materii organicznej unikając trafiania. I skończyło się na wypaleniu małej jamki w skalnym podłożu.
Jaerden też nie zamierzał się zbliżać, zamiast tego sięgnął po fiolkę z alchemicznym ogniem i cisnął w kierunku potworka. Ale i on chybił lekko tylko przysmażając bok stworzenia.
Ishil przymierzył się do strzału po czym posłał bełt w stronę nieumarłego, jednak biorąc pod uwagę jego groteskową formę wątpił czy wyrządzi mu większe szkody. Znów się wycofał jednak przypuszczał że tym razem jest za blisko i prawdopodobnie będzie musiał skorzystać z zawieszonego przy pasie cepa. Tak więc zaczął się przygotowywać na taki obrót spraw chybaże ktoś zdoła swoimi atakami odciągnąć uwagę bestii od mieszańca.
Pocisk wbił się z impetem w “ciało” szepczącego nieumarłego, ale i tak go nie powstrzymał przed dalszym kroczeniem w kierunku półdrowa. Wszechpożerający głód był coraz bliżej niego.
Jego smród wywoływał mdłości, a jego szpety drżenie dłoni. I wrażenie, że... to pokonanie tego czegoś może być ponad ich siły.
Z bojowym rykiem potężny troglodyta walnął z całych sił olbrzymią pałą, którą wykorzystywał jako broń. Kamienna maczuga z impetem uderzyła w potworka wywołując głośne plaśnięcie.
I rozpryskując fragmenty organicznych tkanek na boki.
Zeshan powtórnie zaklął. Był już pewny, że czarami stworowi nic nie zrobi. Postanowił więc przygotować się do zwarcia. Obiecał w myślach kolejne litry krwi Selvetarmowi i po chwili otoczyło go lśniące pole magiczne zwiększające jego wytrzymałość. Miał już dosyć wszystkiego, co działo się dookoła. Nie mógł napić się z niczyich tętnic, ani zabić kapłanek, ale okoliczności dały mu możliwość choćby częściowego wyładowania kumulującej się w nim poprzez upokorzenia nienawiści poprzez zabicie tej szkarady. Był już gotowy, by rzucić się na galaretę, która zepsuła mu jeszcze bardziej i bez niej zupełnie kurewski dzień.
- Że też muszę.. marnować kolejne... -mamrocząc coś pod nosem i klnąc na nieudolność reszty ekipy Jaerden starał się zajść walczącego nieumarłego z boku. Drow najwyraźniej największe nadzieje pokładał w sporej ilości posiadanych eliksirów. Gdyż szykował się do wypicia kolejnego.
Nieumarłe paskudztwo swym smrodem mogło powalić o mniej wytrzymałe istoty, przynajmniej taka myśl przebiegła przez głowę półdrowa gdy stwór się do niego zbliżył. Na szczęsćie troglodyda zebrał się w sobie i porządnie przyłożył w to świństwo, licząc że tym atakiem zwróci na siebie uwagę Ishil zdecydował się szybko wycofać i przeładować i posłać kolejny pocisk. Przynajmniej taki był jego plan, jeśli stwór będzie szybszy, zignoruje troglodytę i rzuci się na niego to może być krucho, nieprzepadał za walką w zwarciu a już nie przeciw takiemu paskudztwu.
Ishil wybrał taktykę i odskoczył... nie dość szybko. Pseudomacka zbudowana z organicznych cząstek i kości martwych stworzeń uderzyła w jego ciało. Zraniła go w bok, pozostawiając po sobie brudną i śmierdzącą ranę. Była jednak zbyt słaba by go pochwycić. Za to rana zadana pazura pokrytymi śmierdzącymi szczątkami była poważna i bolesna.
Poczuł lekki ból głowy i pot spływający po ciele. Znak że ciało walczy z chorobą. I na razie... wygrywa.
Półdrow załadował i strzelił ponownie mając nadzieję, że kolejny bełt zakończy żywot tej koszmarnej istoty.
Trafił! Mimo drżących dłoni, mimo lekkiego bólu głowy. Bólu, który na szczęście już ustępował. Bełt wbił się w gnijące szczątki, które swymi głośnymi szeptami budziły w sercach niepokój i strach.
Głód zrezygnował z podążania za Ishilem atakując Trogsa. I chybiając. Troglodyta zaś nie mógł nie wykorzystać tej szansy. Z rykiem uderzył swą maczugą w gnijącą masę stwora, rozchlapując ją nieco.
Kapłan widząc, co się dzieje, wyciągnął z pochwy swój miecz. Nie mógł pozwolić, żeby to inni zabili stwora. Nie było mu dane skosztować krwi - niech chociaż życie da mu szansę posłać cokolwiek do czarta! Rzucił się do przodu i zamachnął od lewej w galaretę wkładając w cios całą swoją nienawiść i frustrację. Wyobrażał sobie w tej chwili, że ostrze nie leci wcale na spotkanie nieokreślonej brei zawierającej liczne kości, a w kark Maelstar...
Kapłan dopadł ofiarę i uderzył, ale niezbyt udanie. Nienawiść przesłoniła mu wzrok i cios nie był aż tak morderczy, jak być powinien. Skupienie się na wyimaginowanym wrogu zamiast na prawdziwym sprawiło, że trudno było zaliczyć ten cios do udanych.
Jaerden przemieścił się na bok, ale w przeciwieństwie do kapłana nie spieszył się z atakowaniem. Zamiast tego łyknął jakiś eliksir.
Tym razem nie udało mu się uniknąć ciosu przez chwilę czuł jak choroba wdziera się w ciało wraz z ciosem stwora. Na szczęście szybko poczuł że udało mu się zwalczyć jej efekty, koniecznie będzie trzeba przeczyścić tą ranę gdy będzie po wszystkim. Nieumarły zdecydował się skupić na bliższym kąsku w postaci troglodyty. Po chwili do stwora dopadł też kapłan, tylko szermierz zwlekał z atakiem wciąż łykając swoje eliksiry, widać był to jego nawyk ciekawe czy przed pojedynkami na arenie robił to samo. Ciekawe jak by sobie radził bez swojego wsparcia w płynnej postaci być może to była jego słabość.
Wyrwał się jednak z tego ciągu myśli ponownie naciągając kusze tym razem celując odrobinę dłużej w centrum nieumarłej masy, wypuszczając bełt liczył że wkrótce zakończy się istnienie paskudztwa pod zmasowanym atakiem ostrzy i maczugi. To by jego pocisk zakończył jego egzystencję było pobożnym życzeniem, zresztą z nieumarłymi trudno było określić czy już padli czy też nie. A co dopiero w przypadku tego paskudztwa...
Kolejny pocisk trafił gnijące szczątki skupione walce z troglodytą, który w przypływie strachu zaczął wydzielać ostry odór. Sytuacja robiła się coraz bardziej “śmierdząca”.
Stwór odpuścił sobie atak na Ishil skupiając się na Trogsie.
Uderzenie i zranienie wywołało panike troglodyty, który popiskując zaczął się wycofywać i oberwał ponownie od straszliwej bestii próbującej go opleść swoimi gnijącymi szczątkami, bez skutku.
Kapłan stojący najbliżej niego wiedział, że ów atak paniki nie był naturalny. A co za tym idzie, sam też mógł mu ulec podobnie jak reszta współwalczących. Co gorsza, odór spowodwany przez gnijące szczątki wszechpożerającego głoda utrudniał koncentrację.
Virdth zdał sobie sprawę, że w tej chwili jak nigdy potrzebował będzie czystego umysłu. Dawno zapomniał, jak to jest skupić się na chwili obecnej i nie zapuszczać myślami w krwawą wyobraźnię. Umiejętność, która ratowała - jak mu się wydawało - jego zdrowie psychiczne, okazała się w tej chwili śmiertelnie niebezpieczna. Potężny cios mimo chybienia pozwolił mu wyładować się choć odrobinę. W końcu był to nienajmniejszy wysiłek. Odpędził od siebie obraz kapłanki i zmusił do obserwacji. Galareta była wprost odrażająca i groźna. Bezmózg - jego niedoszła ofiara - wydawał się zwariować. Zeshan doskonale wiedział, co to może oznaczać i choć zwykle ze swym bogiem licytował, teraz w nagłym odruchu poprosił go o opiekę. Nie było żartów.
Stwór był masą... Najwięcej być go musiało więc w centrum. I tam spróbował wymierzyć kolejne uderzenie. Nie był pewny, czy udało mu się osiągnąć stan zimnej precyzji, ale skupił cały swój wymęczony umysł na ciosie.
Tym razem wyszło, sztych miecza wbił się w pulsującą mieszaninę gnijącej tkanki organicznej, kości nieboszczyków i bogowie wiedzą co jeszcze... Tym razem miecz wszedł głęboko niszcząc o wiele więcej ciała nieumarłego stwora.
A Jaerden z przeciwnej strony zionął ogniem... Efekt tego zionięcia był dewastujący. Ogień pochłonął wszechpożerający głód zadając wiele zniszczeń jego ciału. Lecz jak każdy nieumarły, ten stwór się nie wycofał z walki, tylko zwrócił swą uwagę na najbliższy cel i w czaszki w kafofonii cichych szeptów wpatrywały się pustymi oczodałami w Zeshana.
Czego jak czego ale ziania ogniem nie spodziewał się po szermierzu, płomienie były skuteczniejszą bronią przeciw nieumarłym niż ostrze. Być może był sprytniejszy niż się wydawało a może miał po prostu doświadczenie, tak czy inaczej Ishil błyskawicznie przeładował kuszę i posłał kolejny bełt w bestię. Widząc zaś że troglodyta zaczął się wycofywać sam też zdecydował się oddalić na tyle ile było rozsądne wolał nie ryzykować tego że kapłan i szermierz zrezygnują z ataku zaś stwór ponownie się go uczepi.
Ishil uskoczył strzelając szybko z kuszy. Ręka mu drgnęła tuż przed strzałem i wydawało się z pozoru że półdrow tym razem chybi. Ale jednak... udało się. Pocisk wbił się w gnijącą masę nieumarłego potwora i to głęboko.
I ten strzał, przesądził o zwycięstwie drużyny. Potwór rozpadł się na śmierdzącą kupę rozkładających się tkanek. Szepty czaszek ustały... zwyciężyli.
-Kapłan... wylecz rannych.- rzekł Jaerden z wyraźną pogardą i niechęcią przyglądając się cuchnącym szczątkom nieumarłego stwora. Najwyraźniej były gladiator niechętnie toczył boje z takimi kreaturami.
Jednak jego strzał zakończył egzystencje stwora, wolał nie zgadywać co by było gdyby okazał się twardszy w końcu Trogs już spanikował. Pamiętając o paskudnej chorobie szybko zajął się opatrywaniem własnej rany usuwając wszelkie ślady paskudztwa zresztą był gotów nawet wykroić nożem żywą tkankę jeśli tylko to miało by zapewnić mu bezpieczeństwo od tej zarazy.
Na słowa szermierza stwierdził że będzie miał okazję poinformować kapłana o paskudnej chorobie jaką roznosił stwór w końcu trzeba było się upewnić że troglodyta się nie zaraził. Wolał by się nie obudzić obok świeżo powstałego wszechpożerającego głoda a biorąc pd uwagę że był dość masywny mógł się okazać wytrzymalszy od swego “rodzica”, oczywiście jeśli troglodyta miał nieszczęście ulec chorobie. Zabawne to był by jeden z tych nielicznych przypadków gdzie by komuś współczuł choć może to jego wstręt do nieumarłych dawał o sobie znać.
Virdth znieruchomiał. To pocisk mieszańca zabił galaretę z czaszek. Nie dał nic po sobie poznać, ale nie był tym faktem zachwycony. Chciał kogoś uśmiercić i nie udało mu się to. W zastępstwie miał za to wyleczyć rannych. Wydawało mu się to tak niedorzeczne i wręcz śmieszne, więc przez dłuższą chwilę nie zareagował. Następnie jednak rzucił niechętne spojrzenie na Jaerdena i podszedł do Ishila, by zobaczyć, co mu jest. Troglodytą przejmował się znacznie mniej, a nie mógł stracić przecież wspólnika. W jego głowie zrodziła się zawistna myśl, że warto byłoby zwędzić szermierzowi jego mikstury...
 
Rodryg jest offline