Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2012, 02:01   #48
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Mówi się, że pierwszy taniec na balu jest zawsze najważniejszy; że to po nim właśnie rozpozna się, czy potańcówka jest warta czasu, czy może jego marnotrawstwem. Na sukcesy takich wieczorków towarzyskich składało się jednak o wiele więcej czynników, niż to, jak goście się ruszają. Na przykład to, czy orkiestra gra poprawnie i czysto; czy jadło i napitki są na tyle wytrawne, by nie podrażnić wyrafinowanych kubków smakowych błękitno-krwistych i czy wspomniani goście są wystarczająco absurdalnie odziani, by wpasować się w panującą modę.

Jednakże bal, na który trafili najemnicy, daleko miał do tych urządzanych przez Voseryjskich możnowładców; bliżej było mu do jakiejś plemiennej hecy, w której jakość przekładała się na ilość zarżniętych gości. Idąc tymi standardami, byłoby to wydarzenie miesiąca, bowiem trup jeszcze przed przybyciem najemników ścielił się gęsto i jak na razie, nie było widać końca tej rzezi.

Vonmir dwoma szybkimi ruchami wspiął się na schody i przeskoczył przez balustradę, sytuując się pomiędzy boczną częścią stopni i kolumnami. Chciał wykorzystać taktykę, którą kiedyś podłapał na jakiejś lekcji, na której był trzeźwy i przytomny, co w tamtych czasach było nie lada widokiem. Mięśniak chwycił haczyk i ruszył ku Sunveryjczykowi, szczerząc się paskudnie i przyspieszając kroku. Vonmir czekał cierpliwie, niczym drapieżnik szykujący się do skoku na niczego niepodejrzewającą padlinę. Chociaż, biorąc pod uwagę ich rozmiary, to jemu prędzej było do jakiejś sarenki czy innego, równie niskiego, elementu łańcucha pokarmowego.

Yngvar tymczasem przyjął zgoła odmienną taktykę. Miast cofać się, zbliżał się powoli do swej przeciwniczki, zdeterminowany zakończyć starcia jednym ciosem. W końcu, nie oszukujmy się, takie chucherko i jeszcze do tego kobieta więcej by nie wytrzymało. No, ale jak każda baba, potrafiła nieźle podkurwić faceta, nawet takiego, co to lada chwila miał ją zarżnąć jak prosię. Dziewka bowiem zdążyła chwycić metalowy pocisk i posłać go w stronę Yngvara z zabójczą precyzją. Trafiła prosto w klejnoty rodowe Meintyńczyka. Ten mógł jedynie wciągnąć głośno powietrze i zgiąć się wpół, klnąc na czym świat stoi. Ot, a jednak popierdółki wytatuowanej drasnęły go, i to całkiem poważnie.

Na środku sali również nie próżnowano. Adailet i ten ciemny kształt przewalali się po podłodze, próbując zdominować takie bliskie starcie i wyjść z niego żywym. Chłopakowi, na jego nieszczęście, marnie to szło. Ów skoczna bestia okazała się bowiem prawdziwą bestią; istnym pomiotem piekielnym. Nawet szybki rzut okiem utwierdził Vonmira i Yngvara, że nie chcieliby się z takim czymś zmierzyć. Tym czymś był przerośnięty kocur; wielki niczym niedźwiedź i czarny jak smoła. Chociaż z tym pierwszym to nie wiadomo, najemnicy nie mieli czasu się przyglądać.

Ten wielki bowiem doskoczył do Vonmira i zamachnął się swoim cacuszkiem. Sunveryjczyk odskoczył do tyłu na czas, bogom niech będą dzięki. Kropacz czy, jak kto woli, poranna gwiazda, napędzany siłą mięśni Rozzhkarczyka huknął o jedną z kolumn, odłupując całkiem spory jej kawał. Pył i kawałki materiału poleciały we wszystkie strony, jednak żaden z nich jakoś się tym nie przejmował. Vonmir ponownie musiał uciec od ciosu, który tym razem zmiótł część balustrady.

Wytatuowana dziewka nie marnotrawiła czasu. Kiedy Yngvar zajęty był łapaniem oddechu, doskoczyła do niego i skoczyła mu na plecy, owijając kończyny wokół Meintyńczyka. Ów ruch może i spodobałby mu się w sypialni, ale tutaj zwiastował problemy. Mężczyzna zaryczał niczym zwierzę i zaczął rzucać się na wszystkie strony, próbując zdjąć z siebie nieproszoną pasażerkę. Nim jednak zdołał tego dokonać, ta zdążyła wgryźć się w jego ramię i wyrwać zębami kawał mięsa. A to już nieźle podkurwiło Yngvara. Nie zważając na krwawienie i dwa miejsca promieniujące bólem, stanął pewniej na nogach i, po uprzednim upewnieniu się, że jest w dobrym miejscu, rozpędził się do tyłu. Jebnęli w kolumnę niczym dyliżans powożony przez jakiegoś wariata. Yngvarowi ów spotkanie z architekturą mało zaszkodziło; cały impet skupił się bowiem na dziewce. A ta, co można było wnosić po chrupnięciu i okrzyku bólu, miała połamany chyba z tuzin kości.

Przeciwnikowi Vonmira obrócenie balustrady w drzazgi przyniosło więcej złego, niż dobrego. Kropacz zaklinował się w drewnie i Rozzhkarczyk zawarczał wściekle, próbując wydostać swój oręż. Na taką właśnie okazję Sunveryjczyk czekał. Doskoczył do przeciwnika i wyprowadził cios, który otworzył go od obojczyka po splot słoneczny i, nie czekając na ripostę, zawirował. Ominął mięśniaka z prawej strony i gdy już miał się zatrzymać, by go wykończyć, ten zdołał wyrwać kropacz z drewna i zripostować. Niezbyt poważnie, na całe szczęście; jeden z kolców tylko musnął Vonmira, rozrywając tkankę lewego ramienia. Ot, draśnięcie.

Adailet tymczasem zdawał się być w poważnych opałach; szczęki przerośniętego przedstawiciela gatunku kotowatych coraz bliżej kłapały w okolicach jego tętnicy szyjnej. Czarna bestia najwyraźniej wyczuwała swoją przewagę, bowiem jej ogon śmigał wte i wewte, a ataki nabierały na częstotliwości. I pewnie rozszarpałaby młodziaka na strzępy, gdyby nie to, co wydarzyło się w chwilę później. Ciało Adaileta zesztywniało nagle, oczy uciekły w głąb czaszki, a usta rozłożyły się w niemym krzyku. Dłonie uderzyły w tułów zwierzęcia i posłały je w krawędź balkonu, przy akompaniamencie huku i błysku. Powietrze wokół teraz wolnego gwardzisty zaskwierczało od wyzwolonej podświadomie magii.

Dziewka leżała na podłodze, próbując odpełznąć w ciemny korytarz. Desperacko łapała podłogę palcami, chcąc oddalić się od Yngvara jak najszybciej i jak najdalej. Góral poczuł narastającą satysfakcję. Kręgosłup dziewczyny odmówił posłuszeństwa przy zderzeniu z kolumną i jej nogi były bezużyteczne, pozbawione połączenia nerwowego z mózgiem. Również jej żebra mogły być połamane, ale kto by tam wiedział; krew płynąca z jej ust mogła być zarówno jej własną, jak i Yngvara. Meintyńczyk złapał w końcu oddech i chwycił topór, rozglądając się po sali. Czarny kocur zbierał się właśnie z podłogi, warcząc i jeżąc sierść na grzbiecie; Adailet nie ruszał się, raczej nieprzytomny, niż martwy; a Vonmir właśnie cofał się pod naporem ataków swojego przeciwnika. Yngvar natomiast miał chwilę spokoju; mógł bezstresowo zebrać swój topór z podłogi i podziwiać dzieło zniszczenia, jakie siła jego mięśni pozostawiło w ciele wytatuowanej dziewczyny.

Vonmir cofnął się przed kolejnym ciosem Rozzhkarczyka, który wraz z upływem krwi robił się wolniejszy. Jego kroki były coraz bardziej chwiejne, a machnięcia kropaczem niedokładne. Kolejny jego atak napotkał paradę Sunveryjczyka i siła zderzenie posłała go w kolumnę, na której właśnie się wspierał. Widać było, że starcie dobiega końca, jednak Vonmirowi daleko było do świętowanie zwycięstwa. Wiedział, że nawet zraniony wróg może stanowić niebezpieczeństwo, a i warczenie kocura, dobiegające gdzieś zza pleców, wcale nie nastrajało pozytywnie.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline