Szedł brzegiem miasta w stronę wzniesienia. Cholera, z daleka nie wyglądało to tak źle. A gdyby tak? Nie, nie mógł sobie na to pozwalać za często, źle to się kończyło. Na co mu teraz takie problemy. Szedł więc dalej, powłócząc noga za nogą. Phi, miasto w gruzach, cisza jak makiem zasiał. Oczekiwał napierdalanki w stylu Hollywoodzkich produkcji, a tymczasem był w Nocy żywych Trupów. Nic się nie dzieje, nic nie słychać, tylko ślady jakieś znalazł. Po Jerusalemie, człowieku, który miał jaja wypowiedzieć wojnę rządowi i nawet otwarcie wyjawił, gdzie jest Cross oczekiwał czegoś naprawdę wielkiego. A tymczasem tutaj brak jedynie ekipy remontowej i można odnawiać miasto. Nucił sobie pod nosem, bo mimo wszystko nie odważył się włożyć słuchawki do uszu. Na cholerę on tu jechał…
I doszedł na czubek. Ładnie tu, a jaki widok piękny. Idealne pobojowisko. Ulokował się miękko na brzuchu i zaczął obserwację terenu. Nie mógł w końcu pokazać się na tak otwartym terenie, a okiem obejmował sporą połać miasta, więc czuł się tu dobrze. I jego cierpliwość została wynagrodzona.
Usłyszał strzały. No nareszcie! Coś się dzieje. Ktoś walił z automatu. W innej części miasta nawet eksplozja. Kto mógł walczyć na tym terenie? To ruiny, nie ma tu bandytów, ale za to są agenci i „nasi przywołani przez Jerusalema! Czas działać, dziecinko. Cross wstał nie bacząc już na wyłapanie, przeciągnął się i wycofał o kilka kroków. Krótki rozbieg, zawiązanie wzmocnień ścięgien w nogach i wybicie z wzgórza. Zanim jeszcze zaczął opadać, z jego nóg i ramion wystrzeliły ku siebie wiązki biomasy, które zawiązały się ze sobą tworząc organiczne skrzydła.
[MEDIA]
[/MEDIA]
((wygląd biomasy))
Poszybował ostro w dół, aby na samym dole wyhamować i ponownie przerobić nogi w dwa potężne odnóża z biomasy, co wspomogło jego lądowanie. Utrzymał je i z nadludzką prędkością wbiegł między budynki, aby zobaczyć co się dzieje.