Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2012, 01:29   #11
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Tańce, hulanka, swawola!

Patrzył spode łba na ludzi. Nie lubił takich zabaw w wydaniu ludzi. Nie żeby miał jakieś uprzedzenia rasowe, ale człowieki nie potrafiły urządzać tego typu przedsięwzięć.

Śmiechy i krzyki przyświecały biesiadnikom! Wirowali radośnie wokół pala ze wstęgami zakręconymi wokół nadgarstków.
W miarę kolejnych okrążeń zbliżali się do siebie coraz bardziej. Roześmiane twarze młodych chłopaków stojących blisko urodziwych dziewek rozpalały się nowym blaskiem. Oto kolejna atrakcja święta. Bezkarne obłapianie, bo przecież to ścisk kierował rękami!

-Chudź do nas!-usłyszał kobiecy głos z kręgu podczas rozwijania wstęg przymocowanych do czubka pala.

-Taaa... Jasne... Zawijam kiece i lece...-burknął z drewnianym kuflem w dłoni dopiero co wypełnionym piwem prosto od Tomasa i Marleny Bauerów. Wpatrywał się w mętny, chmielowy wywar pokryty ciekną warstwą perlistej pianki. Jej bąbelki pękały jeden po drugim uwalniając charakterystyczny aromat napitku.
Ucha nadstawił, przestając nieskładnie przytupywać poza rytmem muzyki.

Nie próbując jeszcze był niemalże przekonany, iż najmniej kapka wody tam siedziała. Znaczy się chrzczone. Takie miał przeczucie, lecz nie był specjalistą.

O! Kharod! Arno jedynie z otwartą gębą siedział jak Stary na słuch tylko zdolny był ocenić jakość napitku. Choć trzeba było przyznać, że kiedy już rumiany od pojenia wszelakiego się stawał, to mu wykrywacze na inny płyn się przestawiały. Na bardziej ogniste, a wtedy najlepszym piwem może pogardzić.

Wziął potężnego łyka. Odruchowo...
Nagle parsknął! Zawartość ust znalazła się na pustym stole! Nieczęsto widziało się tak bardzo wykręconą twarz krasnoluda. Wyglądał jak plugawy demon, chaosyta pieprzonytfu!

-Ło kurwa...-sapnął, odstawiając kufel i splunął przez ramię.

-I dziwić się, że nie cierpię ludzkich zabaw-warknął do siebie niby niechcący strącając kufel z breją wprost na porośniętą trawą ziemię.

Biegają tacy wkoło drewnianego symbolu jakiegoś fajfusa, z czubka którego zwisają kolorowe sznurki. Nie dość, że fajfus, to jeszcze po pracy.
Co najważniejsze piwo jest ohydne, zaś przed nim jeszcze tyle dnia zostało i noc cała! Na brodę Grungniego! Za co?!
Piekło zacznie się dopiero w nocy, ale jest całkiem spora szansa, że Krasnolud umrze wcześniej. Z nudów. Albo utopi się w nędznym piwsku.
Wzdrygnął się.

Tak to by przynajmniej w kuźni młoteczkiem powalił. Nożyk by sobie dokończył, bo mu Hubert krasne skóry na pochwę przyniósł w zamian za wyklepanie wyszczerbień na jego ulubionej broni.
Ba! Skóry zostanie jeszcze na rękawice! Stare się już wyprawiły i ciepło zbyt dobrze przepuszczają.
Może starego Millera dopadnie na tym całym bajzlu. Pogadałby z nim o robocie. Może by czasu kapkę znalazł, a w zamian Arno by mógł elegancko wyrychtować jego narzędzia.

Rozejrzał się za Ottem, gdy usłyszał za sobą zbliżający się głos.

-Wezwanie łod Wójta jest. Do "Starej Beczki" woła za kwadransik jaki.

Już sobie kuśnierza znalazł...






Bauery to porządne ludzie...-pomyślał pijąc piwo, jakiego uświadczyć mógł karczmie co dzień. Deczko słabe, ciut mało się pieniło. Takie trochę nijakie, lecz Arno przywykł.

...ale żeby wodą rozcieńczać, to kurwa nie zdzierżę.
Wychylił kolejny łyk.

Stary to miał wyroby! Prędzej by sczezł niźli alkohol słabej jakości podał. Raz któryś z kamratów w stanie permanentnej nietrzeźwości zarzucił Kharodowi kantowanie przy produkcji.
Co to się wtedy działo!

Młody krasnolud uśmiechnął się do swoich myśli. Jak żywy stanął przed nim Glim z pękniętą czaszką, połamanymi nogami, żebrami i poobijanym pyskiem.

Hammerfist po raz trzeci zaczerpnął potężny łyk. Zabębnił palcami w blat w oczekiwaniu.

Aż do wyjazdu Arno, Glima zwali Farcikiem, bo całkiem darmo się z obelgi wywinął. Szczęściem Grungni miał Khazada w swej opiece.
Gdyby trzech chłopa szarżującego z dębowym krzesłem nad głową, Starego zatrzymać na kilka chwil nie zdołało, to cienko z Glimowym łbem by było.
Niemniej i to niewiele by dało, gdyby widząc zagrożenie spity Krasnolud momentalnie nie wytrzeźwiał.
Przynajmniej do pewnego stopnia, gdyż podczas wężykowego odwrotu był przekonany, iż w szybie jest winda...

Pomylił się. Przy gruchnięciu o glebę potrzaskał sobie gnaty.

Mało tego szczęścia było na jednego Glima! Ciśnięte w dół przez Starego krzesło ominęło leżącego na dole! Ani ociupinki nie trafił!

Co by nie rzec o Starym wkładał całe serce w wytwarzanie alkoholi tak jak kowale w metalurgię i kamieniarze w obróbkę kamienia.

Dobra impreza bez dobrej mocy w płynie nie istnieje-wypił do dna, wspominając rozmowę z Fryderykiem.
W kudłatej głowie Hammerfista nie mogło się zmieścić, jak to się działo w tych ludzkich makówkach, że tak dziwne mieli poglądy na najważniejsze elementy zabawy.

Gottlieb dał radę przetłumaczyć kilka spraw w Sigmarowej kwestii, ale niektórych kwestii Arno nie mógł pojąć.
Jak wódka na festynie ma nie być najważniejsza? No jak? Jakim cudem? Nie trafi się za ludźmi...

-Dlatego...-mówił kapłan.
-...ludzie pozwalają sobie na rozcieńczanie piwa. Dla nas nie jest najważniejsze, a i środków na wyrobienie dużej ilości na raz nie ma. Jakby było najważniejsze, to innych rzeczy by nie było i piwo by było.

W takim układzie ludzie muszą być nienormalni. Jeśli ich porąbanie jest prawdą, to Fryderykowe słowa miały sens. Czyli może być w tym racja.

Nagle drzwi otworzyły się, zaś do środka wszedł Alfred.


Niech zdrowie i krasnoludzki spirytus zawsze z Grungnim pozostaną!
Alfred Tannenbaum wyznaczał nocną wartę! Takiej okazji przepuścić nie mógł!

-Ja idę!-powiedział szybko, jakby obawiał się, iż zajmą mu wszystkie miejsca.
Oczy khazada rozbłysły jak świeżo wyłuskane ciemne kasztany połyskujące w słońcu, zaś blizna ciągnąca się przez lewe oko powiększyła się lekko przez uśmiech.

O dziwo ta część historii Hammerfista była zagadką. Pewnym było jedynie to, iż pojawiła się po powrocie z kopalni w Jałowych Wzgórzach, ale przy każdej próbie zagadnięcia o nią krasnolud stawał się najmniej rozmowną osobą w Stirlandzie. Może nawet w całym Imperium.

-Ale w jakieś ciekawe miejsce!
Gdy krasnolud chciał iść w ciekawe miejsce mogło to oznaczać tylko jedną z dwóch rzeczy. Picie lub młóckę.
Pierwsze odpadało. Właśnie wykręcił się z nocnej zabawy Dnia Słońca, więc zostawało tylko to drugie.


Nocna warta zdawała się mu sprzyjać. Nie dość, iż nie musiał uczestniczyć w całym tym kretyństwie, pić obrzydliwego piwa, to jeszcze jego towarzystwo miało być niezgorsze.
Co prawda z żadną rodziną zatargów nie miał, a i powodów specjalnych do tego nie widział.

Dla przykładu ze Schlachterami jego ojciec robił interesy, a Bauerowie byli jedynym źródłem piwa w okolicy.
Arno już każdego ze wsi widział w swoim warsztacie. Nawet Maria Adler przybyła któregoś pięknego dnia z prośbą o naprawę i zaostrzenie narzędzi.

-Otto! Dobrze cię widzieć!-zakrzyknął z daleka, gdy tylko dostrzegł szewca i kuśnierza w jednej osobie.

Wieczór i noc miał zagospodarowane, lecz wpierw dożyć trzeba było!
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline